czwartek, 21 marca 2013

O przemianie pojęcia normy

Praktycznie przez cały okres swojej działalności intelektualnej Foucault podejmował - mniej lub bardziej jawnie - temat norm. Po raz pierwszy bodajże w "Historii szaleństwa w dobie klasycyzmu", w której bada zjawisko wykluczenia pewnej grupy ludzi poprzez ustanowienie normy jaką jest zdrowie psychiczne, a więc normy zakazującej i patologizującej. Następnie w "Nadzorować i karać" oraz wykładach prowadzonych w College de France. Wreszcie w dwóch ostatnich tomach "Historii seksualności", gdzie to co normalne wiąże się raczej z tym, co dozwolone.

W tym wpisie zajmę się pokrótce okresem środkowym, a zwłaszcza wykładami z roku akademickiego 1977-1978, zebranymi w tomie "Bezpieczeństwo, terytorium, populacja".

NORMOWANIE A NORMALIZACJA
Podczas tych wykładów Foucault zajmuje się kwestią przejścia od mechanizmów dyscyplinarnych do urządzeń bezpieczeństwa, przejściem od dyscypliny do bezpieczeństwa, czyli - nieco upraszczając - przemianą, jaka dokonuje się w strategiach władzy mniej więcej w XVIII wieku. Pierwszy wykład - z 11 stycznia 1978 roku - omawiał ową przemianę na przykładzie stosunku do przestrzeni miejskiej; drugi - z 17 stycznia - omawiał ją na przykładzie podejścia do zdarzenia (jakim może być m.in. niedobór żywności); trzeci, na którym się zatrzymam  - z 25 stycznia - na przykładzie normalizacji.

Mechanizmy dyscyplinarne działają w oparciu o pewną z góry określoną normę, jak zdrowie czy dostatek jedzenia, ale również jakieś określone umiejętności (ucznia, robotnika lub żołnierza) czy zachowania jednostki (heteroseksualizm lub przestrzeganie prawa). Dyscyplina jest przede wszystkim systemem ciągłej kontroli oraz tresury. Nieustannie nadzoruje jednostkę (czy jakąś grupę) pod względem spełniania przez nią owych wymogów oraz ingeruje w nią: próbuje poprawić lub karze lub - w ostateczności - wyklucza. Szczególnie istotny jest ten ostatni przypadek: w ten sposób dyscyplina oddziela to co normalne, od tego, co nienormalne, to co zdolne jest spełniać normę, od tego, co jest niezdolne do jej spełnienia. Owo oddzielenie Foucault określa jako normowanie. Dyscyplinarne normowanie "polega na uprzednim ustanowieniu pewnego modelu, optymalnego modelu, nakierowanego na osiągnięcie określonego rezultatu. Chodzi o to, by ludzi, ich gesty i działania dopasować do owego modelu, za normalne uznając to, co zdolne do takiego właśnie dopasowania do normy, za nienormalne zaś - to, co nie spełnia tego warunku." (Foucault) Choroba, niedobór żywności czy homoseksualizm są nienormalne, gdyż nie spełniają owej z góry założonej normy. Norma jest tu pierwotna w stosunku do podziału na normalne i nienormalne.


