środa, 20 października 2010

Antyteizm

Czym jest antyteizm? Można by powiedzieć, że radykalnym ateizmem; ateizmem jako odcięciem się od teizmu. Ale jest on też odcięciem się od ateizmu jako ostatniej, ukrytej formy każdego teizmu. Choć ma w sobie nutę sceptycyzmu nie jest też agnostycyzmem. Jest odcięciem się od agnostycyzmu jako pięknej nazwy dla impotencji ducha. Ostatecznie nie jest również żadną formą nihilizmu. Już raczej gwałtownym odcięciem się od niego. Czym jest? Czym zatem jest?!


Można by powiedzieć: postawą filozoficzną par excellence. Ale musi to dzisiaj oznaczać przede wszystkim nowy obraz myśli, nowy światopogląd. Antyteizm jest uwolnieniem myślenia od jakichkolwiek form transcendencji (od Boga, Podmiotu, Innego oraz wszelakich ich odmian i mieszanin, czy to w postaci Nirvany, czy też Państwa, Kapitału, albo Tajemnicy). Oznacza to również uwolnienie od wszelkich narzucanych z zewnątrz wartości - usytuowanie  >>Poza Dobrem i Złem<<.

Rodowód ma najszlachetniejszy z możliwych: grecki! Jest bowiem siłą episteme przeciwstawioną wszechpanującej doxa. Potem skrywa się głęboko w ziemi, by przeczekać chrześcijańską suszę, która ogarnia Europę - tak jak skryte w glebie kłącze perzu czeka na krople wody, by znowu wykiełkować. Po wiekach wypuszcza pierwsze pędy - w sceptycyzmie Hume'a i krytycyzmie Kanta. Wreszcie: pierwszy kwiat: genealogię Nietzschego. I choć liczne owady czują jego zapach tylko nieliczne potrafią jego pyłek przerobić na miód, miód z którego powstanie napój na ucztę weselną Dionizosa!



Antyteizm jest postawą mającą być przedłużeniem wspomnianych: sceptycyzmem, w sensie krytycznego zdystansowania się do wszystkich, zwłaszcza powszechnie przyjętych, poglądów i idei oraz genealogią (tzn. badaniem rodzajów sił/energii będących źródłem) tychże. Ten aspekt negatywny nie ma być jednak podstawowym, ale jedynie skutkiem pierwotnego-pozytywnego: konstruowania episteme jako splotu szlachetnych wartości i aktywnych sił deterytorializacji. Mówiąc prościej - co jednak oznacza niezachowanie pełnego sensu - antyteizm jest badaniem przyczyn obecnego stanu rzeczy, po to by odkryć sposób w jaki można go zmienić i zrobić to. Dlatego nie może być wiarą w jakiś Transcendens (np. Boga), ponieważ ten jest zasadą zakrywania przyczyn i blokowania zmian. Nie może być również agnostycyzmem, bo jest on chorobą niemocy, która jedynie romantycznie marzy o działaniu. Nie może być nihilizmem, bo ten, nawet jeśli szuka to nie wierzy, że znajdzie i nawet jeśli idzie, to tak by zgubić drogę. Ale nie może być również ateizmem, bo ten, choć usuwa "ciało" Boga, jedynie symuluje poszukiwanie źródeł oraz aktywowanie rozwoju, po to, by ukryć fakt, że nie usuwa Jego "ducha".

Ateizm na gruncie europejskim: okazuje się jedynie ostatnią maską chrześcijaństwa, baśniową czapką-niewidką. Ateizm nie chodzi co niedzielę na mszę, nie czytuje Pisma Świętego, oddziela państwo od Kościoła i nie odwołuje się do przykazań bożych. Ale albo wznosi świątynie złotemu cielcowi: Kapitałowi, Nauce lub Sztuce, albo wywołuje dawnego ducha i przywdziewa go w maskę Praw Człowieka, ogłaszając przy tym kult Motłochu, którego symbolem czyni telewizor, wstawiany do wszystkich domów, szpitali, więzień i stołówek szkolnych.

