środa, 30 maja 2012

Immanencja

Czym jest immanencja? Zda się może, że dosyć późno próbuję odpowiedzieć na to pytanie... Wszak pierwszy wpis, na tym blogu, nosi taki tytuł, w nazwie samego bloga pojawia się to słowo, rozwijam tu również projekt etyki immanentnej. Nigdzie jednak nie wyjaśniam znaczenia tego pojęcia. (Czyż jednak nowych słów nie uczymy się najlepiej przez użycie, przez dostrzeganie ich w kontekście, a nie przez definicje słownikowe?) Spróbuję je teraz przybliżyć, zarysować... Czemu tylko tyle? Otóż w filozofii z pojęciami "pierwotnymi" zawsze jest ten problem, że najtrudniej je wyjaśnić... Ale również dlatego, że - jako najważniejsze - są one najbardziej żywe... ciągle się rozwijają. Są próbą zwerbalizowania najgłębszych intuicji filozofia, a zarazem wyrazem tego, że jego droga myślowa wciąż biegnie dalej.


Immanencja oznacza przede wszystkim, że zasada działania świata leży w nim samym. To nie jakiś transcendentny byt - Bóg, pierwszy poruszyciel - albo istniejące poza tym, co empiryczne, platońskie idee wyznaczają reguły, według jakich działa całość tego co nas otacza. Wszystko razem i każda rzecz z osobna mają swe "prawa" w sobie, we własnym "wnętrzu". Immanencja, aby była Immanencją, nie może być immanentna czemuś (np. świadomości, jak chciałby Husserl) - możemy co najwyżej powiedzieć, że jest immanentna samej sobie (Deleuze i Guattari). Immanencja nie jest przedmiotem, ani podmiotem (świadomością), ale tym, co dopiero wytwarza wszelki przedmiot i podmiot (jest polem transcendentalnym).

"Życie jest to zdolność istoty do postępowania według praw władzy pożądania. Władza pożądania jest to zdolność istoty do stania się na skutek swych przedstawień przyczyną rzeczywistości przedmiotów tych przedstawień" - pisze Kant w "Krytyce praktycznego rozumu". Uogólnijmy to: Życie to znajdująca się we wnętrzu bytu zdolność/zasada działania, "realizowania" pewnych "funkcji". Oznacza to, że możemy postawić znak równości: Immanencja = Życie, Immanencja nie jest immanentna Życiu, ale jest samym Życiem (Deleuze). Chodzi tu o to Życie, które wyrażał grecki kult Dionizosa: nie jako poszczególny bios, ale jako nieskończona, przenikająca wszystko zoe. Całe uniwersum, cała rzeczywistość wypełniona jest przez Życie, jest Życiem.

Każdy byt, ponieważ jest koralikiem na tej nici, posiada w sobie życie, czyli immanentną zasadę działania. Można wyróżnić jej trzy "składowe", czy też trzy "aspekty" (w tym sensie, że są to nierozdzielne "części" jednego, tego samego procesu): produkcja, zapis, konsumpcja (Deleuze i Guattari). Pierwszy odpowiada za nieustanną zmianę, stawanie się, "przemianę", "rozwój", tworzenie zupełnie nowych jakości (Bergsonowska ewolucja twórcza). Drugi to "zarysowanie się", "pojawienie", "zaistnienie" pewnej wytworzonej formy, również jej pewne trwanie. Trzeci to jej rozpuszczenie, śmierć. Jak widzimy do Życia (zoe) przynależą nie tylko narodziny i egzystencja (tego, co się narodziło), ale również śmierć. Jest ono nie tylko twórczością, ale także destrukcją. "Odpadanie, rozpadanie się, ausszus nie są niczym, co by samo przez się należało potępić: są one koniecznym następstwem życia, wzrostu życia" - oto wielkie odkrycie Nietzschego. Choroba i śmierć są integralną częścią Życia i nie można ich wyrugować (nie usuwając zarazem samego Życia). Tym jednak, co zrobić trzeba, to dopilnować by zaraza nie została przenoszona do tego, co zdrowe - nie pozwolić życiu reaktywnemu opanować życia aktywnego. Do Życia przynależą bowiem zarówno siły aktywne jak i siły reaktywne. Każdy byt ma w swym wnętrzu i siły aktywne i reaktywne. Póki jest zdrowy te pierwsze dominują nad tymi drugimi, gdy jednak witalność go opuszcza władzę przejmują te drugie. Siły aktywne to te, które zdolne są do nieustannej przemiany, natomiast siły reaktywne mogą jedynie podtrzymywać swoją egzystencję (jak gdyby usuwają z procesu element pierwszy i trzeci - produkcję i konsumpcję - pozostawiając jedynie drugi - zapis).

Wszystko to, wszystkie te "mechanizmy" znajdują się wewnątrz każdego z bytów. Ale zarazem byty te nie są zamkniętymi, odgraniczonymi od siebie monadami. Wszystkie są "otwarte", nieustannie komunikują się, wpływają na siebie, stają-się-sobą-nawzajem. Tu też ujawnia się rola sił aktywnych, odpowiadają one za stawanie-się bytu, są liniami ujścia, które odpowiadają za przemianę, rozwój. Siły reaktywne są natomiast niezdolne do stawania-się, nie wychodzą z bytu, lecz zwracają się do jego wnętrza i petryfikują go.

Należy również pamiętać, że rzeczywistość jest o wiele bogatsza niż wydaje się nam, kiedy percypujemy ją w zwykły sposób. Do każdego bytu, oprócz tego jaki jest aktualnie (ta część jest dostępna w dużym stopniu dla zwykłej empirii), wewnętrznie przynależy cała historia wszystkich jego poprzednich stanów, cała sieć relacji z innymi bytami oraz pole wszystkich możliwości, jakie może on zrealizować. Ani przyszłość, ani przeszłość, ani inne byty, ani zasada działania nie są transcendentne, lecz wszystko to przynależy do Immanencji.

37 komentarzy:

  1. Zaraz Nietzsche :) , juz Epikur idąc za Demokrytem, pojmował smierć jako rozpad atomów , które uwolnione do otoczenia , mogły stać się częścią nowego życia.
    I jeszcze , z logicznego punktu widzenia śmierć nie może być częścią zycia , umarły nie powie / nie pomyśli : UMARŁEM . Chyba , i za tym optuję , że jest życie pozagrobowe, i rodząc się w nowym wymiarze , można powiedzieć - w tym umarłem.
    B.ciekawy wpis. Poza filozoficzną głębią można się sprzeczać o etyczne jego aspekty. Oczywiście chodzi mi o stosunek Twej Immanentnej do tzw. życia reaktywnego, więc generalnie do ludzi chorych i starych .
    W różnych kulturach różnie do tego etapu życia podchodzono , np. plemiona koczownicze "problem" brutalnie rozwiązywały. Z czasem , doświadczenie , wiedza ludzi w wieku podeszłym były nie do przecenienia i traktowano ich z wyjątkowym szacunkiem , konsumeryzm wspólczesny zbliża się do najbardziej prymitywnych form traktowania " nieproduktywnych" , najmniej kupujących - ludzi starych. Reaktywne życie jest be... , w cenie kult młodości a najlepiej niechby zatriumfowała radosna , witalna pajdokracja .
    A smierć ? Smierć też musi być ładna , tanotopraksja jest w powszechnej modzie.
    Wiem , że o najważniejszym Wątku nie napisałam , ale będzie jeszcze okazja.

