czwartek, 11 kwietnia 2013

LXII

Wiele osób myli używanie pewnych słów z myśleniem.

30 komentarzy:

  1. I o co chodzi ? O zwroty : sądzę, wnioskuję, uważam ? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A może o to że jeżeli ktoś używa pewnych słów to nasuwa się przypuszczenie, że za tymi słowami kryją się myśli a nie jak to często bywa bełkot. Jako, że słowa są górnolotne tako myśli też takie się wydają. Trzeba by było doprecyzować o czym mówimy kiedy nomen omen mówimy, że ktoś myśli i czy artykulacja słowa pociąga za sobą wnioskując wstecz pewną myśl. Nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy motywuje naszą artykulację myśl, czy nie ? Zawsze motywuje, problem leży w meandrach myślenia. Nie słowa zderzamy lecz ich desygnaty.Zasób znaczeń i sposób wykorzystania ( forma wypowiedzi ) generuje komunikat do odbiorcy.
    Czy myślimy przy pomocy słów - to inna kwestia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Heh, a ja postawię na samokrytyczny pocisk autora w stronę postmodernizmu.

    https://pl.wikipedia.org/wiki/The_Postmodernism_Generator
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Sokal_hoax

    ...et cetera... Ja wielu postmodernistów oblałbym przy teście Turinga, biorąc ich za boty. :)

    Dziewic pewnie w tej chwili zostaje neotomistą, a Wy nie czujecie powagi sytuacji! :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fatbantha, no faktycznie, rozmawiając z PDA można taki aforyzm ukuć. :)

      Ale jaki wnioski dla postmodernizmu z symulacji jego tekstów przez automat dzięki Generatorowi ? Różne.

      Usuń
  5. Ewa.No niezbyt zderzamy desygnaty słów jako że nie wszystkie słowa takowe posiadają, co najwyżej możemy zderzać znaczenia, różnicować,nie we sensie Derridiańskim a raczej Wittgensteinowskim. Tak mi się zdaje.

    OdpowiedzUsuń
  6. Słowa ( znaki, nazwy) bez desygnatów ? Są zapewne pozajęzykowe części bytu, tzn. takie cosie nieodkryte, nienazwane, ale nazwy bez korelatu w rzeczy, cesze, relacji, stanie itd. ?

    A to ciekawe co napisałeś. Nazwa bez znaczenia. Nie jestem specjalistą od semiotyki. Może w syntaktyce, czyli bierzemy pod uwagę nazwy relacji formalnych zachodzących między znakami... ale nie, no nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przypomniało mi się :

    " Czymże jest nazwa ? To co zowią różą,
    Pod inną nazwą równie by pachniało. "
    ( Szekspir)

    Byt i jego struktury, choćby gramatyka języków wszystkich, do opanowania przez każdego człowieka.
    I to jest fascynujące, stawanie się w prahistorii struktury możliwości zderzania, łączenia, wynikania, nazywania desygnatów.

    OdpowiedzUsuń
  8. No tak się składa, że mogą takie istnieć i nie trzeba szukać żadnych pozajęzykowych części bytu, bo gdybyśmy mieli świadomość takowych to wystarczyło by je nazwać. Wystarczy spojrzeć na takie rzeczy jak "złota góra w Los Angeles", albo "Nieśmiertelny człowiek" etc... Wydaje mi się, że mylisz desygnację z denotacją. Przytoczę definicję.

    Desygnat - Desygnatem nazwy N języka J, przy pewnym jej znaczeniu, jest każdy przedmiot, o którym można ją z prawdą orzec...

    Desygnowanie - Stosunek zachodzący między nazwą a jej desygnatem. Słowo to bywa używane zamiennie ze słowem "oznaczanie". Funkcji desygnowania pozbawione są nazwy puste.

    Dlatego twierdzę, że i owszem mogą istnieć nazwy bez desygnacji i takowymi zajmuje się "Logika wolna( od zobowiązań ontologicznych)"

    Dlatego jeśli już to możemy sobie zderzać takie abstrakcje jak Bóg + sprawiedliwość z czego wychodzi nam Sprawiedliwy Bóg czego nijak nie da się udowodnić, bo ani to nie istnieje ani nie posiada żadnego doświadczanego empirycznie desygnatu.

