środa, 6 czerwca 2012

LIII

Witalność - jeśli każda istota posiada określony potencjał energetyczny (i, w duchu Bergsona, ewolucja jest zwiększaniem tego potencjału, zwiększaniem "energii") to może "zdziałać" tylko tyle, na ile jej ten potencjał pozwala. Zwierzę nie myśli, bowiem nie posiada odpowiednich "zapasów energii" (oczywiście chodzi o ewolucyjne dostosowanie organizmu, a nie o przypadkowe ilości dostępnych kalorii), zużywa ją całą na ruch, przeżycie, zabawę, rozmnażanie. Roślina tylko na przeżycie i rozmnażanie. Człowiek posiada większy potencjał, który może przeznaczyć na myślenie. Zauważcie: w początkowym okresie rozwoju człowieka mędrcy zawsze byli ascetami: nie bawili się, nie rozmnażali, często na wiele godzin zamierali w bezruchu - po to by oszczędzić energię na myślenie! Ci, którzy poświęcają ją na tamte rzeczy, mało poświęcają jej na myślenie.
Wniosek? Kierunek! Człowiek, który się bawi, rozmnaża, rusza i myśli. Którego potencjał energetyczny jest "nieskończony". (Być może posiadając ogromną "ilość" energii "odnajdzie: coś kolejnego po życiu, ruchu i myśleniu.) Kierunek: tańczący filozof, śmiejący się filozof. Mówi wam to coś?

59 komentarzy:

  1. :) Sokrates tańczący i C. też dionizyjsko w kontrze do powagi filozofii.
    Marnie to wszystko się skończyło , skamandryci się bawili a wojna stała u progu, kasa pusta , liche niedoinwestowane wojsko etc. , etc. a Sokrates zamiast chwalić życie popija cykutę.
    Umiar , o umiar postuluję .:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Aha, moja psina zdecydowanie protestuje , a ja ją popieram.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ależ Sokrates jest właśnie jednym z duchów ciężkości - on nie tańczył tylko błazeńsko skakał, by ośmieszy prawdziwy taniec.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem nic o Sokratesie jako duchu i w dodatku ciężkości :)
      Owszem , wydawać by się mogło , że autor pokpiwa sobie , ale ;
      ( to przecież wykładnia nietzscheanizmu, wartość chwili , tylko ona jest istotna i radość jej przeżywania)

      " Zło ! Dobro ! - prawda ? - Ludzie, bogi,
      Cnota i wieczność, czyn i słowo,
      I od początku - znów , na nowo,
      Bogi i ludzie , dobro, zło,
      Rzeczpospolita , słowa , czyny,
      Piękno -to, tamto, znowu to ! ---
      Mój drogi - kpiny ! "

      Stary, ale najbardziej mądry w swym bycie, Sokrates ( Tuwim) , wreszcie odnajduje prawdę : radość życia zamkniętą w tańcu , kiedy niebo wierci się nade mną , w złocistym trunku ...itd., itd.

      Błazeństwo odnajdujesz Cezary w kontraście : starość i taniec , nie w filozofii Sokratejskiego Tuwima.
      Czy cieszyć się życiem dionizyjsko,a więc i tańcem, może tylko młody lub piękny człowiek ?Czy witalny nie może być starym ?
      Filozofia dla wybrańców ? :)

      Usuń
  4. Ależ ja nigdzie nie utożsamiałem starości fizycznej z niską witalnością. Jasne, że stary może być witalny - najlepszym przykładem Zorba. Analogicznie młody może być pozbawiony witalności - przykładem wszyscy cynicy, nihiliści.

    Czy filozofia jest tylko dla wybrańców? Gdybym tak myślał chyba bym nie zajmował się jej popularyzacją (jeśli nie należy do niej ten blog, to na pewno moja współpraca z filozofia.tv).

    OdpowiedzUsuń
  5. Co do potencjału energetycznego, nie sądzisz że dawnych ascetycznych mędrców po prostu brak nauki i aktualnego bogactwa poglądów filozoficznych, ich odpowiedzi , zmuszał do przeznaczania długich godzin na rozmyślania ?
    Wydaje mi się , że to nie "potencjał" przesądza o możliwościach naszego gatunku , dawni mistrzowie w dzisiejszych czasach - spokojnie z tym swoim rozumem i energią - dawaliby sobie radę. Kultura jest tym potencjałem, a więc edukacja , postęp technologii, poprawa warunków życia itd. , itd. - ciągle rozwijając się , doskonaląc , odkrywając nowe pola badawcze - daje nadzieję na nieskończony rozwój a nie jakieś tam ukryte w naszym mózgu możliwości " myślowe" . One od tysiącleci się nie zmieniają , zmieniamy jedynie warunki naszego gatunkowego trwania , podporządkowujemy sobie wszystkie inne bios , dzięki " bezinteresownej " agresji , wytwarzaniu narzędzi , ciekawości i ( tu pełny determinizm ) takiej a innej budowie mózgu zapisanej w kodzie genetycznym .

    OdpowiedzUsuń
  6. Hmm ... wyobrazić sobie potrafisz nasz gatunek , jeśli wiedza byłaby dziedziczona , każde nowe dziecko byłoby wyposażone w całą mądrość rodzica lub aktualnego pokolenia?

    OdpowiedzUsuń
  7. Zwróć uwagę, że chociaż kiedyś nie istniała nauka i filozofia, to jednak istniało coś, co uważano za wiedzę (była to wiedza potoczna lub religijna) i to coś mogło stanowić "bogactwo" materiału do przemyślenia - pod pewnym względem nie byli w dużo gorszej sytuacji niż my dziś. Chociaż, z drugiej strony, z punktu widzenia tego, co napisałaś, można by postawić współczesnym ciekawy (i w wielu wypadkach, niestety, trafny) zarzut, że zajmują się produkowaniem makulatury składającej się z porównywania, zestawiania, streszczania i interpretowania istniejących już hipotez naukowych i filozoficznych, zamiast "siąść" i przeznaczyć długie godziny na myślenie.

    Wykażę się teraz nieco złośliwym i - przyznaję - amatorskim sceptycyzmem: nic mi nie wiadomo o tym, żebyśmy mieli zachowane mózgi żyjących tysiące lat temu ludzi i porównali je z mózgami żyjących dziś, co pozwoliłoby nam powiedzieć, że biologicznie nic się nie zmieniło.
    Teraz mniej amatorsko i już bez złośliwości: o ile się orientuję mówi się teraz o tym, że ewolucja biologiczna została zastąpiona przez kulturową. Także nawet jeśli biologicznie ten potencjał się nie zmienia, to zmienia się na innym poziomie - na poziomie świadomości, ducha, kultury... Co zgadzałoby się z tezą emergencyjną jaką przyjmuję: wytwarzają się nowe jakości, rządzące się własnymi prawami (chociaż kultura potrzebuje ciał z takimi, a nie innymi mózgami, to już sprawa rozwoju samej kultury jest zupełnie inną sprawą, a więc i obcowanie z nią jest inną sprawą... może Ci dawni mistrzowie dziś z łatwością nabyliby naszą wiedzę, ale byłyby to dla nich, do pewnego stopnia suche informacje, może nawet wykazaliby się pewnym zrozumieniem dla tych informacji, choć to przyszło by im z większym trudem, ale z pewnością na poziomie zwykłego, codziennego "obycia" by leżeli - i nie mam tu tylko na myśli savoir-vivre'u, ale też jakiejś mentalności).

    Myślę, że zupełnie by zmieniło to naszą emocjonalność i empatię, bo pamiętalibyśmy np. o tym, jak nasi przodkowie zabijali w wojnach, albo i gorsze rzeczy, jeśli trafiłby się ktoś o bardzo "specyficznych skłonnościach", np. sadysta, któremu przyjemność sprawiałoby torturowanie, albo gwałciciel, albo z drugiej strony gdyby ktoś z przodków był ofiarą gwałtu i tortur.
    Poza tym nie wiem, czy odkrycia (rewolucje) naukowe nie byłyby trudniejsze do osiągnięcia - już od dziecka bylibyśmy silnie przywiązani do posiadanej wiedzy. To byłoby trochę jak instynkt u zwierząt (on jest taką dziedziczoną wiedzą: jak się odżywiać, myć, polować, reagować na zapachy, dźwięki, kolory, jak rytuał godowy przeprowadzać etc.).

    OdpowiedzUsuń
  8. Starożytna przedfilozofia i filozofia zakreśliły twórczo wszystkie możliwe ujęcia bytu , masz rację , potem to tylko kompilacje , korekty , próby rozszerzania pojęć. Zmiany ,jeżeli już poważne zachodziły, to raczej na płaszczyźnie etycznej.
    Weźmy choćby ontologię : dualizm, monizm, materializm, idealizm - twórcy pojęć, a potem szkół, mieli nad czym myśleć.Przedświt nauki i filozofii to najbardziej "twórcza" epoka w dziejach - stworzenie pojęć dla rzeczy , znaków na ich oddanie , aby mogły wejść do obiegu kulturowego , wielka sprawa.

    Mózgi , odwróćmy relację , możliwą do badania empirycznego. Na wielkiej pustyni australijskiej, w dorzeczu Amazonii , a choćby nawet na bagnach Biebrzy czy w większym lesie -na miesiąc , bez możliwości opuszczenia tego terenu -- zostawić człowieka współczesnego z całą jego wiedzą , mentalnością , intelektem , ale bez komórki , koca , noża , manierki, bielizny ,lekarstw , jedzenia ze sklepu , butelki , menażki , zapałek itd.
    Przeżyłby, z jak sugerujesz lepszym jakościowo a nawet ilościowo, swym współczesnym mózgiem ?

    A ja myślę , że istota , która rozmnaża się płciowo ( nie jak proste organizmy przez podział - a więc w zasadzie jest niesmiertelna ), i dzięki czemu mutacje i dobór naturalny zadbały o maksymalne pogłębienie struktur ; nie może posiadać " nieskończenie pojemnego mózgu" do odbioru tych wszystkich informacji , pojęć , wiedzy teoretyczno- praktycznej. I tak zapisuje się w najstarszych częściach mózgu ( pniu) "dane" pozwalające na rozruch emocji pozwalających na ucieczkę , atak , chęć rozmnażania , dużo jest " wrzucane " do podświadomości również przez upchnięcie w różnych ważnych centrach , mózg ponadto steruje całą cielesną maszynerią ... i jeszcze miałby znaleźć miejsce do zapisu i odtwarzania wszystkich zdobytych przez nasz gatunek empirię , naukę i szeroko pojmowaną kulturę - informacji ? Chaos by zapanował , spięcia na łączach.:)

    No i jeżeli jednak byłoby to możliwe , czy postęp od pewnego momentu byłby możliwy ? Szybko znaleziono by złoty umiar , optymalne warunki bytu ... i powielano . Życie przecież jest tak cenne.