    OdpowiedzUsuń
  2. W takim razie: odkrył na nowo to, co zostało zapoznane ;)
    Śmierć nie może być częścią życia (bios) masz rację, ale może być częścią Życia (zoe). Ja pojmuję Życie bardzo "uniwersalnie", tzn. jako najpierwotniejszą "istotę" całości bytu, coś jak energia w fizyce, z której zbudowane jest wszystko: chociaż poszczególne formy (bios) jakie przyjmuje energia rozpadają się, to ona sama, jako taka wciąż istnieje.

    Demonizujesz mnie trochę :P Ja nie jestem za przymusową eutanazją a la hitlerowcy. Mi tylko chodzi o to, żeby zmienić podejście do śmierci. Boimy się jej dziś, traktujemy ją jako coś nienormalnego, strasznego, co trzeba od siebie odepchnąć za wszelką cenę - a ona jest czymś najbardziej naturalnym. (Myślę, że ten strach wynika w dużej mierze z kultury mieszczańskiej, z tego, że np. nie trzeba już samemu zabijać zwierząt na obiad, jak było to kiedyś na wsi, przez co ma się uboższe doświadczenie i nie rozumie się pewnych kwestii.)
    Powtarzam, nie chodzi mi o mordowanie, ale o zmianę podejścia, nauczenie ludzi, że śmierć jest czymś naturalnym i trzeba ją w odpowiednim momencie zaakceptować. Może to być buddyjskie wygaśnięcie, jeśli ma się zbyt słabą wolę. Tym o silniejszej proponuję samobójstwo (takie czysto racjonalne, z wyboru - w tym sensie, że skoro całe życie było się racjonalnym i postępowało zgodnie ze swoją wolą, to i w ten sam sposób powinno się skończyć). Nie chodzi o walory estetyczne, ale wyłącznie o wolitywne - rób co chcesz, tak jak każe etyka immanentna ;) a ja nie chcę umrzeć srając i szczając pod siebie w łóżku i ledwo poznając ludzi mnie otaczających, chcę umrzeć świadomie, w piękny dzień, swoją własną decyzją.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawe czy Życie jest tak powszechne w Uniwersum ? Czy ono to również energia "stwarzająca" formy materii nieożywionej?
    Jeżeli zaś chodzi o powszechnie rozumiane Życie jako sumę wszystkich " przedstawień ( form ) życia biologicznego to pytanie o jego obecność w kontekście Wszechświata ma implikacje , prawda ?
    Upajać się trzema aspektami jego BYTU w pustce eonów martwych być może supergalaktyk - jest trochę naiwną hiperbolizacją. Jeżeli tylko Ziemia ma bios, to o wiele większy jest zakres jego " niebytu" , czyli wizualizować sobie należy otchłań Śmierci ( jako braku Życia) i kropeczkę Życia. I co ? Ano - pokorniejemy , nie ? :)
    Martwy = nieśmiertelny . To brak życia jest podstawą ontologiczną , niebyt nie znika , jak nasze krótkie trwanie , jak płomień świecy , ktora się wypala , czyli " bycie " to nieprawidłowość , skaza Niebytu . Życie = znikanie do harmonii niebiologicznej pustki Kosmosu.
    I wtedy , aby pozostać pięknym doskonałym należy wybić się poza egzystencjalistów i ich "pochwałę" samobójstwa , należy maksymalnie wcześnie podcinać żyły , aby powracać na łono powszechnie obecnego Niebytu . ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie coś takiego przyjmuję, że Życie jest "budulcem" całego Wszechświata, tzn. to co nazywamy materią nieożywioną też przynależy do Życia = Immanencji. Wróćmy do 3 aspektów Immanencji. Jakaś odległa, pozbawiona roślin, zwierząt, ludzi i tym podobnych bytów supergalaktyka również spełnia warunki produkcji, zapisu i konsumpcji - coś z siebie wyłania (np. gwiazdy, planety), to co się wyłoniło trwa, a potem niszczeje. Ma również swoją historię, swoje połączenia z innymi bytami i swoje możliwości do zrealizowania. Ja nie ograniczam Życia tylko do tego co biologiczne. Dlatego też lepsze jest słowo Immanencja, prawda? Nie tworzy takich nieporozumień jak Życie. W związku z tym Heidegger wymyślił swoje Bycie, a Nietzsche - wolę mocy (to wszystko różne wersje tego samego pojęcia oznaczającego najpierwotniejszą, nietranscendentną zasadę stającego się świata).

    Niebytu nie znika, bo go w ogóle nie ma ;)
    Poruszaliśmy ten temat już wcześniej - wydaje mi się, że da się zbudować taką ontologię, która przyjmuje tylko to co pozytywne i np. znikające formy (bios) wciąż traktuje jako istniejące (bytujące) w jakiś sposób, a nie znikające (przechodzące do niebytu).

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak , taki desygnat Immanencji jest tożsamy nie tylko z Byciem , wolą mocy , ale również z tym czymś/kimś "narzucającym" prawa fizyczne konstruujące rzeczywistość Uniwersum( zasady stającego się świata).
    Ale czy Heidegger albo Nietzsche materii nieożywionej też przypisali Bycie i wolę mocy ?

    Niebyt - dziura w bycie ? :) W Immanentnej wszystko jest bytem , więc logicznie polemizujesz, wszystko ma wnętrze organizowane zasadmi( prawami ). Przypomina mi się teraz twierdzenie włoskiego fizyka ( Nassima Harameina ) o 99,9 % pustki skaładającej się na nasz każdy atom , każdą jego najmniejszą część , w skali mikro odległości między " cegiełkami " materii w stosunku do nich mikro wielkości są tak duże , że w zasadzie jesteśmy chodzącą próżnią .
    Czyli trzeba biorąc pod uwagę ten fakt , do Bytu( Immanencji) wliczyć niematerialne zupełnie prawa fizyki , np. taką grawitację, ktróra nie mając zupełnie żadnej masy , mega masy wprawia w ruch.

    OdpowiedzUsuń
  6. ... 99,9 % pustce ( sorry)

    OdpowiedzUsuń
  7. Z czymś/kimś... masz konkretnie na myśli Boga - tak, to prawda, jest tożsamy... Pod warunkiem, że przyjmiemy a) panteizm, czyli absolutną "tożsamość" Boga i świata, a nie Boga zewnętrznego, transcendentnego oraz b) odantropomorfizujemy owego Boga, czyli pozbawimy go wszystkich ludzkich cech, z podmiotowością, świadomością, racjonalnością i moralnością na czele. Bowiem wola mocy, Bycie, Immanencja i Życie właśnie te cechy posiadają: są nie-transcendentne wobec świata i nie-podmiotowe (etc.).
    Nietzschego i Heideggera niezbyt zajmowała materia nieożywiona, ale myślę, że tak - przypisaliby jej Bycie/wolę mocy, ponieważ uznawali wymienione za najważniejszą "zasadę" ontologiczną.

