czwartek, 19 kwietnia 2012

Nietzsche: o dwóch religiach nihilistycznych (i jednej afirmatywnej) [Aktualizacja - 18.12.2013]

Stary tekst, w nowej, nieco poprawionej i rozszerzonej wersji, możecie znaleźć klikając tutaj. Wciąż ma on charakter popularyzatorski, stąd wiele w nim uproszczeń - chciałbym, żeby czytelnicy obeznani z myślą Nietzschego, mieli to na względzie.

70 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Nikt nie spodziewał się nietzscheańskiego wpisu ;) ;) ;)

      Usuń
  2. poprawny tekst, a treść odpowiada i moim poglądom! Polecam książkę "Du mußt dein Leben ändern" Sloterdijka, bardzo popularnego niemieckiego filozofa z cyklu Nietzsche - Foucault. Opisuje w niej człowieka jako istotę definiującą się przez ćwiczenia. Od ascezy po wirtuozorię. Kto nie ma ochoty przeczytać, temu polecam zaznajomienie się z inicjatywą "Zerbrecht die Krücken!" (złamcie kule [inwalidzkie]) Hansa Würtza z czasu nazistów, która głosiła, że to upośledzeni są największymi wirtuozami - kraj przyjmował wtedy rolę nauczyciela, "dyscyplinatora", który troszczy się o samowystarczalność mieszkańców. Facet co prawda trochę przesadził opisując największe postaci świata jako upośledzonych (w tym Nietzschego, Stalina i Goebbelsa), ale jego pogląd daje do myślenia, zwłaszcza, że wpasowuje się w tradycję Nietzschego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Znam Sloterdijka, ale niestety nie znam niemieckiego, więc nie dam rady zapoznać się z polecanymi przez Ciebie pozycjami. Chyba, że zostały przetłumaczone na język polski/angielski. Samego Sloterdijka czytałem dotąd niewiele, ale mam zamiar nadrobić - pierwsze po co sięgnę będą prawdopodobnie "Reguły dla ludzkiego zwierzyńca".

    Ale dzięki za komentarz i tytuły!

    OdpowiedzUsuń
  4. Pop filozofia , sorry .:)
    Wiesz , neutralny -byt- to akurat propozycja systemu ujmującego życie nie w spazmatyczny sposób , ale dojrzały , antyprowokacyjny.
    Chwytliwe " poza dobrem i złem " , hasełko dla pryszczatych lub cynicznych, gloryfikujące fizyczną i duchową brutalność wobec innego ma być NOWYM DOBREM Dostojnych , a dążenie do elementarnej współpracy , odpowiedzialności , uczciwości Nowym Złem niewolników... hmm w zasadzie zasługuje na machnięcie ręką i nie zajmowanie sobie nietzscheanizmem głowy. Tyle , że idąc z trendem owczesnego rasizmu i darwinizmu hasło ( jak i cała ta " filozofia" ), "unaukowiło", natchnęło , uwiarygodniło bandę społecznych debili spod znaku swastyki w umysłach milionów.
    Możesz uparcie zaprzeczać braku związku przerażających faktów historycznych z przesłaniem Twego idola , co mnie , przyznam , absolutnie dziwi w obliczu inteligencji jaką jednocześnie prezentujesz. :)
    Tyle razy o tej anty etyce ( bo trudno uznać ją za etyczną wobec wypracowanych ujęć na przestrzeni wieków) już dyskutowaliśmy , że nie warto chyba się powtarzać.
    Należy na nią popatrzyć przez nihilizm przełomu wieków , determinizm protestantyzmu w jakim Nietzsche wyrósł, literackie klimaty snów o potędze i dobrze przytrzasnąć wieko skrzyni , bo do lamusa tylko się nadaje bez okien.
    Porywa się Nietzsche na odrywanie słów od desygnatów( nihilizm np.) , klasycznie zawraca kijem rzekę ( ci co mi zagrażają są dobrzy , bo realizują własne , sprzeczne z moimi chcenia --> chcę pokoju - Pan chce wojny ), błędnie niuansuje buddyzm i chrześcijaństwo , przedłuża byt osiemnastowiecznej idei lansującej powrót do dzikości ( początków gatunku) - jako stanu optymalnego ... no i co tam jeszcze , aha , nie zauważa tej powszechnie wylewającej się wody na jego młyn ( poza dobrem i złem) , czyli tego co kręci światem - ludzkiego egoizmu - w tym ujęciu jest konformistą do bólu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Równie chwytliwe hasełko co "kochaj bliźniego" :P i równie wiele krwi z "jego" powodu popłynęło (stosy, tortury, wojny religijne)...
    A co do Nietzschego: po pierwsze, wbrew temu co się bezmyślnie powtarza, nie był filozofem numer jeden faszyzmu, a po drugie bardzo szybko ukazały się prace naukowe (główne we Francji, jedna z pierwszych autorstwa Bataille'a) pokazujące, że faszyzm był dokładnym przeciwieństwem nietzscheanizmu.
    Słuchaj: ja krytykuję chrześcijaństwo, ale znam je od wewnątrz - nie tylko z lektur, ale również z praktyki do +/- 18-tego roku życia. Ty Ewo przyznałaś się, że nie czytałaś żadnej z książek Nietzschego. Czy uważasz, że postępujesz fair krytykę opartą wyłącznie na domysłach i plotkach?

