wtorek, 6 marca 2012

XXXII

Rada - A: Dano mi radę bym przestał się martwić innymi i zaczął więcej myśleć o sobie. B: To najgorsza rada jaką mogli ci dać! Jesteś za słaby by myśleć o sobie, a zajmowanie się innymi daje ci choć trochę poczucia mocy i wyższości...


43 komentarze:

  1. Bez samokrytycyzmu - działa !:)
    Poczucie wyższości , czemu jest tak dla nas istotne ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwszego zdania nie zrozumiałem :P


    Czy i czemu jest dla nas istotne? O ile się nie mylę to Alfred Adler opierał swoją (neo)psychoanalizę - tak jak Freud na kompleksie Eydpa - na poczuciu niższości/wyższości. Nie wiem czy Adler ma rację co do powszechności tej zasady (Dawid być może powie, że tak). Ale myślę, że część ludzi wywyższa się dlatego, że nie ma wewnętrznej wartości i musi ją czerpać skądinąd (to jak - w innej dyskusji naszej - z tym sensem świata i Życia a Bogiem).

    OdpowiedzUsuń
  3. Redukujemy dysonans poznawczy wobec siebie bądź nie. Jeśli nie - lepiej skupić się na innych.

    Brak zgody, z dużym poczuciem wartości jesteśmy w stanie przystać na Boga niekompensującego nam braków.
    A poczucie, że nie jesteśmy najwyższą formą bytu, eliminuje narcyzm. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nietzsche tak właśnie pisze o pierwszym z biblijnych Bogów: jest on wyrazem pełni sił narodu Żydowskiego.

    Do poczucia, że nie jesteśmy najwyższą formą bytu wystarczy świadomość tego, że istnieje czas i że świat zmienia się w czasie (np. ewolucja), że ja sam zmieniam się w czasie: jutro będę jeszcze lepszy niż dziś, więc po co mam się sobą dzisiejszym zachwycać ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Pamiętam doskonale dzisiejszy sen , obudziłam się " przejrzałam " fabułę ( kilka miejsc akcji z dominującym jednym : więzienie, logiczny rozwój wydarzeń ), ale zaskoczyło mnie moje poczucie czasu w tym śnie.
    Aktualizowanie , a raczej zapominanie o przeszłości , bohaterowie występujący w czasie rzeczywistym, ale innych, o których rozmawiałam, uprzedmiotowiałam w ich okresie dzieciństwa .

    Czy różnice w świadomości na jawie i sennej świadomości mogą wskazywać na brak obiektywnego czasu ( stopnia entropii) w Uniwersum ?
    We śnie mózg "odpuszcza" - nie budując iluzji Upływu?

    OdpowiedzUsuń
  6. - bohaterowie występują - errata , sorry

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie tylko sen ;) Zapominasz np. o sztuce - pomyśl o filmie: najpierw pokazane są aktualne wydarzenia, potem jakaś retrospekcja, potem znowu właściwa akcja. Albo film "Biegnij Lola, biegnij" - mamy tam rozwój akcji, potem akcja cofa się do początku i rozwija inaczej, potem znowu się cofa i jeszcze inaczej.
    Czasowość święta też nie jest liniowa, tylko kolista: każde święto jest powtórzeniem poprzedniego i zarazem pierwszego wydarzenia (np. narodzin Jezusa).
    Już nie mówiąc o bardziej filozoficznych teoriach, np. Heideggera, który pokazywał, że czas egzystencji również jest kolisty (a właściwie - można by powiedzieć, on tego nie robi - spiralny).

    Albo można podejść do tego bardziej scjentystycznie i z pozycji kognitywizmu powiedzieć, że czas przyrodniczy biegnie obiektywnie, tylko my różnie go percypujemy (np. czasem nam się dłuży, a czasem bardzo szybko mija).

    OdpowiedzUsuń
  8. Error i error - to wejdzie?

    OdpowiedzUsuń
  9. W hipotezach naukowych też zakładają spiralność czasu , Nazzim Haramein bodajże mówił o tym podczas filmowanych wykładów.Generalnie stawia na PUSTKĘ i wchodzi w jej głębię.

    Sztuka tak , ale wszak to działanie na jawie. Mnie właśnie interesuje "swawola" mózgu we śnie.