    Fizyka nie równa się ontologii. To, co fizyk nazywa pustką, próżnią, nie koniecznie musi być niebytem. (Dochodzi jeszcze opcja - ale tak tylko sobie fantazjuję, fizyka to nie moja działka i nie dam się krajać za to, co teraz napiszę -, że fizyk się myli, to co nazywa próżnią nie jest pustką, ale również istnieją tam jakieś "cząsteczki", tylko na razie nie wykryte.) (Albo jeszcze inaczej - inna hipoteza, więc inny nawias, ta wydaje mi się sensowniejsza, bo bliżej jej do ontologii niż fizyki - w Immanencji nie liczy się materia/energia, tylko działanie, funkcjonowanie, dzianie się... Próżnia nie stanowi zatem problemu dla Immanencji = Życia, bo najwyraźniej jest konieczna, aby coś się mogło dziać, wydarzać, zachodzić... przez kosmiczną pustkę przebiegają przecież wiązki energii - np. fale świetlne - czy oddziaływania - np. grawitacja pomiędzy Ziemią i Słońcem... i to jest ważniejsze niż to, czy w danym miejscu istnieje materia [okazuje się, że napisałaś coś podobnego... wybacz, ale nie przeczytałem od razu całości, tylko odpowiadałem akapit po akapicie]).

    OdpowiedzUsuń
  8. Och , Człowieczku ( bez obrazy :), chcesz - swoją zdeterminowaną środowiskiem i budową mózgu - logiką odrzucić Transcendentność ?:)
    JEJ Podmiotowość ? Świadomość ? Racjonalność i Moralność ?
    Wypełniające wszystko , a więc materię , energię - prawa nimi zarządzające , a więc najistotniejsze dla najszerzej rozumianego bytu , uczynić nieświadomymi , przypadkowymi w precyzji ich działania ?

    Prawa te nie generują chaosu lecz racjonalnie funkcjonujące Przestrzenie. Skąd ich 'Mądrość" ?

    A w ogóle miło , że udało się jednocześnie tak rozwodzić . :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Gratuluję filozoficznej i fizycznej intuicji w sprawie próżni :) Bo prawdą jest, że "próżnia" wcale nie jest pusta - wypełniają je tzw. cząstki wirtualne, pojawiające się i znikające w czymś, co nazywa się fluktuacjami kwantowymi. Ponadto, tak zwana "próżnia absolutna" jest pojęciem czysto teoretycznym, i w sensie fizycznym nie tylko nie istnieje, ale i nie może istnieć.
    Jak zatem widać, próżnia jest w pewnym sensie tylko (i aż) przestrzenią, w której zachodzi wszystko to, co immanentne. Kto wie, może jest to nawet przestrzeń immanentna! Ale ja też nie czuję się z fizyki (a tym bardziej z filozofii) dość mocny, by się o tym wypowiadać. Dość powiedzieć, że współczesna fizyka wydaje się mieć z filozofią coraz więcej wspólnego. Oto mamy prawdziwy powrót do korzeni :)
    Fantastyczny blog - jednocześnie przyjemny w odbiorze, intrygujący, wartościowy i dość wymagający dla takiego laika jak ja.
    Zastanawia mnie jednak taka sprawa: czy aby to, co immanentne dla świata, nie jest transcendentne dla świadomości - dla nas? Nie chciałbyś może rozwinąć trochę tego, co rozumiesz/ rozumie się przez pojęcie "pola transcendentalnego"?
    Pozdrawiam - Mizin

    OdpowiedzUsuń
  10. Ewo:
    Jeśli to kwestia zdeterminowania środowiskowego, to najwyraźniej żyłem w tym samym co Heraklit, Spinoza, Nietzsche, Deleuze i paru innych (czyżby to było środowisko... greckie? nie wiem... ale chciałbym poznać je na tyle dobrze, by móc innym takie warunki tworzyć).

    Nieświadomymi, nieracjonalnymi tak - ale to nie oznacza zaraz przypadkowymi. Chodzi mi o to, żeby nie widzieć praw rządzących światem w antropomorficznej (ani teomorficznej - dla ścisłości) wersji racjonalności... co innego np. na sposób Heraklita: Logos (powiedzmy, że oznacza - tfu tfu - racjonalność) jako nieludzka, nieboska, ponadludzka i ponadboska racjonalność całości bytu.


    Mizinie:
    Dziękuję za informację, nie wiedziałem o tym - bardzo ciekawe :) Co więcej - dziękuję za argument przeciwko Ewie ;) ;) ;)
    Ale zaintrygowała mnie tu jeszcze inna zbieżność. Nazwa "cząstki wirtualne". Deleuze opisując immanencję mówi o czymś takim jak "wirtualne", "wirtualność" (a pojęcie bierze, o ile się nie mylę, z Bergsona). Ale może to tylko przypadkowe podobieństwo terminów (trzeba by to zbadać).

    Co do pola transcendentalnego. Najpierw postąpię niefair ;) Immanencja = Pole Transcendentalne. Zakres tych pojęć jest bardzo podobny. To trzeba mieć na względzie (transcendentalny absolutnie nie oznacza transcendentnego). Po drugie: polecam zajrzeć do mojego "Przybliżenia (1):..." na filozofia.tv, tam jest o transcendentalizmie Kanta, Husserla i Heideggera. W planach mam (jak będę miał czas i warunki) napisać "Przybliżenie" o Deleuzie i tam na pewno będzie o polu transcendentalnym. Ale tak ogólnikowo i skrótowo (a więc, niestety, mało dokładnie i niejasno), pole transcendentalne to zbiór wszystkich warunków możliwości (patrz: Kant, choćby we wspomnianym tekście) istnienia wszystkich fenomenów w świecie, to "mechanizmy" odpowiadające za to, że coś się wyłania, istnieje w takiej a nie innej formie, przemienia się i/lub ginie.

    I dziękuję za pozytywną ocenę bloga. Mam nadzieję, że przyczyniam się do popularyzowania filozofii jako takiej :)

    OdpowiedzUsuń
  11. No wiesz ! Ja Ci podrzucam poza bios - CAŁĄ RESZTĘ - do Immanencji, a Ty nie raczysz odróżniać świata w skali mikro od makro :)
    W makro -- mamy próżnię, bo obiekty mniejsze od skali Planka i pojawiające się na czas niewyobrażalnie krótki, za krótki dla narzędzi obserwacyjnych - nie są w stanie zachwiać zasadą zachowania energii. To matematyka , jej równania ( bo nawet Wielki Zderzacz Hadronów tego nie rejestruje ) dają teoretyczną możliwość pojawiania się owych wirtualnych par cząstek materii i antymaterii , które wzajemnie się anihilują. W skali mikro nie mamy więc próżni , ale uwektorowane destabilizacje przestrzeni ( chwilowe zmiany ilości energii w punkcie przestrzennym . Je to , wykorzystują fizycy, modelując początek inflacyjny Wszechświata.
    Nie raz bywało , że teoria matematyczna wyprzedzała potwierdzenie empiryczne ( np. model czarnych dziur ) , więc wierzę że i te wirtualne na razie cząstki " dojrzymy".
    To takie pole potencjalności , kreacja z nicości , niemniej " uwektorowana " , czyli jak rozumiem indeterminizm pojawiania się , ale determinizm zachowania.
    Czy wszystko jest WEWNĄTRZ ? Jak na razie , postulowana wielokrotnie przeze mnie ,jak również Ciebie i naszego miłego Rozmówcę , konieczność nieodrywania filozofii od fizyki - świadczy że żadnej pewności nie ma .
    Kwestia powstawania praw i kwestia zespołu pierwotnego uwarunkowania zaistnienia wszechświata - problemu transcendencji nie znosi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież to o to chodzi... te małe, wirtualne cząsteczki wciąż się "kotłują", "tam" coś się dzieje, coś zachodzi, coś się "rusza"... Czyż nie o to chodzi w życiu rozumianym jako pewna "siła", "energia", "przepływ"?

