środa, 12 października 2011

Encore jeszcze raz

Umarł jakoś ten mój blog... A może tylko zapadł w sen zimowy? Albo raczej ja zapadłem... Miesiącami wędrowałem po żerowiskach by wreszcie lec w swej jaskini i powoli trawić nagromadzoną tkankę tłuszczową... Albo mówiąc inaczej: czas dowolnych lektur i swobodnych przemyśleń musiał ustąpić miejsca pracy nad magisterką... A potem zaczęły się wakacje... komputer tylko z doskoku... wyjazdy, rozjazdy... Ale również nowe książki i nowe pomysły.

Tak, chcę wrócić do tego bloga i w miarę często go aktualizować. Czy się uda? Jeśli nie spróbuję nie dowiem się tego ani ja, ani wy.


W kwestii tego Wy... Blog, jak to blog, żyje nie tylko dzięki autorowi ale również dzięki czytelnikom. Chciałbym was poprosić o komentarze w postach. Zdarzało się, że po przeczytaniu posta pisaliście do mnie maile albo rozmawialiście ze mną na żywo. Ja wiem, że to wygodniejsze formy niż komentarz pod postem, ale przyczynia się to do tego, że zamiast rozwijać ten "projekt" - coś dostępnego dla szerszego grona - kończy się na niedostępnej dla osób z zewnątrz komunikacji pomiędzy dwoma-trzema osobami.
Jeśli chcecie, żebym dalej blogował muszę to widzieć właśnie tu.
Przy okazji: jeśli macie jakieś uwagi co do formy samego bloga walcie w komentarzach pod tym postem. Czy pisać dłuższe notatki, jak "Szkic o sztuce"? Brak komentarzy pod rzeczonym wpisem sugeruje, że nie. Albo co sądzicie o takich wyjściach poza tematykę stricte filozoficzną jak poezja (kiedyś miałem stronę z moimi "wierszami" ;) )? Może pierwotna forma - "nowatorskie" koncepcje filozoficzne i dogłębnie przemyślane komentarze - okazała się nieodpowiednia dla bloga i dlatego umarł? Zbyt wiele pracy wymaga skonstruowanie takiego posta. Z drugiej strony... czy filozofia nie jest właśnie myśleniem? Czy można prowadzić blog filozoficzny i nie przemyśleć gruntownie jakiejś kwestii?

Wiem jednak, że te zachęty będą nic nie warte tak długo, jak nie zacznę blogować. Ten wpis ma być tylko krótkim wtrąceniem, dygresją... ale też wyjaśnieniem...

Ma też być darem... Chciałbym wam ofiarować kilka pamiątek z moich wakacji...