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie znam tej hipotezy naukowej.

    Swawolę mózgu zapewne da się wytłumaczyć z pozycji kognitywizmu: zaburzona percepcja czasu, to raz... a dwa... jednak z pozycji sztuki: nasz umysł uwolniony z okowów "obiektywnego" doświadczenia zewnętrznego uruchamia swój twórczy potencjał. Fromm napisał takie krótkie dziełko "Zapomniany język" o funkcjonowaniu umysłu podczas snu (z punktu widzenia psychoanalitycznego) i wyjaśniał, że we śnie umysł rządzi się inną logiką niż na jawie: np. ważniejsza od związków materialnych (moje ciało zamieszkuję ja, nikt inny) ważniejsze są związki emocjonalne (np. dlatego może się nam śnić jedna osoba, która jest zarazem naszym przyjacielem, kuzynem, sąsiadem i nauczycielem). Pewnie coś analogicznego (inna zasada) dzieje się z czasem.

    BTW, mam "dziennik snów", ale rzadko pamiętam o zapisywaniu w nim ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Poleciła mi je ( wykłady) blogowa znajoma, świetnie tłumaczy.Trochę odlatuje , gdy kulturowo wszystko jednym wyjaśnia ... ale nie będę pisać , bo może zerkniesz.

    Punkty widzenia ... nie dajmy się im :).
    Fajny pomysł - pamiętam z reguły jedynie sny związane z b. silnymi emocjami w realu. Czas je zapisywać.
    Padam po pracochłonnych dniach.
    Ciekawych snów i do napisania.

    OdpowiedzUsuń
  12. Postaram się zerknąć, choć jakoś nigdy nie mogę się zmobilizować, żeby dłużej niż 15-20 min. oglądać nagranie wykładu (może dlatego, że nie mogę zadawać pytań ;) ).

    Wzajemnie ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Mój sen : szłam z grupka nieznanych ludzi wzdłuż lewego brzegu szerokiej rzeki , z kimś rozmawiam i widzimy podnoszące się zwały wody , najpierw średnio duże , za nimi zaś prawdziwą falę tsunami. Dostrzegam na miejskim wysokim murze metalową drabinkę,podbiegam do niej , zwołuje ludzi i wchodzę, część idzie za mną , kilkoro zostaje , w tym matki z małymi dziećmi. Schodzę do nich i jak jesteśmy tak gdzieś w połowie wysokości ściany, patrzę jak żywioł za chwilę nas dopadnie , zmyje ...


    Sorry , za wykorzystanie Twego bloga jako "Dziennika snów", bajdurzenia , ale sen był logiczny ( poza wysokością fali na rzece ), żadnych retrospekcji , łamania/przenikania przestrzeni - czyli mózg się sprawił dobrze :)) .

    OdpowiedzUsuń
  14. Mówiąc, że umysł w czasie snu jest twórczy nie miałem na myśli tego, że zawsze maksymalnie swój potencjał wykorzystuje i każda noc będzie niczym wcielenie się w cierpiącego na schizofrenię surrealistę :P
    Nasz umysł w czasie snu zazwyczaj (!) pracuje na materiale, którym są wspomnienia i emocje z poprzedniego dnia/kilku ostatnich dni. Przy czym wydaje mi się, że najważniejsza jest właśnie ta sfera afektywna - aby uzyskać "zamierzony" efekt nasz umysł będzie wykorzystywał różne "metody": raz będzie to zaburzenie porządku czasowego, przestrzennego czy tożsamości osób, innym razem historia będzie spójna i realistyczna, ale sam przebieg wypadków będzie fikcyjny, w jeszcze innym wypadku będzie to niemal dokładna kopia wydarzeń z jakiegoś dnia.
    Nie chciałem uogólniać z tym zaburzeniem czasu, ale raczej zasugerować skąd ono może się brać: w śnie liczy się coś innego niż w naszej codziennej percepcji świata.

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja miałam nadzieję na odczytanie natury rzeczywistości poprzez zestawienie "pracy" mózgu na na jawie i we śnie.
    Dekompozycje czasowe wydały mi się intrygujące , jak i w ogóle fenomen "rzeczywistości" snu.
    Coś tu jest, i czeka na objaśnienie.:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Spójrz na fizykę: spadające z wieży kule są już dla niej mało interesujące. Ona patrzy albo wyżej - bada wielkie, kosmiczne zależności (nieogarnialne bezpośrednio dla ludzkich zmysłów) - albo głębiej - bada mikroświat, zależności pomiędzy tym, co niewidoczne gołym okiem.

