środa, 20 lutego 2013

Maszyna/maszyna. O stawaniu się

Niniejszy wpis jest kontynuacją projektu ontologii maszynowej, zapoczątkowanej wpisem Siły i maszyny. Tym razem chciałbym wprowadzić wątek relacji pomiędzy maszynami.

PŁASKI ŚWIAT
Nim przejdę do meritum chciałbym wyjaśnić ogólny zamysł mojego projektu - jest to konieczne do zrozumienia pewnych jego elementów.
Nietzsche wielokrotnie obwieszcza śmierć Boga, choćby w słynnym 125 aforyzmie "Wiedzy radosnej". Jednakże w tym samym dziele, kilka stron (aforyzm 108) wcześniej zwraca on uwagę na o wiele istotniejszą rzecz: Bóg umarł, ale jeszcze przez stulecia w różnych jaskiniach tego świata będą nam pokazywać jego cień. Bóg umarł, lecz nas czeka oto nowe zmaganie: pokonać jeszcze ów cień.

Heidegger, w fenomenalnym tekście "Powiedzenie Nietzschego >>Bóg umarł<<" analizuje ten wątek. Chociaż Bóg umarł, to pozostało miejsce po nim, "jego tron", na którym ludzie próbują obsadzić nowe wartości (choćby ludzkie: utylitarne). Ten "tron" to transcendens rozumiany jako miejsce - świat ponadzmysłowy, metafizyczny. Koncepcja woli mocy czy nadczłowieka nie są kolejną, z takich prób obsadzenia "tronu". Projekt Nietzschego jest o wiele bardziej radykalny: chce on usunąć nie tylko Boga, ale i samo miejsce po Bogu. Ontologia woli mocy, ma być ontologią płaskiego świata (świata bez transcendensu). Nie jest to metafizyka - wola mocy nie jest zasadą metafizyczną. Deleuze zwraca uwagę na to, że wola mocy nie jest ogólna, nadrzędna i niezmienna, ale "konkretna" (tzn. ogranicza się tylko do tego, co warunkuje), wewnętrzna i plastyczna (tzn. ulega przekształceniu wraz z tym, co określa).

Staram się podjąć ten właśnie trop: skonstruować ontologię "płaskiego świata", czyli ontologię immanentną. To właśnie trzeba mieć na względzie rozważając relację pomiędzy siłą a maszyną. Skoro siła zawsze jest "na zewnątrz siebie", zawsze jest w relacji do innej siły, zawsze przynależy do jakiejś maszyny, to można by wyciągnąć wniosek, że nie ma sensu mówienie o sile, bo nie ma pojedynczej siły, bo siły nigdy się nie da wyodrębnić. Uparcie jednak mówię "istnieją tylko heterogeniczne siły" i sugeruję bycie nominalistą, jeśli chodzi o maszyny ("maszyna" to tylko nazwa). Chcę w ten sposób uniknąć niepostrzeżonego przedarcia się transcendensu do mojego projektu.

Maszyn nie należy traktować jako czegoś zewnętrznego i nadrzędnego wobec sił, co istniałoby samodzielnie (w jakimś świecie ponadzmysłowym, metafizycznym, jak choćby w platońskim świecie idei). Maszyny nie są czymś, co warunkuje siły z zewnątrz. Nie ma maszyny bez sił: maszyna, to tylko konglomerat ściśle określonych sił. Mówię czasem, że maszyna określa siły, ale by uniknąć nieporozumień należałoby powiedzieć, że (w danym konglomeracie) siły wzajemnie się określają. Maszyna nie oznacza jakiegoś bytu, ale raczej przestrzeń, terytorium jakie zajmują pewne oddziałujące na siebie siły. Inna maszyna, to inne terytorium - terytoria te mogą istnieć obok siebie, albo zachodzić na siebie (ten przypadek, w tym wpisie, będzie nas szczególnie interesował), ale nigdy nie istnieją ponad sobą. (Nie należy owego terytorium rozumieć na zasadzie zwykłej przestrzeni fizycznej, ale raczej kierując się intuicją związaną z matematycznym pojęciem przestrzeni topologicznej.) I nawet jeśli Kapitalizm określimy jako najpotężniejszą - warunkującą cały dzisiejszy ludzki świat - maszynę, to nie dlatego, że znajduje się ona ponad innymi maszynami, że jest wyżej w jakiejś wertykalnej hierarchii, ale dlatego, że zajmuje ona największe terytorium, tzn. jest nazwą dla sytuacji zaistnienia gigantycznego konglomeratu, który składa się ze wszystkich ludzkich (a i nie tylko ludzkich) sił.

Okładka pierwszego numeru czasopisma Avant

SIŁA CZY MASZYNA?
Pojęcie maszyny służy do zakreślenia obszaru (konglomeratu sił), który będziemy analizować w danym wypadku. Maszyna wyznaczana jest przez interesujący nas problem - wraz ze zmianą problemu może okazać się, że siły, które wcześniej ujmowaliśmy jako należące do jednej maszyny, należą do kilku różnych. Oznacza to, że siła należy jednocześnie do wielu maszyn. Dlatego też nie należy traktować siły jako jedynie elementu maszyny. Chociaż poszczególnej siły nie da się precyzyjnie wyodrębnić, jasno określić jej granic, to jednak jest ona czymś w pewnym sensie "autonomicznym" bytowo.