Dlatego Nietzsche nie jest nihilistą, ani ateistą, lecz pierwszym z antyteistów. Bowiem wiedza radosna obwieszcza nie tylko śmierć Boga, ale i usunięcie miejsca po nim. Usunięcie Transcendencji i odkrycie, na powrót, Immanencji. Obwieszcza również nadczłowieka, a to oznacza odkrycie Hierarchii.

"A-" jest przedrostkiem oznaczającym proste zaprzeczenie, "nie-", "bez-", brak. A-teizm jest zatem nie-wiarą, bez-wiarą, brakiem wiary, ale w sensie czysto pasywnym, tak jak amnezja jest pasywną utratą, brakiem pamięci. Przejawia się to w biernym stosunku do własnych poglądów, to znaczy braku namysłu nad nimi (w tym sensie np. wszyscy Ci chrześcijanie, którzy wierzą bez wątpliwości są ateistami; przeciwnie Kierkegaardowski rycerz wiary, który nieustannie się waha). Nawet dzisiejsi "wielcy" walczący ateiści, jak choćby Dawkins, przesiąknięci są tą biernością: nie szukają prawdziwego źródła swoich poglądów, którym tak naprawdę jest "jeszcze bardziej" ukryty Transcendens, tym razem w postaci Nauki i Humanizmu. "Anty-" anty-teizmu - jako wrogość, sprzeciw, opozycja, rywalizacja - wyraża postawę jak najbardziej aktywną. Podejmowanie nigdy niekończącego się (ale nie w takim sensie, w jakim Peirce pokazuje, że do Prawdy możemy jedynie w nieskończoność się przybliżać, ostatecznie nigdy jej nie osiągając) wysiłku usuwania Transcendensu - zarówno jako miejsca, jak i tego, co je wypełnia. Antyteizm nieustannie bada własne źródła, by oczyścić się ze wszystkiego co transcendentne, a zarazem szuka sił deterytorializacji (linii ujścia "z obecnej sytuacji"), które pozwolą mu na coraz głębsze wkopywanie się w glebę Immanencji. Przy czym dotarcia do immanencji nie należy traktować jako telos, ostatecznego celu, a jedynie jako poszukiwanie źródła czystej energii dla nieustającego procesu myślenia.

Antyteizm jest samo-dzielnością myślenia. Za Horacym woła: sapere aude, odważ się być mądrym! I chce tę mądrość zdobyć własnymi siłami. Nie chce jej podanej na tacy przez żadnego kapłana żadnego z bogów.

Antyteista staje się nomadą, który w dziczy tworzy swą machinę wojenną, by zaatakować machinę państwową. Nomadą, który nieustannie podróżuje, by odnaleźć niebezpieczne przygody. Nomadą, który porywa innych, by wraz z nim galopowali przez Wielki Step: Płaszczyznę Immanencji. Ale nomadą, który nie porywa byle kogo, który rozumie Hierarchię.

Antyteizm... Tym właśnie jest antyteizm!

5 komentarzy:

  1. 1. Po pierwsze, z racji tego, że pochodze z rolniczej rodziny, to nie cierpie perzu:) Ale post mi się spodobał.

    2. Troche sie bede czepiał na początek. Jeśli antyteizm jest "sceptycyzmem, w sensie krytycznego zdystansowania się do wszystkich, zwłaszcza powszechnie przyjętych, poglądów i idei", to co jest punktem wyjścia w osiągnięciu episteme, odróżnialanej od doxa? Ale potem piszesz, że ów sceptycyzm nie jest podstawowy, a tylko jest skutkiem konstruowania episteme. Jaką metodą należy się posłużyć w tym konstruowaniu i dlaczego właśnie tą? Aby być konsekwentnym i odrzucić wszelki transcendens, czyli odrzucić wszystko co przyjmowane na wiarę tylko, nie można - tak mi się zdaje - odpowiedzieć na to ostatnie pytanie. Czyli pozostaje arbitralność wyboru - absurd kierkegaardowski.