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie wiem, czy nie można by pociągnąć tego jeszcze dalej i pokazać (raczej na zasadzie hipotezy przez analogię, ponieważ brak źródeł historycznych - stąd taka, a nie inna, nazwa tego okresu: prehistoria), że owe wielkie odkrycia starożytnych - pojęć dotyczących bytu i pierwszych kroków w nauce - są tylko próbą poszerzenia czegoś, co istniało już wcześniej, jakichś kategorii bytowo-percepcyjnych u przodków człowieka, a ten znowuż ma je od swych zwierzęcych protoplastów. Nawet by mi to pasowało, bo nie uznaję creatio ex nihilo. Ale chcę tym wywodem pokazać coś innego: owe "próby poszerzenia pojęć" są równie wartościowe, co ich pierwotne zakreślenie, ponieważ - moim zdaniem - rodzą w końcu nowe pojęcia: następują modyfikacje, w końcu zostaje osiągnięta pewna masa krytyczna i pojawia się zmiana jakościowa. Podobieństwo słów może nas łudzić i sprawiać, że będziemy uważać, że niewiele się zmieniło od starożytności jeśli chodzi o pewne podstawowe założenia, określenia bytu, ale myślę, że tak nie jest. Odwołujemy się do pewnej tradycji, do pewnej "ciągłości", ale jednocześnie tworzymy pewną nową jakość.
    Poza tym: holizm, holizm... Same starożytne określenia "byt", "niebyt", "stawanie się", "idea", etc. znaczą - w moim przekonaniu - niewiele. "Wypełniają się" dopiero w kontekście większej całości, w jaką zostają wpisane - poprzez sieć relacji, wzajemnych powiązań.


    Och.. w ten sposób rozumując dojdziemy do wniosku, że najlepsze są karaluchy, szczury, a przede wszystkim wirusy - bo to one potrafią przetrwać najdłużej, w najbardziej ekstremalnych warunkach. Ale właśnie przeżycie (zachowanie swojego bios) nie jest dla mnie miarą wartości. Jest nią witalność, zoe, czyli: jednocześnie zdolność tworzenia nowych jakości, funkcjonowania w nowych jakościach (np. w organiczności, ponad materią, w świadomości ponad organicznością, itd.) oraz pomnażania życia (umacniania życia - jako zdolności tworzenia - w sobie i przekazywania go dalej, innym).

    To co napisałaś w ostatnim akapicie pokazuje mi, że wciąż mylisz życie z przeżyciem. Życie to nie umiar, ale nieskończone, niewyczerpane "więcej", "dalej", "wyżej". Życie to tworzenie, opuszczanie aktualnej sytuacji by znaleźć się w nowej. Natomiast przeżycie to tak jak piszesz: optymalne warunki pozwalające trwać temu co aktualne, to pozostawanie w obecnej sytuacji. Życie to ewolucja/rewolucja, natomiast przeżycie to zachowywanie status quo, konserwatyzm w czystej postaci.

    OdpowiedzUsuń
  10. Też tak o tym myslałam , ale chyba należy podkreślić że rodząca się filozofia zdobyła się na odwagę , by podjąć próbę zrozumienia świata bez odwoływania się do pomocy wierzeń religijnych - więc był to krok znaczący , nowy , rewolucyjny .
    Oczywiście wyrażenia filozoficzne są zapożyczane z języka potocznego , język techniczny filozofii jest warunkiem niezbędnym do ścisłości dociekań, a ewolucja w filozofii to w dużej mierze ewolucja pojęć.
    Ale czemu nie zaznaczać jakimś derywatem czy poprzez sytuację zrostu czy złożenia - ewolucji tego pojęcia - nie rozumiem . Totalny konserwatyzm ! :)

    Zmieniasz temat , sugerowałeś zmiany w mózgu człowieka wspólczesnego , stąd nie napisałam o karaluchach. ZOE - okej , ale żeby zaistniało coś takiego jak ŻYCIE , wcześniej indywidualne bios musi przeżyć - tzn. jakaś masa krytyczna musi umieć sobie poradzić.
    A więc : life is brutal - zanim zaczniemy tworzyć z ducha czy materii - musimy przeżyć w masie , aby indywidualne osobniki coś nowego nam dały w sferze jakości życia.
    A do tego trzeba inteligencji porównywalnej u człowieka starożytnego czy wspólczesnego , z wyróżnieniem w tym obszarze - tej sprzed wieków.

    OdpowiedzUsuń
  11. Może i konserwatyzm :) ale z drugiej strony... lingwistyczne eksperymenty Heideggera dużo częściej zaciemniają opis, niż go rozjaśniają (a przynajmniej ich polskie wersje, ale nawet jeśli niemieckie są lepsze, to rodzi to inne zastrzeżenie: nieprzekładalność) - poza paroma, chwalebnymi, wyjątkami.
    A co powiesz o naukowcach... też konserwatywni: "czarna dziura" <-- język potoczny, jak nic. Jakaż konserwatywna ta nauka... Chyba, że takie złożenia są okay, wtedy mamy je i w filozofii, np. "wola mocy"... ale wraca ten sam problem, jeśli nie nauczysz się co kryje się za pojęciem woli mocy, będziesz wkładała tam własne sądy (tak samo jest z "czarną dziurą", tyle że o tej uczą Cię w szkole... tak samo o sile, energii, pędzie, falach... wszystko to słowa z potocznego języka, które w kontekście fizycznym nabierają specyficznego znaczenia.... bo się nas do odbioru tego znaczenia tresuje.. ale nie mówi się już nam co mamy rozumieć przez różne słowa, gdy napotkamy je w kontekście filozoficznym).


    [Zoe jest tym, co umożliwia jakikolwiek bios, ale to tak na marginesie.] Jasne, że indywidualny bios musi przeżyć, przetrwać, by mnożyć witalność. Nie chodzi o negowanie przetrwania. Tylko o to, że nie można mu podporządkować wyższych jakości, to ono musi być podporządkowane owym wyższym jakościom.
    Dam Ci przykładzik w twoim klimacie: moralność jako wyższa jakość i przetrwanie biologiczne (jako niższa)... wyobraź sobie, że jesteś na bezludnej wyspie z inną osobą i nie macie nic do jedzenia... Jeśli zabijesz tę drugą osobę, zjesz ją, to przetrwa twój bios i dzięki temu będziesz mogła dalej, poza bezludną wyspą, propagować moralność... Zabijasz i zjadasz, bo bios jest ważniejszy?

    OdpowiedzUsuń
  12. To i racja , jestem gorącym zwolennikiem obowiązkowej nauki filozofii od co najmniej gimnazjum - ba dobre wyszłoby wszystkim.
    Dobry przykład : " czarna dziura " - takie hasło wywoławcze w zmysłowej percepcji , bez wiedzy na temat jej konkretnych fizycznych parametrów ... ale ten obiekt rzeczywistości , obojętnie jak w czasie nauka będzie go matematycznie opisywała - nie stanie się czarną dziurą i ogonem komety ... a Ty w witalność wpisujesz różne desygnaty poza żywotnością ( myslenie np.)

    Zoe może być pewną potencjalnością bios , może obyć się bez fizyczności - powiem ja .:)
    Przykładzik , smaczny :) ... coż ta druga osoba musi mnie zjeść , i moja moralność przetrwa do końca i bios jej/ jego - nie zaznaczyłeś płci :) też.

    OdpowiedzUsuń
  13. Widzisz... bo z pojęciami filozoficznymi jest inaczej niż z terminami naukowymi. Pomyśl np. o pojęciu "byt" - cóż ono oznacza? Absolutnie wszystko, każdą "rzecz" da się upchnąć w to pojęcie (i myśl, i żywą istotę, i czarną dziurę, i kometę), ponieważ jest to pojęcie najbardziej ogólne, "najwyższe", "najpierwotniejsze". Ja taki status nadaję pojęciu witalności, a raczej - by być bardziej precyzyjnym - pojęciu Immanencji = Życiu.
    Próbuję pokazać, że Życie ("witalność") wypełnia każdy byt, każdą czynność, a zatem np. również myślenie. A z drugiej strony nie uznaję transcendentności, cały świat stanowi dla mnie jeden wielki "organizm", stąd myślenie jest nie tylko wypełnione przez Życie (= Immanencję), ale również przynależy do Immanencji (=Życia), jest częścią owej Immanencji (=Życia).
    [Immanencja = Życie składa się, przypominam, z trzech elementów: produkcji, zapisu, konsumpcji. Produkcja odpowiada za powstawanie nowego. A zatem pojawienie się myśli, świadomości wynika z Immanencji, Życia ("witalności"). Ale zarazem ta myśl powinna być w stanie kontynuować proces produkcji, czyli musi cechować się pewną witalnością, Życiem.]

    Zoe nie jest potencjalnością bios. Umówmy się. Jeśli naukowiec definiuje czarną dziurę jako jakieś konkretne XYZ, to nie możesz sobie potem używać tego terminu po swojemu i mówić, że czarna dziura to takie ABC, prawda? Ja definiuję Zoe (= Immanencję = Życie) jako najbardziej podstawową i pierwotną zasadę bytu wypełniającą wszystko. Jeśli już mówić o jakiejś potencji (choć ja osobiście usuwam to pojęcie z "mojej" filozofii) to raczej bios jest potencją Zoe: istnieje przede wszystkim Zoe i to ono wytwarza jakieś biosy.

    Płeć nieistotna. Chyba, że jakąś konkretną płeć byś zjadła :P Ale właśnie chciałem tym przykładem pokazać, że wyższe jakości (tu: moralność) są w pewien sposób ważniejsze niż niższe (tu: przetrwanie bios osoby moralnej).

    OdpowiedzUsuń
  14. Lubisz uogólnienia , one w holizmie niezbędne. :)
    Rozumiem oczywiście , że pogłębiasz "obraz" Życia przez zrownanie go z witalnością . Ja byłabym za wyróżnieniem - myslenia- jako samodzielnego synonimu Immanencji , ale w końcu to Twoja filozofia .:)

    Tak samo myslę , pewnie składnia poprzednio nie była zbyt przejrzysta, poprawiam : Zoe może być obszarem potencjalności dla każdego możliwego bios , sama " istniejąc" bez fizyczności.
    Dla mnie Zoe to pewien kod matematyczny , który sam się nie "ułożył" w prawa fizyki.

    Wiem , że nieistotna , ale ciekawe , kto by kogo zabił i zjadł , gdybyśmy to my na tej wyspie wylądowali ? :)
    Zauważ , że nie ma mej zgody na zaliczenie kanibalizmu do wyższej jakości , lepszejszej moralności.

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie, nie uogólnienia. Abstrakty. Każda teoria operuje na abstraktach - nie ważne czy holistyczna czy nie (a jeśli już, to IMHO, holizm musi przykładać o wiele większą wagę do konkretu, niż jakiekolwiek inne podejście). A ontologia (czy też niegdyś - metafizyka) ma to do siebie, że operuj maksymalnie abstrakcyjnymi pojęciami, jak choćby wspomniany byt.

    Kod matematyczny... Hmm... to dopiero ogólnik ;) nie no - żartuję :) Wiesz... matematyka brzmi dla mnie za mało... hmm... "materialnie". Tzn. matematykę rozumiem raczej jako badanie form. A Zoe widzę jako jedność formy i materii.