      Poza tym dałem się wyprowadzić w pole na samym początku ;) Mianowicie zgadzając się na pewne słownictwo: "byt" i "niebyt" - te terminy sprawiają właśnie takie kłopoty jak widać. Jeśli powie się "niebyt" to wychodzi na to, że "byt" musiałby być jakąś zbitą masą bez najmniejszej przerwy. Dlatego ontologia odwołująca się do Immanencji rezygnuje z terminów "byt" oraz "niebyt" na rzecz jednego: "stawanie się". Jest ciągły "przepływ" i tyle - nie ma ani niebytu, ani bytu. Może ze względu na rozszerzanie się Wszechświata energia ulegnie takiemu rozproszeniu, że nie będzie w stanie tworzyć tak złożonych form jak teraz, ale póki coś, choćby mikro-coś, będzie się "kotłowało", "ruszało" - póty będzie "stawanie się".

      Usuń
  12. Podobno dzięki nim Wszechświat nie jest jednorodny po BB , bo umożliwiły powstanie miejsc w przestrzeni o przewadze materii , a w innych miejscach nie.

    Siła , energia , przepływy - skąd ?

    Z tym niebytem wystartowałam , gdy raczyłeś coś o samobójstwie napomknąć :). Wszystko jest bytem ? Wiesz coś o myśli filozoficznej prof. Leszka Nowaka , o jego metafizyce unitarnej ? Zakłada wspólną podstawę Wszystkiego , zespół wszystkich możliwych atrybutów zaistnienia lub niezaistnienia . Są atrybuty pozytywne , neutralne i negatywne oraz sytuacje przez nie " tworzone". Logika wskazuje ,że oprócz bycia musi być i niebycie. Jest poświat - świat doskonały i niebyt złożony z atrybutów wyłącznie negatywnych.
    Parmenides "postawił" wyłącznie na pozytywny , dający dodatni wynik kształt rzeczywistości. W końcu w jego czasach zera nie znano i liczb ujemnych.
    Tam , gdzie nie ma żadnej siły zdolnej " wyprodukować " energię i prawa nią zarządzającego - niczego nie ma ,nawet przestrzeni pustej "jest" tylko nic.

    OdpowiedzUsuń
  13. Skąd i dokąd... To się nazywa antropomorfizacja rzeczywistości. Z tego, że my widzimy jakiś początek i jakiś koniec (nas samych: narodziny i śmierć) wydaje się, że wszystko musi mieć swój początek/źródło oraz swój koniec/cel. Ale może jednak nie-"skażony" ludzkimi kategoriami wszechświat nie potrzebuje ani źródła ani celu? Filozofia i nauka już nie raz pokazały, że rzeczywistość jest inna, niż ujmujemy ją potocznie.

    Tak, kojarzę o co chodzi. Czytałem pierwszy tom "Bytu i myśli" (dwa pozostałe zakupiłem, więc mam w planach lekturę), chociaż było to dosyć dawno, bodajże na drugim roku filozofii. Przy moim całym szacunku dla jego przedsięwzięcia muszę powiedzieć (w ramach naszej dyskusji): to tylko heglista - i jako taki nie mógł za podstawę przyjąć innych kategorii niż byt (teza) i niebyt (antyteza). Ponadto on zupełnie nie przyswoił sobie późnego Heideggera i powojennej filozofii francuskiej, czyli tych wszystkich, którzy krytykują pojęcia bytu, źródła, celu itp. (Przywołajmy choćby spostrzeżenie mojego nie-ulubionego Derridy: jeśli istniałoby coś takiego jak byt oraz niebyt i byłyby one czymś różnym od siebie, to czymś bardziej pierwotnym od nich musiałaby być owa różnica, Różnica podstawowa, którą Derrida nazywa różnią - różnią, która różnicując "wypuszcza" z siebie wszystko inne... Chociaż mi osobiście Derrida wydaje się wciąż zbyt heglowski...)
    [BTW, bardzo mi się podoba jego koncepcja metafilozofii przedstawiona na początku pierwszego tomu, mówiłem o niej w ramach zaliczenia "Filozofii polskiej".]

    OdpowiedzUsuń
  14. Jeżeli Immanentna a nie transcendentna ta rzeczywistość , to jak na razie ( kosmitów nie spotkaliśmy) jedyną , która może dociekać ontologicznie - jest ludzka świadomość oparta na nauce , filozofii , religii.
    Nie rozważa tego Wielki Obłok Magellana , komety ani tygrysy...
    zakładany przez Ciebie brak źródła i celu Wszechświata - też JEST z perspektywy antropomorfizacyjnej.
    Jak na razie obowiązuje w kosmologii teoria Wielkiego Wybuchu , rzeczywistość ma więc jakiś początek . Oczywiście , można jak niektórzy fizycy twierdzić , że nasz Wszechświat wyłonił się z innego albo jest częścią wielkiej membrany , jest n-wymiarowy , strunowy itd , itd. , ale zawsze pozostaje nasz nieumiejętność wyobrażenia sobie nieskończonego czasu i nieskończonej przestrzeni i tego nieskończonego w czym tkwią.
    Wg BB w niepoznanych do końcach warunkach początkowych stało się coś co zapoczątkowało rzeczywistość , która ciągle się zmienia . Pytanie : Skąd biorą się prawa uruchamiające początek i trwanie w zmianie - jest jak najbardziej uprawnione.

    Ileż określeń na to Samo :).

    OdpowiedzUsuń
  15. Tak, ludzka świadomość, bo ludzie mają więcej witalności w porównaniu do innych bytów - nie w tym sensie, że najwięcej "kalorii" czy "energii", ale budowę pozwalającą im dysponować tą energią na tę dodatkową funkcję jaką jest świadomość.