Staram się tak skonstruować ontologię maszynową, aby pozwalała ona na badanie zjawisk o różnej skali: od indywidualnych typów psychicznych (psychicznych w Nietzscheańskim sensie, fizjologicznych) po globalne systemy społeczne. Dlatego też pozwalam sobie wprowadzić swego rodzaju "przechodniość" pojęć siły i maszyny. Dla uproszczenia badając większe maszyny można traktować te mniejsze, wchodzące w ich skład, jako siły. Przykładowo: analizując wyłonienie się kapitalizmu konieczne jest uwzględnienie strumienia (siły) "wolnej" siły roboczej - jednakże sam ów strumień składa się przecież z konkretnych indywiduów: ludzi, maszyn-robotników, maszyn, które różnią się między sobą. Taki człowiek sam składa się natomiast z innych sił: przepływów biologicznych, psychicznych, społecznych, estetycznych etc. Te składowe znowuż mają swoje, np. siła biologiczna składa się z przepływu pokarmowego, oddechowego, nerwowego, rozrodczego etc. Zajmując się jakimś konkretnym, ogólniejszym problemem nie jest konieczne uwzględnianie wszystkich tych, coraz mniejszych maszyn - można je potraktować jako jednolitą siłę. Oczywiście zmiana problemu może oznaczać, że takie uproszczenie będzie nieuprawnione i trzeba będzie przyjrzeć się pewnemu strumieniowi nie jako jednorodnej sile, ale jako zbiorowi różnorodnych maszyn.

Owo uproszczenie jest tym bardziej "dozwolone", że same maszyny (przy bardziej "globalnym" spojrzeniu) zachowują się jak siły, tzn. wchodzą w relację z innymi maszynami, próbując je sobie podporządkować, dokonując "próby mocy".


STAWANIE-SIĘ
Jeden z najbardziej niesamowitych konceptów filozoficznych, na jakie zdarzyło mi się natknąć, przewija się przez całą twórczość Deleuze'a, poczynając chyba od książki "Nietzsche i filozofia". To koncept stawania-się. W napisanym wspólnie z Guattarim "Mille Plateaux" znajduje się cała płaszczyzna poświęcona temu zagadnieniu: stawanie-się-kobietą, stawanie-się-dzieckiem, stawanie-się-zwierzęciem, stawanie-się-molekułą. Zaś w książce "Co to jest filozofia?" (również wspólnego autorstwa) pojawia się teoria afektu estetycznego jako tego, co umożliwia stawanie-się: stawanie-się-wielorybem, stawanie-się-słonecznikiem, stawanie-się-oceanem (pisałem o tym przy innej okazji).

Jak należy rozumieć owo stawanie-się? Czy stawanie-się-zwierzęciem oznacza prawdziwą przemianę w zwierzę? A jeśli nie, to czy jest tylko fantazją? Czy to jedynie udawanie albo naśladowanie zwierzęcia? Deleuze i Guattari stwierdzają, że człowiek oczywiście nigdy nie będzie "naprawdę" zwierzęciem. Ale nie na tym polega stawanie-się. Poniżej przedstawiam maszynową interpretację owego stawania-się, a przy okazji wyjaśniam zależność maszyna/maszyna.

Opisując analizę typu genealogicznego podkreślałem, że siły (funkcjonowania) przechodzą z maszyny do maszyny. Każda z maszyn, do której były przyłączone, odcisnęła na nich (na ich sposobie działania) swe piętno. Po przyłączeniu do nowej maszyny owo piętno (sposób działania) wciąż jest "żywe" i sprawia, że siła, chociaż poddawana mocom nowej maszyny, jednocześnie wpływa na nią. Wraz z "przełączeniem" siły z jednej maszyny do drugiej, "przełączony" zostaje również częściowo sposób działania pierwszej z nich. Pisząc o edukacji podałem przykład praktyki (siły) rozkładu zajęć w ciągu dnia, która "przełączona" z maszyny-klasztornej do maszyny-szkolnej oraz maszyny-fabrycznej wniosła do tych ostatnich piętno religijne (szkolnej edukacji i fabrycznej pracy rytm nadawała modlitwa). Takie przeniesienie można by nazwać stawaniem-się: stawaniem-się-religijnym szkoły i fabryki. Szkoła nie przestała być szkołą, nie stała się religią, czy raczej klasztorem - podobnie fabryka - a jednak zyskała nowy, "obcy" (jej podstawowemu mechanizmowi) wymiar.

Analogicznie należałoby rozumieć np. stawanie-się-zwierzęciem człowieka. Człowiek nie zmienia się w zwierzę, nie naśladuje go, nie udaje, ale przez specyficzny kontakt ze zwierzęciem uzyskuje w sobie nowy, "obcy" wymiar. Może to być jakieś zachowanie, sposób odczuwania czy patrzenia na pewne rzeczy, może coś jeszcze innego, czego nie da się tak łatwo nazwać. (Nie chodzi tu o zwykły kontakt z domowymi pupilkami, aby to lepiej zrozumieć polecam pod tym kątem obejrzeć film "Grizzly Man" Wernera Herzoga.)

Siła (praktyka) jest zatem miejscem stawania-się! "Przeszczepia" ona elementy jednej maszyny w inną. Przenosi z jednej maszyny do drugiej jakiś nieprzewidywalny naddatek. Siła jest elementem "komunikacji" pomiędzy maszynami. Jest to sytuacja, którą wcześniej opisałem jako zachodzenie na siebie maszyn. Owo zachodzenie może mieć jednak inną funkcję niż stawanie-się, może ono służyć podporządkowywaniu, "pochłanianiu" jednej maszyny przez drugą. Weźmy ponownie przykład zwierzęcia: poprzez wspólną zabawę (praktykę) z psem mogę poddać go tresurze i dostosować całą tę maszynę, jaką on jest, do świata ludzkich potrzeb. Można by co prawda określić taką sytuację, jako stawanie-się-ludzkim psa, ale między oboma tymi rodzajami stawania-się zachodzi różnica, o której napiszę przy innej okazji.


ZAKOŃCZENIE
Na sam koniec chcę podkreślić jedną, nadzwyczaj istotną kwestię: siły, oprócz tego, że posiadają różną moc, posiadają również różną jakość np. aktywną i reaktywną. Tak samo jest ze stawaniem-się: nie każde jest takie samo, może ono być zarówno stawaniem-się-aktywnym, jak i stawaniem-się-reaktywnym (które, w pewnym sensie, jest fałszywym stawaniem się). W powyższym wpisie każde przyłączanie sił przez maszynę (z innej maszyny) potraktowałem jako "takie samo" stawanie się - jednakże istnieje ogromna różnica pomiędzy sytuacją, w której większa maszyna podłącza do siebie mniejszą, a sytuacją, w której mniejsza podłącza się pod większą. Ponieważ jednak do czasu dokładniejszego zbadania owych jakości postanowiłem zawiesić pisanie o nich, nie wprowadzam na razie tych rozróżnień do ontologii maszynowej. Co nie oznacza, że ich tam nie ma, a każda siła i każde stawanie-się mają taką samą wartość.

