wtorek, 13 marca 2012

"Dytyramb"

  

                                                             "Dytyramb"

                                        Czerpię z krynicy Życia
                                                          Kielichem Pór Roku
                                        I spływa ono po mej brodzie -
                                                          - złociste, cierpkie, słodkie


                                        Co dzień patrzę na świat oczami dziecka
                                        A gdy całuję - cały jestem pocałunkiem
                                        I jeśli Bóg jest - zatańczy na moją cześć!


                                        Sto diabłów we mnie mieszka -
                                                                    - to moje namiętności
                                        Cień w moim sercu krótki
                                        I jeśli Bóg jest - zatańczy na moją część!


                                        Wyryję me imię na ciele wszechświata -
                                                                               - by pamiętano
                                        A wieczorami będę pił z winogron piersi
                                                        Twoich - bym zapomnieć mógł
                                        I jeśli Bóg jest - zatańczy na moją cześć!


                                        A kiedy przyjdzie Śmierć - pokłoni się:
                                                             "Czy pragniesz odejść już?"
                                        "Tak" - wykrzyknę - "ostatniej przygody
                                                                                 zaznać czas"
                                        I jeśli Bóg jest - zatańczy na moją cześć!


                                        Kielich Pór Roku wypadnie z rąk
                                        Tajemne Mojry przestaną prząść
                                        A gdy już robak stoczy ciało me...
                                        Powrócę... i go zjem! Ha!


25 komentarzy:

  1. Podoba mi się, tylko żeby podmiot liryczny nie zechciał być nowym Herostratesem w dłubaniu na korze wszechświata.:)
    Radość Boga będzie pojemniejsza niż flamenco czy szamańskie rytmiczne pulsowanie, kiedy spotka zwycięzcę egoizmu.
    Takiemu żadne najbardziej misterne splecione namiętności nie zagrożą. Ani zniewolenie paraliżem, ani nic.

    OdpowiedzUsuń
  2. He he :) większość osób, z którymi rozmawiałem, nie kojarzy Herostratesa... ale nie, nie on był dla mnie inspiracją.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jasne , pieśń kozła , pean na cześć Dionizosa .:)
    Ładne : swoim czasem czerpanie z Życia , kielich ( i sacrum i profanum), zapomnienie i pamiętanie w jednym ( nic nie da :)...

    cdn.

    OdpowiedzUsuń
  4. To podroczmy się nad ostatnią zwrotką ... nie powrócisz TY jako TY , bo biliony zdarzeń doprowadzające do Twego zaistnienia nie są możliwe do odtworzenia.
    Darujesz wszystko następcom , Ciebie po śmierci nie będzie NIGDY , null dalej.
    Ktoś inny zatańczy . :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W ogóle nie za bardzo lubię swoje wiersze interpretować ;) Poezję raczej czytam niż analizuję.

    Ale odbiję piłeczkę: jeśli podmiot liryczny potraktować jako Dionizosa i dorzucić do tego nietzscheańską interpretację to chodziłoby o personifikację Życia - wówczas tym o czego powrót by chodziło nie byłaby jakaś konkretna forma "Ty" ale sam czysty przepływ Życia, o czystą zmianę.
    Ale to tylko odbijanie piłeczki. Nie chcę sugerować, że o to chodziło w tekście.

    OdpowiedzUsuń
  6. No , racja.
    Wiersze? :)Czekam , więc.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wiem czy wrzucę ich więcej. Miałem kiedyś stronę z poezją mojego autorstwa, ale zaginęła w odmętach internetu (czytaj: przestałem mieć darmowy dostęp do pewnego serwera).

    Ten napisałem całkiem niedawno i chciałem się nim podzielić.
    A przy okazji zyskać nieco czasu na przygotowanie kolejnej notki ;) ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. I tak poczekam, poezja "odkrywa" autora.:)

    Ciekawe o czym napiszesz.

    OdpowiedzUsuń
  9. Myślę - ale niezbyt intensywnie - nad tym, żeby reaktywować kiedyś tę stronkę z wierszami, albo poszukać jakiegoś alternatywnego sposobu na udostępnienie tego. Ale nie chciałbym tego bloga zarzucać wierszami. Co jak co, ale ma być filozoficzny ;) chociaż nie zawsze mi się to udaje ;)


    O czym napiszę sam nie wiem :D W tym sęk :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem świadoma bycia czynnikiem zaburzającym czystość tematyczną Twego bloga :)) Sorry, ale w końcu filozofia tylko karmiąca się filozofią, szybko by skostniała. Chaos jest potrzebny.