    Ty i ja na wyspie? Hm... Zawsze mnie zastanawiało jak smakuje ludzkie mięso ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nic nie poradzę , że mało materialnie :) , ale fakt że możesz miec rację, patrząc na poznanie po Kancie wszystko jest koniecznością względną . Nasze warunki poznawcze kształtowała ewolucja lub ewolucja i jakaś idea. Dla mnie narzędziem tej idei może być logika matematyczna obecna we wszystkich np. rodzajach geometrii, logika zakładanych zbiorów aksjomatów i dróg dedukcji; nowoczesne metodologie nauk udowadniają, że nie ma żadnych wkodowanych apodyktycznych ( jakby powiedział Kant ) a priori poznania w podmiocie badającym , jeżeli już to w przedmiocie badania , którego jesteśmy składową , więc trudności są naturalne.
    Jednak przed niewiarą w istotę samą w sobie, czyli tu rzeczywistość , broni nas jej antychaos . Jakies założenie / założenia w postaci funkcjonujących praw fizycznych . Tych praw działania nie ustaliliśmy do końca , te co znamy na pewno zostaną podane reinterpretacji po czasie ... ludzkości nuda nie grozi.

    :) wydaje mi się , że szansę na " ucztę " byłyby podobne , wkurz mnie tylko trochę mocniej , emocje są silniejsze od moralności .

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja bym powiedział, że jeśli już coś "informuje" nas o rzeczywistości (samej w sobie) to właśnie ta jej chaotyczna część, tzn. nieprzewidywalność. Gdyby istniał tylko nasz umysł i jego "film", wszystko byłoby spójne, przewidywalne i szłoby po naszej myśli. Natomiast to, że dzieje się coś niespodziewanego, że coś nie idzie po naszej myśli, że rzeczywistość stawia nam opór, że dzieją się rzeczy, które - wedle naszych wyobrażeń - wydarzyć się nie mogą... to wszystko to dla mnie "sygnały" od świata samego w sobie.


    No widzisz... a ja, mimo iż jestem bardzo emocjonalnym człowiekiem i nerwy potrafią mnie ponieść, ponad nie stawiam - tak mi się przynajmniej wydaje - swoje zasady. Z resztą... czy bym Cię zjadł zależałoby od tego, czy chciałbym tego do potęgi n-tej ;) ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to ciekawa myśl , efektowna nawet , ale potwierdza się hipotezy poprzez powtarzalność zachodzących zjawisk.
      Czyli uważasz , że możliwe jest dostrzeżenie świata samego w sobie?

      No myślę , że nie chciałbyś :)

      Usuń
  18. Hmm... dostrzeżenie? Dostrzega/postrzega się zmysłami - więc chyba raczej nie (np. nie ma w rzeczy samej w sobie czegoś takiego jak kolor, jest tylko jej budowa, która pochłania lub odbija fale świetlne danej długości). Ale jakiś sposób "przeczucia", "uświadomienia sobie", ogólnie: jakiś rodzaj "kontaktu" - myślę, że tak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kontakt między przedmiotami= bytami ? A może totalna samotność bytów składających się na uniwersum ? Harman mnoży byty o przedmioty zmysłowe i relacje pomiędzy nimi tez tak klasyfikuje.
      No super : człowiek to zastępczy łącznik między dwoma przedmiotami zmysłowymi.
      Jak oceniasz cała tą " przyczynowość zastępczą" ?

      Usuń
  19. [Wyjechany na Zlot Filozoficzny byłem.]

    Widzę, że zaczęłaś "Kronosa" czytać :) Co sądzę... Powiem tak: dosyć oryginalna i ciekawa koncepcja, ale jakoś do mnie nie przemawia... przynajmniej nie w tej formie - tzn. wydaje się warta przemyślenia, przetrawienia i - być może - wówczas pewne elementy będą inspirujące. (Np. takie gwałtowne rozdzielenie "głębi" bytów i komunikacji pomiędzy bytami pasowałoby nieco do podziału wartości, jaki wprowadziłem sobie do etyki immanentnej, na z jednej strony dbanie o siebie, o własny "głęboki byt", a z drugiej nawiązywanie szczerych relacji z Innymi. Pasowałoby o tyle, że wyjaśniałoby "konflikt" pomiędzy tymi wartościami.)

    OdpowiedzUsuń
  20. I jak tam Immanentna wypadła w Gdańsku ?
    Była hitem czy " oberwała" ? :)

    Dzięki za polecanki Kronosowe , ciekawsza jest myśl " Potencjalności i wirtualności", ale pytanie o komunikację miedzy przedmiotami też niezłe dla takiego laika jak ja , BTW uświadomiłam sobie poprzez Twój czasowy niebyt , że skutecznie aktywizujesz mi szare komórki :) , jak nikt inny, więc ponowne szczere podziękowania . Zastanawiam się teraz czy w okresie wakacyjnym , mózg mi z wprawy nie wyjdzie.:)
    Czytając o tych pięciu relacjach zachodzących między przedmiotami - też myślałam o Twej immanentnej.
    Te przedmioty zmysłowe i samotne byty sugerują mega duchowość - i to Ci pewnie nie leży .;)
    No dobra , idę do znajomych na finał , stawiam na Italię .

    OdpowiedzUsuń
  21. Przede wszystkim miała małą publiczność... Ale chyba bez większego echa przejdzie.

    Nie dziękuj mi tak, po prostu działam zgodnie ze swoim chceniem ;)
    A co do Kronosa - ogólnie uważam go za bardzo dobry kwartalnik, jak dotąd żaden numer (ale nie czytuję go zbyt długo) mnie nie zawiódł... nie to co inne polskie czasopisma filozoficzne.
    "Potencjalność i wirtualność" ciekawa, chociaż stanowisko Meillassoux'a wydaje mi się zbyt skrajne (myślę, że za duży nacisk kładzie na przyszłość i za bardzo ignoruje przeszłość).

    Nie no, ja nie mam nic do duchowości. Ja bardzo cenię sobie wymiar duchowy. Ja tylko nie znoszę mistycyzmu i naiwności.


    Nie oglądam piłki nożnej.

    OdpowiedzUsuń
  22. Myslę , że inspiracja " naznaczonym " Nietzsche jest wysoce ryzykowna , no ale może filozofowie tej " klątwy " nie biorą pod uwagę.

    Mam nadzieję , że do litości niezdolnyś :)

    Czytając Quentina, miałam wrażenie podstawiania pod przygodność - cech określających konieczność , ale on po prostu ( jak rozumiem)stałość praw naszego Uniwersum traktuje jako jedną z emergencji wirtualności , ot zdarza się taka opcja i tyle. Założenie jak założenie , każdemu wolno.:)
    Nic nastąpić nie musi - jedynie może , no cóż z perspektywy racjonalnego myślenia czy antyteistycznej ontologii to ma sens , chociaż twierdzenie że z określonej sytuacji nigdy nie można wywnioskować a priori sytuacji kolejnej (Hume) nie jest prawdziwe; a i Cantorowska teza o możliwości rozróżnień między nieskończonościami jak dla mnie , mojego pojęcia nieskończoności - też jest niezasadna.
    Zasada antropiczna to niemały problem dla przeciwników racji ostatecznej , doceniam wysiłki w celu jej przekreślenia. :)

    Duchowość szklanej kulki , jej byt głęboki - też ? :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Często bywałem litościwy, ale ostatnio staram się z siebie to "uczucie" wykorzenić.

    To co pisze Q.M. jest dla mnie raczej (zbyt skrajną) próbą wskazania twórczej siły świata, tego że przyszłość oznacza nowość. Nie widzę nic złego w postulowaniu przygodności. Za to - jak już wspominałem - błąd Q.M. polega na niedocenianiu przeszłości i tego co istnieje. Zgodzę się, że to co byłe i to co zastane nie determinuje całkowicie tego co nastąpi, ale wydaje mi się, że Q.M. całkowicie to pomija, a ja uważam, że jakiś wpływ to jednak ma.

    Nie rozumiem bytu głębokiego jako duchowości. Duchowość dla mnie wiąże się ze świadomością. Byt głęboki z niedostępnością poznawczą i (u Harmana) "oddziaływaniową".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koszta ' wysokie ' - myślę o wykorzenianiu.:(

      Nie chcę go bronić , zasada antropiczna ze względu na stałość praw , ich potencję i uniwersalny zasięg - nadaje życiu bardzo znaczący sens. Pojawiłam się ( choć nie musiałam , mógł kto inny)ze względu na potencję praw natury , a prawo jak to prawo - nie jest efektem przypadku a woli ustanawiającego.
      Q.M. widzi chyba w każdym związku : przyczyna -- > skutek powód do podważania przygodności , stąd moc wirtualności czasu oderwanego od determinant. Nawet potencjalność - jako pojęcie - jest dla idei przypadku kreatora bardzo niebezpieczna.
      W ontologii chyba nie chodzi o to czy jej założenia są złe czy dobre , ale prawdziwe. Indeterminizm cząstek kwantowych sugeruje przygodność - kształt świata zależny od przejawu czasu a nie relacji zasady. Q.M. nie wziął jednak pod uwagę , że ów indeterminizm na poziomie mikro podlega w skali makro prawom fizycznym " popychającym" do przyjmowania takich a nie innych stanów , gwarantujących stabilność stałych rzeczywistości a dodatkowo ewolucję materii , np. ' wytrącania się " ciężkich pierwiastków wskutek zderzeń lekkich w takich a nie innych okolicznościach.
      :) jak to wyjątkowo pozbawione przecież ducha metafizyki kosmologia i fizyka cząstek mogą namieszać , nie ?

      Harman na okrągło sugeruje ' wewnętrzne życie ' przedmiotów a nawet ich 'wabienie' , zgoda - powab - może być nieświadomy , ale coś co zaprogramowało wabienie - juz nie. Chyba , że nasza ' konstytucja ' mózgu jest tym ' programistą' .

      Usuń
  24. Widzisz, mi też bardziej odpowiada pojęcie wirtualności niż potencjalności i to z powodów czysto ontologicznych, a nie teistycznych/ateistycznych, czy jakichś innych tego rodzaju. Tyle, że w nieco innym ujęciu, tym Bergsonowsko-Deleuziańskim, które uwzględnia właśnie przeszłość (ale zarazem - w przeciwieństwie do potencjalności - umożliwia całkowitą nowość).
    Ale zwracasz uwagę na ciekawą rzecz, która mnie już kiedyś zastanawiała: co jest "lepsze" dla wartości osoby - determinizm (i brak wolnej woli) czy determinizm (i wolna wola). Wydaje się, że wolna wola jest niesamowicie ważna dla podmiotu jako osoby, ale równocześnie czyni ów podmiot absolutnie przypadkowym, "losowym", "nieważnym". Natomiast determinizm odbiera wolną wolę, ale zarazem czyni dany podmiot koniecznym - jesteś, bo musiałeś być, bo nie mogło być inaczej: właśnie ty, nie ktoś inny (co, moim zdaniem, niesamowicie dodaje wartości).

