czwartek, 22 listopada 2012

LIX

Stabilizacja - spójrzcie na nowo narodzone dziecko: jak kwili, gdy braknie matki, jak łaknie jej ciepła, jak przytula się do jej piersi. Lecz ileż to trwa? Co najwyżej kilka miesięcy: potem rozgląda się ciekawie, kręci, w końcu próbuje gaworzyć i raczkować. Jakież ono chętne, by wymknąć się rodzicom, podreptać w nieznane, powąchać, dotknąć, posmakować nowego. Nauczyć się nowego. Zrobić coś nowego. I my powinniśmy być jak te dzieci: potrzebować stabilizacji tylko przez chwilę, po ponownym narodzeniu - by nabrać sił. Wszystko inne jest tchórzostwem.

2 komentarze:

  1. A po wyruszeniu w nieznane, po stoczeniu walki z innymi i ze samym soba, po wejsciu na owiany mroznym wiatrem szczyt, wrocic w pelni blasku, ze zdobytym doswiadczeniem i pieknem. Z radoscia pokazac matce zdobyte blizny i lupy, i pozwolic jej sie ogrzac opowiesciami o widzianych wschodach i zachodach slonca. A dla tych, ktorzy przyjda po nas, stac sie nowym zrodlem ciepla. Tak aby Zycie, nieskonczone Zycie moglo nadal wzrastac w strone slonca. Wszystko inne jest brakiem dostojenstwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czy takie odwrócenie, jakie proponujesz (powrót), nie kryje w sobie niebezpieczeństwa regresu, jakiegoś lęku i romantyczno-sentymentalnej wizji bezpiecznego domu (ucieczki od wolności, o jakiej pisze Fromm: wyszliśmy z domu natury i czujemy się zagubieni i przerażeni i chcielibyśmy do tego domu wrócić lub odnaleźć jakiś inny). Życie równie dobrze może być przekazywane "w czasie podróży", być może nawet tam jest przekazywane najlepiej. Taki powrót do domu kojarzy mi się nie z życiem, ale ze śmiercią - z udaniem się do miejsca, w którym można będzie spokojnie wygasnąć (wspominając czasy, kiedy się było żywym). [Przy czym owo wygasanie, śmierć, jest naturalnym składnikiem Życia, ale rozumiem go nie tyle jako rodzący nowe życie, co raczej: ustępujący miejsca nowemu życiu, ewentualnie: będący pokarmem dla nowego życia.]

      Usuń