27 komentarzy:

  1. Przemyślę. Terytorium sił, które zamykają (mnie? ) w granicach skóry i świadomości - warte jest namysłu.Muszę im podziękować, jestem !

    OdpowiedzUsuń
  2. Absolutnie żadnego zamykania, maszyny są jak najbardziej otwarte (wspominałem o tym, może nie wprost, już w poprzednim wpisie). Poza tym człowiek, to nie tylko skóra i świadomość, ale choćby komunikacja, czyli już coś, co wychodzi na zewnątrz.
    Ogólnie planuję w kolejnym wpisie rozwinąć ten wątek, ale już w tym wpisie zwracałem na to uwagę: maszynę (=terytorium) wyznacza problem... Wniosek? Jeśli inny problem będzie nas interesował, to nagle "ty" (skóra i świadomość) przestaje być maszyną, a staje się jedynie częściami innej maszyny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otwartość sobie cenię, ale rdzeniem mego ja dzielić się nie zamierzam :).

      Usuń
    2. Wiesz jakie ja mam zdanie na "rdzeń".

      Usuń
    3. No tak, nie jesteś, stajesz się na moment i znikasz. :) Gdzie tu czas i miejsce na wolną wolę ? Mega determinizm - siły Cię ' mgławicowo tworzą , mielą, wypluwają '.
      Odhumanizowany porządek rzeczywistości.

      Usuń
    4. Nie mega determinizm, bo - jak już pisałem - jest tu miejsce na absolutną nowość, czyli twórczość. Kiedy (nasza dyskusja o kodeksie moralnym) piszę o decyzji, to mam właśnie to na myśli: nie-determinizm, decyzja jest autentyczną decyzją wówczas, kiedy nie jest zdeterminowana, ale jest raczej kreacją nowego.
      Ale nie na zasadzie jakiegoś rdzenia, jakiegoś ja-podmiotu. Już prędzej należałoby tu myśleć o ciele jako złożonej całości (różnych sił, nie tylko organicznych, ale też społecznych, psychicznych, estetycznych, politycznych - szeroko rozumiane ciało).

      Ale zdecydowanie odhumanizowany. Humanizm jest jedynie przygodną historycznie formą oglądu rzeczywistości.

      Usuń
    5. Nie kreacją nowego a wynikiem przypadkowości wpływających na siebie sił, krótkotrwale ( w danym momencie ) ' powołujących ' świadomość decydenta. Nie ma ja - punktu odniesienia przecież.

      Maszynizm też. :)

      Usuń
    6. Może w twojej ontologii są wynikiem przypadkowości. Nie w mojej. Nie tak ją skonstruowałem.
      Jak najbardziej jest w niej miejsce na nowość i jak najbardziej na decyzję. Tyle, że moment decyzji jest przeniesiony. W klasycznej metafizyce jedynym źródłem decyzji może być obdarzony wolną wolą podmiot (podmiot obdarzony szeregiem cech, jak np. racjonalność czy świadomość). W mojej ontologii źródłem decyzji są siły. To, że walczą one ze sobą na wzajem nie oznacza, że każda z nich samodzielnie nie podejmuje decyzji. [Oczywiście nie mam na myśli klasycznych, podmiotowych, (samo)świadomych decyzji.] Co więcej złożone konglomeraty takich sił (czyli maszyny) również mogą podejmować decyzje, tzn. że my możemy je podejmować - ale wciąż decydującej roli nie gra świadomość: my to o wiele bardziej ciała niż umysły (nie mówię "tylko ciała", ale "przede wszystkim ciała"... umysł jest tylko jednym z wielu przepływów).


      Tak, maszynizm też jest przygodną historycznie formą oglądu. I jest z tego dumny. Ale nie jest historyczny na tej samej zasadzie co humanizm. Humanizm zapoznaje faktyczną dziejowość universum, natomiast maszynizm ją uwzględnia.

      Usuń
    7. Decyzyjności nie potrafię nie uzależnić od świadomych aktów woli. Pewnie jakieś nowe pojęcie w stary termin - decyzja - wbijasz, a ja nowego czy uzupełniającego desygnatu nie jestem w stanie ogarnąć.

      Zapoznaje - uwzględnia faktyczną dziejowość uniwersum.
      A co to znaczy ?

      Usuń
    8. Masz rację, że reinterpretuję ten termin. Spróbuję wyjaśnić. Aby mogła zajść decyzja musi pojawić się sytuacja, w której z kilku możliwości można (i trzeba) zrealizować tylko jedną. Ta jedna może być określona deterministycznie, losowo lub przez decyzję. Nas interesuje ostatni przypadek. Warto jednak podkreślić, że różni się on czymś od pozostałych dwóch. Decyzja nie jest czymś z góry i nieodwołalnie określonym, jak determinacja. Nie jest też czymś losowym, dowolnie innym. To co przeszłe w dużym stopniu określa decyzję, wzmacnia pewne preferencje, a inne osłabia. Ale cofnąwszy się jeszcze raz do tego samego punktu moglibyśmy wybrać inaczej, jest tu pewna "spontaniczność". Sytuuje się więc ona pomiędzy tymi dwoma: pomiędzy determinacją i losowością. Wydaje mi się, że taka opisana decyzja nie wymaga świadomości. Oczywiście decyzja może mieć wyraźny element świadomy: człowiek może zdawać sobie sprawę z możliwości, które przed nim stoją i ze swoich preferencji i uwarunkowań, jednakże ostatecznie to wszystko nie determinuje jego decyzji, jest ona "spontaniczna".
      [Stwierdzam, że spontaniczność jest. Można jednak zapytać (nie podważając jej istnienia) "czym ona jest?". To już trudna sprawa, przyznaję. Wiąże się ona, moim zdaniem, z przyszłością, jest "pochodzącą z przyszłości" absolutną nowością. W tym miejscu bym szukał. A wydaje mi się, że to - czyli: przyszłość - dotąd w najmniejszym stopniu eksplorowany obszar filozofii (i nauki) w ogóle. Nie chodzi oczywiście o jakiś futuryzm, o jakieś s-f, o wróżbiarstwo czy jasnowidzenie, tylko o zbadanie natury tego fenomenu jakim jest "czysta przyszłość", to, że w ogóle jest coś takiego jak przyszłość, że coś stamtąd "przychodzi".]