    Znowu wracasz do tego programowania, żeby upchnąć tam programistę. A ja Ci znowu powtórzę to samo: jeśli jest tak jak sugerujesz, to kto zaprogramował programistę? I kto zaprogramował tego, kto zaprogramował programistę? Można to ciągnąć w nieskończoność. Albo arbitralnie zdecydować gdzie jest początek. Może nim być Bóg. Ale dokładnie za taką samą ważnością może być "materia" (czy też, jak ja wolę: Zoe, Immanencja, Życie, "energia"). Ten argument (programowanie) nie pomaga rozstrzygnąć za stanowiskiem teistycznym lub ateistycznym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno mi się odnieść do pojęcia wirtualności wymienionych panów , bo w jego( pojęcia) trzewia jeszcze nie wlazłam :)
      Wiesz , dla mnie , osoby postronnej:), współczesna filozofia to w zdecydowanej przewadze, wybacz kolokwializm , namolnie ponawiane próby dezawuowania stałych rzeczywistości , aby uzasadnić przypadek czyli przygodność. Kurczę , wystarczy mi przygodność mego bytu na drodze nieskończoności, której zresztą nie potrafię pojąć :(
      Nie oceniam negatywnie odmiennych założeń , każdy ' kroi ' swój sens , jak potrafi najlepiej. Trzeba tylko mieć odwagę ( SAPERE AUDE ) " swoje " zderzać z czym się da , nie być odpornym na inne ... bo prawda się obroni. Wcześniej lub później.
      Myślę , że genialność świata to umiejętność pogodzenia braku wolnej woli w niektórych zdarzeniach i jej wprowadzanie w innych - tak - że 'wszystko gra '. Chyba to jest podstawą bytu , wypośrodkowanie między nowością (sytuacja mini chaosu umożliwiająca powstanie nowej jakości) a zdeterminowaną prawami konstrukcją , na której owa nowość ma warunki do wykiełkowania.
      Optowanie za hegemonią woluntaryzmu czy determinizmu jest drogą na manowce.
      Wartość człowieka przez determinizm ' programisty ' to wartość a priori dodana - szacunek dla każdego na starcie, bo 'programista' to nie byle KTO. Wolność wyboru to możliwość kreacji siebie . Oba potrzebne i nadające sens w czasie uniwersum i w czasie tu - teraz.

      :) Jeżeli Zoe ( i cała reszta) zaprogramowała prawa fizyczne , to nie ma sporu. Kwestia nazewnictwa .
      Aha , materia w fizycznych jej parametrach nie może być programistą , właśnie dziś poszedł komunikat o cząstce ( boskiej:) Higgsa , która przez okamgnienie na początku tworząc tzw. pole Higgsa - spowodowała , że tylko energetyczne stany cząstek mogły zamieniać się w masę.
      Fajnie , że jesteś.

      Usuń
  25. Wiesz, wiele nurtów we współczesnej filozofii - wszelkiego rodzaju neotomizmy czy personalizmy - starają się podkreślić stałość rzeczywistości. Inne kładą nacisk na jej zmienność... paradoksalnie właśnie te, które mają odwagę robić to, co ciągle tak postulujesz: odwoływać się do współczesnej nauki.
    I na dodatek zaczynam odnosić coraz mocniej wrażenie, że myślisz życzeniowo: za akceptowalną uważasz taką filozofię, która uwalnia Cię od podejrzeń, że i ty i świat możecie być przygodni, a po śmierci nie ma zbawienia.

    Co do wolnej woli. Z jednej strony zgadzam się, że nie ma co popadać w skrajności, ale z drugiej: w tym wypadku jakoś ciężko mi uznać wersję "trochę tego, trochę tego - raz se jesteś zdeterminowany, a raz wolny"... brzmi to dla mnie co najmniej dziwnie.

    Ale pamiętaj, że Zoe nie jest podmiotowe. Nie jest programistą, co raczej "(samo)programowaniem się".

    Czarna magia dla mnie z tym Higgsem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze jedno... Ja nie jestem, ja staje-się ;)

      Usuń
  26. Dobrze ,że zdążę odpisać , bo za chwilę na łonie natury czystym od bardziej rozwiniętej cywilizacji technicznej ( brak zasięgu internetu , komórki , kanalizy ... ino studnia - jakaż to pojemna metafora zarazem ) będę parę tygodni.

    Wiem , że te " przycupnęły " sobie grzecznie w kąciku , bo po Kancie traktuje się je jako żywe skamieniałości :), ale uważam że Transcedens zaczyna bronić się nauką . Oksymoron , co ? :)
    I ciekawe do czego dojdziemy w przyszłości.
    Opcję przygodności zaliczyłam w szerokim - onegdaj - ,następnie skonfrontowałam z aktualną wiedzą ( zastrzegam : na poziomie wtórnym , li tylko odbiorczym ) i wyszło mi ... co czytasz :).
    A więc nieżyczeniowo , ale naukowo.
    A kwestia wiary - to już 'teren prywatny ' , odczuwalna bądź nie Obecność ze wszystkimi konsekwencjami.

    Jesteś zdeterminowany biologicznie , fizycznie od podstaw, a wolny duchowo - zdolny do zmian kreatywnych swego - ja - i środowiska.
    Pisząc o determinizmie i woluntaryzmie , szczerze mówiąc miałam na myśli bardziej ' mechanizm ' stawania się świata , ale stawanie się własne - też jest w tym zasięgu ' genialności '.

    Pokaż mi coś , co się samozaprogramowało , wtedy zwątpię. I nie wpadnij czasami na przypadek , bo ilość przypadków powstania czegokolwiek jest tak ogromna , że po prostu : nieprawdopodobna.
    Trzeba schodzić niżej i niżej ... do praw fizyki cząstek . A tam , obrazowo, niby wyłaniające się bez ładu i składu pyłki materii , które prawa natury ' zaganiają ' do łączenia się w skupiska i wyodrębniania w gwiazdy , planety ... trawę i ludzi . Ujarzmiony gwiezdny pył. Ujarzmiony splotem przypadkowej przygodności ?
    Q.M. kombinuje jak może , ale nie jestem w stanie pojąć ok. 14 mld lat przypadkowej stałości praw , budujących rzeczywistość.

    Ty jesteś = Ty stajesz się :) - rozbierz to fenomenologicznie .

    Udanego lata , Cezary ! Do napisania , uważaj na siebie , cennyś ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. Zazdroszczę... Baw się dobrze :)

    Wiesz... jak dla mnie, to Transcendens nie broni się nauką, ale naukowcami - a to istotna różnica. Z resztą wielu naukowców (konkretnie myślę o fizykach) ma ciągoty do buddyzmu i pokazują, że nauka potwierdza buddyzm.

    Co do tej stałości praw. Kiedyś na koło naukowe zaprosiliśmy pewnego pastora - przyszedł wówczas również pewien doktorant z fizyki (bynajmniej nie ateista) teoretycznej. I jednym z argumentów pastora była stałość praw, na co ten i ów doktorant powiedział, że fizycy już nie przyjmują stałości praw, że na pewno od Wielkiego Wybuchu zmieniły się niektóre tzw. stałe, ale możliwe również, że zmieniły się pewne zależności między owymi stałymi i zmiennymi. A pastor na to nadal swoje, że nie mogły się zmienić...

    Dzięki, mam nadzieję, że będzie udane. Ale co do uważania... nie da rady... Jako nietzscheanista wyznaję maksymę "Żyj niebezpiecznie!" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To i moja zasada, ale... nieściągnięta lecz immanentna :)
      Lato było piękne , energetyczne , wysokoentropijne.

      Nie byłoby nauki bez jej wyrobników, chyba że zakładasz np. matematykę jako Transcedens.
      Trochę mnie rozczula aktualne studium przypadku. Podstawowym założeniem musi być jego nieskończona ilość , no bo niby co miałaby go ograniczać? Zdarzenia , światy chaotycznie rozpadające się po nanosekundzie , światy z innymi stałymi i nasza rzeczywistość, w której przypadkowa stałość praw ma miejsce , ale jak mówią niepastorzy:) wcześniej wcale jej tu nie było , a i kiedyś później musi zaniknąć.
      Taka szczera dziecięca wiara :)

      I co żyjesz ?

      Usuń
    2. Żyję, żyję... tylko na razie blog ma przerwę wakacyjną ;)


      Ja raczej nie mówiłbym o przypadkowej stałości praw, tylko o tym, że z naszej, ludzkiej, "sekundowej" (w skali wszechświata) perspektywy, wydaje się, że prawa są stałe. To tak jak ocenianie na podstawie Biblii długości istnienia Ziemi. Jeśli jednak spojrzymy z innej perspektywy (np. na Ziemię z perspektywy geologa, a nie pastora), z perspektywy 13-14 mld lat istnienia wszechświata, to pogląd, że to, co dzieje się w ciągu ostatnich +/- 3 tysięcy (odkąd mamy jakieś zaczątki nauki i obserwacji naukowych), nie koniecznie musi określać całość, nie wydaje mi się jakiś szczególnie absurdalny [te 3 tyś. w porównaniu do tych 13 mld to nie jest nawet 0,001%...]. Może "aktualnie" te prawa nie są stałe, ale ich zmiany przebiegają tak wolno, że nie jesteśmy w stanie tego zaobserwować w ciągu naszego, krótkiego, ludzkiego istnienia?

      Usuń
    3. Piękna , oczywista ale niesamowita, jest wiedza o przyleganiu naszej świadomości do własnościami Wszechświata , ów fine tuning. Nawet niewielka zmiana stałych rzeczywistości i nie moglibyśmy, cały ten zasób bios , zaistnieć.
      Na przykład nieco mniejsza prędkość Pierwotnego Wybuchu spowodowałaby zapadnięcie się Wszechświata do jednego punktu w bardzo krótkim czasie, nieco większa wygładziłaby wszystkie nierówności w rozkładzie materii i nie powstałyby gwiazdy , potem planety i my. Wystarczyłoby odchylenie od tej prędkości , która powołała wszystkie byty , o zaledwie
      1 : 1000000000000000000000000000000000000000000000000000000,
      mam nadzieję że nie pomyliłam się w zerach , to jest rząd wielkości 10 do potęgi minus 55 !
      W 1973 roku Stephen Hawking i Francis Collins udowodnili, że gdyby ktoś wybierał warunki początkowe dla Wszechświata przypadkowo , na chybił trafił , to prawdopodobieństwo takich warunków skutkujące " naszym " rozkładem materii , jest równe zeru.
      Niewykluczone , że istnieją światy ze wszystkimi możliwymi rozkładami materii , ale co mi po nich ?
      Około 14 mld lat rozwijało się gniazdo , aby mogła go opisać myśl. Wystarczyłby przelot milion razy czegoś mniejszego od naszego komara na początku( przed początkiem ? ), aby to gniazdo się rozsypało.

