wtorek, 7 maja 2013

Antonio Salas, "Ja, terrorysta" - quasi-recenzja

Jakiś czas temu, przygotowując na konferencję referat o Foucaultowskiej koncepcji estetyki egzystencji, wróciłem do tematu nazizmu. Tym razem chciałem zająć się jego współczesną odsłoną: neonazizmem. Poszukując materiałów do pracy natknąłem się na wzmiankę o tym, że PWN zamierza w tym (2013) roku wydać książkę "Dziennik skina". Zaintrygowała mnie. Jak również postać autora. Jest nim hiszpański dziennikarz śledczy, piszący pod pseudonimem Antonio Salas. Tworząc sobie fałszywe tożsamości przenika on do różnych niebezpiecznych środowisk, które następnie opisuje. Wspomniana już książka - "Dziennik skina" - jest zapisem jego infiltracji ugrupowań neonazistowskich. Kolejna, zatytułowana "Handlowałem kobietami" i wydana już w Polsce, przedstawia środowisko handlarzy ludźmi, sutenerów, prostytutek i klienteli domów publicznych. Salas nie tylko obserwuje od środka, nie tylko opisuje, ale i zbiera dowody - dowody, które przedstawia później hiszpańskiej prokuraturze. (Jednakże los owych dowodów i wytaczanych na ich podstawie procesów przedstawia jakże smutny obraz władzy: policjant informujący neonazistów, że są infiltrowani przez dziennikarza, przeciągające się procesy członków mafii, pozwalające najważniejszym z nich uciec za granicę.) Salas badał również grupy antyfaszystów czy dilerów narkotykowych. A także terrorystów. Tej ostatniej kwestii dotyczy wydana przez PWN w 2012 roku książka "Ja, terrorysta" (oryginalnie: "El Palestino", czyli "Palestyńczyk").

Tym razem nie będzie zbyt filozoficznie. Zdarzyło mi się przedwczoraj przypadkiem coś, co od ostatnich +/- 12 lat zdarza mi się rzadko: oglądałem telewizję. A dokładniej jakiś program informacyjny na jakimś kanale. Mówiono o wydarzeniach na Bliskim Wschodzie, o ataku Izraela na Syrię. Częścią "newsu" był idiotyczny filmik, na którym widać było wybuchy, a w tle słychać kilkukrotnie Allahu akbar, filmik, którego dziś nie zobaczyłem oglądając na stronie internetowej to samo wydanie owego programu informacyjnego. Całość wywołała łatwą do przewidzenia reakcję współoglądających: islamski terroryzm. Media od wielu lat dbają o to, by nasza dieta zawierała jednoznaczną papkę dotyczącą Bliskiego Wschodu. Na szczęście od równie dawna staram się (choć z różnym skutkiem) być medialnym ascetą. Moja żywność pochodzi z innych źródeł. Tym razem jest nim właśnie książka "Ja, terrorysta".

Postanowiłem po nią sięgnąć zafascynowany postacią Antonio Salasa. Nie chodziło o jego popularność, bo wówczas jeszcze nie wiedziałem, że jest znanym na świecie dziennikarzem. Nie chodziło również o otwartość, gotowość do nauki - o tych przekonałem się dopiero w czasie lektury. Chodziło o odwagę, której brak większości dziennikarzy. A przede wszystkim chodziło o pasję. Pasję, która kazała mu poświęcić 6 lat życia, by wykreować wiarygodną tożsamość palestyńskiego muzułmanina gotowego zostać terrorystą-męczennikiem i dzięki temu sprawdzić to, co przecież wszyscy "doskonale znamy". Książkę wybrałem również dlatego, że chciałem pogłębić moją wiedzę o Bliskim Wschodzie. Okazała się doskonałym przewodnikiem. Czytelnik otrzymuje możliwość postawienia pierwszych, pewnych kroków na drodze, która staje się dziś coraz bardziej konieczna do pokonania. Salas oswaja ze światem arabskim (oraz południowoamerykańskim). Ale przede wszystkim stara się zdjąć nam z oczu klapki. Mówiąc ładniej: "dekonstruuje" schematy naszego myślenia o Bliskim Wschodzie.

Owa dekonstrukcja dotyczy przede wszystkim głównego tematu śledztwa (i książki): islamskiego terroryzmu. Salas - jeżdżąc na miejsce i rozmawiając z ludźmi jak "swój ze swoim" - pokazuje, że większość konfliktów na Bliskim Wschodzie nie ma podłoża religijnego, ale narodowe. W Palestynie u boku muzułmanów, przeciwko Izraelowi, walczą agnostycy, ateiści i chrześcijanie. Walczą nie dla jakiegoś "dżihadu" i przyobiecanych w niebie czterdziestu dziewic, ale dlatego, że zagrabiono ich ziemię, że okaleczono ich dzieci, zabito członków ich rodziny, dlatego, że wielu z nich więziono i torturowano. Salas rozbija też wyobrażenie muzułmańskich kobiet, jako zastraszonych ofiar religii i patriarchatu.