      "Zapoznać" oczywiście w znaczeniu zapomnieć, zaniedbać, nie docenić, zlekceważyć. Humanizm przyjmuje, że istnieje stała istota człowieka, uniwersalna dla wszystkich kultur i czasów, określa tę istotę i występuje w obronie jej praw. Natomiast analiza historyczna i kulturowa, wskazuje, że człowieka różnie pojmowano, różne cechy przypisywano jego istocie. Humanizm te inne cechy uzna za fałszywe, za niezrozumienie ludzi przez nich samych. To dosyć dogmatyczne podejście. Podejście bardziej historyczne natomiast nie doszukuje się fałszu, ale ujmuje ową zmienność pozytywnie. Coś co dla nas jest ważne i decyduje o człowieczeństwie kiedyś było nieistotne lub drugorzędne, natomiast coś, co dla nas jest nieistotne kiedyś decydowało o czuciu się człowiekiem i osoba pozbawiona tego realnie cierpiała lub była przez innych postrzegana jak inny byt. Humanizm zakłada stałą istotę, a nazwałem go przygodnym historycznie, ponieważ za tę stałą istotę uważa to, co jest wartościowe (nie koniecznie świadomie) w danej epoce. Natomiast maszynizm nie zakłada istot, ale już raczej "istoczenie się", historyczną zmienność "rzeczy".

      Usuń
    9. Ciekawe. Deterministycznie i losowo - czyli bez udziału woli ( świadomości ) - tak ? Do tego są zdolne ' obiekty ' pozbawione systemu nerwowego, choćby zalążka centrali jedynie, myślę.
      Karkołomny ten Twój wywód z brakiem aktu woli, braku wyboru w związku z spontanicznością, ewentualna zmiana poprzedniego wyboru, wg mnie, nie świadczy o tym że kierujemy się impulsem bez refleksji. Nawet podczas ekstremum - zagrożenie życia - ludzie i zwierzęta są w stanie stawić opór chęci ucieczki czy walki i biernie oczekiwać śmierci.
      Sugerujesz że ' spontaniczność ' jest świadectwem braku aktu decyzyjnego, hmm...
      Kiedyś rozmawialiśmy o tym, jak to mózg uprzedza każdą naszą najbanalniejszą decyzję nawet ( badania nad mozgiem - prof. Duch z UMK i inni ), więc może i coś w tym jest.
      Ale, podmywamy w ten sposób ląd najbardziej istotny dla naszej godności - wybór , czyli to co nas buduje i charakteryzuje.

      Przyszłość ? Według teologów Bóg ją zna, bo wie na co każdego stać, co wybierze. Straszne. Determinizm.
      Czy jesteś jakiś zew future ? To chyba zakładamy transcedens.

      Dogmatyczne podejście humanizmu jest dla ludzi najbardziej korzystne, nie znam lepszej opcji istoty człowieczeństwa. Nie śrubuje szczytów, ale i nie spycha do roli nic nie znaczącego pyłu wszechświata.
      Ta istotność w czasie, punkt odniesienia, niechby był.
      Próba lepszego zdefiniowania istotowości człowieka pewnie jest możliwa, ale na pewno nie poprzez zabieranie mu aktu woli.

      Usuń
    10. O badaniach nad mózgiem, które robił Duch nie wiem. Ale słyszałem o takich robionych bodajże gdzieś w USA (zależność między świadomą decyzją o wciśnięciu przycisku, a aktywnością mózgu) i zarzucano im szereg poważnych błędów metodologicznych. Czy Duch robił poprawioną wersję tamtego eksperymentu?


      Myślałem jeszcze nad tym wczoraj i może faktycznie pojęcie decyzji warto by ograniczyć tylko do człowieka i sytuacji udziału (choćby częściowego) świadomości. Jednakże nie neguje to tego, co napisałem. Akt decyzji ma dokładnie taką samą strukturę jak funkcjonowania każdej innej ontologicznej siły, czyli coś pomiędzy determinizmem a przypadkowością. Tyle, że do decyzji, jaka nas interesuje dochodziłby ów element świadomości - ale nie jako nadrzędny, wciąż bym mocno uzależniał decyzję od szeroko rozumianej cielesności. Ale muszę to jeszcze przemyśleć.

      Co do przyszłości. Czy jest transcendensem? Zależy w jakim sensie używasz tego pojęcia. Krzesło, które stoi teraz w drugim końcu pokoju, jest transcendentne wobec mnie - tzn. zewnętrzne. Chociaż nie ostro, bo mogę mieć z nim "kontakt", możemy częściowo "zlewać się" zacierając swoje granice. I dalej mieścimy się - ja i ono - w ramach jednego świata, w ramach jednej immanencji, płaskości (horyzontalności). I taka byłaby właśnie przyszłość: zewnętrzna (ale nieostro) wobec przeszłości i teraźniejszości, ale immanentna światowo.
      Natomiast transcendens może oznaczać też coś zewnętrznego wobec całego świata, coś wertykalnego, co odgórnie narzuca temu światu pewne prawa i zasady. W takim sensie przyszłość nie jest transcendentna.