      A w kwestii zmiany praw, w czasie BB były inne , ewaluowały tak , aby teraz jako fundament struktury relacji , umożliwić naszą rozmowę. Przypadkiem znalazłam Twój blog, to że jesteśmy w sieci m.in. wynika temperatury radiowego promieniowania tła( 2,7 K ), gdyby była gorętsza lub chłodniejsza nas by nie było.
      Prawa ( jakiekolwiek) organizują , nadają relację przypadkom.
      Prawa mogą się zmienić , tu chodzi o ich moc , determinizm , cugle dla chaosu przypadkowości.
      Twórczość ( każda) to ograniczanie się , wybór z przypadkowości.
      No dobrze , wysyłam bez przeczytania , ciężko było wrócić , więc trochę absolutu szumi w głowie. :)

      Usuń
    4. Ten przypadek - że powstała ludzkość - jakoś bardziej do mnie przemawia, niż pogląd, że to było konieczne, że ktoś/coś dostosowało na początku prawa Wszechświata tak, że mogliśmy powstać.
      A to prawdopodobieństwo, nie jest równe zeru, tylko jest niewyobrażalnie - dla człowieka (a przynajmniej dla Hawkinga ;) ) małe... Ale załóżmy - co nie wydaje się głupim założeniem - że czas jest nieskończony [mówię o czasie faktycznym, bytowym, ontologicznym, rzeczywistym, a nie o zmiennej "t" w fizyce, dla której obliczenia przed Wielkim Wybuchem są niemożliwe]... W takim nieskończonym czasie mogłyby zrealizować się absolutnie wszystkie (z możliwych) kombinacje rozkładu materii, w tym i nasza... Może jesteśmy tylko takim (żywym) ziarenkiem piasku na nieskończonej pustyni (martwoty).
      Ale możliwe są też inne opcje: istnieją prawa przyrody, których Hawking, Einstein i inne bożyszcza tłumów nie odkryły (jeszcze), a które ograniczają kombinacje rozkładu materii tak, że nasz ma duże prawdopodobieństwo zaistnienia.
      Możliwa jest również jeszcze inna opcja: może nasza fizyczno-chemiczna struktura nie jest jedyną, która umożliwia powstanie świadomości i samoświadomości, może przy innym rozkładzie materii też byłoby możliwe pojawienie się myślących bytów (o zupełnie innej organizacji).

      Możliwości jest wiele, nie tylko te, które przedstawia ksiądz czy astrofizyk ;)

      Usuń
    5. Patrząc na człowieka od strony etycznej, widzę jego zawziętość w obronie tego, co wydaje mu się być najważniejsze, co realizuje bezwzględnie, bez większego namysłu ( tylko najodważniejsi nie boją się przyznać do prostego egoizmu nie ubieranego w idee ),jego braku odpowiedzialności za drugiego( i siebie w zasadzie)oraz głupoty przylegania do pozoru swej potęgi i ważności - obserwuję to, czuję i też mam ochotę na opcję przypadku.
      Próbujemy, Cezary, dobierać dane wejściowe do algorytmu Uniwersum, i dobrze. Mówią do nas różne książki, muzyka, sztuka wizualna, inni obok, teorie nauki , życiowe doświadczenia i to co widzimy wokół- genialność matki natury.
      Wyobraźnia goni nieznane możliwości. A my coś wybieramy i szukamy na to potwierdzenia. Pewne, że Wszechświat jest , nawet jeśliby to miała być wersja Berkeleya, bo mamy w końcu samoświadomość, która marzy o zgromadzeniu potencjału energetycznego:) umożliwiającego pchnięcie naprzód poza śmierć.
      Chcemy "być" dalej, bardziej zawsze myślimy o przyszłości niż o tym , jaki był nasz początek , ba , jego spokojnie oswoiliśmy .
      Życie to replikacja i metabolizm , przypadek nie może być celowy , dane wejściowe muszą założyć nawet nie potencjalność a jedynie największy do wyobrażenia "rzut kośćmi".
      Geneza nawet nie z jego kaprysu a jedynie definicji rachunku prawdopodobieństwa , który wypełnia wszystkie opcje " rozkładów materii" - mnie obraża , okej poszerzę Twoje dywagacje,a może świadomość może się pojawić niekoniecznie na glebie materii ?
      A może jest taka rzeczywistość w której teraz zrównuje się z zawsze ? A może są światy , gdzie działać można tylko w przeszłości ? Cokolwiek pomyślimy ( MY !) musi być w puli przypadku. Czemu opcja Boga musi być odrzucana ? Przypadek winien " zamykać" się również w swym przeciwieństwie.
      Tak ja czuję. Może drażni mnie świadomość bycia efektem ślepego trafu ? Może pragnę sensu cierpienia i miłości ?
      Te pytania nie są wtórne , tzn. nie pojawiły się po lekturze Daviesa czy Hellera, pojawiły się znacznie wcześniej, byłam dziwnym dzieckiem ;)

      Usuń
    6. Co do świadomości na innej glebie niż materia - sam to sugerowałem w poprzednim komentarzu.

      Teraz zrównane z zawsze to dla mnie totalny bezruch, zero działania i ulegania wpływowi działania (żadnej przyczyny, żadnego skutku). [Ergo, wieczność (teraz=zawsze) nie może nic stwarzać, bo stworzenie wymaga bycie przyczyną dla jakiegoś skutku.]

      Ale z dowolnymi możliwościami pomyślanymi przez nas (włączonymi do puli przypadku) to bym się nie rozpędzał. Myślę, że mogą istnieć pewne prawa wynikające z samej natury tego co jest (np. że "jest" nie równa się "nie jest"), które wykluczają pewne z tych opcji, choćby tę wskazaną powyżej: że coś wiecznego (teraz=zawsze) mogłoby oddziaływać na coś innego, np. na nasz świat.

      A co do "władzy przypadku" - ona dla mnie nie oznacza brak sensu cierpienia czy miłości. Ale to dlatego, że ja sens widzę we wnętrzu świata, a ty koniecznie szukasz go na zewnątrz. Dla mnie sensem miłości jest sama miłość, relacja pomiędzy kochającymi, a nie coś dalszego, zewnętrznego. Nawet jeśli to absolutnie ślepy rzut kośćmi zadecydował, że dwie osoby się spotkały i pokochały, to dla mnie nie odbiera to sensu ich miłości - powstała relacja i od tych osób zależy, czy będzie ona miała sens (czy jej go nadadzą), czy nie.

      Usuń
    7. Czas w świecie nie opartym na energii i materii( czyli nie tak jak u nas - czas fotonu do przebycia długości Plancka) mógłby być inny lub mogłoby nie być. Brak czasoprzestrzeni to dla nas pojęcie nie do ogarnięcia, ale założyć taką sytuację można, więc szukajmy jego praw nie w logice skutek-przyczyna. Ale po co mnożyć byty hipotetycznych światów i twierdzić , że nasz to jeden z wielu przypadkowo powstałych , z przypadkowo wyposażonym na stałe kompletem stałych praw?

      Prawa wynikające z samej natury tego co jest, to żadna przypadkowość.Dla zdarzenia " obiektywnego " jest możliwe tylko jedno : zajdzie lub nie. Dlaczego zachodzi nie wiemy
      ( rzut monetą i ilość orłów lub reszek ). Przypadek ma miejsce między elementami, które już są !
      Nie można rozpatrywać prawdopodobieństwa zdarzeń nielosowych , gdyż one są czymś determinowane ( np. "u źródła" prędkością w BB ).

      Sens widzę i tworzę TU, ale czemu ograniczać sens ziemskich relacji ? Jeżeli stworzyć można " nieziemską relację " , to dlaczego nie miałaby ona trwać poza śmiercią ? Krótki sens i ograniczone czasem realizowane wartości ?
      To boli.

      Usuń
    8. Zabawne... Od 2,5 tysięcy lat największe umysły próbują określić czym jest czas a to taka banalna sprawa: okres w jakim foton przebywa długość Plancka... Swoją magisterkę mogę najwyraźniej wyrzucić do kosza :P
      Wiesz... fizyka, fizyką - ale czas, moim zdaniem oczywiście, jest w stanie poprawnie zdefiniować, wyjaśnić, określić, ubrać w pojęcie wyłącznie ontologia (czyli dział filozofii), a fizyka nie mówi "czym jest czas" (a tym samym nie mówi nic o świecie bez czasu lub z innym czasem), a jedynie mówi jak się zachowuje zmienna "t" w różnych sytuacjach i proponuje wspólny dla wszystkich uczonych sposób obliczania zmiennej "t".
      A wychodząc od takiej filozoficznej (czyli, jakby to powiedzieć: rozumiejącej, tzn. takiej, że jeśli używasz w ogóle pojęcia "czas" - czy nawet zmiennej "t" - to musisz rozumieć o co chodzi, że nie chodzi o kubek z wodą, o drzewo czy jadący samochód, tylko właśnie o... czas) definicji, jakieś oddziaływanie przyczynowo skutkowe musi zakładać jakąś zmianę w czasie (nie w "energetycznej" czasoprzestrzeni fizyków, ale w czasie), tzn. coś co nigdy się nie zmienia i/lub jest aczasowe, nie może być przyczyną dla czegoś innego.

      Co do przypadku - masz rację, że zachodzi tylko pomiędzy istniejącymi elementami, stąd też pojawiają się we współczesnej filozofii inne terminy (zamiast przypadku), np. "nadprzygodność", czy "wirtualność".

      Tak jakby ból miał być argumentem przeciw prawdzie.

      Usuń
    9. Tu się wszystko przeplata , wzajemnie inspiruje , nie jest tak , że zmienne jedynie wypływają z poprzednio ułożonych równań, każda naprawdę wielka zmiana , rewolucja naukowa, wynikała z zakwestionowania dotychczasowych zmiennych i wprowadzeniu nowych, często pod wpływem intuicji , nowych interpretacji, a nawet próby sprostania pomysłom zawartym w sf. Naukowcy to nie cyborgi wpatrzone wyłącznie w ciągi równań.
      Filozoficzne pojęcie czasu i naukowe go opisywanie , to choćby próby połączenia badań neurologii, neurolingwistyki, psychologii z Kantowskim podejściem do możliwości poznania świata, w tym kategorii czasu.
      Stare filozoficzne pytania o naturę czasu podjęła nauka współczesna , przeformowała na obiektywny język matematyki, poddała eksperymentom i zaproponowała rozwiązania. Filozofowie mogą korzystać lub nie.
      Zwykłe szaraczki również.
      Wszechświat "pokazuje" pewne informacje , jedną z podstawowych jest strzałka czasu. W sumie tylko wtedy , kiedy Kosmos wypełniałby jeden element tej regule nie byłoby przeszłości i przyszłości. Pojedynczy foton nie odróżnia czasu. To co nie jest złożone nie istnieje w strumieniu czasu , nie umiera tym samym. O filozoficzną wykładnię tu aż się prosi. Czy też fakt wzrostu entropii( doskonały naukowy sposób badania co jest przeszłością dalszą lub bliższą ) w interpretacji filozofa. Wszechświat zawierał najbardziej informacji i najmniej "bałaganu" na początku.
      Maxwell w swych równaniach stworzył teorię rozchodzenia się fal elektromagnetycznych.Połowa jego teorii doskonale opisuje sytuacje doświadczalne , druga ( w pełni zgodna z logiką matematyczną) fikcyjny świat , gdzie zapalona latarnia nie wyśle promieni w ciemność lecz nawet odległe części Wszechświata wyemitują promienie świetlne w jej kierunku , tak że zbiegną się w latarni dokładnie w momencie jej zapalania. Okazało się później , że jeżeli działa entropia , to ów proces jest niemożliwy. Czas się nie może cofnąć, ale i w innych matematycznych równankach , czas może się " odwracać ". To jest istotna informacja.
      Obecnie podejmowana przez wielu astronomów , fizyków próba oglądu położonej od nas o 25 tys. lat świetlnych czarnej dziury mogła być możliwa , dlatego że najpierw w matematycznych obliczeniach , ktoś zobaczył jej istnienie i opisał za pomocą zmiennych jej właściwości.
      Czyli, tylko wtedy gdyby cała nasza obiektywna matematyka była funta kłaków warta , Kant miałby rację , że to nasz aparat poznawczy wytwarza pojęcie ! czasu.
      A w ogóle to może wrzuciłbyś na bloga magisterkę ? Czas to fascynujący " obiekt".
      Coś co się nie zmienia , więc nie może być przyczyną dla czegoś innego - zdanie niejako prawdziwe w czasoprzestrzeni.
      Jeżeli nie byłoby zdarzeń nie byłoby czasu ( Leibniz).
      Jeżeli nie nie było procesu entropii czas mógłby się cofać.
      A gdyby w pewnym momencie proces entropii by się zatrzymał, nie byłoby przyszłości. Wystarczy teraz założyć, że Ktoś potrafi sterować prawami naszego Wszechświata , nie musząc byc zmiennym w czasie , aby stać się przyczyną czegoś nowego.
      Nie byłem , nie będę odrzucić - Jestem, który jest.