    Filozofia (przynajmniej ta dobra) robi podobnie: zajmuje się tym, co nieuchwytne dla zmysłów.

    I myślę, że w tym, co Cię interesuje, trzeba by pójść w podobnym kierunku. Zamiast skupić się na warstwie tego, co "widzisz" we śnie, trzeba by zejść o poziom niżej. Chodziłoby nie tyle o badanie "rzeczywistości" snu, ale "sił", "funkcji", "oddziaływań", jakie powołują tę "rzeczywistość" do życia. I to robi m.in. psychoanaliza (i darujmy sobie oskarżanie Freuda o to, że sprowadzał wszystko do seksu - nie w tym rzecz ;)). To też próbowałem sugerować wcześniejszymi wpisami.


    A co do kwestii "dekompozycji" czasowych. Czas to w ogóle mój "konik" - pisałem o tym magisterkę i mam zamiar jeszcze nie raz wracać do tego tematu :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Pewnie , kosmologia i fizyka kwantowa i ich filozoficzne tło - dla mnie najciekawsze z poznania.

    Dokładnie tak jest jak napisałeś , oto właśnie mi chodzi , ale jeszcze głębiej niż psychoanaliza ( sama potrafię nieźle sie dookreślić na wszystkich poziomach pod-, nad- świadomości :), nie interesuje mnie sen jako wykładnia mych podświadomych pragnień, ukrywanych emocji etc. , ale czy da się uszczknąć porcję informacji o rzeczywistości w kontekście fizyki cząstek lub kosmologii - stąd pytanie o czas.
    Czy mózg na jawie bardziej nie zakrywa nam substancji bytu a mniej otula prawdę we śnie ? Czy czasu tak na prawdę może nie ma? Czas jest potrzebny w biologicznej / fizycznej naturze uniwersum , ale w jakiejs nieludzkiej logice i strukturze może być zbędny ?

    Super, pewnie mi pomożesz , wracaj !

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie ma głębszego poziomu niż psychoanalityczny ;) Tzn. chodzi mi o to, że chyba mylisz dziedziny, kiedy piszesz, że chodzi Ci o fizykę cząstek, a nie emocje, pragnienia.
    Pomyśl sobie o naszym umyśle jak o komputerze: mózg, neurony, a - na najniższym poziomie - cząsteczki to jak hardware - to może badać kognitywistyka i neurobiologia. Ale sny, podświadome pragnienia, ukryte emocje i - wreszcie - cała nieświadomość to jak software - i to bada psychoanaliza.
    [Na podstawie budowy procesora, dysku twardego, płyty głównej itp. raczej nie da się - albo byłaby to żmudna i niepotrzebna robota - określić jaki jest kod systemu operacyjnego na jakim pracujemy.]

    OdpowiedzUsuń
  19. To jest firmware .:)

    Prawa fizyki to sterowniki naszego hardware'a , nasz umysł software , a co z programistą ?

    OdpowiedzUsuń
  20. To było tylko porównanie i urywało się tam, gdzie miało :P Ale, jeśli prowokujesz, to pociągnę je dalej :P

    Programistą są (głównie) warunki zewnętrzne - np. masz genetycznie zaszczepioną zdolność do posługiwania się językiem: wychowasz się wśród Polaków, to zaprogramują cię na mówienie po polsku, wychowasz się wśród Chińczyków, to zaprogramują cię na mówienie po chińsku. [Oczywiście czynników jest o wiele więcej, przez co obraz się komplikuje... a nasz umysł ma tendencje do upraszczania.]

    OdpowiedzUsuń
  21. Zgrabne porównanie do oprogramowania systemowego , gdzie w widocznym systemie " użytkowym " , staramy się znaleźć postać źródłową i kompilatory ... no i Autora .

    :))) ejże, co/kto zapisało w języku Życia owe warunki zewnętrzne ?