    Natomiast

    Denotacja - Denotacją np. nazwy "dąb" jest zbiór przedmiotów złożony z dębów i tylko z dębów (istniejących AKTUALNIE lub MOŻLIWYCH). Nazwy puste zatem posiadają denotację i można je jak to nazwałaś zderzać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Desygnat to pozajęzykowy korelat znaku. Kategorie ontyczne desygnatów :
      - nazwy konkretne,
      - nazwy abstrakcyjne,
      - nazwy puste.

      Nazwą jest każde wyrażenie ( proste, złożone ), pełniące funkcję podmiotu lub orzecznika. Każda nazwa ma jeden desygnat(y) z w/w kategorii.
      np. I jest spójnikiem.
      Bóg kocha nawet skończonych empirystów.

      Zderzamy desygnaty konkretne i abstrakcyjne : Co lepsze : głód czy pieniądze.
      Puste: Latający dywan jest gorszy w użytkowaniu od latającej miotły.

      Gdzie niby stawiałam wyłącznie na konkretne nazwy desygnatów ? Niebyt nie istnieje. :)

      Usuń
  9. Ho ho... Ale dyskusja... Częściej muszę wyjeżdżać - na zajęcia - bez komputera ;)

    Rozumiem Piotrek, że chodzi Ci o "klasyczne" podejście empirystyczne, na podstawie którego np. Hume krytykował pojęcie substancji, czy relację przyczynowo-skutkową?
    Jeśli tak, to nie za bardzo się w to wpisuję, bo jednak jakoś tam czuję się związany z transcendentalizmem. To oznacza, że akceptuję, jako posiadające zawartość, pojęcia dotyczące tzw. warunków możliwości. A tych ostatnich nie da się empirycznie doświadczyć, mają one raczej status swego rodzaju hipotez wyjaśniających. [Chyba, żeby przyjąć jakiś empiryzm transcendentalny, o jakim pisał Deleuze... ale szczerze przyznam, że wciąż nie za bardzo wiem czym miałby on być.]

    Nie chodziło mi też, o żadną krytykę postmodernizmu. Chociaż może ten trop jest bliższy, tyle, że sprawę ująłbym szerzej. Tzn. nie tylko postmodernizm "grzeszy" takim bełkotem. Czyli tu rację miałby Piotr ze swoim pierwszym komentarzem. To jeden ze sposobów na jaki można rozumieć to, co napisałem.

    OdpowiedzUsuń
  10. Tak tak, zgoda. Tyle, że desygnacja do której odnosi się Ewa jest moim zdaniem bezsprzecznie związana z empiryzmem. Typowy spór o zdania protokolarne, który zresztą dla nich skończył się tragicznie. Natomiast denotacja zakłada tzw. warunki możliwości o których wspominasz i tu mogę się zgodzić z Ewą że i owszem zderzamy ale nie desygnaty a denotaty i to miałem na myśli w drugim komentarzu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiadasz, że denotacja uwzględnia warunki możliwości? Muszę kiedyś na powrót usiąść do logiki, mam trochę zaległości (niestety - nie da się wszystkim na raz zajmować).

      Usuń
    2. Denotacja - Denotacją np. nazwy "dąb" jest zbiór przedmiotów złożony z dębów i tylko z dębów (istniejących AKTUALNIE lub MOŻLIWYCH). Nazwy puste zatem posiadają denotację i można je jak to nazwałaś zderzać.

      z Małego Słownika Logiki pod red. Marciszewskiego z konsultacją naukową Kotarbińskiego.