      Nadprzygodność i wirtualność postaram się sobie przyswoić , choć uważam ,że coś z niczego przypadek stworzyć nie może , bo najpierw musi powstać pole , na którym może do niego dojść.

      Na prawdę trzeba mieć argumenty, jeżeli Prawdą jest wola a nie nadprzygodność , to ból może być wystarczającym uzasadnieniem. Filozofia to też etyka.:)

      Usuń
    10. Czekaj, czekaj, czekaj... Nie pędź tak. Nie zrozumiałaś (co zabawne, bo właśnie o rozumieniu pisałem). Nauka nie może podjąć filozoficznych pytań. Na filozoficzne pytania nie da się odpowiedzieć metodami nauki (wzorem, eksperymentem, opisem danych empirycznych). Tu leży pies pogrzebany. To fakt: naukowcy lubią wypowiadać się na filozoficzne tematy powołując się na autorytet nauki, ale z tego (co robią ci ludzie) nie wynika, że nauka odpowiada na filozoficzne pytania. Jest raczej tak, że sami naukowcy stają się nieświadomie (dla siebie i dla innych) filozofami, tyle, że nie korzystają przy tym z filozoficznych metod [popełniają dokładnie ten sam błąd, co artyści czy filozofowie (nie posiadający wiedzy z astrofizyki) wygłaszający jakieś teorie na temat czarnych dziur czy prędkości światła].
      Kilka dni temu mijałem na ulicy starego dziadka, który sprzedawał swoją książkę o DOWODACH na istnienie UFO wypływających z odkryć astrofizyki oraz hieroglifów na egipskich piramidach... To samo prezentują sobą właśnie naukowcy (pozbawieni "wiedzy" filozoficznej), kiedy wypowiadają się na pytania filozoficzne.
      Wróć jeszcze raz do mojego wpisu o Husserla koncepcji czasu: czas obiektywny/kosmiczny/przyrodniczy (czyli jedyny o jakim może mówić nauka) jest WTÓRNY wobec wewnętrznego czasu świadomości transcendentalnej (nie chodzi o tę świadomość, którą bada psychologia, ale o tę, która bada właśnie filozofia). Nie chodzi o to, że to człowiek, ludzka świadomość tworzy coś takiego jak czas. Chodzi o to, że TYLKO I WYŁĄCZNIE przez pryzmat tego, jak czas "funkcjonuje" w naszej (transcendentalnej) świadomości, jest dla nas możliwe zrozumienie czegoś takiego jak czas, którym potem operuje fizyka czy "zwykły szaraczek". Świadomość transcendentalna nadaje sensy światu zewnętrznemu [nie tworzy świata zewnętrznego, ale nadaje mu sensy], czyli również nauce.
      [I mniej więcej o to samo chodzi u Kanta. Każde przyzwoite opracowanie poglądów Kanta w kółko o tym właśnie trąbi: badania transcendentalne, to nie badania genetyczne, czyli Kant NIE TWIERDZI, że nasz aparat poznawczy cokolwiek wytwarza (geneza), on TWIERDZIŁ, że konstytuuje sensy; a to nie jest to samo.]
      Jeszcze inaczej: wygłoszenie twierdzenia naukowego, to jedno, a rozumienie to drugie (nie "zrozumienie", czyli "rozumienie poprawne", ale "sama możliwość rozumienia", "świadomość", że to jest jakieś twierdzenie, z którego coś wynika, które trzeba zinterpretować, które można odczytać poprawnie lub nie). Rozumienie przynależy właśnie do filozofii, nie do nauki - nawet nie do psychologii, czy neuro-nauk. Fizyka może TYLKO (i aż) opisać jaka jest fizyczna budowa twojego mózgu i dzięki jakim prawom fizycznym w tym mózgu coś się dzieje, chemia może do tego opisać reakcje chemiczne tam zachodzące, biologia np. jego ewolucję, a neurologia szczegółowo opisać jakie reakcje fizyko-chemiczne w jakich partiach mózgu zachodzą, gdy słyszysz/czytasz jakieś twierdzenie. Ale ŻADNA z tych nauk nie mówi czym jest sam proces rozumienia jakiegoś twierdzenia, co więcej (!) sam opis [wzory, relacje z eksperymentów, tezy, hipotezy] dostarczany przez te nauki wymaga rozumienia go. A rozumienie to właśnie działka filozofii. Tak samo jak wszystkie podstawowe pojęcia: byt, bycie, życie, czas, wartość, prawda, sens itp.

      Dopiero kiedy z-rozumiemy (sic!) tę podstawową różnicę pomiędzy nauką a filozofią (z-rozumiemy różnicę w dziedzinie, przedmiotach i metodach) możemy zacząć jakąś współpracę pomiędzy naukowcami, a filozofami (i artystami - czemu nie!).
      I jak chcesz, żebym wrzucał magisterkę to też musisz wpierw zrozumieć czym jest filozofia, a czym nauka :P :P :P



      Ale etyka nie mówi o prawdzie, tylko o dobru (i powinnościach). [Chociaż śmiem twierdzić, że i w tym wypadku ból nie jest żadnym argumentem: coś może być dobre a boleć.]

      Usuń
    11. Oj tam , oj tam ... :)
      Nie jest tak ( obowiązkowe), że przedmiot( czas , przestrzeń, świat), w który DA SIĘ wątpić, jest zależny od podmiotu weń wątpiącego.
      Faktycznie filozofia to spór o istnienie , czy rzeczywistość istnieje autonomicznie , niezależnie od badającego go umysłu.
      A właściwie to jesteś idealistą czy realistą ? Husserl jest kapitalny, jak dla mnie, z ta czystą świadomością niezależną od świata , do którego jednak należy. W końcu, próbując ujawnić jak czas kreuje się w strumieniu świadomości, doszedł do koncepcji pozaczasowej teraźniejszości( matki czasu).
      Wiem jak ważne jest po Kancie ,(z)rozumienie tego JAK transcendentalizm wiąże się z empirią. Normy ( w naszym umyśle, na pierwszym miejscu czas i przestrzeń )potrzebne są aby porządkować doświadczanie świata. Obiektywne , nie powiązane z transcendentalną subiektywnością, prawa logiki matematycznej w równaniach dopuszczają byty ( niekoniecznie możliwe do zaistnienia ) z odwróconą strzałką czasu. To przecież też się wiąże z rozumieniem pojęcia czasu. Kurczę , fenomenologia nie jest chyba jedyną metodą.
      Z tego, że COŚ jest niepowątpiewalne ( cogito), nie wynika że to coś jest warunkiem doświadczania świata lub że konstytuuje przedmiotowość świata.
      I w ogóle to lepiej budować zwieńczające arkady niż głębokie fosy między różnymi formami myśli.
      Ale i tak dzięki ... :)

      Czy nie można mówić o dobru zaistnienia ( tu i potem ) ?

      Usuń
    12. Nie wiem jak Ci odpowiedzieć ;) bo za bardzo mieszamy (oboje) języki - potoczny, Husserla, Kanta, naukowy, itp.
      Jeśli o Kanta chodzi trzeba by, na początek, odróżnić zjawisko od rzeczy samej w sobie - ale może pomińmy Kanta (stworzył transcendentalizm - i to był jeden z największych przełomów w filozofii - ale reszta to już "starocie").
      Zostawmy też Husserla. Dodam tylko, że nie doszedł on do żadnej koncepcji pozaczasowej teraźniejszości, tylko do tego, że świadomość jest absolutnym (tzn. niezależnym od czegokolwiek innego, a przez to niemożliwym do określenia) przepływem czasu (nie-empirycznego, czyli... transcendentalnego).
      Zostawmy Husserla choćby dlatego, że dalej jest (wczesny) Heidegger, o którym pisałem magisterkę, a który pokazuje, że czasowość nie wiąże się czystą świadomością, ale z faktyczną egzystencją. Co oznacza, że nie należy wychodzić od tego co transcendentalne, poza-światowe i teoretyczne, ale od tego, co światowe, historyczne (dziejowe) i praktyczne [bo taka jest właśnie egzystencja jestestwa, czyli najbliższego nam bytu zdolnego do rozumienia bycia].
      Dalej można by mówić o późnym Heideggerze i Deleuzie, którzy rezygnują z tego "subiektywistycznego" podejścia.

      Ale zostawmy te wszystkie nazwiska, bo nie o nie chodzi, tylko o to, czemu nauka nie może odpowiadać na stawiane przez filozofię pytania.
      Zbudujmy sobie pewne (bardzo uproszczone) drzewko hierarchii:
      rzeczywistość sama w sobie -> (ludzki) podmiot -> rzeczywistość postrzegana przez (ludzki) podmiot

      Kiedy naukowiec bada coś, to bada rzeczywistość taką, jak postrzega ją (ludzki) podmiot [celowo nie mówię umysł, czy świadomość, bo mogłabyś - błędnie - uznać, że tym zajmuje się psychologia, neurobiologia czy kognitywistyka].
      Na pewno wiesz, że nie widzimy krzesła takie jakie jest rzeczywiście, samo-w-sobie, tylko takie jak prezentuje je nam nasz mózg i zmysły, np. nie ma czegoś takiego jak kolor, są tylko długości fal świetlnych, które nasze oko i mózg interpretują jako zieleń czy brąz. Tak samo nie ma dźwięku, są tylko zmiany ciśnienia powietrza, które nasze ucho i mózg interpretują jako taki czy inny dźwięk.

      Tego wszystkiego dowiesz się jeszcze od nauki. Ale tak samo jak nasz ogląd świata zależy od naszych zmysłów i mózgu (które może badać nauka), tak one same, ich funkcjonowanie, zależne jest od podmiotowości [kiedyś się mówiło duch albo dusza, dziś częściej mówi się umysł, może być też po prostu ja, ego... ale wprowadziłem termin, który wydał mi się najmniej wprowadzający w błąd].
      Twój mózg, od twoich zmysłów, dostaje pewne dane, które przerabia - ale to wszystko to tylko impulsy nerwowe, cała przepaść dzieli je od tego, co nazywa się rozumieniem. Bo świat przede wszystkim rozumiemy. Rozumiem, że to jest krzesło, a dopiero potem mogę je zmierzyć, zważyć i opisać. Rozumiem, że to jest wzór matematyczny, a dopiero potem mogę się nim posłużyć lub wyprowadzić z niego konsekwencje.
      I tym się właśnie zajmuje filozofia, wszystkie te Husserle, Kanty i wczesne Heideggery.
      Nauka to podmiot poznający świat. Filozofia to podmiot poznający podmiot.