    OdpowiedzUsuń
  6. Wiem, że przesłanie Nietzschego nie było kierowane do nazistów, wiem że w przeciwieństwie do nich cenił Żydów , potrafił zerwać kontakty z Wagnerem , kiedy ten megalomanię i nacjonalizm ujawnił, ba podkreślany najmocniej imperatyw ciągłego sprawdzania się , "przeskakiwania" samego siebie , moc woli - cenię bardzo. Tak jak jemu filisterstwo , tak i mnie konsumeryzm jest niemiły.
    Można i tysiąc prac naukowych napisać o rozbieżnościach , ale po pierwsze : kto je czyta , po drugie: konsekwencje wspólnego kodu językowego ( poza dobrem i złem ), po trzecie przewartościowanie wartości ( dobro=silna wola , zło=osłabiona wola )bez wyraźnego zakreślenia nieprzekraczalnych granic konsekwencji działań owego nietzscheańskiego dobra - spowodowało "posiłkowanie się " systemów totalitarnych jego filozoficznymi wyznaniami.
    Sam miał świadomość ( przeczucie ) owego przyszłego niecnego wykorzystania swych myśli ... , więc czemu nie zareagował ?
    Wytworzył ideę - beczkę prochu ,a lont do niej zrobili inni. Sytuacja trochę podobna do autorów bomby atomowej , wyprodukowali ją , samodzielnie nie decydując kiedy i na kogo zrzucić z samolotu. W zamyśle miała powstrzymać zło , ale do tej pory spędza sen z powiek dyplomatów i zwykłych ludzi.
    Etyka Buddy , etyka Jezusa , etyka Kanta - nigdzie werbalnie nie nawołują do porzucenia dobra i zła. Nie werbalizują podziału na panów i niewolników obojętnie z jakiej podstawy ( urodzenia, zdolności , zamożności itd.) Dlaczego ? Bo nie jesteśmy jedynymi mieszkańcami swoich planetek ( Antoine de Saint - Exupery ), ale żyjemy w relacjach z innymi , dzięki innym zaistnieliśmy , bez powiązań z ludzką kulturą ( dzieci ludzkie wychowywane przez zwierzęta ) nie można mówić o człowieczeństwie takiej istoty. Wniosek ? Aby współegzystować sensownie , trzeba wypracować takie fundamenty wspólne etyczne , aby odzwierciedlały WAGĘ owych relacji.

    Naziści też nie czytali "całego " Nietzschego , wystarczyły im nośne hasełka , aby się na niego powoływać namiętnie. To nie było fair , fakt. Ale jak powiedział autor " Poza dobrem i złem " : Fakty nie istnieją , tylko interpretacje." Interpretacje całości czy fragmentów dorobku mogą być różne , groźne lub nie.
    Interpretacja : "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego " - takich skutków nie może wywołać , gdyż "zrównuje" na poziomie akceptacji podmiot z innym.