      Co do wiedzy boga. Na studiach kilkukrotnie zajmowaliśmy się zależnością pomiędzy wszechmocą i wszechwiedzą boga a wolną wolą człowieka i to nie jest wcale takie proste. W filozofii religii i w teologii są różne stanowiska. Próbuje się pogodzić ową wszechwiedzę z wolną wolą (bo jeśli jest determinizm, jeśli nie ma wolnej woli, to bóg jest odpowiedzialny za Auschwitz i wszelkie inne zło) i to wcale nie takie łatwe. Najczęściej pojawiają się tu ewolucje jeszcze bardziej akrobatyczne niż moja wczorajsza.


      Dogmatyczne podejście humanizmu... którego? Pewne myślisz o dzisiejszym. Możliwe, że dzieła pierwszych humanistów zawierałyby elementy nie do zaakceptowania dla Ciebie. Na pewno zawierają zaś (i te pierwsze i te dzisiejsze) elementy realnie nie do zaakceptowania dla innych, żyjących dziś ludzi. Są zapewne sprawy, na które humanizm macha ręką, a które dla pewnych osób są tak istotne, że decydują o ich człowieczeństwie.
      Poza tym z humanizmem jest też taki problem, że przyznając wartość człowiekowi ustanawia jako drugorzędną wartość innych elementów bytu i usprawiedliwia tym samym np. nadmierne wykorzystanie środowiska przyrodniczego czy eksperymenty na zwierzętach. [Chyba, że włączymy jakoś przyrodę w pojęcie humanizmu, ale wtedy... je rozszerzamy, modyfikujemy... czyli sprawiamy, że się "istoczy", czyli... już nie jesteśmy w humanizmie...]

      A gdzie ja odbierałem akt woli? Przeciwnie. Ja jak najbardziej dowartościowuję akt woli. Etyka immanentna ze swoim wymiarem decyzyjnym jest jak najbardziej oparta na aktach woli - bez nich nie ma sensu. Ja nie usuwam woli, ja rozszerzam ją na całą rzeczywistość. Ontologia maszynowa jest ontologią woli. Tyle, że jest to wola nieantropomorficzna, pierwotnie nie związana ze świadomością i (ludzką) rozumnością.

      Usuń
    11. Wybacz, że z opóźnieniem, ale mam niezły młyn w pracy, pewnie do końca marca.
      Już niewiele pamiętam z tego Ducha, przeprowadzał jakies badania aktywności mózgu, sorry szczegółów nie podam, generalnie wnioski pamiętam, że nieciekawe dla aktu woli.

      Ja optuję, że akt świadomości ma najważniejszą rolę, ważenie determinant ... i wybór. Bywa, że nie potrafimy podjąć decyzji i robi za nas to inny lub przypadek. Różne są rangi decyzji od mycia zębów ... do obrony skrzywdzonego np.

      Pisałam oczywiście o tej niesamowitej wszechwiedzy naszej osobowości, wolna wola nasza, ale czymś determinowana i On te krepujące determinaty zna.
      Niesamowita sprawa, podchodzę do tego z nadzieją, że nie chce znać.

      Wyznaję empatyczność humanizmu, ale słusznie zwróciłeś uwagę, myślę że humanizm renesansowy zmienił się wraz z humanistami na lepszy.

      Okej, wola pierwotnie nie związana ze świadomością, co to ?
      Wola to synonim możliwości podejmowania decyzji.

      Usuń
    12. Ważniejszą rolę aktu świadomości podważają różnego typu analizy. Nie mam na myśli czysto ilościowych danych - pewnie takich jak przedstawił Duch. Chodzi mi o rozważania jakościowe: wielu autorów pokazuje zależność pomiędzy typem osobowości człowieka (typem psychiczno-fizjologicznym), a podejmowanymi przez niego decyzjami. Owo "ważenie determinant" jak to określiłaś, często dokonuje się na poziomie przedświadomym.

      Pomyśl o takiej niezwiązanej ze świadomością woli przez analogię (upraszczającą oczywiście) z wolą życia, jaka przejawia się u zwierząt, a nawet już u najprostszych organizmów. Nie ma tam świadomości, a jednak jest chęć (chcieć = mieć wolę) przeżycia za wszelką cenę.

      Usuń
    13. Ważenie determinant na poziomie przedświadomym na pewno jest, ale dotyczy według mnie spraw podstawowych,płynących z impulsu instynktu samozachowawczego, ale i tak można je przełamać ( zmienić naturalną opcję) pod wpływem idei, empatii itd.

      W każdą formą życia biologicznego ' wdrukowane ' są imperatywy : reprodukcja i metabolizm. To najprostsza definicja trwania organicznego. KTo/ co je wdrukowało ? Same sobie ? Taka opcja dowodziłaby świadomości bakterii czy wirusa.
      Każda ontologia winna odpowiedzieć na pytanie.

      Usuń
    14. Zgadzam się, że powinna odpowiedzieć. Nie zgadam się jednak, że musi to zakładać świadomość bakterii czy wirusa. Są co prawda stanowiska panpsychiczne, które twierdzą, że istnieje jakaś protoświadomość. Uważam jednak, że owe mechanizmy mogą być nieświadome w swej pierwotnej postaci.

      Omijam na razie temat jakości sił, ale tu się kryje część odpowiedzi moim zdaniem: w zdrowej sytuacji (tzn. kiedy siły aktywne dominują) jest tak, że siły aktywne odpowiadają za przemianę i tworzenie, a siły reaktywne za trwanie, za procesy związane z podtrzymywaniem istnienia. A jeszcze głębiej: zawarte jest to już w strukturze samej siły. Jak pisałem w pierwszym wpisie o maszynach: siła jest trójjednią produkcji, zapisu i konsumpcji - czyli w samej sile istnieją mechanizmy odpowiedzialne zarówno za przemianę, za podtrzymywanie istnienia i za "śmierć".