    OdpowiedzUsuń
  22. A kto/co zapisał Absolut (twórcę oprogramowania)? :P Albo będziemy tak pytać w nieskończoność, albo arbitralnie przyjmiemy jakąś odpowiedź - jeden przyjmie Bóg, drugi przyjmie Życie.

    OdpowiedzUsuń
  23. Warunkom zewnętrznym , gdyby miałyby wejść w rolę Programisty , zwyczajnie brakuje intelektu , woli.
    Poza tym same podlegają zmianom.

    A tu Wielka Tajemnica.

    OdpowiedzUsuń
  24. Nie ma tego problemu, o którym piszesz, jeśli usunie się z myślenia o świecie celowość. Gdy nie ma celu do zrealizowania (np. gdy przestaniemy myśleć, że celem ewolucji było powstanie człowieka), wówczas znika problem Boskiego Umysłu, obdarzonego wolą i intelektem, kierującego światem.

    OdpowiedzUsuń
  25. Do tego musisz wszak założyć , brak pierwotnego chaosu , czyli występowanie od zawsze uporządkowanych względem siebie sił fizycznych , które kierują każdą ewolucją. Bo cóż bezcelowego mogłoby go ( chaos) uporządkować ?

    OdpowiedzUsuń
  26. Tak - klasycznie, po starogrecku rozumianego Chaosu nie da się utrzymać w tej wizji.

    Ale Życie jako wieczny przepływ, wieczną zmianę (w której zawsze istniały zarówno siły dbające o tworzenie i ład, jak i siły zniszczenia i rozkładu) jak najbardziej da się tu utrzymać. Czas bez początku i bez końca.

    OdpowiedzUsuń
  27. :) język zdradza , Słowo jest wszystkim :) , DBAJĄCE SIŁY --> dbać = cel .

    OdpowiedzUsuń
  28. Och :P skrót myślowy :P chodziło mi o "wywoływanie", bycie "przyczyną", "zasadą". Raczej na zasadzie spadania na ziemię pod wpływem grawitacji, niż miłości do niej ;)

    I nie, słowo nie jest wszystkim :P Spróbuj choćby zastąpić jedzenie słowem :P

    OdpowiedzUsuń
  29. A nie zdarza Ci się zapomnieć o jedzeniu , gdy jestes pochłonięty wyjątkowo zajmującą lekturą ? :)

    Ta kwestia celowości jest szalenie intrygująca , zahacza o byt konieczny i przygodny , czyli wielowiekowy spór.
    Filozofia procesu może skrajności pogodzić , czyli cel i przypadek - najprościej mówiąc.
    Świat nie jest zbiorem ciał ( materia)ani zbiorem zdarzeń ( energia) lecz procesem przebiegającym w kierunku pogłębiania struktur , zależności. Od czasow powstania mechaniki kwantowej , wiemy że świat nie jest deterministycznym obiektem , ale układem otwartym , w którym jednocześnie jego części składowe zależą od siebie , jak i od wpływow środowiska. Zależność od oddziaływań zewnętrznych sprawia , że ich działania są nieprzewidywalne zależne od przypadkowych zaburzeń.
    Jak powiedział Whitehead są to " zaktualizowane możliwości " , czyli świat fizyczny ( uporządkowany prawami fizycznymi)aktualizuje możliwości wg własnego wyboru .
    Cele wpisane są chyba w prawidłowości zachowań , mimo stwierdzonego indeterministycznego zachowania cząstek na poziomie podstawowym obiektów .
    I co ciekawe, wyższe poziomy organizacji układów otwartych mogą wpływać na niższe ich poziomy. ( wpływ obserwatora na przebieg i wyniki eksperymentu). Nie ma prostej relacji : przyczyna - skutek.

    OdpowiedzUsuń
  30. Whitehead'a mam do nadrobienia, ale jego procesualizm wydaje się ciekawym tropem.

    Tylko jeszcze kwestia tego jak rozumiemy cel. Czy chodzi po prostu o pewne "parcie na przód", nieustanne "wytryskiwanie nowości"? Czy też o jakiś Telos, który należy osiągnąć, a gdy już się to stanie nastąpi koniec rozwoju, zmiany?
    Osobiście skłaniam się ku tej pierwszej opcji: bez końca. Wykorzystując Kantowskie określenie sztuki można by powiedzieć: celowość bez celu.