Zupełnie inna sytuacja pojawia się wraz z wyłonieniem się urządzeń bezpieczeństwa. Zmienia się tu zupełnie stosunek do pewnych zjawisk. Prowadzone w XVIII wieku badania statystyczne ujawniają pewne regularności: co roku podobny procent dzieci choruje na ospę (mniej więcej 2:3), a spośród nich podobny na ową chorobę umiera (mniej więcej 1 na 8), ba - każdego roku występuje nawet podobny procent samobójstw. Zauważono również, że występuje pewne cykliczne nasilanie się zjawisk (np. wówczas w Anglii epidemie ospy wybuchały mniej więcej co 5-6 lat). Wszystko to sprawiło, że takie zjawiska jak głód, chorobę, czy śmierć uznano za normalne: pojawiła się "idea normalnego poziomu umieralności, albo śmiertelności" (Foucault). Nie dzieli się tu już jednostek na spełniające normę i nie spełniające jej, ale obserwuje się populacje ludzkie i opisuje się je za pomocą pewnych wskaźników, dotyczących tego, co powtarzalne. O ile władza dyscyplinarna dążyła do wykluczenia wszystkich zachorowań, jako nienormalnych, o tyle urządzenie bezpieczeństwa uznaje zachorowania za jak najbardziej normalne i nie dąży do ich całkowitej eliminacji. (Co więcej: uważa się nawet za konieczne by występowały pewne zjawiska: konieczne jest, by co roku pewna liczba ludzi umierała z głodu, by pozostała część populacji prosperowała na odpowiednim poziomie.) Upraszczając nieco sprawę można by powiedzieć, że normalne jest wszystko, co występuje, co "ma byt".

Jednakże to tylko pierwsza składowa tego nowego pojęcia normalności. Należy dodać jeszcze drugą, równie ważną. Foucault kontynuuje: "ów tak zwany normalny, uznawany za normalny, współczynnik śmiertelności czy umieralności miał być następnie przedmiotem bardziej szczegółowej analizy, służącej wyodrębnieniu czegoś w rodzaju różnych poziomów normalności wraz z ich wzajemnymi relacjami" (podkreślenie moje). Mamy więc pewną ogólną krzywą normalności (powiedzmy: zachorowania na ospę w całej populacji) oraz różne krzywe normalności dla określonych podgrup (zachorowania na ospę w zależności od wieku, miejsca zamieszkania czy wykonywanego zawodu). Od teraz "[c]hodzi o to, by ustalić które postaci normalności są najbardziej niepożądane, najbardziej odbiegają od krzywej ogólnej, i by je do niej nagiąć" (Foucault). O ile w dyscyplinie chodziło o to, aby całkowicie wyeliminować pewne zjawiska, o tyle w tym, co Foucault nazywa bezpieczeństwem, chodzi o to, by tak rozgrywać przeciwko sobie pewne zjawiska, by ograniczyć je do pewnego, określonego stopnia. Tę sytuację Foucault określa jako normalizację.

Podsumowując: normowanie wychodzi od normy, której używa do dzielenia na normalnie i nienormalne; natomiast normalizacja wychodzi od tego, co normalne, spośród tego uprzywilejowuje pewne rozkłady jako "bardziej normalne" i je dopiero określa jako normę. Przykładowo: dla dyscypliny homoseksualizm będzie czymś nienormalnym, ponieważ jest niezgodny ze z góry ustaloną normą (jaką jest heteroseksualne małżeństwo "rozpłodowe") i jako taki będzie całkowicie niedopuszczalny, natomiast dla urządzeń bezpieczeństwa homoseksualizm będzie "trochę normalny", tzn. będzie dopuszczany o ile nie przekroczy pewnego określonego poziomu (np. nie zagrozi reprodukcji społecznej), ale nawet, gdyby go przekroczył, nie będzie zwalczany, lecz ograniczany. [Nie twierdzę oczywiście, że już społeczeństwa XVIII czy XIX wieku traktowały homoseksualizm jako normalny. Historia nie jest liniowa, ale jest raczej "serią" nawarstwień. Chociaż już ok. XVIII wieku wykształciło się i zaczęło w wielu dziedzinach funkcjonować nowe pojęcie normy, to jednak w innych miejscach wciąż posługiwano się starym. Z resztą i dziś pewni ludzie używają tego pojęcia w jego poprzednim znaczeniu - co widać najlepiej właśnie na przykładzie dyskursu związanego z ludzką seksualnością - a jeśli stali by się grupą dominującą i owo pojęcie mogłoby na powrót stać się dominujące.]