      Usuń
    15. Wiesz Cezary, według mnie jeśli coś można wyłonić w bycie najpierwotniejszego, skutkującego zasadniczą strukturą, to będzie nim para sprawcza istnienia: wola i mechanizm. Wola nieświadoma wpisuje się w mechanizm, tak jak prawa fizyki, natomiast świadoma - jest przeciwieństwem przypadku, jest sztuką kreacji.
      Podział nietzscheański na siły aktywne i reaktywne, tj. przypisywanie ich dwóm kategoriom ludzi, jest za ostry. W każdym z nas, w każdej świadomej istocie, działa mechanizm związany z podtrzymywaniem istnienia i wola przemiany, tworzenia. Mogę mieć wolę do zachowania status quo i mogę potem wybrać opcję zmiany, ale nie ukrywajmy - reaktywność, czyli zachowania umożliwiające minimum choćby przetrwania, i uniemożliwiające totalną anarchię - dalej w nas, we wszystkim tkwią. Co wytwarza ten ' mechanizm wolności 'w istotach świadomych - bo to jest wolny wybór ( mimo oczywiście działania determinant) ? Sytuacja ( istnienie co najmniej dwóch opcji ) czy immanentna właściwość mózgu, ale też kwantu energii ?
      Ale im ' obiekt - maszyna ' bardziej ustrukturyzowana, tym mniej zdeterminowana zewnętrzem ( innymi siłami ).
      Czyli, tym bardziej jestem wolny, im bardziej jestem świadomy siły swego wyboru.

      Usuń
    16. Mechanizm jest zdeterminowany, podlega ścisłym prawom i nie ma w nim miejsca na (ontologiczną) nowość. Nieświadoma wola nie musi być zdeterminowana i może produkować nowość - dlatego odróżniam ją. Chodzi mi o to, że zarówno myślenie w kategoriach mechanistycznych, jak i... hmm... świadomościowych okazało się nieskuteczne. Chodzi o wypracowanie innego stanowiska, które przede wszystkim zrywa z tym dualizmem, z ostrym cięciem.

      Och. Przecież napisałem to samo wyżej pisząc o zdrowej sytuacji. Zarówno w panu jak i w niewolniku istnieją i siły aktywne i reaktywne - i te odpowiadające za twórczość i te odpowiadające za podtrzymywanie. Istnieją w każdym człowieku. Rozróżnienie ludzi, jakiego dokonuje Nietzsche, ma inny sens: a) zdrowi (panowie, szlachetni) to ci, w których siły podtrzymywania życia służą siłom twórczym, zaś b) chorzy (niewolnicy, nikczemni) to ci, w których siły podtrzymywania życia pasożytują na siłach twórczych, odbierają im moc i uniemożliwiają twórczość, przemianę.

      Mnie raczej stoicko-spinoziański trop tu pociąga: tym bardziej jestem wolny im bardziej jestem odporny na działanie zewnętrza. Co prawda wciąż "determinuje" mnie wnętrze, ale to wnętrze to ja sam, więc...

      Usuń
    17. Jakie ja, jakie ' wnętrze ' ? - to nieustające ciągłe stawanie się pod wpływem różnorakich sił ( zewnętrza )ma się realnie oprzeć, nie mając ciągłości w czasie ?

      Usuń
    18. Mówiąc żartobliwie: żołądek, płuca i flaki - wnętrze ;) A tak serio: wskazałem trop: stoicy, Spinoza. Pracuje nad tym od jakiegoś czasu i to wymaga dłuższej odpowiedzi - raczej wpisu niż komentarza. Jak dobrze pójdzie na jesieni będę miał opublikowany artykuł naukowy na ten temat. Zatem... jeśli pozwolisz, zawieśmy temat.

      Usuń
  3. Cześć. To i ja, drugi po Triksterze z wolnościowej gromady, napadnę Cię komentarzem.

    Czytam Twojego bloga już od jakiegoś czasu, chciałem się odezwać już po "Siłach i maszynach" i ponarzekać trochę na pretensjonalność i wtórność wybieranych przy budowach ontologii metafor, czerpanych dość bezpośrednio i mało dyskretnie (żeby nie powiedzieć - siermiężnie) z naszych doświadczeń codzienności, zazwyczaj związanych z jakimś aspektem ludzkiej twórczości, w danym momencie popularnym i nośnym. Chciałem powybrzydzać zarówno na wspomnianą tekstualizację od Derridy, jak i Twoje maszyny, bo zawsze miałem problem z traktowaniem serio ujęć, które zdają się redukować sposób istnienia świata do analogii z jakimś jego elementem, w żaden sposób nie wydającym mi się uprzywilejowanym czy godnym do podniesienia do rangi zwornika, gdzieś tam na ontologicznych wyżynach ogólności.

    Kiedy już miałem sobie pod nosem zakpić, że teraz to nic, tylko wyczekiwać losowo wybieranych metafor, najlepiej z generatora po-mo i montażu taśmowego metodą 'How To Build Certain Interesting Things' Monty Pythona kolejnych ontologii, z których przynajmniej część będzie wystarczająco nieupośledzona (kategorie ontyczne) i okaże się do czegoś przydatna, wrzuciłeś tę notkę. Ostatecznie tego nie zrobiłem i się cieszę. Tym wpisem, zwłaszcza podzieleniem się swoimi intencjami i nakreśleniem oczekiwań względem swojej pracy, zdecydowanie mnie zainteresowałeś i z pewnością będę tu dalej zaglądał.

    Jestem ciekawy jak ontologia maszynowa spisałaby się przy analizie emergencji. To taki intuicyjny strzał, nie zastanawiałem się nad tym specjalnie, ale wydaje mi się, że zachowując "immanentną koszerność" może być z tym jakiś kłopot. Transcendentna konkurencja ma pod tym względem dużo większe pole manewru, nie sądzisz? Nie obawiasz się, że w pewnym momencie jakaś maszyna i tak wyciągnie ten tron (inną maszynę?) i na nim zasiądzie?