    OdpowiedzUsuń
  7. Też myślę, że przeczuwa (wystarczy zajrzeć choćby do "Ecce homo"). Czemu, w związku z tym, nie wystrzegał się takich sformułowań? Można by powiedzieć: doskonale znał historię - łagodne słówka Jezusa nie uchroniły pogan i heretyków od katorgi, nauki Lutra (przecież też chrześcijańskie, nakazujące powrót do źródeł tej wiary) również spowodowały krwawe wojny religijne. Kantowską etykę obowiązku wielu - późniejszych - myślicieli oskarżało o częściowe przyczynienie się do powodzenia wewnętrznej polityki nazistowskiej. Ale być może powody, kierujące Nietzschem, były inne: myślę, że chciał dokonać selekcji ludzi już na poziomie lektury własnych tekstów: czy dany czytelnik zinterpretuje tekst reaktywnie czy aktywnie, negatywnie czy afirmatywnie (tak zresztą we wpisie "Perspektywizm i antysubstancjalizm" komentuję przytoczone przez Ciebie hasełko).


    Twierdzisz, że interpretacja "Kochaj bliźniego swego jak siebie samego" nie może wydać negatywnych skutków. Ależ przeciwnie, jak najbardziej może: jeśli ja siebie samego nie kocham, gardzę sobą lub nienawidzę siebie, będę tak samo traktował bliźnich. Czyż nie to robią właśnie wszelkiej maści ludzie o niskiej samoocenie? Pogardzają innymi, bo w głębi pogardzają też sobą.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cezary , są słowa , które zostały "napiętnowane" horrorem faktów historycznych ; piszesz "(...) myślę, że chciał dokonać SELEKCJI ludzi już na poziomie lektury " - a mi automatycznie włącza się alarm.
    Poza dobrem i złem - takoż. Nic na to nie poradzę , interpretacja nie będzie w duchu afirmacji. Nie może, bo słowa mają moc.

    Oczywiście znajdziesz takich , którzy nienawidzą siebie , wydaje mi się jednak , że najczęściej bierze się taka postawa z porównywania swoich dokonań , potencjału z dorobkiem innych.Pogardzam sobą , bo jestem gorszy w tym obszarze. Trudno gardzić innym , jeśli widzi się jego przewagę. Można lepszym zazdrościć , ale gardzić ? Chyba nie , to wbrew logice.
    Sądzę , że Jezus znał siłę miłości człowieka do siebie samego , i nie chodzi o taką czy inną formę narcyzmu , ale sumę instynktu samozachowawczego , neutralny fakt oglądu świata przez SWOJĄ świadomość ( bycie miarą rzeczy ), egoizm w końcu. Nie zaprzeczysz , że motorem naszych działań jest chcenie zapewnienia sobie dobrego bytu , że jesteśmy dla siebie najważniejsi , no może oprócz dobra naszych dzieci , naszych ucieleśnionych miłości.
    I o to w tym zaleceniu ( kochaj...) chodzi. Przelejmy choć część naszej troski o siebie na innych , Ci którzy po równo dbają o siebie i innych , a nawet bardziej kochają bliźnich niż swoje - ja - stanowią nikły promil ludzkiej populacji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Horror faktów historycznych... Jakoś inne fakty (te, które ja ciągle przywołuję: średniowieczne) Cię nie przerażają? Skąd ta wybiórczość? Bo to dawno było? Bo nie ma dosadnych świadectw (np. zdjęć)? Czy może dlatego, że to niewygodne fakty.