NORMY A FILOZOFIA
Przedstawione tu rozważania Foucaulta ograniczają się do kwestii, którą można by określić jako zarządzanie populacją. Jednakże owe dwa pojęcia normy odnoszą się do o wiele szerszej dziedziny. Można pokazać ich funkcjonowanie w innych obszarach - co, z resztą, robi i sam Foucault (np. na obszarze wiedzy, który tu pominąłem), a przed nim - Canguilhem. Być może dałoby się nawet całą historię ukazać jako historię norm. Ja chciałbym zająć się pokrótce związkiem pojęcia normy z filozofią.

Pojęcie normy jakim posługują się mechanizmy dyscyplinarne przywodzi na myśl wcześniejszy system władzy: władzę suwerenną. Suweren, jednostkowy suweren był tym, którego wola stanowiła prawo (upraszczam nieco sprawę i - na tym etapie pomijam - np. zależność suwerena państwowego od dominującej religii). Prawo było tu ustalane odgórnie: najpierw określano jak powinno być, a później wymuszano przestrzeganie tego. Jest to sytuacja normowania: norma jest pierwotna i przede wszystkim blokuje: odrzuca się wszystko, co normy nie spełnia. Taką normę - normę normowania - można by zatem określić jako normę suwerenną, albo normę pańską. Pan określa wartość opierając się wyłącznie na samym sobie, na akcie swej woli. (Oczywiście to, że ktoś posługuje się takimi odgórnie określonymi normami, nie oznacza, że jest panem, tzn. ich twórcą.) W odróżnieniu od tego, normę normalizacji można by nazwać normą demokratyczną, albo stadną. Stado określa wartość opierając się na pewnym przeciętnym ("większościowym") dla siebie stanie rzeczy. Nie dążyłoby się tu do anihilacji tego, co normy nie spełnia, ale do dostosowania go do niej: do uśrednienia (tego, co wybiega poza średnią). Normalizacja wiązała by się raczej z produktywnością normy: normę osiąga się nie poprzez usuwanie, ale poprzez wytwarzanie pewnych stanów rzeczy. [Określenia normy jako blokującej i produkującej pochodzą od Pierre'a Mecherey'a.]

Przyjrzyjmy się "normie suwerennej". Można by ją nazwać również normą typu platońskiego. Platońska metafizyka rozróżnia doskonały świat idei oraz niedoskonały świat materialny. Platońskie idee są właśnie takimi normami: istnieją pierwotnie i niezależnie od świata "doczesnego", który to ma się im podporządkować. (Idee to stworzone przez Platona pojęcia, które zarazem mówią: "nie istnieje żadne tworzenie pojęć, pojęcia - czyli idee - nie zostały stworzone, ale istniały od zawsze i będą zawsze istniały, zawsze takie same".) Wątek ten zostaje podchwycony przez Arystotelesa, a później przejęty przez chrześcijan i scholastykę. Bóg scholastyków jest "zbiornikiem" norm typu suwerennego, platońskiego. (Oczywiście doskonale pasuje to do moralności opartej na zesłanych z góry kamiennych tablicach.) Mieszczą się tu również wszelkie koncepcje posługujące się pojęciem źródła lub pojęciem telosu.

Norma tego typu jest związana z tradycyjnym pojęciem hierarchii. Tradycyjna hierarchia jest pewną rozciągłością pomiędzy 1 a 0, pomiędzy Normą samą, a zupełnym brakiem tego, co ona określa. W tej rozciągłości mieszczą się, stopniowo, kolejne byty, w zależności od tego na ile spełniają owe wymogi. Od niewolnika, przez wolnego rzemieślnika i żołnierza, aż po króla. Od zupełnego tchórza, przez tego, który odważny jest w tłumie i tego, który odważny jest w wielu sytuacjach, po bohatera. Od poganina, przez "wierzącego ale nie praktykującego" i praktykującego, aż po świętego. Taka hierarchia może mieć dwie postaci. W jednej możliwy jest ruch, możliwe jest przemieszczanie się po kolejnych szczeblach (wydaje mi się, że w pewnym stopniu mamy do czynienia z taką hierarchią u starożytnych). W drugiej ruch jest niemożliwy, pozycje są przypisane na stałe - jak w indyjskim systemie kastowym czy gradualizmie Tomasza z Akwinu. Filozofia Tomasza jest chyba najbardziej skrajnym przypadkiem takiego użycia pojęcia normy (suwerennej), zwłaszcza jego metafizyka wyliczająca istoty wszystkich stopni bytu, od nieożywionej materii, przez rośliny, zwierzęta, człowieka, anioły aż po Boga (Bóg = Norma).