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, dzięki za koment :) (I dzięki za zalinkowanie jakiś czas temu, w ten sposób trafiłem do Ciebie i Trikstera ;))

    Co do terminu "maszyny". Najpierw wkleję jeszcze raz ten passus z Herera: "Nie należy mylić konstrukcji pojęcia filozoficznego z użyciem metafory. Nie mówi się tutaj, że społeczeństwo jest >>jak maszyna<<, jednocześnie zakładając, że znaczenie słowa zostało ustalone gdzie indziej i że można je stosować w sposób >>analogiczny<<." Przed filozofem stoi problem jeśli chodzi o słowa na nazwanie nowych pojęć: można jak Heidegger tworzyć nowe słowa... podobno po Niemiecku brzmi to super ;) ale po polsku - zazwyczaj zgrzyt jest straszny (chociaż nie zawsze, czasem tłumacze wykonali fantastyczną robotę), można też brać słowa z mowy potocznej. To ostatnie podejście jest chyba wybierane najczęściej (choćby Arystotelesowska materia - po grecku hyle, co oznacza drewno, coś z czym na co dzień się wówczas spotykano).
    Przyznam też, że podobne do twoich myśli czasem mi się kiełbią we łbie... Maszyna jest terminem Deleuze'a i Gattariego - jeśli chcę być twórczy, oryginalny powinienem mówić może np. o tabletach ("wszystko jest tabletem" - małe, płaskie, skomplikowane w środku i wyświetla obrazki ;) ;) ;)).
    A jednak są maszyny... Z kilku powodów: 1.wygoda - łatwo mi się posługuje tym słowem, nie czuję przy tym sztuczności; 2.nawiązanie do pewnej tradycji myślowej (zaczęło się od struktury strukturalistów, ale że jest ona zbyt statyczna, nie wyjaśnia genezy, potrzeba było nowego terminu); 3.z maszyną łączą się skojarzenia co do dynamiki, funkcjonowania, dziania się, produkowania, stawania się, a także co do złożoności, wieloelementowości, których nie zapewnia np. klasyczny termin "byt"; 4.z tego ostatniego względu mógłbym jeszcze mówić o organizmach, one również są dynamiczne, tym bardziej pasowałoby to do witalizmu, za którym obstaję, ale organizmy niosą też za sobą skojarzenia, których chciałbym uniknąć: działanie celowe, hierarchiczny układ elementów (od nóg, które są podporą, do głowy, która kieruje), harmonia. Rozważałem jeszcze użycie Foucaultowskiego, fantastyznego terminu "urządzenie" (odsyłającego do: urządzać, rządzić), ale ostatecznie zrezygnowałem, ponieważ rozważam użycie go w innym miejscu [myślę o wprowadzeniu pewnego rozróżnienia do maszyn: na urządzenia i mechanizmy].


    Kwestia emergencji jest niezwykle ciekawa i z pewnością prędzej czy później będę się z nią musiał skonfrontować. Tym bardziej, że mój kumpel ze studiów pisał o emergencji licencjat i magisterkę (których jeszcze nie czytałem) i mu wyszło, że nie może być żadnej emergencji. A dla mnie emergencja jest w pewnym sensie sercem ontologii maszynowej: siły nieustannie zmieniają się, czyli wyłaniają z siebie nowość. Może warto by rozróżnić w tym kontekście emergencję małą (siły zmieniają się tylko trochę, nie jakoś diametralnie) i dużą (klasyczną) - ale to plany na przyszłość.

    Co do transcendencji. Deleuze pisał, że immanencja produkuje czasem transcendencję, tzn. że zagrożenie jest "stałe". W pewnym sensie na tym polega reaktywność, egzystencjalne niewolnictwo: że pragnie tego tronu, że się pragnie coś na nim umieścić lub samemu na niego wejść. Nieustannie zresztą coś było na nim umieszczane: Bóg, Człowiek, Państwo, Nauka, Ideologia. Wydaje się, że jedyny wyjątek stanowi tu Kapitał, który działa w samym łonie immanencji - i o tyle byłby on większym zagrożeniem (tym bardziej, że aktualnym).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "4.z tego ostatniego względu mógłbym jeszcze mówić o organizmach, one również są dynamiczne, tym bardziej pasowałoby to do witalizmu, za którym obstaję, ale organizmy niosą też za sobą skojarzenia, których chciałbym uniknąć: działanie celowe, hierarchiczny układ elementów (od nóg, które są podporą, do głowy, która kieruje), harmonia."

      O, właśnie, właśnie... Jeszcze się do tego odniosę. Podczas lektury tamtego wpisu, być może przez to nawiązanie do Gigera, uznałem, że niewiele by się zmieniło, gdybyś zastosował ujęcie witalistyczne. Też mógłbyś mówić o jakichś pozostałościach funkcji danych części organizmów, jakichś atawizmach, symbiozach, pasożytnictwie, wyszczególniając kolejne relacje z innymi, większymi bądź mniejszymi organizmami, przechodzącymi zmiany i dostosowującymi się do aktualnych warunków, ale także będącymi... żywym dowodem ;) na dostosowania do przeszłych stanów środowiska. Natomiast zastanawiałem sie nad potencjalnym uzasadnieniem wyboru maszyny, której geneza przecież opiera się i wprost wynika z analizy niedostatków funkcjonowania organizmów oraz chęci zaradzeniu tymże; przedłużenia ich zdolności, uczynienia bardziej wytrwałym, odpornym, biegłym intelektualnie, precyzyjnym, etc. Głównym powodem do rezygnacji z witalizmu na rzecz czegoś wobec niego wtórnego, wydał mi się zbyt mały dystans i ryzyko 'ubabuszkowienia' przy rozważaniach - stawianiem skojarzeniowego homunkulusa. "Wyjaśnimy istnienie babek z piasku tą oto unikalną ontologią babkową. Tadaaam!" I poniekąd tak chyba w jakimś stopniu było, skoro chcesz się zająć między innymi analizą życia społecznego, ożywionych przecież istot. Żeby dojść do jakichś odkrywczych rzeczy, trzeba abstrahować od ich ożywienia i skupić się na czymś innym.