  • Dukaj - polskie s-f... dopiero zaczynam przygodę z nim (zbiór opowiadań i kilka felietonów), ale wydaje mi się, że warto zagłębić się w te rejony... jeden z tych, którzy wyprowadzają literaturę fantastyczną z krainy płytkich bajeczek dla dzieci i epatujących seksem i przemocą opowiadań dla niedorozwiniętych emocjonalnie dorosłych... gdzie zaś wyprowadza? Do krainy problemów społecznych i filozoficznych... To o czym - dla przykładu - bioetycy rozprawiają w dusznych salach wykładowych, albo zgarbieni za biurkiem tu przeniesione jest do żywego świata i skonfrontowane z konkretnymi sytuacjami... Inżynieria genetyczna: ludzkość podzielona na ulepszoną genetycznie elitę i biologiczny plebs... Ale Dukaj rozważa nie tylko to, co przyniesie nam przyszłość... Potrafi też odnieść się do tego co było i co jest - choćby do omawianej przeze mnie kwestii patriotyzmu, czy różnic rasowych...
  • "Historia i fantastyka" - spisana na 280 stronach rozmowa pomiędzy legendą polskiej literatury fantasy Andrzejem Sapkowskim i Stanisławem Beresiem - krytykiem i historykiem literatury. Kolejny przykład tego, że fantastyka może być poważną intelektualną przygodą i poruszać ważne problemy - nie tracąc przy tym nic ze swoich walorów literackich... Tym razem problemy obecne są poruszane nie od strony tego, co przyniesie nam postęp technologiczny ale tego, co pobrzmiewa od strony historycznej przeszłości (choć nie jest to oczywiście historia czysta). Ponadto - patrząc już bardziej "naukowo": książka ta pokazuje, że literaturoznawstwo (przynajmniej to polskie) nie przeszło jeszcze lekcji jaką dali jej Deleuze i Guattari... Wiele z tej pozycji można zarzucić również Sapkowskiemu, ale... nie jest to pisarz, od którego wymagałbym aż tak wiele (przy całym moim uznaniu dla jego dzieł).
  • "Płomienie" S. Brzozowski - pozycja, której brakuje w spisie lektur szkolnych... O czym? O kształtowaniu się lewicowej podmiotowości. Mickiewiczów i innych, dzięki którym stajemy się konserwatywnymi nacjonalistami mamy na pęczki, liberałów kilku też się znajdzie, ale tymi przede wszystkim karmi nas telewizja i kino. Brak za to dzieł, które pokazywałyby, że poglądy socjalistyczne czy komunistyczne nie są idiotycznym wymysłem rozpieszczonej i/lub głupiej młodzieży, że nie są nawoływaniem do państwa totalitarnego a la ZSRR, ale, że u ich podstaw leży inteligencja i wrażliwość. Pierwsze strony pochłaniałem błyskawicznie, z wypiekami na twarzy - ale z końcówką książki bardzo się już męczyłem... Może to literackie braki Brzozowskiego, a może celowy zabieg (wprowadzić czytelnika w nastrój wydarzeń) - nie wiem. Jeżeli myślisz sobie teraz: "ja nie mam poglądów lewicowych, więc to książka nie dla mnie", to powiem ci, że się mylisz. Takiego miłośnika Nietzschego jak ja ciężko podejrzewać o lewactwo, a jednak książkę gorąco polecam - choćby po to, żeby spojrzeć na świat z innej strony, żeby w niezakłamany sposób poznać niezakłamaną lewicę.
  • "Poróżnienie" J.F. Lyotard - jestem dopiero w trakcie lektury, więc "zapowiedź" nieco pośpieszna, ale... Książka idealna dla wszystkich tych, którzy nie lubią czytać, a  lubią się wymądrzać (z tego względu gorąco polecam ją pewnemu naszemu wykładowcy, który "świetnie się zna" na tzw. postmodernizmie), a to ze względu na zamieszczoną na początku "kartę tytułową", będącą opisem zamysłu całości... A teraz już nieco bardziej na poważnie (choć znowuż w związku z rzeczonym wykładowcą, ale - przede wszystkim - kieruję tę pozycję do tych, którzy dali się "przekonać" jego argumentacji): celem książki jest namysł nad heterogenicznymi dyskursami. Heterogenicznymi, czyli niesprowadzalnymi do siebie (bez użycia "przemocy"). Tytułowe poróżnienie ma oznaczać zarówno tę niesprowadzalność jak i niemożność odniesienia do "wyższej instancji", "autorytetu", który by owe dyskursy uzgadniał. Zagadnienie może bardzo abstrakcyjne, ale pierwszym "skojarzeniem" jakie się nasuwa, dotyczącym "praktycznego" zastosowania jest kwestia multikulturalizmu. Rzeczony wykładowca (niech służy za pewien archetyp) twierdzi, że porozumienie między różnymi kulturami jest możliwe tylko w przypadku istnienia jakiegoś uniwersalnego dyskursu, uniwersalnych wartości, do których zastosuje się każdy. Lyotard przeciwnie - nie zakłada z góry niczego takiego. Można mu zarzucić, że czyni przeciwnie: zakłada brak uniwersalizmu. Moim zdaniem jest to jednak nieporozumienie. Przyjęcie heterogeniczności nie jest tezą ale "chwytem" metodycznym w duchu fenomenologii: nie zakładać niczego z góry, wrócić do "rzeczy samej". Faktem jest jednak, że Lyotard nie szuka rozwiązania w postaci dyskursu uniwersalnego, ale bada możliwość istnienia [nie stwierdza, że ona istnieje, ale sprawdza czy istnieje] zasad dla tych heterogenicznych dyskursów - zasad, które uwiarygodniłyby sąd lub przynajmniej ocaliły godność myślenia... Ponadto: to tym fragmencie, z którym się zapoznałem, muszę powiedzieć, że "styl" książki nie jest daleki od tzw. analitycznego: myśli są wyrażane jasno i precyzyjnie, a wszelkie dziwne metafory czy formułowane paradoksy dokładnie wyjaśniane w następnych akapitach. Na pewno nie jest to Putnam czy Quine, ale przyznam: nie tego się spodziewałem po Lyotardzie, który jako jedyny nazwał siebie postmodernistą. Wszystko to nie oznacza jednak, że jest to lektura łatwa - wprost przeciwnie.
  • "Nietzsche i filozofia" G. Deleuze - wreszcie udało mi się przeczytać tę książkę od deski do deski... wspaniała interpretacja całości dorobku Nietzschego przeprowadzona w iście nietzscheańskim duchu (czego nie można powiedzieć o innych odczytaniach: choćby Jaspersa, a nawet Heideggera - choć to ostatnie jest o niebo lepsze od pozostałych)... Ważna również dla zrozumienia myśli samego Deleuze'a. O wiele lepsza od wydanej po polsku, krótkiej książeczki Deleuze'a pt. "Nietzsche", gdyż dokładnie wyjaśnia to, co tam jest podane jedynie w postaci tezy i jako takie może być niezrozumiałe lub budzić wątpliwości. Cóż więcej powiedzieć? Koherentny obraz, który ukazuje filozofię Nietzschego jako pełną afirmacji, energii, życia, aktywności, śmiechu, tańca i zabawy! Jedyny zarzut jaki można by wysunąć tej książce jest taki, że warto znać (oprócz - oczywista - samych dzieł Fryderyka) zebrane w 2 tomach pt. "Nietzsche" wykłady Heideggera - a zwłaszcza ich pierwszą część ("Wola mocy jako sztuka"), w której Heidi tłumaczy nietzscheańską krytykę prawdy. Bez tego wątku (o ile nie zrozumiało się go z samych pism Nietzschego) fragmenty, w których Deleuze pisze o prawdzie mogą wydać się niedorzeczne/niezrozumiałe.