Już określenie drugiego typu normy jako demokratycznego sugeruje, że nie mamy tu do czynienia z żadną hierarchią. Norma stadna dąży do całkowitego uśrednienia, uprzeciętnienia (dopuszcza pewien "margines błędu", ale tylko o tyle, o ile go kontroluje). Nieco trudniejsze dla mnie - na chwilę obecną - jest wskazanie jej filozoficznych początków. Być może sięga ona monizmu Spinozy (gdzie wszystko, co jest, jest uznane za naturalne) i brytyjskiego empiryzmu (gdzie dopuszcza się tylko to, co potwierdzone przez common sense). Kluczowa wydaje mi się tu postać Kanta, który postuluje moralność opierającą się nie na ustalonych odgórnie prawach, ale na oddolnym określeniu, czy pragnęłoby się powszechnej realizacji danego czynu (chociaż wciąż jest to etyka, a nie jakaś socjo-etologia nakazująca: rób to, co robi większość). Jednakże już u starożytnych lekarzy, moralistów i filozofów (zwłaszcza okresu I i II wieku) da się dostrzec funkcjonowanie tego typu normy. Zamiast szukać "duchowego przodka" bardziej prawidłowo byłoby zapewne powiedzieć, że jest to zjawisko wciąż rozwijające się, które powoli wkracza w coraz to nowe dziedziny. (Również uznanie Platona z "ojca" normy typu suwerennego było zabiegiem nieco sztucznym - i przed nim, choćby w kultach religijnych, istniała odgórność zasad. Normę platońską można by zatem nazwać normą teologiczną.)


POZA NORMĘ
Kilkukrotnie pojawiało się na tym blogu, tu i ówdzie, pojęcie hierarchii. Chcę wyraźnie zaznaczyć, że nie jest to hierarchia związana z normą typu platońsko-suwerenno-teologicznego. Postmodernizm wyraźnie pokazał, że tego typu norma jest marginalizująca, wykluczająca: wyklucza się gejów, transseksualistów, szaleńców, biednych, kobiety, dzieci, przestępców, narkomanów, czarnych, żółtych, Mulatów, innowierców etc. Myśl ponowoczesna odrzuca taką normę. [Ale to nie oznacza, że zamiast normy proponuje totalny brak norm, jakąś potworność, jak wyobrażają to sobie niektórzy, nie widząc, że owa potworność, to wciąż ta sama struktura - struktura normy - tyle, że z zamienionymi biegunami. Oprócz tego błędu powszechny jest, wśród nowych czytelników Foucaulta, również inny, obecny zwłaszcza w nurcie antypsychiatrycznym: gdy Foucault krytykuje jakąś ustanowioną normę jako wykluczającą - np. w "Historii szaleństwa..." normę określającą pewne osoby jako chore psychicznie - to wielu "młodych adeptów" tej myśli wyciąga wniosek, że owa norma jest fałszem, niebytem, iluzją - i, w podanym przykładzie, uznaje, że nie istnieje coś takiego jak szaleństwo.] Wydaje się, że wielu myślicieli współczesnych dąży w kierunku drugiego pojęcia normy - demokratycznego - tzn. normy ustalanej oddolnie i niewykluczającej. Moim zdaniem taki typ normy niesie jednak za sobą niebezpieczeństwo uśredniania: już nie wyklucza się "gorszych", pomaga się im czy nawet ich afirmuje, ale zarazem ogranicza się tych lepszych, ściąga ich w dół.
Gdy piszę o hierarchii przeciwstawiam się pojęciu normy w obu jej postaciach. Moim zamiarem jest taka budowa tego pojęcia, która całkowicie opuszcza strukturę normy. Nie jest to zatem hierarchia klasyczna, hierarchia Platona czy Tomasza, feudalistyczna czy kastowa.