      O pogardzie do siebie pisałem już jakiś czas temu - w dyskusji z tobą, pod innym postem. Taka pogarda może brać się z tego, że jednostka z natury aktywna, nieco "agresywna" (raczej w znaczeniu "asertywna" niż "brutalna"), silna, zdolna osiągać swoje cele wyrastając w środowisku potępiającym taką "egoistyczną" aktywność - w środowisku chrześcijańskiej moralności - dzień w dzień wysłuchująca tych ocen, uczona ich w końcu sama je przyjmuje... Potępia zło (to, co jest tak określone przez tę moralność), a skoro znajduje je w sobie, to potępia je w sobie: gardzi sobą, gardzi swoją naturą, nie kocha siebie. A skoro do bliźnich ma odnosić się jak do siebie: tak też czyni: nimi również pogardza.
      To samo może wytworzyć się również w inny sposób: np. rodzice znęcający się fizycznie i psychicznie nad własnym dzieckiem również zaszczepiają w nim samopogardę.
      Ale nie trzeba tu zaraz patologicznej rodziny: wystarczy odrobina zmysłu psychologicznego i wspomnienia z podstawówki/gimnazjum - szkoła jest dla wielu doskonałą... szkołą samopogardy: dzieciak, który odstaje od większości klasy ma czasem przejebane, a zazwyczaj ma bardzo przejebane.

      Usuń
    2. Pozostajesz w błędzie , ja nie twierdzę że Nietzsche , jego poza dobrem i złem, to jedyna przyczyna wszelakich krzywd.
      Oczywiście , nietolerancja , fanatyzm chrześcijan ( forma selekcji, a jakże !) przysporzyła cierpień dziesiątkom , setkom tysiącom ludzi.

      Remedium to brak jasnego określenia co jest dobre a co złe ?

      Kochaj ... to nie to samo co opozycyjne : Pogardzaj bliźnim jak sobą samym ! Miłość nie polega na nienawiści ! , choć czasami , przyznaję , kochając kogoś i będąc przez niego krzywdzonym , zaczynamy go nienawidzić. Ale to już jest początek końca tego uczucia.

      Usuń
    3. Sam brak jasnego określenia nie wystarczy, potrzebny jest cały szereg zmian, jak choćby nauka brania odpowiedzialności za własne decyzje.
      Tylko ja nie wiem, czy w ogóle jest sens usuwać ze świata cierpienie. Ba... już sama chęć jego usunięcia jasno sugeruje z czym mamy do czynienia: z głębokim nihilizmem - z niemożnością zaakceptowania świata i życia takimi, jakie są: zawierającymi zarówno radość jak i ból.
      Co innego usuwanie pewnych konkretnych form cierpienia, pewnej prymitywnej brutalności (tortury - również psychiczne -, stosy, łagry). Ale dla mnie tym, co się temu sprzeciwia nie jest jakiś zmysł moralny, ale raczej estetyczny. Mój nos krzywi się w obecności tych, którzy znęcają się nad innymi: czuć od nich woń nory, z której wypełzli. To samo tyczy się zresztą kapitalistycznej formy niewolnictwa w białych rękawiczkach: budzi ono wstręt mojego języka, który szybko wyczuwa, że ten tłusty ptak, którego podano, ma twarde, żylaste mięso o gorzkim smaku.

      Usuń
    4. Hmm... pokora wobec przejawów życia ( cierpienie , radość ) ?

      Nie stawiasz bowiem na planie pierwszym przeżyć ludzi poddawanych brutalnym aktom agresji - stąd estetyzm a nie moralność.

      Usuń
    5. Nie, nie pokora. Afirmacja.


      Ci ludzie tak na dobrą sprawę również powinni narzekać na niegodziwość estetyczną - w końcu to ich zmysły (zwłaszcza dotyk) cierpiały, a nie poczucie obowiązku moralnego :P :P :P Ale mówiąc serio: wypowiadałem się wyłącznie we własnym imieniu i nikomu tego nie każę przyjmować.

      Usuń
    6. Nie musisz oczywiście odpowiadać , ciekawa jestem po prostu czy faktycznie można afirmować cierpienie , cierpiąc fizycznie , udało Ci się to ?

      Przeżywanie cierpienia z ręki kata , to nie moment na rozważania obowiązku moralnego, tak na ważnym marginesie.
      Co do akceptacji , nawet bardzo cierpiąc , nie podcinamy sobie żył( przynajmniej większość).