    Prawa o które pytasz - wg Immanencji się nie wzięły. Mam wrażenie, że cały czas źle rozumiesz czym jest Immanencja, bo powtarzają się pytania. Immanencja to nie "materia" czy "energia", ale przede wszystkim te prawa rządzące materią i energią (czyli również prawa uruchamiające początek i trwanie w zmianie, prawa uruchamiające BB). Chociaż będąc bardziej precyzyjnym należałoby powiedzieć, że Immanencja to "mieszanka", "połączenie" tej materii/energii i tych praw. Myślę, że jest tak, że materia/energia oraz prawa nią rządzące są pewną jednością, a to dopiero ludzki umysł (ludzkie kategorie) je rozdziela [jak z korpuskularno-falową naturą światła: to nie są dwie różne rzeczy, dwa różne światła, jedno falowe a drugie składające się z korpuskuł, ale jedno i to samo, tylko ludzki umysł nie potrafi - przynajmniej na razie - pojąć tego w owej jedności].


    Z nieco innej beczki. Okazuje się, że nowy numer kwartalnika "Kronos" jest poświęcony współczesnym ontologiom przyjmującym za podstawę chaos (czy też: Hiperchaos, Nadchaos) i chyba czerpiącym ze współczesnej fizyki. Jeszcze nie zacząłem czytać, ale być może okaże się przydatny do naszych dyskusji. Tak czy siak - ciekawy zbieg okoliczności.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok. , jeżeli " mieszanka" , jej geneza i rozwój , to nawet nie perpetum mobile a samorodny numer z doskonale funkcjonującym, ewolującym Kosmosem - to podziwiać zostaje przypadek.

      Postaram się ściągnąć.
      Chaos ? Nowoczesne podejście ? :)

      Usuń
  16. Podziwiać przypadek... brzmi to trochę lekceważąco... Ale pomyśl konsekwentnie o Bogu: skąd się wziął? skąd ma zasadę działania? Jeśli był od zawsze, a swe prawa wyłonił sam z siebie, a nie otrzymał od jakiegoś Nadboga, to mówisz o Bogu dokładnie to samo, co ja mówię o Immanencji: ona nie ma początku, była od zawsze i nie czerpie swych praw z zewnątrz. Jeśli zatem samorodny Kosmos to przypadek, to również Bóg byłby przypadkiem.


    Nie mam za dużo czasu na czytanie, więc bardzo powoli przez to brnę i ciężko mi jeszcze oceniać. Ale wygląda na to, że ten nurt (spekulatywny realizm) przedstawia jeszcze bardziej radykalne podejście do Chaosu niż ja.
    (Ściągnąć? A to jest dostępne gdzieś on-line?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co "powala" kosmologów czy fizyków mechaniki kwantowej ? Prawdziwym CUDEM musiałoby być taka suma przypadków , która doprowadziła do biologicznej świadomości i samoświadomości. Prawa fizyczne są proste i celowe. Poczytaj Daviesa - jeśli to Cię interesuje. Np. dowiesz się o czym prywatnie, po pracy , rozmawiają ci geniusze a on jest jednym z nich. :)

      A tak opisywana Immanencja to prawie panteizm :).

      Ściągnęłam , przesyłka mam nadzieję dojdzie szybko , dzięki za info.

      Usuń
  17. Czy to, że Davies jest geniuszem naukowym sprawia, że komponuje świetną muzykę i maluje fantastyczne obrazy? Nie znam go, ale zaryzykowałbym stwierdzenie, że nie... Analogicznie, moim nieskromnym zdaniem, jest ze światopoglądem - to działka filozofii... Jeśli nie chcesz bazgrać jak dziecko, musisz mieć odrobinę talentu oraz wiele godzin spędzić z pędzlem, farbami i sztalugą. Podobnie: jeśli nie chcesz mieć prymitywnego światopoglądu musisz mieć odrobinę talentu i długie godziny spędzić nad filozofią. Tego właśnie nie rozumie większość ludzi i autorytet w jednej dziedzinie uważa za autorytet we wszystkich...

    Ale wróćmy do cudu o jakim wspominasz. Mam już za sobą pierwszy artykuł z nowego "Kronosa" - zabawna sprawa, jest w nim poruszany właśnie ten wątek. Autor krytykuje właśnie takie wnioskowanie: o celowości, z faktu złożoności warunków jakie są potrzebne do powstania człowieka. Jak przesyłka dojdzie to sobie zajrzyj, artykuł jest w miarę przystępny (anglosaski styl - klarowny).

    Panteizm... Czy nie użyłem gdzieś podobnego porównania? Może nie, aby uniknąć nadinterpretacji... Ale tak: Immanencji blisko do panteizmu (w końcu ojcem Immanencji jest Spinoza), tyle że pozbawiona jest ona tych antropomorfizmów, za pomocą których konstruujemy sobie pojęcie Boga.

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie wiem czy jest jednocześnie artystą lub filozofem ... widzę że jak lew bronisz czystości zawodu :)
    Jest bardzo dobrym fizykiem i popularyzatorem jej odkryć - wg mnie ta druga działka jest też niezmiernie ważna , bo jak mogę z oryginalnych prac filozofów , po przyłożeniu się wiele zrozumieć , tak niestety mogę czytać eleganckie matematyczne wzory i milion razy - i tak tego " szyfru" nie rozkoduję.
    Nie ma prymitywnych światopoglądów , są mniej lub bardziej oparte na nauce , logice , religii.

    Dzisiaj piątek , więc pewnie doczekam się dopiero w poniedziałek .
    Fajnie , podyskutujemy.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nie, nie bronię czystości - bronię odmienności. Jeśli zajmie się poważnie filozofią może okazać się w tym naprawdę dobry, nie twierdzę, że nie. Ale to jest coś innego. Najlepszy nawet kucharz nie naprawi, za pomocą swojej gastronomicznej wiedzy i umiejętności, samochodu, nie zbuduje domu, nie wychowa dziecka. To są zupełnie inne zajęcia wymagające nabycia nowej wiedzy i przyswojenia sobie nowych umiejętności. I to jest najzwyklejsza w świecie rzecz.

    Wyjść do pubu w piątek wieczorem by schlać się jak świnia i za pomocą telewizora uczestniczyć w zbiorowym onanizmie pod nazwą Euro - jako szczyt marzeń; harować jak wół od poniedziałku do piątku by mieć na życie i realizację owego marzenia - jako rutyna; chodzić do kościoła co niedzielę i śpiewać kolędy w Boże Narodzenie, licząc, że w zamian trafi się do nieba - jako sacrum. Oto przykład, jeden z setek, prymitywnego światopoglądu. Są... jest ich wiele. I większość z nich nie ma nic wspólnego z logiką, zwłaszcza te oparte na religii.

    OdpowiedzUsuń
  20. :)) poza filozofowaniem naprawdę nic innego porządnie zrobić nie potrafisz ?
    No i chyba nie napisałam nigdzie , że Davies jest filozofem , skądże to facet od fizyki kwantowej i jej popularyzowania.

    Ho, ho ... marzenia , rutyna i sacrum - sprytnie !
    Czyli jest to światopogląd religijny - jeszcze nie oparty na nauce :) a reszta - sposób i warunki życia.