17 komentarzy:

  1. "Kilkukrotnie pojawiało się na tym blogu, tu i ówdzie, pojęcie hierarchii. Chcę wyraźnie zaznaczyć, że nie jest to hierarchia związana z normą typu platońsko-suwerenno-teologicznego. Postmodernizm wyraźnie pokazał, że tego typu norma jest marginalizująca, wykluczająca: wyklucza się gejów, transseksualistów, szaleńców, biednych, kobiety, dzieci, przestępców, narkomanów, czarnych, żółtych, Mulatów, innowierców etc. Myśl ponowoczesna odrzuca taką normę. [Ale to nie oznacza, że zamiast normy proponuje totalny brak norm, jakąś potworność, jak wyobrażają to sobie niektórzy, nie widząc, że owa potworność, to wciąż ta sama struktura - struktura normy - tyle, że z zamienionymi biegunami."

    To dla mnie jest kompletny bełkot. Bo każda norma jest wykluczająca (wyklucza to, co się w niej nie mieści), bez względu czy jest platońska czy jakakolwiek inna. Natomiast to:

    "Wydaje się, że wielu myślicieli współczesnych dąży w kierunku drugiego pojęcia normy - demokratycznego - tzn. normy ustalanej oddolnie i niewykluczającej."

    norma demokratyczna, niewykluczająca :D - to już szczyty szczytów auto-iluzji osobników o jakich piszesz. Cudne perpetuum mobile, cudne bo demokratyczne, ofkors.

    Dlatego ponowoczesność z takimi interpretatorami jest straszliwie bylejako - nijaka i kompletnie nieczytelna. Tu nie trzeba odrzucać norm, trzeba po prostu zadecydować kto ma prawo do ich wyznaczania i skąd ono się bierze. Jak nie z góry, to z dołu, ale po co demokratycznie?

    Niech każdy sobie normuje jak mu się podoba (a kto będzie nazbyt innych normował, sam zostanie przez nich znormowany równie dotkliwie w odpowiedzi). Tu nie jest potrzebna tyle ucieczka od hierarchii, co MONOPOLU jednej głównej hierarchii. Niech sobie istnieje wielość różnych, autonomicznych, konkurujących ze sobą normujących hierarchii i tyle.

    Czemu o dress code we Francji (czy ktoś ma chodzić w burce, czy nie, czy nosić krzyżyk na szyi, czy nie) ma dyktować jakiś śmieszny parlament? Niech decydują o tym właściciele poszczególnych lokali, zarządcy budynków, odpowiedzialni za poszczególne części ulic, właściciele sklepów.

    Jedni se będą normować tak, a drudzy inaczej. Jedni po tomaszowemu, inni feudalistycznie, jeszcze kolejni kastowo, ostatni demokratycznie.

    Uo co te larmo, pierońskie gizdy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam sobie przeczysz ;) Najpierw jedziesz po normie, którą określiłem, jako demokratyczną, a później sam ją proponujesz ("Niech decydują o tym właściciele poszczególnych lokali, zarządcy budynków, odpowiedzialni za poszczególne części ulic, właściciele sklepów."), tyle że w wersji, powiedzmy: kapitalistycznej. Bo o ile w urządzeniach bezpieczeństwa tymi różnymi normami zarządza jeszcze państwo, to w opisanym przez Ciebie przypadku zarządzać będą zasady wolnego rynku - bo po prostu pewne miejsca splajtują, inne będą małymi klubikami dla ekscentryków, a jeszcze inne rozrosną się w gigantyczne korporacje.