      Usuń
    3. A... o to Ci chodziło. Ale WARUNEK MOŻLIWOŚCI nie oznacza czegoś możliwie istniejącego (w przeciwieństwie do tego, co istnieje aktualnie). Warunek możliwości jest czymś co UMOŻLIWIA istnienie czegoś innego (czegoś z porządku "empirycznego"). Np. Kant nie twierdził, że wolna wola jest możliwa, on twierdził, że wolna wola umożliwia moralność - zatem, jeśli moralność jest faktem, to musi istnieć wolna wola. Wolnej woli (tak jak i innych warunków możliwości) nie możemy w żaden sposób zaobserwować empirycznie, ale jest ona tym, co wyjaśnia to, co empiryczne.

      Usuń
  11. Jeszcze w odniesieniu do postmodernizmu, przypomniałem sobie właśnie ostatnią rozmowę z kolegą socjologiem, który obecnie wgłębia się w Deleuze. Sprawa z Sokalem i z generatorem jest taka, że i owszem da się stworzyć dzieło postmodernistyczne przy pomocy generatora, tyle, że jeżeli mamy jakiś język, jakikolwiek, który posiada skończoną liczbę znaczeń, to każda maszyna w ramach tego języka jest w stanie wyprodukować pewne nazwijmy to "dzieło", to samo by było w przypadku dzieła teologicznego, estetycznego etc. jeśli byśmy zastosowali odpowiedni algorytm i wbudowali skończony słownik. Jacob Bronowski (filozof nauki, z wykształcenia matematyk) zauważył, że różnica pomiędzy maszyną a człowiekiem i jego wytworami polega na tym, że człowiek może wejść na metapoziom tego co tworzy oraz, że jest w stanie metaforyzując rzeczywistość na nowo ją interpretować. A co do Sokala to zarzucił on Deleuze'owi, że używa pojęć ścisłych (matematycznych) nieadekwatnie do tego jak ich powinno się używać, jednak pewien matematyk (nie pamiętam nazwiska, jeśli chcecie to się dowiem), który również pod tym kątem czytał Deleuze stwierdził, że jak najbardziej jest w porządku to co robi. Także mamy ewidentny spor w doktrynie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałem uniknąć tego Sokala, bo sprawa jest... naciągana. Myślę konkretnie o jego (napisanej wespół z Brickmountem) książce "Modne bzdury". Krytykują tam współczesnych filozofów francuskich za nadużywanie pojęć naukowych. Tylko jest "drobny" problem... w książce nie pojawiają się praktycznie żadne argumenty. Cała krytyka jest oparta na... autorytecie piszących... Zwykle jest cytat z "postmodernisty" oraz komentarz w stylu "no popatrzcie jakie bzdury". Nie mówię, że jest tak cały czas i że nigdy nie mają racji... np. Kristeva ewidentnie błędnym wzorem się posługuje i to jej wina... Ale właśnie z Deleuzem jest największy kłopot.
      Wydaje mi się, że uczciwa krytyka polegałaby na tym, żeby wyinterpretować z tekstu Deleuze'a co rozumie on przez dane pojęcie, następnie wyjaśnić co rozumie przez nie nauka... Ale czegoś takiego tam nie ma (a myślę, że gdyby było to obaliłoby tezę o "bzdurności").

      A co do matematyka. Ja gdzieś czytałem, że Deleuze współpracował z jakimś matematykiem. Ale nic więcej o tym nie wiem - nie wiem też na ile wartościowym naukowcem był ten matematyk.

      Usuń
    2. Piotr Grabowski:

      "Jacob Bronowski (filozof nauki, z wykształcenia matematyk) zauważył, że różnica pomiędzy maszyną a człowiekiem i jego wytworami polega na tym, że człowiek może wejść na metapoziom tego co tworzy oraz, że jest w stanie metaforyzując rzeczywistość na nowo ją interpretować."

      No ale to też żadna różnica. Jeśli masz nieskończenie wiele małp stukających w nieskończenie wiele maszyn do pisania przez nieskończenie wiele czasu, któraś z nich napisze "Makbeta", a inna - komentarz do niego. Zresztą napiszą wszystko co tylko możliwe. Z każdego poziomu, meta-, sreta-, itd.