    OdpowiedzUsuń
  21. Potrafię robić inne rzeczy, ale nie wykorzystuję do tego wiedzy i umiejętności filozoficznych, ale umiejętności i wiedzę z tej konkretnej dziedziny (oczywiście przyswoiwszy dobrze podstawy, na pewnym wyższym poziomie można inspirować się jedną dziedziną, do rozwoju drugiej, ale to już inna kwestia).
    Wiem, że nie napisałaś, że jest filozofem. Napisałaś, żebym czym zajmuje się prywatnie, po pracy - z kontekstu wywnioskowałem (może błędnie), że chodzi o jakieś rozważania dotyczące natury rzeczywistości oraz światopoglądu jaki z tego wypływa - czyli, moim zdaniem, rozważania filozoficzne... Stąd takie moje wypowiedzi. Chyba, że chodziło Ci o to, że po pracy chodzi na ryby - wówczas przepraszam za dziwaczną polemikę ;)


    Światopoglądy oparte na nauce nie są wcale lepsze, tzn. jeśli naukę traktuje się tak, jak dziś robi to większość ludzi - religijnie, czyli na wiarę, bez zastanowienia, bez cienia podejrzeń, dogmatycznie. (Najważniejsza sprawa, o której większość nie wie, a bywa, że i sami naukowcy "zapominają" - nauka stawia hipotezy, tylko i wyłącznie hipotezy.)

    OdpowiedzUsuń
  22. No wiesz co ? Powinnam natychmiast stąd spadać , nie uważasz ? :)

    Ale rozumiem, w czym rzecz :) I oczywiście , ci wielcy magicy od równań zapisujących teorie fizyczne nie chcą , no skandal , ograniczać sie po pracy tylko do tych swoich hipotez , snują refleksje dotyczące natury rzeczywistości ... ale wiadomo że geniusze to dziwacy :).

    OdpowiedzUsuń
  23. Nie zrozumieliśmy się... To ci magicy od równań sami pewnego dnia przyszli i powiedzieli "my tylko stawiamy hipotezy". Popper ładnie to opisał, ubrał w teorię, ale to pomysł samych fizyków (i kilku doktorantów fizyki, z którymi rozmawiałem, potwierdziło to). To po pierwsze.
    A po drugie, jeśli już snują refleksje dotyczące natury rzeczywistości, to wkraczają na obszar filozofii i wówczas - aby być uczciwi, ale uczciwi oczywiście być nie muszą - powinni wpierw "liznąć" owej filozofii. Bo widzisz... zawsze było tak, że genialni matematycy czy fizycy zajmowali się również filozofią - tylko w poprzednich stuleciach mieli tego świadomość i mieli odpowiednią wiedzę (Kartezjusz, Pascal, Leibniz - wszyscy z wielkimi zasługami dla nauki rozumieli, że krok dalej jest filozofia, która rządzi się własnymi prawami... ba... nawet Newton pisząc swoje przełomowe dzieło myślał, że zajmuje się filozofią). Nie chodzi mi o to, że naukowcy nie mogą czy nie powinni zajmować się filozofią. Przeciwnie, bywa to wyjątkowo płodne. Poza tym cenię sobie interdyscyplinarność.
    Ale nie zgadzam się na to, w jaki sposób to jest robione. Mianowicie: naukowiec zajmujący się swoją działką dochodzi do pytań, które naukowe już nie są, ale są filozoficzne, a na które musi sobie odpowiedzieć, aby dalej uprawiać daną naukę --> zabiera się do tego wykorzystując swoją wiedzę i metodologię naukową (bardzo dobrze) oraz wiedzę, a przede wszystkim metodologię, narzędzia pochodzące z potocznego myślenia... I w ten drugi element właśnie uderzam... Tam gdzie fizyka/biologia/matematyka nie wystarczy do uprawiania filozofii, gdzie potrzeba innej wiedzy i innych metod, ten kto nie nauczy się metod filozoficznych będzie korzystał z potocznych przesądów i nieuświadomionych nawyków. To tak jakby próbować uprawiać wyższą matematykę za pomocą zdroworozsądkowych intuicji - jeśli masz jakieś pojęcie o matmie, to wiesz, że się nie da. To samo z fizyką: zmysły i zdrowy rozsądek (odejmij wiedzę naukową) mówią, że Słońce krąży wokół Ziemi - nauka mówi już coś innego. I analogicznie jest z filozofią: 2,5 tyś. lat uprawiania tej dziedziny pozwoliło na osiągnięcie wyników porównywalnych do odkryć Kopernika, Newtona, Einsteina - kto sobie tego wszystkiego nie przyswoi będzie dziś takim filozofem, jakim naukowcem byłby dziś fizyk przed-Kopernikański... czyli: żadnym.

    OdpowiedzUsuń
  24. Tu nie niczyjej winy . Od czasów Newtona zaczął się powolny , ale systematycznie narastający proces przenikania nauk przyrodniczych do filozofii i vice versa. Powstaje też filozofia nauki , do której neopozytywiści chcieli zawęzić całą filozofię. Nauki fizyczne ( w tym matematyka, biologia) dziś wręcz sterują rozwojem filozofii, no i nauki te stały się same faktem filozoficznym. Wyniki i metody naukowe niosą ze sobą informacje , których filozofowie nie mogą ignorować, aby nie popaść w marginalizację. Jeżeli jakis kierunek filozoficzny( czy filozof) nie zajmie się obróbką danych i metodologii naukowych , (prędzej raczej niż później) któryś z naukowców tym się zajmie. Mam wrażenie , że aktualny stan wiedzy takiej filozoficznej obróbki doczekuje się szybciej od naukowca niż filozofa, bo zresztą łatwiej jest naukowcowi dokształcić się w filozofii niż filozofowi poznać jakąś szczegółową dziedzinę nauki.
    Nauka zaczyna , czy się to podoba filozofom czy nie , pełnić funkcje zarezerwowane dla filozofii i chyba można mówic o aspekcie trudnym do zaakceptowania - jej filozoficzności : nauka jako filozofia . Na bazie fizyki kwantowej powstało wielokierunkowe tło filozoficzne : zagadnienia filozoficzne teorii względności czy mechaniki kwantowej czy współczesne poszukiwania teorii unifikacyjnej.
    Cóż , aby rzecz miała się idealnie , na fizyce czy innych naukach przyrodniczych należy obowiązkowo wpisać do planu studiów co najmniej trzy solidne lata nauki filozofii.
    Symbioza nauki i filozofii jest niezbędna w obie strony, bo np. taki Einstein , tworząc teorię względności wykorzystał spekulacje filozoficzne Ernesta Macha na temat względności przestrzeni i ruchu , choć sam Mach przecież gorąco apelował o oczyszczenie fizyki z wtrętów filozoficznych.
    Wiesz , jedno jest pewne , to proces wynikający z naszej gatunkowej ciekawości świata . chcemy jak najszybciej mieć interpretacje badań , chcemy aby nasz światopogląd( filozfia) miał solidne naukowe podstawy. Nauka tworzy , i rozwija się w kulturowym srodowisku , więc filozoficzne spekulacje niefachowców zawsze będą miały miejsce .
    Przyswojenie nowej teorii fizycznej wymaga czasu , w przypadku szczególnej teorii względności teorii nawet naukowcom zajęło to kilkanaście lat , zrozumienie ogólnej teorii względności i mechaniki kwantowej tymże jajogłowym , zajęło życie więcej niż jednego pokolenia . Filozoficzne przetrawienie tych teorii i akceptacja przez ogół kulturowy - potrwa znacznie dłużej.
    Na Boga , a JA CHCĘ w czasie mego skończonego życia, jak najszybciej zapoznać się nie z wynikiem naukowych odkryć ( bo ich nie zrozumiem , nie będąc naukowcem) czy pełną wykładnią filozoficzną, ale z ich przystępnie zwerbalizowaną treścią a nawet sugestiami filozoficznymi naukowców z niej wypływającymi.
    I następnie swoim potocznym , nieuświadomionym nawykiem myślowym - objąć .:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie no... przepraszam Cię, ale: to co piszesz to wierutne bzdury. Jaki proces przenikania nauki i filozofii od Newtona? Wszystkie, podkreślam WSZYSTKIE nauki poza matematyką (+ nie jestem pewien co do chemii i historii) wyszły z łona filozofii: fizyka, logika, psychologia, biologia, o humanistycznych nie wspominając. To, że uprawiano je przez długi czas bardzo naiwnie, nie przekreśla faktu tego, kto jest matką.
    I nic nie steruje rozwojem filozofii. Raczej bym wolał mówić o wzajemnym (chociaż wiem, że one na razie są jednostronne) szacunku i współpracy. Bo nie za bardzo wiem, jak jakakolwiek nauka chciałaby stanąć ponad zasadami logiki i hermeneutyki (przez to drugie mam na myśli: rozumienie, ale faktyczne, mentalne rozumienie... może sobie neurobiolog powiedzieć, że za rozumienie odpowiada ta i ta część mózgu i taki neuroprzekaźnik... ale wciąż, aby zrozumieć to, co powie ten neurobiolog, trzeba hermeneutyki, tzn. sztuki rozumienia, sztuki interpretacji) - a obie przynależą do filozofii.