      Usuń
    2. Od początku nie był czysty tematycznie ;) choćby owo tłumaczenie "Strange Fruit"... Aforyzmy też odbiegają od typowej formy tekstów filozoficznych :)

      Usuń
  10. Przypuszczam, że pascalowskie - "umrzesz!" cie nie przerazi, wiec spróbuje inaczej. Rozumiem, że jest możliwym aby ktoś dosyć frywalonie podchodził do własnej śmierci. Ale co z śmiercią osób nam bliskich? Czy tutaj też powiesz - było, ale wróci. Czytaj: było ukochane ciało, ręka która tuliła i iskrzące sie oczy, a wróci ...? materia przeżarta robakami. Jeśli wszystko jest przepływem życia to taka "zmiana stanu skupienia" kogoś bliskiego nie powinna cie ruszać.

    Wiem, że nie chcesz analizować poezji, tym bardziej swojej. Wiem, że nawet jeśli byśmy analizowali to możesz powiedzieć, że to wiersz tylko o jednym z wydarzeń twojego życia, o jednej namiętności itd. - ale nie mówi on o wszystkim i nie rości sobie do tego prawa. Ale chciałem sie doczepić - przyznaje sie:) Nie musisz odpowiadać filozoficznie - możesz w kolejnym wierszu:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie, racze mnie nie przerazi. Jak to przeczytałem to zachciało mi się raczej śmiać :D ale może to sytuacyjne było ;)

    Odpowiem na pytanie o śmierć bliskich, ale bez analizowania wiersza. Jednak przywołam jeden jego fragment: życie "złociste, cierpkie, słodkie". Bliscy (ta ręka, która tuli, te iskrzące oczy, to ukochane ciało) to właśnie ta słodycz, a ich śmierć to owa cierpkość. Ale to właśnie jest życie: i radość i ból. Ale na tyle, na ile obserwuję swoje życie: jeśli ktoś odejdzie w odpowiednim czasie (myślę tu - po prostu - o śmierci ze starości) to nie będę czuł cierpienia. Przyszła jego pora. Jeśli jednak ktoś bliski odejdzie przedwcześnie (np. zginie w wypadku), to na pewno będę cierpiał, na pewno będzie to bolało. Ale myślę, że jednocześnie wciąż będę zdolny afirmować Życie jako takie. Los. Amor fati. Lepiej wspominać te szczęśliwe chwile, które było dane spędzić razem, niż umartwiać się tym, co mogło by być.
    Pomijam tu kwestię ewentualnego (wiecznego) powrotu - to złożona kwestia, więc dla uproszczenia: nie ma powrotu, nie oczekuję powrotu zmarłych (jako jakiejś nadziei na ponowne spotkanie).

    OdpowiedzUsuń
  12. "Lepiej wspominać te szczęśliwe chwile" ... nie pomyślałeś o możliwości braku wyboru swoich emocji, chceń ?

    OdpowiedzUsuń
  13. Można i wspominać złe, jeśli ktoś ma taką potrzebę :P Cierpienie też jest częścią życia i trzeba potrafić je afirmować. Chodziło mi tylko o to, by nie żyć tym "co by było, gdyby..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Afirmować cierpienie - blisko Ci do ascety . :)

      Usuń
    2. "Nie! Nie! Po trzykroć nie!" ;) Afirmować trzeba całość życia/Życia - a do niego przynależą zarówno cierpienie jak i szczęście. Nie chodzi o ascetyczne samoumartwianie, by przygasić w sobie życie. Raczej należy umieć je wykrzesać nawet z największego bólu.


      Chociaż swoją szosą... Ascetą (sensownym) też trzeba potrafić być (tak myślę, sam chyba nie potrafię) - umieć kontrolować swoje ciało.... ale nie je potępiać.

      Usuń
  14. To górnolotne , wiesz ?
    Myślę , mając na uwadze akty samobójcze , że ból czasami wygrywa z instynktem samozachowawczym , no może z poczuciem odpowiedzialności.