    OdpowiedzUsuń
  31. Cel jest zawsze świadomy , możemy( my lub rzeczywistość) co najwyżej ulegać nieświadomie celom przez nas nierozpoznanym.
    Pozostała opcja to chaos.

    OdpowiedzUsuń
  32. A jak można rozumieć : CEL ?
    Jest celowość i niecelowość. Założenia lub przypadek , a tenże nie może mieć celu. Celowość bez celu - ładne , ale bzdurne :), jak widzisz dla mnie autorytet może się mylić.:)Nie znam rozwinięcia jego określenia sztuki , ale wydaje mi się , że w jakimś celu chwytaliśmy za prymitywne dłuto , aby neolityczną wyrzeźbić Wenus, układać Iliadę, skomponować Fate , napisać wiersz ...
    Cel ... hmm to i zasada i naddatek.
    Telos? Czy my, istoty zanurzone w rzeczywistości , nie mogące spojrzeć spoza jej ram ( nawet w opcji braku ram ) możemy od środka go dookreślić ? Próbujemy i są chyba 3 możliwości - cel jest , są jego przejawy "częściowe"- będące efektem znaczącego przypadku, nie ma go zupełnie.

    Odwracając kota ogonem : czy jakiekolwiek działanie jest niecelowe ?

    Wiecznie realizujemy (w aspekcie dokonanym) jakieś cele , śmierć kończy ten proces. Czy możliwy jest koniec rozwoju świata?
    Strasznie ważne pytanie.
    Trzeba pomyśleć . Czy wszechświat może się skończyć być ?
    A co na to kosmologia ?

    A "dusze" w innym wymiarze nie podlegają zmianie? Wiem, wiem Ciebie to nie interesuje.
    Ale z platońska rzecz ujmując są obiekty doskonałe, nie podlegajace rozwojowi. A Bóg ?

    OdpowiedzUsuń
  33. Kantowi chodziło o to, że dzieło sztuki ma powstać ze względu na nie samo, a nie ze względu na jakąś użyteczność, czy zysk. Ma być wykonane tak, jakby było robione w jakimś celu, ale nie ma tego celu posiadać.

    Ja posłużyłem się tym zwrotem, żeby oddać nieco inną intuicję: moim zdaniem "aktywność" wszechświata (również społeczeństwa, kultury, czy - na pewnym poziomie - jednostki) jest pewnym "parciem na przód", które wydaje się być działaniem celowym, ba... czasem nawet są to jakieś drobne "cele"... Ale nie ma jakiegoś Celu Ostatecznego, który zakańczałby całość procesu.

    Moim zdaniem nie jest tak, że albo cel, albo przypadek. Chodzi raczej o coś pośredniego: działania są "podejmowane" by coś "osiągnąć", ale zarazem następuje nieustanna przemiana tego, do czego "się dąży". Np. planujemy coś osiągnąć, ale podejmując w tym celu wysiłek odkrywamy, że trochę trzeba zmodyfikować nasze zamiary, "pójść" jeszcze "dalej", albo w "inną stronę".
    Może w ogóle sama kategoria celu jest niewłaściwa i powoduje zaciemnienie.


    A co do Boga - chyba dopiero Hegel wpadł na pomysł, że Bóg (Absolut) się rozwija. Ale u niego miał właśnie cel, Telos: osiągnąć samoświadomość. Bergson natomiast widział "Boga" jako nieustannie się rozwijającego - bez końca, bez celu [ale na pewno ciężko tu myśleć o Bogu rozumianym po chrześcijańsku].

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie miałam na uwadze tego typu użyteczności, chociaż Rubens miał to przede wszystkim na uwadze.:) Cele są różne : uchwycenie piękna krajobrazu , exegi:), spełnienie wewnętrznej potrzeby itd. "Narcystyczna " wizja Kanta ( powstanie ze względu na nie samo) jest artystycznym egoizmem , nie odnoszącym się do odbiorcy a nawet w gruncie rzeczy autora dzieła. Rzecz sama w sobie - wiesz to może być pod warunkiem czegoś okreslanego jak nieuświadomione tworzenie .Próby
    dadaizmu , strumienia świadomości itd. Ale i to ma cel - bycie ręką najwierniej oddającą rzeczywistość , bez udziału filtru naszej świadomości.