    Nauka może i zaczyna pełnić jakąś rolę... ale nie filozofii lecz religii. Z tego co piszesz odnoszę wrażenie, że popełniasz klasyczny błąd i nie odróżniasz filozofii od światopoglądu. Oczywiście filozofia tworzy światopogląd, ale to nie światopogląd rodzi filozofię. Filozofię rodzi systematyczna, rygorystyczna praca wedle konkretnych metod. I właśnie brak znajomości tych metod i brak odpowiedniego rygoru intelektualnego zarzucam większości naukowców "zajmujących się" filozofią.

    Ale mój pogląd działa też w drugą stronę: nie można filozoficznych narzędzi stosować do nauki, filozof - jeśli chce coś w tej materii zdziałać - musi nauczyć się "nauki" od podstaw... a dopiero później próbować ją opisać filozoficznie. [Nie wiem jak to wygląda dziś w praktyce. Wiem, że powojenna filozofia francuska robiła to nieumiejętnie, tzn. nie uczyła się "nauki", tylko dosyć luźno ją traktowała (może, podkreślam może, poza Deleuzem). Wiem również, że żyjący obecnie filozofowie starają się rzetelniej podchodzić do sprawy - ale jak im to wychodzi... nie mam pojęcia.]

    A "potocznym, nieuświadomionym nawykiem myślowym" to - moim zdaniem - można tylko wierzyć. Filozofia i nauka żyją dzięki ciągłemu podważaniu swoich odkryć, dzięki parciu naprzód... jak Życie, zoe... nieustanny rozwój...

    OdpowiedzUsuń
  26. To fakt, i nigdzie tego nie zanegowałam ,nauka wyszła , a raczej była tożsama z filozofią przez wieki.Uściślijmy tożsama z tą gałęzią matki nauk , którą mozna nazwać - filozofią przyrody.
    Dzieci filozofii ( różne gałęzie nauk), jak to dzieci zbuntowały się , dojrzały do samodzielności z chwilą powstania nauk empirycznych.
    Od momentu ich usamodzielnienia się - nigdy dotychczas nie zdarzyło się , by przesłanki filozoficzne występowały jako uzasadnienia twierdzeń tychże nauk empirycznych - czyli należy wykluczyć filozofię z kontekstu uzasadnienia naukowego. Owo wykluczenie stało się podstawową zasadą metodologiczną. Dlaczego ? Bo matematyczność opisu badań empirycznych ( i one same ) okazała się spójna , logiczna , najbardziej skuteczna w poznawaniu rzeczywistości.
    Nauka winna jednak pamiętać , że to filozofia przyrody z czasów przednewtonowskich była ich macierzą . Ot , choćby w kontekście pojęć wykorzystywanych przez naukę a wypracowanych w filozofii przyrody : substancja, ruch, prędkość , przyspieszenie, masa itd.
    Nauka odrzuciła założenia metafizyczne , Bóg umarł , redukcjonizm, operacjonizm itd. wszystko to wpływa na myśl filozoficzną .
    Jeszcze Kartezjusz , Leibniz i częściowo Kant próbowali prawa przyrody wyprowadzać z założeń metafizycznych , ale weryfikacja tego przez wyniki empirii, spowodowała , że skutki tego były opłakane.
    Filozofia poczyna stosować racjonalizm krytyczny , logikę posuniętą do absurdu ( koło wiedeńskie) , powstaje tzw. filozofia marksistowska ...
    Nie widzisz dalej wpływu nauki na metodologię i treść filozofii ?

    Ale rzecz biegnie w drugą stronę , jest coś takiego jak kontekst odkrycia - czyli co inspiruje naukę , stwarza klimat , nasuwa pomysły nowym teoriom naukowym. I tym czymś jest oczywiście filozofia.Przecież geneza nauk empirycznych jest w całości w tym obszarze , filozofia stworzyła ów kontekst odkrycia.Idee filozoficzne odgrywają role inspiratorów i regulatorów całych programów badawczych ( np. dzieje tzw. zasady Macha).
    Ale bywa i tak , że niezgodnie z filozoficznym przekonaniem naukowca , nauka " wyswobadza się" z filozoficznego założenia jego wskutek badań wraz z postępem narzędzi badawczych --> np. późniejsze analizy mechaniki klasycznej ujawniły , że wbrew głębokiemu przekonaniu Newtona - nie funkcjonuje zakładana przez niego ( i wyliczona ) idea przestrzeni absolutnej ( idea filozoficzna ).
    Uff.. czas na wniosek : można badać nie tylko wpływ doktryn filozoficznych na powstanie teorii naukowych , ale również odwrotnie.
    Oczywiście możesz kategorycznie zaprzeczyć :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Nie zaprzeczam takiemu wpływowi. Zauważ: pisałem o współpracy. Wzajemny szacunek i współpraca. Ja tylko napisałem, że nic nie steruje rozwojem filozofii - wpływa, ale nie steruje.

    Tylko wyjaśnijmy sobie co ja rozumiem przez szacunek. To, że nie można sobie swobodnie wykorzystywać terminów z jednej dziedziny w drugiej - nie można uprawiać filozofii przyrody mówiąc o teorii chaosu, a nie mając pojęcia czym ona jest. I analogicznie: nie można do fizyki wrzucać zagadnień filozoficznych nie mając za sobą pewnego przeszkolenia.

