Kreacja - realizuję warianty, by rzeczywiście zaistniały,lecz gdy to zrobię - tracę je, bo przestają być potencją.
I też coś jak potencja rodzicielstwa, najpierw masz w sobie ' materialną ' możliwość, a po kilku miesiącach cudownie ' zapisany ' mały Ktoś, okazuje się być ? - cóż, na pewno nie mną. :)
Raczej chodziło mi o pewien - powiedzmy - "mechanizm psychologiczny", który u siebie zauważyłem (w sumie nigdy nie pytałem innych, czy też tak mają). Póki jakaś myśl jest we mnie, póty ją myślę: drążę, oglądam z różnych stron, rozwijam, obudowuję, łączą z innymi. Ponieważ jednak pamięć bywa zawodna, ponieważ pojawiają się też inne myśli, występuje chęć zapisania. Gdy jednak ją zapiszę, to jakby przestaje być ona dla mnie problemem, który trzeba podejmować i staje się suchą "tezą", pośród setek innych i już jej nie rozwijam.
Już wiem dlaczego nie prowadzę bloga ! Wszystkie moje zapisane myśli nigdy nie stają się suchymi tezami i nie pełnią funkcji terapeutycznej. :) A że tam zaśmiecają stronki innych ? Nie moja problema :)
Dla mnie to zjawisko jest zdecydowanie a-terapeutyczne (przynajmniej jeśli chodzi o filozofię). Wolałbym tych moich myśli właśnie nie tracić. Co prawda zapisanie pozwala do nich wrócić po jakimś czasie z "nowym okiem i uchem", ale z drugiej strony nie są już tak żywe jak pierwotnie.
Lepiej wracać z "nowym okiem i uchem" niźli zapomnieć o czym się myślało. Ja osobiście, lubię wracać do myśli z przeszłości, bo zazwyczaj mogę je umieścić, albo w szerszym kontekście, albo wyłowić jakiś detal, który nie był ważny, ani wtedy potrzebny, a teraz jest w sam raz.
Żywość nie stanowiła dla mnie nigdy priorytetu, więc w tym wypadku nie dołączę się do Twoich litanii żalu. ;)
"Już wiem dlaczego nie prowadzę bloga ! Wszystkie moje zapisane myśli nigdy nie stają się suchymi tezami i nie pełnią funkcji terapeutycznej. :) A że tam zaśmiecają stronki innych ? Nie moja problema :)"
Masz rację ewo, że w aczasowym wymiarze nie byłoby zapominania, utraty. Ale nie byłoby też myślenia, rozwoju myśli.
Fatbantha - no bez przesady, żadna zaraz litania żalu ;) Nie chodzi może o samą żywość, ale o to, że czasem przez to zapisanie jakiś koncept nie zdoła się dobrze rozwinąć i zamienia się w nieco pustą skorupę, do której nie zawsze da się wrócić "z nowym okiem i uchem".
Z tym czasem to tak jest... A najdziwniejsze, że chociaż nieustannie wytryska z krynicy przyszłości, to ciągle go brakuje ;) Zwłaszcza mi, zwłaszcza ostatnio...
Kreacja - realizuję warianty, by rzeczywiście zaistniały,lecz gdy to zrobię - tracę je, bo przestają być potencją.
OdpowiedzUsuńI też coś jak potencja rodzicielstwa, najpierw masz w sobie ' materialną ' możliwość, a po kilku miesiącach cudownie ' zapisany ' mały Ktoś, okazuje się być ? - cóż, na pewno nie mną. :)
Heh, ciutkę zaleciało niepisaną nauką Platona...
OdpowiedzUsuńRaczej chodziło mi o pewien - powiedzmy - "mechanizm psychologiczny", który u siebie zauważyłem (w sumie nigdy nie pytałem innych, czy też tak mają). Póki jakaś myśl jest we mnie, póty ją myślę: drążę, oglądam z różnych stron, rozwijam, obudowuję, łączą z innymi. Ponieważ jednak pamięć bywa zawodna, ponieważ pojawiają się też inne myśli, występuje chęć zapisania. Gdy jednak ją zapiszę, to jakby przestaje być ona dla mnie problemem, który trzeba podejmować i staje się suchą "tezą", pośród setek innych i już jej nie rozwijam.
OdpowiedzUsuńTak, między innymi pisanie z tych względów bywa terapeutyczne. Można też coś zapisywać i wręcz wyrzucać...
OdpowiedzUsuńhttp://www.polskieradio.pl/23/266/Artykul/738530,Wyrzuc-do-kosza-natretne-mysli
Już wiem dlaczego nie prowadzę bloga ! Wszystkie moje zapisane myśli nigdy nie stają się suchymi tezami i nie pełnią funkcji terapeutycznej. :)
OdpowiedzUsuńA że tam zaśmiecają stronki innych ? Nie moja problema :)
Dla mnie to zjawisko jest zdecydowanie a-terapeutyczne (przynajmniej jeśli chodzi o filozofię). Wolałbym tych moich myśli właśnie nie tracić. Co prawda zapisanie pozwala do nich wrócić po jakimś czasie z "nowym okiem i uchem", ale z drugiej strony nie są już tak żywe jak pierwotnie.
OdpowiedzUsuńWszystko przez ten czas, geometrię teraźniejszości, w aczasowym wymiarze nie byłoby tych deaktualizacji.
OdpowiedzUsuńLepiej wracać z "nowym okiem i uchem" niźli zapomnieć o czym się myślało. Ja osobiście, lubię wracać do myśli z przeszłości, bo zazwyczaj mogę je umieścić, albo w szerszym kontekście, albo wyłowić jakiś detal, który nie był ważny, ani wtedy potrzebny, a teraz jest w sam raz.
OdpowiedzUsuńŻywość nie stanowiła dla mnie nigdy priorytetu, więc w tym wypadku nie dołączę się do Twoich litanii żalu. ;)
"Już wiem dlaczego nie prowadzę bloga ! Wszystkie moje zapisane myśli nigdy nie stają się suchymi tezami i nie pełnią funkcji terapeutycznej. :)
A że tam zaśmiecają stronki innych ? Nie moja problema :)"
Heh, to się nazywa toksyczna czytelniczka... :P
Masz rację ewo, że w aczasowym wymiarze nie byłoby zapominania, utraty. Ale nie byłoby też myślenia, rozwoju myśli.
OdpowiedzUsuńFatbantha - no bez przesady, żadna zaraz litania żalu ;) Nie chodzi może o samą żywość, ale o to, że czasem przez to zapisanie jakiś koncept nie zdoła się dobrze rozwinąć i zamienia się w nieco pustą skorupę, do której nie zawsze da się wrócić "z nowym okiem i uchem".
Upss... masz rację, że też logika mnie opuściła. Jak to filozof może znieść typowo babskie pretensje do czasu, dzięki :)))
UsuńTylko to, co dobrze ostrzelane Fatbantha, ma szanse zbliżyć się do prawdy, odporność immunologiczną sprawdzają toksyny.
Czemu aczasowość miałaby być babską pretensją do czasu? :P
UsuńI co to się stało, że dziś z wielkiej litery? ;)
:)Czasowość - do niej niesłuszne pretensje.
UsuńOd wczoraj ... do jak czas pozwoli. Chyba już zasłużyłam na nią, co ? ;)
Z tym czasem to tak jest... A najdziwniejsze, że chociaż nieustannie wytryska z krynicy przyszłości, to ciągle go brakuje ;) Zwłaszcza mi, zwłaszcza ostatnio...
Usuń