      Usuń
    7. Nie wiem, czy taka odpowiedź Cię usatysfakcjonuje, ale np. czasem przy ogromnym wysiłku fizycznym, który doprowadza aż do bólu, do cierpienia, jest jednak uczucie satysfakcji, czyli afirmacji całości.
      Ale mówiąc bardziej ogólnie: zastanawiam się nad tym kiedy mamy do czynienia z prawdziwą afirmacją cierpienia. Fizycznego ostatnio zbyt wiele nie doświadczam, ale psychiczne się zdarza - i wówczas bardzo często to boli, chcę się tego pozbyć, jest to nieprzyjemne... ale jakiś czas po fakcie, po tym jak najsilniejsza faza minie jestem w stanie afirmować dane wydarzenie. Tylko zastanawiam się, czy to prawdziwa afirmacja - ta po fakcie. Z jednej strony wydaje się, że nie, że to jakaś projekcja. Z drugiej: jeśli w samym momencie cierpienia ono nie byłoby odczuwane jako nieprzyjemne, jako coś, co chce się usunąć, to chyba nie byłoby faktycznym cierpieniem. Poza tym możliwa jest jeszcze inna opcja: afirmowanie cierpienia objawia się w tym, że jesteśmy gotowi wystawić się na nie (np. zaryzykować jakąś decyzję, która nam może przysporzyć wiele bólu - przeciwieństwem, czyli negacją cierpienia, byłoby tu skrupulatne wyliczanie wszystkiego tak, aby zminimalizować ryzyko wystąpienia bolesnej sytuacji).

      Usuń
    8. No właśnie , jednoczesna w czasie afirmacja aktualnie doznawanego bólu , zamienia chyba go w stan aprobowany ( i nie chodzi o masochizm nawet ) a cierpienie jest czymś co najmniej nieprzyjemnym , więc niechcianym .
      Wyeliminowałabym afirmację po czasie , trąci hipokryzją.
      Natomiast ostatnia opcja jest słuszna , pod warunkiem że afirmacja bardziej dotyczy celu ( decyzji) niż kosztów jego realizacji.
      Dzięki.

      Usuń
    9. Masz rację, że druga opcja (afirmacja po czasie) trąci hipokryzją - to mnie do niej "zniechęca". Ale zastanawiam się, czy da się ją tak sformułować, by pozbyć się tej hipokryzji.

      Co do ostatniej opcji. Sam nie wiem, czy afirmacja musi dotyczyć celów, a nie kosztów. Tzn. celem mógłby być sam ból. Myślę o takiej sytuacji: włączając jakiś film, co do którego mam świadomość, że będzie bardzo ciężki, prowadzący do silnego, egzystencjalnego cierpienia, ale zarazem chcąc go obejrzeć czy tym, czego chcę nie jest m. in. cierpienie? Czy nie ono jest celem? I tu również bez masochistycznego "podtekstu".

      Usuń
    10. To , że afirmuję jakąś całość nie oznacza , że muszę afirmować wszystkie jej składniki , tak myślę sobie że skończmy z wielbieniem bólu.

      Usuń
    11. Nie wiem, czy masz rację. Zależnie od konsekwencji, jakie chcesz z tego wyciągnąć. Czy jeśli afirmuję całość, ale nie afirmuję jakichś jej składników, to powinienem te składniki usunąć? Myślę, że to może być zła droga (zła, jeśli chodzi o afirmację), ponieważ tak faktycznie nie jest się w stanie afirmować całości, całości która jest współgraniem wszystkich składników.
      Ale nie chodzi tu o wielbienie bólu. Wielbienie kojarzy mi się z takim totalnym (p)oddaniem się przedmiotowi czci. Tutaj natomiast równie ważne jest "ubóstwianie" innych stanów, np. szczęścia, radości.

      Usuń
    12. Usunąć fragment rzeczywistości ? Ciekawa myśl , czy udało nam się coś z niej kiedykolwiek " wyciąć" ?
      Hm... pomyśl o analogii z miłością do człowieka , nie ma ideałów , " afirmujesz ją / jego " mimo wielu lub choćby jednej wady. Niemniej np. skłonności do rozrzucania brudnych skarpetek nie będziesz afirmował ( jeżeli to ci by przeszkadzało ), co nie oznacza braku wielbienia swego "ideału" w całości.
      Myślę , że do cierpienia nie należy się przywiązywać , uznawać je za konieczne ,ważne aby postępować tak , aby jego skutki minimalizować.
      Ale może się mylę ... chodzi mi głownie oto , aby zadawanie cierpienia nie tłumaczyć naturalnością jego występowania w naszej rzeczywistości.