1 komentarz:

  1. Faktycznie przetoczyło się co najmniej kilka ciekawych dyskusji związanych z tekstami, które umieściłeś na blogu. Spora część z tych rozmów nigdy nie doczekała się swojego odzwierciedlenia w postaci komentarzy pod notkami. W moim wypadku wygląda to tak. Po przegadaniu-przetrawieniu z Tobą rzeczy, o których pisałeś na blogu zabrakło chęci żeby jeszcze raz powielić to w formie wpisu. Jeżeli chodzi o wpisy, które tutaj umieszczałeś. Moim zdaniem są dobre i trzymasz w nich poziom. "Szkic o sztuce" był bardzo inspirujący i naprowadził mnie na kilka wartościowych pomysłów. Jak sam wspomniałeś jest to przykład tekstu rozległego i dość gęstego. Wiem, że musiałeś włożyć w to dużo pracy i z tego co widzę (czytam) było warto. Musisz jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz. Dla Ciebie były to różnego rodzaju rozważania, które skrystalizowały się i pojawiły w postaci tekstu na blogu. Był to jeden z Twoich głównych projektów. Obserwatorzy i komentujący wpisy też mają swoje projekty. Jest to częstym powodem braku odzewu; nie mają już sił na sensowne-wnikliwe komentarze na blogu. Teksty, które umieszczałeś -co również podkreśliłeś- wymagają głębszych rozważań i wnikliwości. Jest to ich plus i minus. Plus bo tego typu teksty dużo wnoszą, minus bo mogą odstraszać nakładem pracy jaki trzeba włożyć żeby je lepiej poznać. Kolejna rzecz; fakt brak komentarzy nie jest równoważny z brakiem zainteresowania blogiem. Może być zupełnie inaczej. Jeszcze jedno, za słabo starałeś się aby ten blog trafił do szerszego grona odbiorców, a rozumiem, że jest to jakiś priorytet. Krótko mówiąc zabrakło skutecznego marketingu :P Nie wystarczy podesłać znajomym linka. Może spróbuj podłączyć swój blog pod strony internetowe, portale społecznościowe. Chyba, że to zrobiłeś, ja nic o tym nie wiem. Reasumując kwestię notek. Moim zdaniem są dobrze napisane, przejrzyste i inspiruj, możesz stosować taką formę jak do tej pory, ale musisz się liczyć z trudnościami, o których wspomniałem wyżej. Tyle jeżeli chodzi o moje spostrzeżenia co do formuły Twojego bloga, pozdro :P

    OdpowiedzUsuń