    Cos i w tym jest. Zachowania życia - hmm ... strategia zmaksymalizowanego działania w celu osiągnięcia sukcesu genetycznego , czyli samolubny gen - jak nie patrzyć , ale i tu cel aż wyje!:)
    Pewnie , pewnie ... cel nijak nie przystaje do pewnych teorii. :P

    Ewolucja poprzez mutacje , wywołane zmianą warunków , modyfikuje wiecznie. Ciekawe jak nas zmieni? Wyobrażam sobie myslące byty oderwane od materii , energetyczne istoty zwiedzające bez najmniejszych nakładów dalekie przestrzenie Wszechświata.

    Patrząc na zasadę biologicznego trwania : jeden pożera drugiego - coś w tym jest, cudem jest Życie , ale jakim kosztem ? Tsunami cierpienia ... ale chyba warto nie filozofować , nie demistyfikować , nie wpada się w deprechy.

    OdpowiedzUsuń
  35. Ja za to mam ochotę wyć, jak słyszę po raz kolejny o samolubnym genie :P Nawet jeśli jest coś takiego, to albo to jakieś stadium przejściowe, albo musielibyśmy już prostym związkom chemicznym, które później stworzyły aminokwasy (a te białka, a te życie) przypisać jakąś samolubność. Poza tym mówienie o samolubnym genie w epoce tabletek antykoncepcyjnych i prezerwatyw ma w sobie pewną dozę ironii ;)

    Tzn. jasne, że życie chce się zachować. Tylko musimy od razu sobie dobrze zdefiniować czym jest życie - a jest, m.in., nieustanną przemianą, produkowaniem nowości. Jeśli już mówić o jakimś celu, to trzeba by powiedzieć: zmiana (bez końca). Ale wówczas samo słowo "cel" staje się nie najlepsze (albo trzeba wyraźnie rozróżnić jego postaci).

    Ale osobiście nie chciałbym się zmienić w jakąś eteryczną mgławicę, nawet jeśli mógłbym w ten sposób zwiedzić Alfa Centauri. Ciało, cielesność są czymś niesamowicie wartościowym. A poza tym wiążą się z nimi doznania, których nie zastąpi nawet najlepsza poezja czy filozofia (ale i na odwrót: te doznania nie zastąpią poezji i filozofii).

    Tsunami cierpienia... Ciągle podnosisz cierpienie jako zarzut wobec Życia (typowo chrześcijańskie :P). A ja właśnie mówię: cierpienie jest częścią Życia i jako takie je również trzeba afirmować. Nadaje ono nawet Życiu dodatkową wartość: pomimo ogromu udręki Życie wciąż trwa, wciąż rodzi się, odradza - tym zdrowsze i silniejsze im większemu cierpieniu zdolne jest śmiać się w twarz.

    OdpowiedzUsuń
  36. Wiem , że ta teoria ma status idola .:)
    Zauważ jednak jak zdeterminowani jesteśmy kodem genetycznym - fizycznie. W jaki sposób dziedziczymy cechy przodków,ten nasz genotyp z obecnością sekwencji charakterystycznych już nie tylko dla zwierząt , ale nawet roślin. Fascynujące. I dlaczego rozwój nie poszedł poziomo , bez pogłębiania struktur pierwotnych cegiełek życia ? W końcu najstarsze wirusy dalej mają się dobrze, więc po co ten ocean form życia? Są prawa fizyczne opisujące powstanie wszechświata od punktu osobliwego , co jest prawem życia biologicznego ? Przypadek mutacyjny ? Czemu życie wciska się w każdą niszę?Może to nie "sprawka samoluba" - ale więc czego? Skąd pęd do "produkowania nowości" . Świat nieożywiony - skały powstawały i nie zmieniały swych struktur. Czemu bios ma taką tendencję?

    Eee tam nie myślałam o czterech latach świetlnych , ale o milionach ! Tam , będąc formą biologiczną , w życiu nie doleciałbyś. :)

    Wydawało mi się do tej pory , że chrześcijaństwo właśnie afirmuje cierpienie , jako najlepszą drogę do nieba , tam , tu przeżywany ból , Bóg zrekompensuje wieczną szczęśliwością.
    Więc : who is who ? :)

    OdpowiedzUsuń
  37. A co w ogóle sprawiło, że cała ta Osobliwość wybuchła? Że powstały gwiazdy i galaktyki? Może ta sama siła: nie tyle bios co zoe [u Greków bios to życie jednostkowe, a zoe to Życie, Życie w ogóle, nieskończony, nieprzerwany strumień Życia, na który pojedyncze istnienia są nawleczone niczym koraliki na rzemyk].