      Ale w sumie to dzięki za ten "strumień oburzenia" bo uświadomił mi, że norma drugiego typu dąży do "skapitalizowania się".

      A teraz wróćmy jeszcze do twojego początkowego zarzutu, tzn. że bełkoczę ;) bo każda norma jest wykluczająca. Czy ty czytałeś cały tekst? Przecież w pierwszej części pokazałem, że normalizacja nikogo nie wyklucza, normalizacja uznaje wszystko za normalne, a jedynie pewne zjawiska może uważać za niekorzystne, gdy są zbyt silne i będzie dążyła do ich osłabienia.
      Problem jest chyba taki, że ty posługujesz się cały czas pierwszym pojęciem normy i wprojektowujesz je w drugie.

      Usuń
    2. Poniekąd każdy kto chce Wszystkiego sobie przeczy, bo chce jednocześnie rzeczy wzajmnie się znoszących. Jadę nie tyle po normie demokratycznej, co jej fetyszyzacji i ustanowieniu jako słusznej w zbyt wielu, jak dla mnie, zakresach, z czym mamy bardzo często do czynienia. Nie przeszkadzają mi normy demokratyczne same w sobie.

      "Przecież w pierwszej części pokazałem, że normalizacja nikogo nie wyklucza, normalizacja uznaje wszystko za normalne, a jedynie pewne zjawiska może uważać za niekorzystne, gdy są zbyt silne i będzie dążyła do ich osłabienia."

      Normalizacja jest po prostu procesem. Procesem rugowania tego co niekorzystne (a to co niekorzystne jest definiowane przez ustalanie normy, poza którą będzie się dane zjawisko mieściło).

      "Problem jest chyba taki, że ty posługujesz się cały czas pierwszym pojęciem normy i wprojektowujesz je w drugie."

      A co to za problem? To raczej Ty, gdy mówisz o normalizacji zapominasz o normach jakie za nią stoją.

      Usuń
    3. Nie no... Za normalizacją nie stoją normy. Normalizacja wytwarza normę. Normy stoją za normowaniem. Jest różnica. I to istotna.
      Weźmy ograny przykład: homoseksualizm. Czy homoseksualizm jest normalny?
      Jeśli odpowiesz "tak" w porządku normalizacyjnym to oznacza tyle, że można sobie być albo hetero, albo homo - jak kto woli.
      Jeśli odpowiesz "tak" w porządku normowania, to oznacza, że każdy musi być homoseksualistą, a heteroseksualizm jest czymś nienormalnym.

      Normalizacja nie ruguje homoseksualizmu jako takiego. Mogłaby go ograniczać, gdyby liczba homoseksualistów była tak duża, że zagrażałoby to reprodukcji ludzkiej populacji (zakładając, że nie istniałby żaden sposób rozmnażania się zastępczego). To ograniczanie nie oznacza jednak potępiania, rugowania, wykluczania. Te zjawiska mają miejsce tylko w wypadku normowania.

      Usuń
    4. Według mnie stoją za jednym i drugim. Skoro normalizacja wytwarza normę, to na jakąś normę jest ukierunkowana.

      "Normalizacja nie ruguje homoseksualizmu jako takiego. Mogłaby go ograniczać, gdyby liczba homoseksualistów była tak duża, że zagrażałoby to reprodukcji ludzkiej populacji (zakładając, że nie istniałby żaden sposób rozmnażania się zastępczego). To ograniczanie nie oznacza jednak potępiania, rugowania, wykluczania. Te zjawiska mają miejsce tylko w wypadku normowania."

      No właśnie ma. Bo może nie rugować homoseksualizmu jako takiego, ale jeśli liczba homoseksualistów wzrośnie zbytnio, może temperować ich zachowania i je rugować, by homoseksualizm jako taki stanował tolerowany margines a nie ogół. Ci, którzy zostaną utemperowani będą mogli jak najbardziej czuć się ofiarami czyjegoś normowania. Chociaż byli poddani normalizacji...