      Twoje oburzenie wynika natomiast z tego, że zauważasz - słusznie zresztą !!! - że sam podmiot zależy od czegoś takiego jak rzeczywistość...
      Ale chodzi tu nie o tę rzeczywistość, jaką bada astrofizyka, czy biologia, ale o tę rzeczywistość jaka jest naprawdę, sama-w-sobie, nie dla ludzkiego umysłu, ale (niech już sobie pozwolę na taką metaforę) dla umysłu Boga.
      I tej rzeczywistości nie bada nauka, ale - ponownie - filozofia! Tylko tym razem nieco inna filozofia: Hegel, późny Heidegger, Deleuze... ci wszyscy, którzy wyszli poza badanie podmiotowości.
      [Tu też zawiera się odpowiedź na twoje pytanie: jestem realistą (jeśli już używać takich archaicznych kategorii).]

      Istnieje pewne "podwojenie" rzeczywistości (ta dla naszego umysłu i ta sama-w-sobie) i to prowadzi do złudzenia, że nauka może odpowiadać na pytania filozoficzne.

      Usuń
    13. Nie chcę kopać fos. Ale nie wiem też, czy da się budować zwieńczające arkady... Bo nie wiem od kiedy to arkady buduje się pomiędzy fundamentami budynku a nim samym. Bo nauka to właśnie budynek - gmach wiedzy, jak się mówi. Ale ten budynek ma fundamenty, na których się opiera i bez których by się zawalił (nawet jeśli nie wie o tych fundamentach, bo są w ziemi) - te fundamenty to właśnie filozofia.


      Jak najbardziej zależy mi na współpracy, ale żeby ona miała sens każdy musi dobrze zrozumieć zadanie. Hydraulik nie powinien projektować budynku, ale tak samo architekt nie powinien instalować rur. Proste? Proste... Tylko jakoś naukowcy, "zwykłe szaraczki" i niektórzy filozofowie nie mogą tego zrozumieć.

      Usuń
    14. Zapewne jest pewne wspólne terytorium, które dzielą filozofia i nauka... i sztuka, być może mierzą się ze wspólnymi problemami, może tym problemem jest np. zmiana ("czas"). Ale: po pierwsze - każda z tych "dziedzin" robi to za pomocą własnych środków, a - po drugie - tylko filozofia jest w stanie ubrać to w pojęcia, czyli przedstawić rozumiejącą wersję tego, czyli: światopogląd. Nauka posługuje się wzorem, eksperymentem, opisem... kiedy zaczyna z tego wyprowadzać jakiś światopogląd (jakąś wizję świata, jakieś świato-rozumienie, np. że czas jest taki, a taki) to myli swoje kompetencje. Nie oznacza to jednak, że tych wyników nauki nie można interpretować rozumiejąco, że nie można wyprowadzać z nich wizji świata. Wprost przeciwnie! Tylko trzeba to robić za pomocą innych narzędzi, za pomocą narzędzi filozofii. I może to zrobić nawet astro-fizyk, o ile jednocześnie jest filozofem, tzn. zna narzędzia i metody filozofii. Inaczej jest jak ten architekt, co to całe życie spędził za deską kreślarską, a nagle postanowił rury kłaść.

      Usuń
    15. Pewnie , że jest wspólne terytorium , w końcu takie same jest to coś przez co jest myśl myślana. Werbalizacja tylko odmienna.
      Sztuczny język logiki matematycznej, neologizmy bądź wbijanie w już funkcjonujące znaczenia nowo odkrytych przeczuć ( desygnatów )w pojęcia filozoficzne , słowna jak i pozawerbalna działka emocji oraz prawd w sztuce , no i najbardziej twórczy język codzienny, matka odniesień.
      Trudzimy się nie dla siebie tylko, dzieło naszych myśli (obojętnie w jakiej materii zamknięte ) nabiera dodatkowego i wyjątkowego znaczenia w zderzeniu z inną myślą.
      Zawsze miałam pełen szacun dla filozofii, tylko nie może ona ignorować innych twórczych przejawów myśli ludzi, ale przy pomocy swych narzędzi i metod próbować ogarniać w system.
      Rzeczywistość sama w sobie i doznawana są jednią tutaj dla naszego umysłu. " Nie podwoimy " siebie.
      Naprawdę jestem wdzięczna za tłumaczenia ... i prośba o przybliżenie narzędzi
      Aha , realizm nadmiernie spekulujący , jak dla mnie , na czuja :) , to jednak wpisywanie się w idealizm.


      Usuń
    16. Ale widzisz, ja uważam, że jest dokładnie odwrotnie: filozofia w końcu otworzyła się na inne twórcze przejawy myśli (fakt: przez Hume'a i Kanta zostało to na długi czas zablokowane, zwłaszcza jeśli chodzi o nauki przyrodnicze). Ja twierdzę, że problem leży po przeciwnej stronie: to nauka nie chce otworzyć się na filozofię [oczywiście mam na myśli współczesną filozofię, a nie - naiwne zresztą - odczytania Platona czy Arystotelesa... w końcu od filozofii wymagasz, jak się domyślam, żeby otworzyła się na współczesną naukę, a nie - powiedzmy - tę XVII-wieczną].


      A co do "podwojenia siebie" - wydaje mi się, że wszyscy myśliciele (i filozofowie, i naukowcy, i artyści) zawsze właśnie do tego dążyli: żeby maksymalnie wydobyć się ze świata schematów narzucanych przez naszą konstytucję biologiczno-kulturową (mózgowo-umysłową), chociaż z drugiej strony "na co dzień" musieli funkcjonować w takim "świecie schematów".


      Jeśli używasz określenia "spekulacja" w jego pejoratywnym znaczeniu (w takim, jak często słyszy się "nie filozofuj") to oczywiście nie - nie prezentuję takiego stanowiska.
      O wiele lepiej będzie tu przywołać taki termin jak falsyfikacjonizm. Jak się zaczytujesz Hellerem to nie powinno Ci ono być obce (tak mi się wydaje). To pojęcie tyczy się właśnie nauki i gdy rozmawiam z młodymi naukowcami (np. doktorantami fizyki) to sami często je przywołują na opisanie swojego i swojej dziedziny - współczesnego - podejścia.
      A cóż oznacza falsyfikacjonizm? Właśnie maksymalną spekulację (w tym dobrym znaczeniu), tzn. budowanie hipotez (im bardziej radykalnych i kontrowersyjnych, tym lepiej) a potem zderzanie ich z rzeczywistością.
      Oczywiście w filozofii nie ma możliwości eksperymentalnego sfalsyfikowania twierdzeń. Ale myślę, że jest coś analogicznego: ze swojego abstrakcyjnego (i spekulatywnego) systemu, filozof powinien wyciągnąć wnioski związane z konkretną praktyką życiową (np. z etyką) i zastosować je. Ale mówię, typowy eksperyment nie jest tu możliwy. Ale w grę wchodzą inne czynniki, np. możliwość uzasadnienia - w ramach istniejącego już systemu - nowych zjawisk. Np. (św.) Tomaszem, Platonem, czy Kantem nie wyjaśnisz współczesnych dzieł sztuki (sztuki awangardowej, czy dzieł otwartych).

      [I jeszcze jedno: idealizm oznacza, że idee są pierwotnym i prawdziwym bytem, a realny świat jest jedynie ich pochodną o mniejszej wartości; realizm oznacza, że pierwotnym i prawdziwym bytem jest świat, rzeczywistość wokół nas. Zatem nawet jeśli realizm jest spekulatywny, to nie jest on idealizmem. Ale nie oznacza to też, że realizm musi przyjmować co do joty twierdzenia nauk przyrodniczych, może on twierdzić, że realny świat i świat jaki bada nauka, to nie są te same światy.]

      Usuń
    17. Jak, Cezary, nauka ma się otworzyć na filozofię, kiedy Ty sam przecież zawężasz nauce pole pracy i w zasadzie słusznie , zgodnie z ideą obiektywności faktów a nie sądów opinii. Ale :
      - hipotezy do sfalsyfikowania to skąd się biorą ,
      - jak filozof niefizyk ma zinterpretować matematyczny zapis ?
      Tu jest problem, już kiedyś pisałam o efektywnym połączeniu ścisłowca z filozofem w jednej osobie( stąd zaczytywanie Hellerem ).
      Głównym przedmiotem filozofii jest pojęcie. Pojęcie oderwane od rzeczy , kierujące się do ontologii.
      Realizm, wg mnie zabija metafizykę, i w zasadzie czyni byt filozofii bezzasadnym , nauka spokojnie wystarcza na tej działce. Naukowców - fizyków tylko dziś stać na interpretację uzyskiwanych wyników. Przecież do tego doszło w ubiegłych stuleciach , triumf analiz doświadczenia ( fenomenologów ) i logiki w języku - filozofia łyknęła Kantowski mur niemożności i pojęć w oderwaniu od materii budować nie mogła . A dziś wiemy, że materia to raczej tylko sposób bytu energii. Nową przestrzenią dla królowej nauk są fakty mniej lub bardziej poprawnie najpierw interpretowane przez naukowców. Filozoficzne tło fizyki współczesnej - to niesamowicie duża działka do zagospodarowania , wszystko jest na ontologicznym dnie oderwane od rzeczy ( idea praw).
      I to się dzieje chyba we współczesnej filozofii.
      I racja, falsyfikować założeń ontologicznych pozostając w tej naszej rzeczywistości nie można, chyba że zderzając z relacjami ujawnianymi przez mechanikę kwantową , ale zderzając swoje z nowymi zjawiskami - jak najbardziej.
      Ostatni akapit - realizm spekulatywny. Nie uważasz , że założenie istnienia dwóch światów ( realnego i świata poddającemu się badaniom naukowym ) nie jest podziałem na prawdziwy byt i idealny wtórny - " naukowy " , gdzie a=a ?
      Toż to idea.

      Miejsce wspólne( to przez co jest myśl myślana ) filozofii i nauki - czysta świadomość podmiotu poznającego.
      Ja - nośnik świadomości i fundament świata.
      I jeszcze , dlaczego gorszą pochodną ma być byt realny ?
      Idea czysta ,doskonałość sama w sobie, nie może pozwolić na swoje unicestwienie, niebezpieczeństwa uczuć i siłę fizycznych doznań. Może jesteśmy spełnionym pragnieniem rozbitym na biliony istnień w czasie - wracających chętnie lub nie ?

      Usuń
    18. Aha , podwojenie siebie , nie , nie chodziło mi o pogłębianie siebie poprzez wyjście poza schematy a o "zlanie się" rzeczywistości samej w sobie z odczuwaną, że nie można raz bytować tylko w świecie rzeczywistym a po chwili w realnym.
      Jedno warunkuje drugie, dla nas prawie nie do rozdzielenia.