      Natomiast co się tyczy uniknięcia pewnych skojarzeń, to nie wiem czy Ci się to uda, a nawet jeśli, czy nie popadniesz w gorsze. Weźmy pierwsze z brzegu; celowe działanie. Owszem, maszyny nie wybierają celu swojego działania, ale mają przeznaczenie - istnieją po coś. Powstały, żeby realizować zdefiniowany już cel. I to coś zewnętrznego wobec nich określa, czemu mają służyć. Nie otwierasz wyłomu dla transcendensu już na poziomie skojarzeń przy samym wyborze narracji? W przypadku organizmu, na przykład tygrysa, nie wiemy po co istnieje. Ma on jakąś autonomię i może wybierać jakieś cele, ale czemu służyć ma jego istnienie - tego nie wiemy. Możemy opisywać co powoduje jego obecność w okolicy lub jej brak, ale za cholerę nie powiemy, że z pewnością istnieje po to, aby coś robić. Maszyna nie ma autonomii, ale ma zdefiniowane przeznaczenie przez coś, względem niej, zewnętrznego. To nie jest problematyczne w świetle tego, co postawiłeś sobie za cel?

      "Maszyna jest terminem Deleuze'a i Gattariego - jeśli chcę być twórczy, oryginalny powinienem mówić może np. o tabletach ("wszystko jest tabletem" - małe, płaskie, skomplikowane w środku i wyświetla obrazki ;) ;) ;))."

      :) Ała. To boli. :) Jeśli chcesz być tak bardzo na czasie, to są jeszcze: "wszystko jest aplikacją", "wszystko jest informacją", "wszystko jest algorytmem". ;)

      OK, działaj i twórz, co masz tworzyć. Nie zważaj na moje narzekania, chociaż nie ukrywam, że przechodzę aktualnie kryzys sceptycyzmu względem wartości filozofii. Doszedłem do wniosku, że ona więcej pewnych rzeczy powie nam o nas samych i innych, którzy się nią zajmują, niż o tym, do czego sądzimy, że się rzeczywiście odnosi. Sowiecka inwersja: to nie Ty uprawiasz filozofię, filozofia uprawia Ciebie! :)

      Usuń
    2. "Wszystko jest aplikacją" - dobre. Zachowam to sobie na jakąś konferencję naukową ;) ;) ;)

      Rozumiem twoje wątpliwości co do maszyn. Inne wyraził w komentarzu ochiochi: miał "nekrofiliztyczne" skojarzenia, tzn. maszyna jako coś martwego. Ciężko uniknąć takich rzeczy. Ale chyba najważniejszym powodem była wygoda dla mnie w posługiwaniu się tym terminem - łatwo mi się myśli aktualnie w ten sposób (wszędzie widzę maszyny ;)) i łatwiej przelewa to na papier/klawiaturę.

      Co do filozofii, która mówi nam o nas samych... He he... Powinna Ci się spodobać "filozofia samoobjawienia" (link na górze po lewej) - autor wychodzi z takiej samej perspektywy.
      Ja jednak wolę tę, którą zaproponowałeś na sam koniec: to nie ja uprawiam filozofię, to ona uprawia mnie. Wciąż orbituję w okolicach skrajnego determinizmu i to podejście jak najbardziej mi odpowiada. Nawet myślałem o wpisie na ten temat (i nieco w kontrze do "filozofii samoobjawienia").

      Usuń
  5. To ja też sobie coś napiszę. :) Ale krótko, bo niemal wszystko jest już niemal dla mnie jasne. ;)
    Jak rozumiem, płaska ontologia jest w pewnym znaczeniu pluralistyczna, gdyż bierze pod uwagę wielość sił (maszyn), a w pewnym monistyczna, ponieważ rezygnuje z podziału na wnętrze i zewnętrze. Bardzo mi się to podoba, tylko zastanawia mnie jedno: po co? To znaczy, do czego Ci to potrzebne i czemu na służyć ta ontologia?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz rację. Jak to w "Kłączu" ujęli Deleuze i Guattari: MONIZM = PLURALIZM ;) Z resztą nie ma co ukrywać inspiracji. Ale jeszcze za nim poznałem Deleuze'a z zapartym tchem czytałem Spinozę i Nietzschego.

      Pytasz: "po co?". Nie skłamię, jeśli odpowiem: "bo... ponieważ" - ontologia zawsze była jednym z moich ulubionych poletek. To pierwszy, zwyczajny powód. Drugi wziął się po części z moich nieustających wojen na studiach z pewnymi wykładowcami i studentami, gdzie różne moje poglądy (społeczne, etyczne, dotyczące podmiotu) były zapędzane w kozi róg przez odwołania do klasycznej (lub zdroworozsądkowej) ontologii. Stąd potrzeba sprawdzenia, czy da się moje poglądy uzasadnić ontologicznie. Jednak (patrz powód pierwszy) trochę u mnie tak, że jeśli coś nie jest możliwe ontologicznie, to nie dopuszczam tego do siebie. Po trzecie: ta ontologia po części jest też metodologią, tzn. chcę badać różne zjawiska - chyba przede wszystkim społeczno-kulturowe, ale również wszystko co związane z podmiotem, etyką poprzez odwołanie do maszynizmu. Po czwarte wreszcie: przedstawiłem tu jakiś czas temu koncepcję etyki i związanego z nią perspektywizmu (obiektywizm jest moim zdaniem złudzeniem, ale to nie oznacza zaraz relatywizmu i subiektywnej dowolności), jednakże narzędzia teoretyczne, jakimi dysponowałem nie pozwoliły mi na odpowiednie rozwinięcie tego, szło to wszystko w kierunku, który mi się nie podobał... szukałem więc nowych narzędzi, przede wszystkim chciałem się pozbyć kategorii formy i materii... doszedłem do maszynizmu.

      Usuń
    2. Hehe, ja się bardziej zaczytywałem w Fishu, który sprawy ujmował trochę podobnie.

      Co do pytania o cel: jasne, rozumiem, dzięki w ogóle za tak wyczerpującą odpowiedź.

      No i czekam na rozwinięcie, bo na razie jestem zdecydowanie na "tak" i nie mogę się do niczego przyczepić. ;) A w tym tygodniu obadam wpis o perspektywizmie.

      Usuń