    3. Dlaczego antyteizm dąży do zmiany obecnego stanu rzeczy? Dlaczego nie zostawić wszystkiego takim jakie jest?

    4. Zastanawiam sie czy jest słuszne założenie, że aby zmienić rzeczywistość trzeba poznać przyczyny jakie nią rządzą. Wydaje mi się, że wszelkie wielkie zmiany w historii naszej cywilizacji były rewolucyjne - pojawienie sie chrześcijaństwa, reformacja, rewolucje. Jakby osoby dokonujące tych zmian zajmowały się badaniem i ustalaniem przyczyn, to raczej do zmian by nie doszło. A poza tym to często właśnie odwołanie do transcendenu było tym co umożliwiało im - uzasadnić cele do jakich dążą, a także dawało im wewnętrzną siłę w działaniu. Chyba, że Deleuzowi chodzi o zmiany małymi krokami - ewolucyjne, a nie rewolucyjne.

    5. W twoim ujęciu antyteizumu są obecne dwa, moim zdaniem przeciwstawne czynniki. Z jednej strony piszesz o badaniu przyczyn, o episteme bez odwołania do transcendencji. A z drugiej piszesz, że antyteizm coś obwieszcza - nadczłowieka. Dziwne pomieszanie wiedzy i prorokowania. Dlaczego nadczłowiek i hierarchia muszą nadejść? To aprioryczne założenia czy też wynika już z ustaleń na gruncie przeprowadzonych badań? Dlaczego owego nadczłowieka czy hierarchii nie uznać za pewien transcendens? Nie wydaje mi się, aby były one dane gdzieś w szeroko rozumianym doświadczeniu?

    6. Czym jest ta tajemnicza hierarchia, która kilka razy się w tekście pojawia, ale zawsze bez objaśnień?

    7. Podoba mi się element skrajnie indywidualistyczny w twojej prezentacji antyteizmu tj. samodzielności zarówno w myśleniu - nie spoczywaniu na jakimś absolucie, który ma uspokoić nasze sumienie badacza. A także samodzielności w sferze praktyki - aby działać w swoim imieniu, a nie w imieniu - Boga, Historii, Narodu, itd..

    OdpowiedzUsuń
  2. Ad. 2) Heidegger i Gadamer wykazali, że punktem wyjścia dla wszelkiego rozumienia, wszelkiego poznania, wszelkiej wiedzy są zawsze prze(d)sądy - inaczej: doxa. Również przyjmuję ten pogląd. Ogólnie sam pomysł (może nie koniecznie to jak został zrealizowany) koła hermeneutycznego wydaje mi się trafiony. Wychodzisz od tego, co masz dane, a jest to zawsze jakaś postać doxa, jakieś przedsądy, nad którymi musisz zacząć pracować zgodnie z przyjętą metodą (która również - na tym etapie - przynależy do doxa). W miarę posuwania się "na przód" będziesz oczyszczał swoje prze(d)sądy i przekuwał je w episteme. Również swoją metodę. Filozofia jest dyscypliną (być może jedną z niewielu) samozwrotną - może korzystając z prymitywnej postaci logiki formalnej dałoby się wykazać tu sprzeczność, ale praktyka pokazuje co innego. Uzyskujesz lepszą "wiedzę", dzięki niej lepszą metodę, dzięki niej jeszcze lepszą "wiedzę" itd. I nie trzeba w tym widzieć syzyfowego trudu najczystszej wody - jeśli sobie tylko uświadomisz pewną rzecz, o której pisałem w innym miejscu, a mianowicie, że jesteśmy zanurzeni w historii. Oznacza to, że nic nam nie broni czerpać z poprzedników - stąd i ja czerpię z hermeneutyki czy poststrukturalizmu. Chociaż co prawda zostaje coś z tego znoju nieustannego rozpoczynania od nowa: trzeba mieć odwagę, gdy zaistnieją ku temu powody, zacząć od zupełnych podstaw. Ale trzeba mieć zawsze świadomość, że jest to tylko "dialog" z poprzednikami, nigdy zaś ich totalne odrzucenie, totalne zapomnienie o nich (w innym wypadku nadal byśmy mieszkali w jaskini - i należy to rozumieć zarówno dosłownie jak i w przenośni). Powinieneś także dostrzec już, że nie ma tu także nic z Kierkegaardowskiego absurdu: wybór nie jest arbitralny, właściwie to nawet nie jest wybór - po prostu zaczynamy od tego, co nam dane, od doxa, od naszych prze(d)sądów.