    Trzeba umieć - piszesz. Oby nie przyszło : sprawdzam. :(

    OdpowiedzUsuń
  15. I dobrze, że górnolotnie... męczy mnie te nasze cywilizacyjne obniżanie standardów i wymagań, bo komuś się nie uda, bo będzie przykro, bo... Wszystko wynika z fałszywego założenia, że ludzie są równi. Nie są. Nie każę każdemu afirmować cierpienia i całości Życia. Tylko jeśli ktoś nie potrafi, to niech nie stawia się w jednym szeregu, z tymi, którzy potrafią.


    Nie wiem, czy trzeba umieć, ale wydaje mi się, że tak. Że kiedyś w życiu trzeba wystawić się na taką próbę by sprawdzić z jakiego surowca jesteśmy wykonani.

    OdpowiedzUsuń
  16. Chciałam tylko nieśmiało zasugerować , że można w taki sposób pisać ( o afirmowaniu cierpienia) , jeżeli zaaplikowano nam jego potężną dawkę.

    OdpowiedzUsuń
  17. Myślę, że większość ludzi doznała w życiu jakiegoś potężnego cierpienia. Jasne, że nie mamy się co równać z ofiarami tortur albo obozów koncentracyjnych, ale poza cierpieniami fizycznymi istnieją jeszcze inne, bardzo subiektywne, bardzo nieprzekazywalne, wydawałoby się, że bardzo banalne (dla kogoś z zewnątrz), ale tak naprawdę nad wyraz dotkliwe (dla każdego będzie to coś innego, także tylko kilka przykładów: odrzucenie, śmierć kogoś bliskiego, samotność, porażka. Np. często nabijamy się z nastolatków, którzy cierpią z powodu niespełnionej miłości i gadają, że chcą się zabić - nabijamy się, bo wiemy, że to tylko chwilowe, że im minie, że w życiu czekają ich jeszcze gorsze rzeczy... ale w tej chwili, w tym momencie udręka, jaką przeżywają ci młodzi ludzie jest dla nich jak najbardziej realna, a ponieważ często nie mają porównania z czymś innym, jest dla nich również niewyobrażalnie silna).

    OdpowiedzUsuń
  18. Wywód nie do podważenia , co ?

    Jest Cierpienie i cierpienie , Udręka i udręka, nie relatywizujmy tego. Afirmować swoją udrękę podczas odrzucenia , ale w ciepełku domu, obecności przyjaciół itd. - można jak najbardziej.Ale kiedy kochany człowiek umiera - (a nie odrzuca) po pewnym czasie przeklinasz cierpienie.
    A silne cierpienie fizyczne jest najbardziej porażające.
    Tak to widzę.
    I pewnie się nie przekonamy. Nie widzę sensu w afirmacji bólu... i wydaje mi się to niemożliwe.

    OdpowiedzUsuń
  19. Sens? Siła (siła ducha, woli). Jak silny/silna jesteś? Ile ból, ile cierpienia jesteś znieść i wciąż kochać życie.
    Nie chodzi o to, żeby napawać się cierpieniem, albo masochistycznie z niego cieszyć. Gdy się cierpi trzeba... cierpieć (sic!). Problem w tym jak silnym się jest: ile jest się go w stanie znieść i nadal być przebogatą osobowością.
    Niektórzy po przeżyciu kilku porażek stają się na całe życie cyniczni, zgorzkniali, wredni, niemili dla innych. Inni, nawet przepłynąwszy morze bólu, zdolni są nadal cieszyć się życiem, pomagać innym, być pogodni, rozwijać się dalej, mieć silne "ego".

    Jeśli koniecznie potrzebujesz jakichś wyjaśnień, niech nim będzie takie: sprawdzian jakim typem człowieka się jest.

    OdpowiedzUsuń
  20. A dzięki , o tym nie pomyslałam , niemniej co z cierpieniem nieludzi?

    Ból jako papierek lakmusowy , sprawdzę się czy nie , fakt , wszystko zależy od tego jakie cele mamy, czy będziemy mieć innym i światu za złe , że cierpieliśmy , czy ... zadowoleni z końca udręki ( a nawet w trakcie jej trwania) będziemy pozytywną energią.
    Czy chcemy od życia by było happy tylko czy było bogate w doświadczenia.

    OdpowiedzUsuń