      Usuń
    13. Ale skąd ta wrogość wobec cierpienia? Nie rozumiem tego... Ono właśnie jest jak najbardziej naturalne - jest nieodłączną częścią życia. Tylko w śmierci nie ma cierpienia.
      Życie jako tworzenie czegoś nowego to zarazem niszczenie starego. Najlepszym przykładem jest socjalizacja dziecka: wchodząc w świat dorosłych musi ono zrezygnować z różnych naturalnych dla siebie zachowań, co przysparza mu cierpienia (np. nie może już cały dzień biegać po podwórku, ponieważ musi iść do szkoły, nie może już sikać w majtki, tylko musi powstrzymywać się - a pewnie każdy miał okazję przekonać się jakie to jest czasem bolesne, np. w podróży - i robić to w wyznaczonym miejscu, etc.), ale to cierpienie prowadzi je na wyższy poziom rozwoju, ze "zwierzątka" zamienia je w pełnowartościowego człowieka.
      Albo z tymi skarpetkami: ta osoba, która je rozrzuca, gdyby miała przestać to robić musiałaby podjąć pewien wysiłek, co wiązałoby się również z pewnym (oczywiście bardzo małym, nieistotnym zapewne) cierpieniem.

      Ostatnio zaczynam odnosić wrażenie, że ludziom wyryto na mózgach jakąś dziwaczną tożsamość: cierpienie = obozy koncentracyjne. Absurd.

      Usuń
    14. Cierpienie jako wartość( rozwój) , jako warunek nowego życia etc. - tak właśnie można "usprawiedliwiać" jego zadawanie.
      Kiedy nie ma się skali porównawczej , powstrzymywanie się od sikania może wydawać się cierpieniem.
      I jeszcze ... wysiłek ma być cierpieniem.:)Litości - hedonisto !;)

      Usuń
    15. Ani nie jestem litościwy, ani nie jestem hedonistą :P

      Optujesz za tym, żeby nie usprawiedliwiać zadawania cierpienia... Ale myślę, że wpadasz przy tym w drugą skrajność: pragniesz całkowitego usunięcia cierpienia (jeśli nie w tym, to w jakimś przyszłym/innym życiu) - moim zdaniem to równie zła droga.

      Usuń
    16. Ktoś mi powiedział , że buddyzm mocno we mnie się odcisnął :).
      Masz rację , choćby i dlatego , że aby można było odczuć szczęście , trzeba doznać cierpienia.:)
      Tyle cierpień nie ma autora , jest bez nadawcy , więc ograniczajmy świadome nasze jego czynienie. Wystarczy pierwsza opcja.

      Usuń
    17. Ale świat ludzki (świadomy) i pozaludzki (bez autora/nadawcy) są jednym światem, tym samym, a nie dwoma różnymi - cierpienie przynależy do nich tak samo i jest tak samo naturalne.
      I w tym świecie pozaludzkim również możemy ograniczać cierpienie... ba: nieustannie to robimy: większa produkcja żywności (przynajmniej na Zachodzie), lepiej rozwinięta medycyna, różne wynalazki uprzyjemniające życie, etc.

      Usuń
    18. Ależ ja nie dzielę świata na pół , zauważam jego wielowymiarowość , naturalne jest cierpienie powodowane czynnikami nieświadomymi ( skutki trzęsień ziemi np., starości , nieuleczalnych jeszcze chorób) natomiast absolutnie nie jest naturalne a wyłącznie wyrachowane , nastawione na jakiś cel , działanie ŚWIADOME przysparzające cierpień innym.

      Usuń
    19. Jeżeli celem tego działania jest tylko przysparzanie cierpienia, to zgoda - nie dopuszczam takiej opcji. Ale jeśli cel jest inny, a droga do niego wiedzie przez cierpienie, to już zupełnie inna kwestia.