    I jeszcze małe sprostowanie: Kant nie próbował wyprowadzić praw przyrody z założeń metafizycznych. Kant "odżegnywał się" od metafizyki i "absolutnie" przyjął osiągnięcia współczesnej mu fizyki. Kant nie uprawiał filozofii przyrody, ba... on zakazał uprawiania filozofii przyrody (i przez długi czas ten zakaz funkcjonował). Kanta interesowała zupełnie inna sprawa: jak jest możliwa taka nauka jak fizyka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łódź płynie napędzana siłą ramion wioślarzy, wiatrem , pracą silnika , ster jest poddany woli płynącego. Nauka empiryczna to ster, narzędzie umożliwiające kurs w pożądanym przez sternika kierunku, sternik to filozof -- mam nadzieję , że swe zdanie doprecyzowałam przez to porównanie. Będę się upierać , bo wszystkie próby nie brania pod uwagę empirii naukowej na kursie filozofii, były piękną przygodą , którą z sympatią oglądamy , traktując jednocześnie jak Latającego Holendra, pozbawionego możliwości zacumowania w porcie uznania. ( vide : romantyczne filozofie przyrody , czyli od mistyki do idealizmu )

      To nie kwestia szacunku , ale chęci osiągania prawdy w stopniu największym z możliwych ( w obu tych nurtach kultury )

      Kant: " Prolegomena do wszelkiej przyszłej metafizyki , która będzie mogła wystąpić jako nauka "
      (...) Ażeby metafizyka mogła obecnie rościć sobie prawo nie tylko do zwodniczego wmawiania czegoś, lecz i do pełnego zrozumienia i poznania oraz przekonania co do słuszności , na to potrzeba , by krytyka rozumu wyłożyła , i to w postaci zupełnego systemu , wszystko co następuje , a więc zasób całkowity pojęć a priori (...) , możliwość syntetycznego poznania a priori , zasady użycia tych pojęć , a w końcu ich granice. Zawiera więc Krytyka , i tylko ona , cały dokładnie sprawdzony i uzasadniony plan , anawet wszystkie środki wykonania , według których może być urzeczywistniona metafizyka jako nauka ; za pomocą innych dróg i środków jest ona niemożliwa."

      Odżegnuje się ? :)

      W Krytyce władzy sądzenia - rozdzielając sądy determinujące od refleksyjnych - w których " władza sądzenia ma znaleźć to , co ogólne " , tym ostatnim umożliwia osąd a priori w stosunku do doświadczenia . Sądy refleksyjne są tu zasadami organizującymi , nadającymi jedność temu wszystkiemu , co pozostało niedookreślone przez sądy determinujące a priori .
      Zdaniem Kanta , tego rodzaju sądem refleksyjnym jest zasada celowości przyrody.

      Usuń
    2. Zgodzę się z tym, że filozofia często cierpi na brak empirii i że to powinno ulec zmianie. Tylko pamiętajmy, że nauki nie dostarcza filozofii danych empirycznych, ale hipotezy. To raz. A dwa: nauka, to nie tylko fizyka i biologia; to również historia, antropologia, literaturoznawstwo, socjologia, psychologia, pedagogika - filozofia powinna również sięgać do nauk zwanych humanistycznymi.
      Można by nawet wskazać drobne trzy... Trzy: nauka jest dziś podporządkowana technice a nie prawdzie, technika zaś ekonomii. Dla nauki dziś - takiej jak jest faktycznie uprawiana, a nie takiej jaka teoretycznie jest - liczy się odkrywanie tego, co - w ostatecznym rozrachunku - pozwoli przynieść komuś zysk. I ja - ale podkreślam: ja - nie życzę sobie, żeby taka nauka była sterem dla filozofii.

      Co do Kanta. Widzisz... mówiłem Ci już nie raz o różnicy między słowami i pojęciami. Zgubna sprawa strasznie... ale co począć? Kant używa słowa metafizyka w dwóch znaczeniach: takiej metafizyki, jaka była przed nim uprawiana, to jest właśnie metafizyka klasyczna, to co zwykle rozumiemy mówiąc o metafizyce - i od tej właśnie się odżegnywał; z drugiej strony jednak używał tego słowa na określenie "nauki", która ma być możliwa do uprawiania po dokonaniu przez niego krytyki rozumu. Ale Kantowska krytyka zabrania mówienia o rzeczy samej w sobie, pozwala mówić tylko o zjawiskach (czyli o tym, jaki świat jest dla nas, a nie sam w sobie)... metafizyka natomiast zawsze chciała mówić o rzeczach samych w sobie... Rodzi się problem. I wydaje mi się, że Kant proponuje jego rozwiązanie poprzez "kastrację" metafizyki.

      Usuń
  28. Kant , rewolucyjnie podszedł do możliwości poznania , założył że nie potrafimy badać rzecz samą w sobie , bo ocena ta jest determinowana przez nasze skądinąd skażone ludzkie poznanie. Gdybysmy mieli inny doskonalszy aparat badawczy , w tym " wszechstronniejsze myślenie " , rzecz sama w sobie okazałaby się dla nas inna.Zakładał jednak konieczne warunki poznania , w tym geometrię Euklidesa nie jako twor a priori , ale twór logicznie wynikający z naszych warunków poznawczych, czyli jakby wtórne a priori.
    Dziś wiemy , że wszystko jest względne. Nasze warunki poznawcze umożliwiły zbudowanie innych logicznych aksjomatów , pozostających w sprzeczności do np. geometrii Euklidesa. Konwencje są różne , różne metodologie , wyniki , hipotezy , teorie . Zbiór empirycznie sfalsyfikowanych hipotez daje teorię , np. BB.

    OdpowiedzUsuń
  29. Kant był geniuszem i dokonał przełomu w filozofii... Ale nie oznacza to, że miał absolutną rację we wszystkim. Dalej jego drogą szli inni... od Fichtego do hermeneutyki transcendentalizm skupiał się głównie na badaniu świata od strony świadomości i - przede wszystkim - kultury... U Heideggera pojawiają się projekt ontologii, ale w dużym stopniu jest to ontologia oparta o filozofię "kultury". Dopiero Deleuze - w tym nurcie - podejmuje się uprawiania filozofii przyrody.
    Ale jeszcze wracając do Kanta... ważne jest dla mnie to co napisał on we wstępie do "Krytyki praktycznego rozumu" - całe te jego rozważania są tylko hipotezą... Filozofia, od tego momentu, powoli odkrywa swoje powołanie, jakim jest stawianie hipotez. I - moim zdaniem - owo stawianie hipotez pozwala nam również "dotykać" rzeczy-samej-w-sobie.

    OdpowiedzUsuń
  30. Jasne że nie , zresztą ( zgodnie z tym co twierdzę wyżej) przynajmniej w zakresie ontologii , ale nie tylko przecież, nauka będzie podważała każde kolejne stanowisko filozoficzne , tak jak dezawuuje swoje twierdzenia . Najbliższą prawdy zawsze będzie ostatnia hipoteza filozoficzna i ostatnia teoria naukowa. :)

    Będę dopiero w zasięgu sieci od nowego tygodnia.Do napisania.

    OdpowiedzUsuń
  31. super, dzięki, za tą rozmowę!

    OdpowiedzUsuń