Jedno z graffiti wykonanych przez Banksy'ego na murze wstydu

Ów atak na nasze mniemania (doxa) dokonuje się jednak dzięki innemu, o wiele istotniejszemu: dzięki atakowi na media. Salas w trakcie swojego śledztwa odkrywa w jak znacznym stopniu środki przekazu manipulują informacją, na korzyść wielkich, światowych graczy. Centralne znaczenie ma tu hasło "terroryzm" - całkowicie wyłącza ono nasze myślenie. Jest piętnem, które mają prawo wypalać pewne uprzywilejowane grupy, piętnem, którego nie sposób już później się pozbyć, piętnem, które sprawia, że przestajemy pytać i na wszystko się zgadzamy. Świetnym przykładem było tu stwierdzenie, przez wysokich rangą członków armii USA, że na wenezuelskiej wyspie znajdują się ośrodki szkoleniowe Al-Ka'idy. Salas jedzie na miejsce, pyta, szuka... i cóż odkrywa? Że wspomniana wyspa jest kurortem turystycznym, a na pokazywanym przez media "zdjęciu terrorystów" w rzeczywistości widnieją lokalni wieśniacy, strzelający z wiatrówek do królików. Nie każdego jednak stać (przede wszystkim finansowo, w drugiej kolejności: wysiłkiem), by wyjechać gdzieś za granicę i samemu przekonać się o pewnych rzeczach - ci, którzy mają w tym interes sprytnie to wykorzystują.

Wspomniałem już o Wenezueli. To kolejny ważny dla książki punkt. Różne tropy prowadzą Salasa do tego kraju i w ostateczności spędza on tam wiele czasu i wiele się dowiaduje. A ja razem z nim. Choćby o sytuacji społeczno-politycznej tego kraju i rządach Hugo Chaveza. Zaraz sobie wygooglowałem tego ostatniego... i z przykrością stwierdziłem, że kilka dni wcześniej zmarł (jak już wspominałem: uprawiam medialną ascetykę). Dalej jest o terroryzmie, o rewolucji, amerykańskim imperializmie i manipulacji informacją przez media (np. wypowiedź Hugo Chaveza pocięta tak, by zrobić z niego idiotę). Ale pojawiają się również inne wątki, jak choćby kolumbijskich oddziałów paramilitarnych, które mordują dziesiątki tysięcy wieśniaków i Indian, by zdobyć ziemie pod plantacje koki.

Filmik Tomka Bagińskiego komentujący kwestię kokainy

Książkę warto polecić również z innych względów. Dostarcza ona nieco bardziej źródłowego (niż inne teksty "z drugiej ręki") materiału psychologicznego związanego z terroryzmem, przemocą, wojną i typem żołnierza. Szczególnie ciekawe są tu fragmenty dotyczące dziecięcych ofiar okupacji izraelskiej. Z drugiej strony rozpoznania Salsa są czasem błędne: opisując postać Abu Mus'aba az-Zarkawiego ukazywanego przez innych jako brutalnego fanatyka stara się złagodzić, czy wręcz podważyć ten obraz omówieniem jego wyjątkowo czułego stosunku do własnej matki. Salas chce nas doprowadzić do wniosku: "przecież agresywny morderca nie mógłby pisać tak pięknych i poruszających listów do matki". Jednakże ci, którzy znają prace Klausa Theweleita wiedzą, że obraz przywiązanego do matki mężczyzny-(brutalnego)żołnierza jest obrazem jak najbardziej spójnym. Sam wątek przemocy jest zresztą dla Salasa niezwykle ważny. Cały czas stara się ją dyskredytować, ukazywać jej głupotę i promować pokojowe rozwiązania. Przychodzi jednak moment, w którym zaczyna wątpić w swój pacyfizm (za którym obstawał od wielu lat, od pierwszej swojej książki).

"Ja, terrorysta" zawiera również wiele innych wątków, takich jak - zapomniana dziś - postać terrorysty Carlosa Szakala, zamachy na WTC z 11 września, czy stosunek muzułmanów do seksualności. Nie będę jednak odkrywał wszystkich kart. Mam nadzieję, że zachęciłem was do lektury. Ja tymczasem czekam na "Dziennik skina", o którym zapewne tu napiszę. (A jeśli stan finansowy się poprawi z pewnością sięgnę po "Handlowałem kobietami".) Salasowi zaś życzę, w kolejnych śledztwach, szczęścia - bo umiejętności już posiada.

2 komentarze:

  1. no, miałem podobne wrażenia po przeczytaniu:) Warto było dostać:P

    "Handlowałem kobietami" raczej nie przeczytam, bo to już mnie troszkę słabiej interesuje, ale chętnie zerknę na "Dziennik skina", jak już wyjdzie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że początkowo "Handlowałem kobietami" też mi się wydało mało interesujące, ale po różnych odwołaniach do tego tekstu w "Ja, terrorysta" zmieniłem zdanie. Liczę też na to, że Salas kreśli tam jakiś portret psychologiczny owych handlarzy i sutenerów, który da się "naukowo spożytkować".

      Usuń