    Jeśli chodzi o metodę. Już to pokrótce wyjaśniłem. Dodam jeszcze, że osobiście najbardziej pociągającą intelektualnie wydaje mi się metoda, którą stosuje Deleuz'e, a którą nazywa empiryzmem transcendentalnym. Duże podobieństwa do niej widzę w postępowaniu Foucault'a, mniejsze - ale również - u Derridy. Ale na razie tego nie będę rozwijał - gdy się dokładnie przygotuję zaprezentuję to wam na Kółku.

    Ad. 3) A dlaczego dążymy do wiedzy (lub - by użyć wielkiego słowa - do Prawdy), albo do bogactwa, albo do zachowania tego wszystkiego takim jakie jest, albo do wolności, albo do zemsty? Rozumiem czemu o to pytasz, ale jest to chyba jedno z "Tych Pytań" i o ile w ogóle da się na nie odpowiedzieć, to na pewno nie na początku drogi. Może ktoś powiedzieć: jeśli nie wiesz po co coś robisz, to jest to idiotyczne i powinieneś zaprzestać. Ale myślę, że taki "zarzut" da się oddalić na wiele sposobów, choćby koncepcją koła hermeneutycznego (trzeba uważać, by jej nie nadużywać): wychodzę od jakichś moich intuicji (w potocznym znaczeniu tego słowa), które dopiero wymagają sprawdzenia, a które może okażą się błędne, a może trafione. Czemu zmieniać? A czyż jest już tak, że nie należy nic zmieniać? Czy wiemy już wszystko? Czy społeczeństwo funkcjonuje tak jak powinno? Ale to tylko "kobieca intuicja".

    OdpowiedzUsuń
  3. Ad. 4) O co chodzi Deleuze'owi mogę się tylko domyślać. [Pewne słowa i pojęcia pojawiające się we wpisie o antyteizmie pochodzą od Deleuze'a i Guattari'ego, ale sama koncepcja (w przedstawionej formie) jest mojego autorstwa ;)] O co chodzi mi? Przede wszystkim o działanie (że też użyję tego niestosownego słowa) racjonalne oraz autonomiczne. Oba wymagają poznania przyczyn - choćby po to, aby się do nich zdystansować. Również o działanie skuteczne - by wygrywać należy znać zasady gry.

    Ad. 5) To co nie-transcendentne (czyli immanentne, ale nie w znaczeniu Husserlowskim) nie jest tym co dane - tyle o ile - w doświadczeniu (chyba, że mówisz o empiryzmie transcendentalnym - ale nie sądzę ;)). Próbuję tak skonstruować pojęcia Hierarchii czy nadczłowieka, by "odsyłały" do Immanencji, a nie Transcendensu. A czemu nie tylko zdobywanie wiedzy ale i prorokowanie? Hmm... czy na gruncie filozofii naprawdę należy wprowadzać tak silne odróżnienie wiedzy i prorokowania? W związku z "uaktywnieniem" filozofii - czyli antyteizmem, jako nastawieniem na wprowadzanie zmian - nie są to proroctwa, ale raczej hipotezy/propozycje dotyczące przyszłości budowane na bazie posiadanych (z "przeszłości") informacji.