      Usuń
    19. No i dalej popełniasz ten sam błąd, który od początku Ci wytykam. Nie da się usunąć filozofii, bo to fundament. Jeśli nawet naukowcy w praktyce "zastępują" filozofów, to tak naprawdę sami stają się filozofami, tylko o tym nie wiedzą.
      Weź głęboki oddech i spróbuj to zrozumieć: tak jak za zoologią czy botaniką stoi ogólniejsza nauka, będąca zarazem jej fundamentem, czyli biologia, tak za biologią, chemią, fizyką etc. stoi coś bardziej ogólnego i bardziej fundamentalnego - to coś nazwane zostało filozofią.
      Mylisz swoje wyobrażenia z istotą rzeczy.
      Wyobrażenie twoje wygląda mniej więcej tak: filozofia to metafizyczno-idealistyczne rozważania nadające rzeczywistości sens i wymiar moralny [swoją szosą wiele osób z takim przekonaniem idzie na te studia i baaardzo się rozczarowuje].
      Istota rzeczy wygląda zaś tak: człowiek poznając byt wyróżnił kilka dziedzin oraz hierarchę ich zależności, biologię określił jak o to, co bada organizmy ożywione, fizykę jako to co bada całość bytu przyrodniczego, historię jako to co bada przeszłość, zaś filozofią/ontologią/metafizyką nazwał to, co stanowi fundament dla tych dziedzin.
      Czyli... Z DEFINICJI fizyk nie może odpowiadać na pytania filozofii. Jeśli to robi to przestaje być fizykiem a staje się filozofem.
      [Wróćmy do architekta i hydraulika. Każdy ma swoje jasno określone zadania. NA MOCY DEFINICJI architekt projektuje budynek, hydraulik kładzie rury. Oczywiście architekt może zacząć kłaść rury, nikt mu przecież nie zabrania, ale... ALBO będzie robił to ŹLE, ALBO NAUCZY SIĘ fachu hydraulika i będzie robił to poprawnie. Proste? Dokładnie tak samo jest z filozofem i naukowcem. Jaśniej się już nie da tego wytłumaczyć.]

      Wspominałem o tych, którzy rozczarowują się studiowaniem filozofii. Filozofia to nie jest żadne pitu-pitu w kółeczku, przy kawce, o sensie życia. Jest ona równie ścisłą dziedziną co nauka. Rządzi się określonymi zasadami i uprawia się jej za pomocą określonej metody i określonych narzędzi.
      Tak jak do badania czarnych dziur czy korpuskularno-falowej natury światła nie przyda się sztaluga i pędzel, tak samo do badania "bytu", "czasu", "prawdy" itp. nie przyda się żadne z narzędzi nauki.

      I cóż zatem zrobić przy tym wszystkim? Pierwszy, najbanalniejszy przykład z brzegu: mój profesor od ontologii jest po fizyce - więc się, przynajmniej trochę, na niej zna. I jego zajęcia, jego koncepcja, co i rusz odwoływała się do fizyki i matematyki. Inny banalny przykład: promotorka mojej pracy magisterskiej, ekspert od filozofii nowożytnej, do tego doktor fizyki i magister matematyki. Mój wykładowca od metodologii - filozof i fizyk. Wykładowca od filozofii nauki - profesor filozofii, doktor matematyki i doktor fizyki.
      Wszyscy oni, poza promotorką, pewnie opowiadaliby rzeczy, które bardzo by Ci się spodobały - zgodne z nauką. I tego jest pełno, większość tzw. filozofii analitycznej zachłysnęła się nauką.
      Mi osobiście się to nie podoba. Traktują oni naukę tak, jak parę wieków temu traktowano teologię. W obu wypadkach OBIEKTYWNE BADANIE FUNDAMENTÓW LUDZKIEGO POZNANIA jest niemożliwe, bo jest uzależnione od czegoś innego.

      A teraz przykład niebanalny. Deleuze, którym się tak zachwycam. Również często i chętnie odwoływał się do nauki, ale przy tym nie podporządkowywał się jej, przyznawał prymat filozofii. [I tu ploteczka - tzn. nie miałem okazji tego zweryfikować - podobno współpracował z pewnym matematykiem i filozoficzne intuicje Deleuze'a okazały się bardzo płodne dla matematyki.]
      Inny niebanalny przykład: Bergson. To już nie ta epoka, już nie najnowsze rzeczy, ale dobry przykład jak można czerpać z nauki nie odbierając przy tym prymatu filozofii (czyli - z definicji - fundamentowi).

      Usuń
    20. Masz rację, że taki dualizm, jaki zaproponowałem (świat sam-w-sobie i świat "percypowany") śmierdzi idealizmem. Przyznaję bez bicia. Ale to tylko wynik uproszczenia na potrzeby dyskusji.
      Na szybko mógłbym się bronić w ten sposób, że idea (patrz: Platon) jest aczasowa, niezmienna, zaś świat realny, świat sam-w-sobie, tak jak ja go rozumiem, jest zmienny.
      Poza tym idea nie jest "materialna" (nie mam tu na myśli fizykalnego pojęcia), a świat sam-w-sobie jest.

      Usuń
    21. Śmiałam się, czytając, tak głośno , że pies ( biedny , kuleje na jedną łapę)przybiegł z drugiego pokoju.
      Okej , okej ... fundament to fundament, prymat - od jego kształtu, stabilności itd. zależy reszta.
      Jak Ty mnie jeszcze tu tolerujesz :) :) :) ?
      Ale jak pisałam gdzieś wyżej, że filozoficzne pytania o naturę czasu inspirują współczesną naukę - to się zżymałeś.
      No i budynek, stojąc tak w świetle, czy może stać się przedmiotem , już nie powiem kontemplacji , ale zdziwienia swojego fundamentu ? :)


      Fakt, w filozofii szukam sensu bytu, wszak ponoć mądrość jest najlepszym źródłem. Chociaż tak najmocniej to on mnie dopada nieoczekiwanie, nieoczekiwane czyni rześkim , radosnym , i pozostawia w tym stanie zazwyczaj przez chwilę.
      Czy radość można jakoś wpisać w narzędzia i metody Fundamentu ? :)

      Na skróty rzeczywistość samą w sobie ( trzeba pisać z myslnikami ? :) łapie sztuka ,która nie opisuje , nie rozumie , ale na moment jest dotknięta , szczególnie poezja i muzyka.

      Dzięki ... za cierpliwość .:)



      Usuń
    22. Zapomniałabym o najważniejszym - obiektywne badanie ludzkiego poznania - od czego jest uzależnione ? Od metod i narzędzi filozofii - za ogólna odpowiedź.

      Usuń
    23. Zżymałem się, że nauka nie może odpowiadać na filozoficzne pytania :P Wzajemne inspiracje to co innego.


      Co do sensu, czy radości... Nie chodziło mi o to, że filozofia w ogóle nie dotyka życia, konkretnych życiowych spraw, nastrojów, postaw. Nie jest też tak, że zawsze ma ona postać suchego wykładu. Najlepszym przykładem mój ulubieniec: Nietzsche. "Tako rzecze Zaratustra" ma formę poetycką. "Wiedza radosna" - do radości właśnie odsyła.
      Ale ani forma wywodu, ani poruszane zagadnienie nie ujmują ścisłości wywodowi (o ile jest rzetelny), a przede wszystkim nie zmieniają narzędzi filozoficznych, zwłaszcza tego podstawowego, jakim jest pojęcie.

      Sztuka ma swoje narzędzia docierania do rzeczywistości samej w sobie (nie, nie trzeba przez myślniki ;) ), należą do nich afekty i percepty.
      I zapewne nauka ma własne [trochę się może zagalopowałem w tej jej krytyce...]. Ale tymi narzędziami nie są pojęcia - raczej wzory i eksperymenty.

      Ale mimo tego, tak mi się wydaje, to filozofia wciąż ma prymat - ponieważ rozumiemy i myślimy i komunikujemy przede wszystkim pojęciowo. I jeśli wzór lub eksperyment, albo percept lub afekt chce się przełożyć na jakiś światopogląd (jakiś opis świata) to trzeba do tego użyć właśnie pojęć.


      Obiektywne badanie poznania... Tak jak każde badanie obiektywne... Wiadomo, że całkowicie obiektywnej wiedzy nie da się tworzyć, ale można wykluczać kolejne czynniki zaciemniające obraz. Jednym z takich czynników jest zakładanie czegoś z góry - np. zakładanie z góry prymatu nauki czy teologii (a więc aksjomatów/dogmatów głoszonych przez nie, metod, sposobów konceptualizacji itp.).
      Czemu fenomenologia była tak wielkim przełomem w XX wieku? Bo postulowała powrót do rzeczy-samych (i tym samym powróciła do greckiego źródła filozofii), tzn. żeby badając coś (rzecz/fenomen) z góry niczego nie zakładać, a jedynie opisywać to, co się jawi (np. psychoanaliza badając wstyd powie - zgodnie z ogólnymi założeniami, na których bazuje - że wynika on z nieświadomości, z tego, że dane zachowanie wiąże się z czymś, czego w dzieciństwie zabraniali nam rodzice, a co wyparliśmy, natomiast fenomenologia nic nie zakłada: przygląda się badanemu zjawisku i je opisuje i dopiero na tej podstawie tworzy jakąś teorię).
      Właśnie mi się przypomniał pewien przykład wzajemnych inspiracji. PODOBNO medycyna sięgnęła do tej koncepcji fenomenologii - a konkretniej: onkologia. Rak ma zazwyczaj indywidualny przebieg i dlatego nie można go leczyć zawsze w taki sam sposób - a to by wynikało z dowolnej, z góry przyjętej teorii. Dlatego onkologowie, zainspirowani Husserlem, postanowili "wrócić do rzeczy samej" i mając do czynienia z rakiem każdorazowo, na nowo, bez żadnych założeń, opisują zachowanie się nowotworu i dopiero na podstawi indywidualnych obserwacji konstruują program leczenia.

      Ale po Husserlu przychodzi Heidegger i zauważa, że nasz opis nigdy nie będzie absolutnie bezzałożeniowy - jak chciał tego Husserl - bo zawsze tkwią w nas pewne, przejęte z kultury w jakiej wyrośliśmy, czynniki - choćby kategorie jakimi się posługujemy. Dlatego, zdaniem Heideggera, oprócz "powrotu do rzeczy samej" powinniśmy uprawiać destrukcję (czy jak potem nazwał to Derrida: dekonstrukcję) dziejów, czyli za każdym razie, po dokonaniu opisu, odszukać co w nim było nieświadomie założone i zbadać te założenia, poprawne zostawić (ale też uświadomić sobie ich pochodzenie itp.), a fałszywe odrzucić. Dlatego Heidegger pisze "kołowo" - opisuje jakiś fenomen, potem przypatruje się swojemu opisowi, potem opisuje to samo na nowo, ale już na "głębszym" poziomie itd.



      A co do cierpliwości i tolerowania. Wiesz - spoko. Uwielbiam filozofię i uwielbiam o niej dyskutować (a często w takich rozmowach uświadamiam sobie pewne ukryte przekonania, albo werbalizuję intuicje, dzięki czemu lepiej je rozumiem). Tylko od jakiegoś czasu zastanawiam się, czy nie przenieść tych dyskusji na maila, bo jednak nie pasują jako komentarze do wpisów.

      Usuń
  28. Czy ta witalność nie była by po prostu życiem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W pewnym "potocznym" sensie tak. Ale ponieważ używam pojęć Życie (zoe) oraz życie (bios) w innych znaczeniach (tego pierwszego w szerszym sensie niż witalność, tego drugiego zaś do określenia pewnej klasy przedmiotów obdarzonych witalnością), dlatego tutaj pojawia się właśnie termin "witalność" (zamiennie z "potencjałem energetycznym"), jako coś innego.

      Usuń