      Usuń
    20. Moglabym się zgodzić, gdyby dodać założenie świadomej zgody innych na przezywanie własnego cierpienia w imię słusznego celu.
      Oczywiscie jestem świadoma pułapek typu: pytanie wroga o zgodę na odbieranie mu wolności czy skazanemu , niewykonalne np. w przypadku chorego dziecka , kiedy zgoda na bolesne zabiegi jest w gestii rodziców itd.

      Usuń
    21. Odnieśmy się właśnie do dzieci: one same z siebie nie potrafią na ogół zaakceptować aktualnego cierpienia w imię jakiegoś przyszłego dobra (np. rozwoju) i trzeba je do tego "zmuszać", tak jak np. "zmusza" się je do chodzenia do szkoły i odrabiania lekcji.
      Tyle, że - moim zdaniem - wielu dorosłych jest jak te dzieci. A wielu pozostałych źle wybiera cele, dla których się poświęca.

      Usuń
    22. To w w ogóle w zasadzie jest postawą heroiczną i wymagającą inteligencji - świadoma zgoda na cierpienie w imię dobra.
      Mam wrażenie, że definiujemy nieco odmiennie ( zakres) cierpienie.

      Ostatnie Twe zdanie , hmm...mam nadzieję , że nie usprawiedliwia prób narzucania innym swoich celów. Wolność, wolny wybór ( przy nieusuwalnych determinantach ) to podstawa godności.

      Usuń
    23. Nie koniecznie chodziło mi o dobro w jakimś moralnym sensie (dobre uczynki), w tym momencie pisałem bardzo ogólnie: odłożyć przyjemność, cierpieć teraz, by potem zyskać więcej (choćby hedonistycznie - oczywiście tylko ogólnie, bo wchodząc w szczegóły hedonizmu nie popieram - jest pusty).

      Czy odmienny zakres cierpienia przyjmujemy. Nie wiem. Ale fakt, że odwołuję się do jego łagodniejszych wersji - robię to jednak z premedytacją: chcę oddemonizować cierpienie (bo dziś cierpienie od razu kojarzy się z Auschwitz).


      Ale jaki wolny wybór proszę ja Ciebie? Chcesz mi powiedzieć, że ci wszyscy ludzie w wolny sposób wybierają 8h pracy, za którą nie przepadają, obecne stosunki gospodarczo-społeczne, władzę, coca-colę, snickersy i seriale w TV? Ja nie widzę niczego złego w narzuceniu takim ludziom (ale takim, a nie tym faktycznie wolnym) swoich celów O ILE są to cele bardziej witalne, lepsze dla rozwoju kultury (a tym samym - paradoksalnie - rozwoju ich wolności).

      Usuń
    24. Wiedziałam , że nie o dobro Ci chodziło , ale ponieważ dla mnie czynienie jegoż to najważniejsza , najbardziej pożądana dla ludzkości droga , prawda najwyższa , boski kaprys - namolnie będę ten cel umieszczać.

      Sorry , łagodniejsze formy " cierpienia " są odczuwalne jedynie przez mięczaków , rozczulającym się nad swoim ciałkiem, lenistwem i brakiem woli.:))))!

      Oczywiście w wolny sposób wybierają 8h roboty , bo zarabiają
      na chlebek dla siebie i rodzinki. Kwestia odpowiedzialności.
      Manipulacje reklamowe , please odpuśćmy , wybrali , ich sprawa.
      A manipuluj swoimi celami , ale będąc nie na tym samym poziomie mentalnym co wytwórcy coca- coli i reszty , uczciwie uprzedź o kosztach ( tzn. cierpieniu ).

      Usuń
    25. Twórca coca-coli nie uprzedza o negatywnych skutkach jej picia :P I nie wiem czemu chcesz odpuszczać manipulacje reklamowe - poważny procent (jeśli nie większość) społeczeństwa im ulega (ulega, a nie wybiera), więc jak można w dyskusji o społeczeństwie wykluczać owo społeczeństwo? :P
      A co do pracy dla chlebka - ja nie mówię, że lepiej próżnować i być nieodpowiedzialnym... chodzi mi raczej o to, że a) można zarabiać robiąc to, co się lubi, w czym się spełnia, w czym się odnajduje (tylko czasem zarabia się tak mniej... a czasem okazuje się, że jest się człowiekiem niepotrzebnym, tzn. bez wewnętrznego celu, w którym by się spełniało... jest się duchowym niewolnikiem), b) myślę, że możliwe są inne stosunki społeczne, które pozwolą pozyskać chlebek dla siebie i rodzinki w bardziej sensowny sposób.