    Ad. 6) Hierarchia - plącze mi się po głowie pewna koncepcja, do niej piję, to ją chcę już trochę zaznaczyć, ale minie zapewne jeszcze wiele czasu (miesiące? może lata...) zanim ją w pełni wyeksplikuję. Na pewno nie jest to taka hierarchia, z jaką mamy do czynienia w Indiach czy jaka istniała w feudalizmie. Ale słowo nie jest też zupełnie nie na miejscu - chodzi o pewną antyegalitarną wizję rzeczywistości.



    Wiem, że to wszystko jest bardzo "chwiejne", że wiele tu niedopowiedzeń, wiele "gdybania", że często odpowiadam wymijająco, ale to wszystko na razie małe kroczki, na drodze myślenia. By się posłużyć porównaniem użytym przez jednego z naszych wykładowców: przestałem fotografować drapacze chmur i zacząłem budować samodzielnie... Może i na razie są to lepianki, ale to chyba lepsza metoda nauki, niż jedynie pokazywanie na obrazkach tego, co stworzyli inni. Czeka mnie jeszcze dużo ciężkiej pracy. Ale twoje uwagi, pytania i zarzuty - nawet jeśli wydaje się, że niektóre z nich "olałem" - bardzo mi pomogą. Zwracają mi uwagę na problemy lub niekonsekwencje, których nie dostrzegałem, a także zmuszają do wypowiedzenia tego, co pominąłem, do doprecyzowania tego, o czym tylko napomknąłem. Dzięki! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo ciekawy wpis, choc nie do konca rozumiem oskarzanie ateizmu o wznoszenie swiatyn zlotym cielcom. Nie kwestionuje, ze to sie odbywa, niemniej nie widze logicznego zwiazku z samym ateizmem, ktory osobiscie definiuje w bardziej ograniczony sposob, i ktory moim zdaniem powinien nas prowadzic do antyteizmu. To prawda ze ateizmowi moze towarzyszyc bezrefleksyjnosc, ale nie jest to zwiazek konieczny.

    Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za komentarz :)

    Co do ateizmu... Moim zdaniem jest on kolejną maską religii. Chociaż przestaje się wierzyć w Boga, to strukturalnie (!) jest tak samo. Ateizm, tak jak teizm, funkcjonuje w oparciu o jakąś transcendentną zasadę - nie jest to już Bóg, ale np. Człowiek (prawa człowieka, humanizm), Nauka, Kapitał.
    Antyteizm, o którym piszę, to mój "postulat" zmiany nie tylko elementów, ale również samej struktury. [Dlatego też antyteizm, nie jest dla mnie, w jakimś szczególnie bliskim związku z antyklerykalizmem. Od bezpośredniej walki z klerem ważniejsze jest sprawienie, by ludzie przestali potrzebować Kapłanów - np. ucząc ludzi samodzielnego myślenia. Ale trzeba też nauczyć (siebie i innych) rozpoznawać Kapłanów - a nimi są nie tylko księża, ale również wielu naukowców, polityków, mass media itp.]

    W związku z tym ateizm nie wydaje mi się szczególnie wyróżniony w "wyzwalaniu" antyteizmu. Antyteizm byłby raczej czymś pod prąd dotychczasowej kulturze. I myślę, że Ci, których można by uznać za jego "protoplastów" niejednokrotnie ateistami nie byli. Poza tym, ktoś może o sobie myśleć jako o ateiście, ale będzie postępował jednak jak antyteista.

    Ale oczywiście wiele zależy od tego, jak zdefiniujemy sam ateizm. Jeśli np. jako racjonalne, krytyczne myślenie, to wówczas już blisko do antyteizmu. Ale ja trochę inaczej to widzę. Nie tyle bym definiował ateizm, co raczej dokonał opisu tego zjawiska, by następnie z niego wyciągnąć pewne wnioski (co, częściowo, zrobiłem w tym wpisie).

    OdpowiedzUsuń