      Usuń
    5. Ale dokładnie tak samo jest w sytuacji, którą ty opisałeś i pozytywnie waloryzowałeś (by zacytować jeszcze raz: "Niech decydują o tym właściciele poszczególnych lokali, zarządcy budynków, odpowiedzialni za poszczególne części ulic, właściciele sklepów."). Tutaj też dojedzie do temperowania pewnych zachowań, do marginalizowania ich, tyle, że dokona się to na zasadach "wolnorynkowych", a nie poprzez regulacje państwowe. To jest ta sama struktura, co w normalizacji, tyle, że zamiast czynnika politycznego rozstrzygający będzie czynnik ekonomiczny.

      Usuń
    6. Tak, ale róznica tkwi w zasięgu jurysdykcyjnym. Państwa z reguły okupują znacznie większy terytorialnie obszar, w związku z tym normowaniom jakich się dopuszczają, bliżej i łatwiej nosić znamiona powszechności i konieczności - znaczy, dotyczą każdego i każdy jest im podporządkowany.

      W przypadku wolnego rynku tak nie jest - właściciele stanowią wielość. I w tej wielości jest zaczątek dla różnorodności - ludzie mogą różnicować zestawy reguł, jakimi chcieliby normować innych. Jeśli nie odpowiada Ci dany ich zestaw, opuszczasz dany lokal na rzecz takiego, w którym panuje przez Ciebie pożądany i jest to łatwiejsze, mniej kosztowne niż migracja z jednego państwa do drugiego.

      Usuń
    7. Rozumiem o co Ci chodzi. Jednak pomijasz istotny fakt. Wolny rynek nie istnieje dziś bez przemysłu reklamowego. A czym jest reklama? To nie jest informacja. Reklama jest produkcją pragnień i poglądów. Dlatego - moim zdaniem - różnica jest tu tylko pozorna. Albo inaczej: różnica jest tylko "empiryczna" - strukturalnie mamy do czynienia z tym samym. Mnie zaś interesuje wyjście poza tę strukturę. (Co, w dalszym kroku, byłoby próbą wyjścia poza kapitalizm... i demokrację.)

      Usuń
    8. Sądzę, że nie ma jednej funkcji reklamy i można je zrelatywizować wraz z jej odbiorcą. Produkcją pragnień i poglądów nie jest, raczej katalizatorem dla ujawnienia takowych. Jeśli świadomie jesteś przeciwny używania jakichś produktów, reklama nie skłoni Cię do ich używania.

      Różnica jest kolosalna, mimo tego, że mamy do czynienia z, jak piszesz, strukturalnie tym samym, bo wielość czyni jakościową różnicę. Inna sprawa, że sądzę, iż wychodzenie poza tę strukturę jest niemożliwe, a nawet jeśli możliwe - szkodliwe, bo zubożające byt. (W końcu normy są same środkami produkcji jakichś ładów. A łady - produktami. Jeśli chcemy mieć do wyboru wiele ładów, musimy się zgodzić z istnieniem norm, za których pomocą je stworzymy)

      Podobnie szkodliwe jak cała uczieczka przed normą i normowaniem w ogóle. Jedyne co możemy zrobić, to znieść ich dotkliwość przez umożliwienie ich uniknięcia na rzecz popadnięcia w inne, poprzez pluralizm właśnie.

      Usuń
    9. Zgadzam się, że reklama może mieć wiele funkcji. Wszystko może - o to mi chodzi z ontologią maszynową. Ale mimo tej wielości istnieją pewne dominanty.
      Może faktycznie przesadziłem z tą mocą reklamy. Jednak z drugiej strony bym jej nie umniejszał. (Dodam tylko, że dosyć szeroko rozumiem ową reklamę, nie tylko jako ulotki i przerywniki w czasie filmów. I nie tylko jako prezentację papu, piciu itp.)