      Różnica jest taka, że człowiek - autor zrobi obydwie te rzeczy intencjonalnie i szybciej. :)

      Autor nieważny? Autor jest najważniejszy! Zwłaszcza gdy chce się sprowadzić wszystko co od nas zależne do jednego wielkiego ad personam, do czego się zamierzam. ;)

      Usuń
  12. Założenia postmodernizmu : odrzucenie teorii reprezentacji, relatywizm poznawczy, tekstualizm, immanentyzm, aracjonalna próba tworzenia znaczeń i relacji ( niż ich odtwarzania ), czyli godzenie w empiryzm ... no tak bieg ku swoistemu neotomizmowi.
    Ino autorytety postmodernizmu jeszcze tego nie załapały, stąd ten chaos, brak zrozumienia treści zapewne nie tylko u odbiorcy, ale i u Twórcy. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałaś dodać jeszcze: komunizm, satanizm, libertynizm ;)

      Usuń
  13. O korzeniach nie pisałam.

    OdpowiedzUsuń
  14. I naiwny neoromantyzm, chaos intelektualny, brak rygoru logicznego, nieuzasadniony żadnym porządkiem dekonstruktywizm, czyli słowotok spekulacyjny. Na szczęście nauka ma się dobrze, a zaatakowani filozofowie nie byli w stanie podjąć rękawicy jak i ten matematyk wspierający ( podobno ) wywody. Umysł zamroczony = postmodernizm.

    OdpowiedzUsuń
  15. Do tego postmodernizm jest odpowiedzialny za kiłę, koklusz, epidemię AIDS w Afryce, wysokie podatki i pijanych kierowców.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością. Powszechnie wiadomo, iż postmoderniści lewaczą na potęgę więc stąd:
      -> wysokie podatki, (redystrybucja dóbr)
      -> kiła i AIDS (rewolucja obyczajowa/seksualna)
      -> pijani kierowcy (bo trudno żyć, gdy są wysokie podatki, kiła i AIDS - trzeba się znieczulać alkoholem, a do domu wrócić w końcu trzeba).

      Tylko ten koklusz nie pasuje. Może to jednak nie wina postmodernizmu? ;)

      Usuń
    2. No problem, koklusz zlikwidowały w latach 50. szczepionki. :)

      Usuń
  16. Co rozumiesz przez "myśl"? Trololo.

    A tak trochę poważniej. Książkę Sokala (i Bricmonta :), rzecz jasna czytałem. Podobała mi się ona z tego powodu, że napisana jest dowcipnie i z pomysłem, ale faktycznie pod względem argumentacyjnym pozostawia sporo do życzenia. I moim zdaniem nawet nieszczęsną Kristevę można wybronić z zarzutu niepoprawnego posługiwania się terminologią. Wspomniany był tutaj już Wittgenstein, więc metafora języka jako skrzynki z narzędziami zdaje się pasować jak ulał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie o myśl nie jest wcale takie głupie ;) Odróżniam myśl od mentalnej reprezentacji. Tzn. to, czym się zajmuje gros filozofów analitycznych i kognitywistów (reprezentowaniem w umyśle obiektów), nie jest dla mnie myśleniem, ale tylko reprezentowaniem. Ale to tylko negatywna "definicja" - pozytywnej nie podam, bo to wątek, którym na razie nie mam czasu się zająć.

      Na Kristevie się nie znam. W sumie znam się najbardziej na Deleuzie i Guattarim i przede wszystkim o nich u Sokala mi chodziło. Ale znam się też trochę na Lacanie - na tyle, żeby uważać (to tylko opinia), że pisał takie bzdury z premedytacją. I teraz się zastanawiam, czy autorzy "Modnych bzdur" nie skorzystali z metody tego ostatniego pisząc książkę ;)

      Usuń
    2. Wiem, że nie jest takie głupie, ale trochę stanowić może przyczynek do sporu definicyjnego. :)

      W ogóle muszę nadrobić zaległości na Twoim blogu, bo nie przeczytałem dwóch ostatnich wpisów. Postaram się poprawić na przyszłość. ;)

      Usuń
    3. No to właśnie Ci zrobiłem pod górkę, bo wrzuciłem kolejny wpis :P

      Usuń