    Prawie dobrze... Chrześcijaństwo widzi w cierpieniu środek do zdobycia miejsca w niebie. Ale właśnie go nie afirmuje. Chrześcijańskie niebo, to miejsce, w którym już nie będzie cierpienia. Jest lepszym światem, bo pozbawionym cierpienia, a ten, ziemski, doczesny świat jest gorszy, bo istnieje w nim cierpienie. [Tam już nie będzie trzeba zabijać świnek, żeby zaspokoić głód :P]
    A ja właśnie mówię: trzeba cierpienie afirmować. Nie można chcieć świata bez cierpienia, ale właśnie świat z cierpieniem. Cierpienie jest częścią życia (i nie koniecznie chodzi tu zaraz o czyjeś cierpienie, o maltretowanie kogoś i wysyłanie do gazu... równie dobrze chodzi o własne cierpienie, choćby to związane z wzrostem, rozwojem, zdobywaniem nowych sił) i takie życie trzeba kochać: życie, w którym jest również cierpienie.

    OdpowiedzUsuń
  38. Nieskończone(!) ZOE , jak rozumiem musiałoby trwać przed punktem osobliwym :).
    Ale jasne , pod zoe mozna duzo wpisać.

    Afirmuje , przede wszystkim jako cierpienie Chrystusa na krzyżu , cierpienie jako zjawisko uszlachetniające , próba zmierzenia się z czymś naprawdę trudnym, ale niekończenie trzeba cierpieć aby wejść do Edenu, tam po prostu cierpienia nie ma .

    OdpowiedzUsuń
  39. Jeśli już tak się bawić, to pewnie Zoe było tym, co popchnęło osobliwość do Big Bangu ;) pomyśl o Zoe jako o zasadzie ruchu, tym co sprawia, że w ogóle coś się dzieje, a nie wszystko trwa w martwej równowadze bezruchu.


    No ale pomyśl: czemu tam nie ma cierpienia? Nie ma bo się je afirmuje? Czy nie ma właśnie dlatego, że tak naprawdę nie jest się zdolnym do afirmowania go - odrzuca się je, chce się go pozbyć?
    Chrystus na krzyżu to nie afirmacja, to tylko zrobienie z cierpienia narzędzia.

    OdpowiedzUsuń
  40. A dlaczego pod Zasadę ruchu " nie wypada " umieszczać Boga ? Bo to naiwność ?:)Czujesz się lepiej wyobrażając sobie , że coś co było niematerią , nieenergią( nie ma określeń na stan przed BB) nagle drgnęło? Ustaliło zasady i dalej trwa ?

    W chrześcijaństwie istniało przekonanie, że cierpi się za grzechy swoje i innych. To niejako i afirmacja - racja - cierpienia jako narzędzia sprawiedliwości.
    Ale wiesz , myślę że cierpienie fizyczne( dalej że tak hojnie kwitnące) jest wyzwaniem do walki z nim , to wymagający przeciwnik .

    OdpowiedzUsuń
  41. Raczej nie chciałem wchodzić w paradę fizykom ;) ale skłonny byłbym opowiedzieć się za stanowiskiem, że przed osobliwością też coś się działo, jakiś ruch, jakaś Zoe.
    A czy Bóg jako Zasada ruchu to naiwność? Jeśli tej zasadzie ruchu przypiszemy świadomość, racjonalność, miłość, sprawiedliwość i celowość to tak - jest to naiwne antropomorfizowanie.
    Poza tym Bóg jest czymś Transcendentnym wobec świata, a Płaszczyzna Immanencji nie toleruje żadnych transcendensów ;) ;) ;)


    Ale wiesz - tu nie chodzi o to, czy walczyć z cierpieniem czy nie. To, że się je afirmuje, nie oznacza, że nie można go - do pewnego stopnia - usuwać. Chodzi przede wszystkim o nastawienie woli do cierpienia.

    OdpowiedzUsuń