      A co do niemożliwości wyjścia. Nie przepadam za Żiżkiem, ale strasznie mi się spodobało, jak kiedyś powiedział, że łatwiej nam sobie wyobrazić koniec świata, niż koniec kapitalizmu.

      Usuń
  2. Hierarchia poza strukturą normy to jedynie wynik losowania, ślepego trafu, kryterium wskazanie miejsca w hierarchii poprzez zakręcenie kołem fortuny.
    Ciekawe jak to pojęcie wykreujesz. Nawet rzuty monetą podlegają rachunkowi prawdopodobieństwa.

    Normy odgórne, wiesz, normy władzy zazwyczaj też bazują na oddolnych i oczywiście wcześniej zaakceptowanych ( prawa naturalne i stanowione ), tylko czasami ( np. rewolucja francuska, październikowa, pol-potowa, początki peerelu) są rzeczywiście autorskie, narzucane przez wierchuszkę zwycięzców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że ty już wiesz, że jest tylko losowanie i chaos - może niepotrzebnie próbuję zbudować takie pojęcie, skoro ty już je zbudowałaś ;)


      Nie zgadzam się, że odgórne bazują na oddolnych. Gdy Mieszko i inni władcy europejscy przyjmowali chrześcijaństwo to nie było w tym nic oddolnego. Gdy chrześcijanie doszli w Rzymie do władzy i zakazali teatru (chodzi mi o teatr rzymski, pełen pornografii) oraz walk gladiatorów to nie było w tym nic oddolnego. Gdy faraon Egipski kazał swoim "poddanym" niewolniczo pracować przy wznoszeniu piramid to nie było w tym nic oddolnego. Jakaś minimalna znajomość historii podważa to, co napisałaś. Chyba, że uważasz, że ludzie sami pragnęli zniewolenia, odebrania im ich obyczajów czy religii.
      Przykładem oddolnego tworzenia się norm prędzej byłaby rewolucja seksualna, w której to sami członkowie społeczeństwa wymuszają na władzy zmianę w prawie - a przy tym, zauważ, nie narzucają swojego zachowania innym. Rewolucja seksualna nie oznacza, że musisz być rozwiązła czy być lesbijką, oznacza, że możesz być rozwiązła, możesz być lesbijką, ale możesz też żyć w heteroseksualnym, ograniczającym współżycie wyłącznie do celów rozpłodowych związku. To jest norma oddolna: być może promuje jakieś zachowania, ale żadnych nie wyklucza. (Natomiast długie, długie wieki to wieki seksualnej normy odgórnej, która piętnowała inne, niż heteroseksualne i małżeńskie zachowania... chociaż na pewno nie wszyscy członkowie danej społeczności to akceptowali.)

      Usuń
    2. Jak powiedział Maksymilian Stirner: "Wielcy są wielcy, tylko dlatego, że my klęczymy".

      W ten sposób można ująć, zależność norm odgórnych od oddolnych. Ludźmi można rządzić tylko wtedy, gdy poddają się naszej włądzy. Jeśli tego nie robią, co nam po tym, że naszą normę uznamy za "odgórną"?

      Poddani sami też posługiwali się jakąś normą, która była kompatybilna z normą faraona i dlatego byli przez niego rządzeni i poddawali się jego wyrokom.

      Usuń
    3. Oczywiście wchodzi tu cały, bardzo złożony i bardzo obszerny wątek interioryzowania norm. Może nie istnieć żaden faraon, a ludzie i tak będą niewolniczo pracować w jakimś bezsensownym celu.

      Usuń
  3. :) Ho, ho ... poczytam tylko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Już po ciekawej dyskusji ? Szkoda.
    Są normy i był bezład.
    Ciekawe - jak ty to obejdziesz, co z tym pojęciem ? Daj no pod ostrzał:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem, czy gdzieś był bezład? Gdzieś poza mitologią Greków...

      Jak tylko skonstruuję to pojęcie, to na pewno się nim podzielę :)

      Usuń