      Usuń
    26. Nie uprzedza, ale jemu chodzi wyłącznie o kasę , tobie mam nadzieją o coś wartościowego:P
      Wybiera , i to juz o wiele wcześniej , decydując się na bezwolność swej egzystencji ( brak parcia na rozwój swych komórek mózgowych).

      a) jaaaasne :)
      b) stosunki społeczne ulegają ewolucji , byle nie pod wpływem rewolucji :)

      Usuń
    27. Wybiera bezwolną egzystencję? Kto? Dziecko, którego rodzice idą zarabiać na chlebek i nie mogą się nim zająć, więc sadzają je przed telewizorem i chłonie tę serialowo-reklamową papkę? Twierdzisz, że to dziecko wybiera?
      A to tylko obraz wielu analogicznych sytuacji... Nie wiem, czy parcie na rozwój jest wrodzone człowiekowi, czy nie (wydaje mi się, że tak)... ale za to jestem przekonany, że to społeczeństwo (machina społeczna, a nie jednostka) bardzo silnie stara się taką rządzę rozwoju zahamować... I na ogół się jej udaje niestety... A ci, z którymi się nie udało - moim zdaniem to nie wybór (przynajmniej nie w pierwszym momencie), ale raczej... błąd w matriksie...

      Usuń
    28. Dziecko nie tkwi w próżni ani wyłącznie w domu , z załóżmy lichymi rodzicielami.
      Juz nie piszę o szkole , ale przecież nawet w mediach są inspiracje do " zgłębiania " świata. Wybiera wygodne lenistwo bądź okazje do zaspokajania ciekawości a w konsekwencji rozwój. Wolę trzeba mieć do tzw. pracy. Stawiam tezę , że większość milusińskich bachorków jest aktywna na różnych polach , dopiero później przychodzi regres , często jest to "wina" owych 8h.

      Społeczeństwo ... a co to takiego ? Organizacja narzucająca porządek ? Machina ? Kasa rządzi światem , filozofie. I chęć pełnienia władzy - szeroko rozumianej. Czyli jednostki zrzeszone w grupy wspólnych interesów.
      A po drodze te grupki wykorzystują idee , zamieniają w ideologie ... manipulacja kwitnie.

      Mamy wybór od zarania , i zawsze szansę na zmiany, chcemy stagnacji lub zrywu. Rozwój cywilizacji ludzkiej to nowa jakość sumy indywidualnych wyborów. Ludzie mogą wiele , ale poprzestają najczęściej na minimum i świętym spokoju. Okej , ich prawo. Na siłę nic zmieniać nie wolno , wolno inspirować, odpowiedzialnie - to ważne !

      Usuń
    29. Widzisz - ja się z tym nie zgadzam... za dużo wiem, za dużo obserwuję... Rodzice to był tylko taki sztampowy przykład... Jasne, że dziecko nie tkwi w próżni, ale to w czym tkwi, to właśnie "matrix" - system dbający o to, żebyśmy byli egzystencjalnie leniwi. Nie tylko rodzice, ale ogół: szkoła, media, zagospodarowanie przestrzeni miejskiej (policz ile jest miejsc na reklamy, a ile jakiś np. domów kultury), publiczne (tzn. z podatków) propozycje rozrywki w czasie wolnym (ile mln wydaje się teraz na przygotowania do igrzysk, a ile wydaje się na to co naprawdę rozwija człowieka).
      Twierdzisz, że szkoła i media zachęcają nas do "zgłębiania" świata - to prawda, ale tylko pewnej jego części: tej która przyniesie komuś zysk (produkuj nowe farmaceutyki, nowe oprogramowanie, nową elektronikę, nowe przepisy choćby, ale pod żadnym pozorem nie twórz czegoś, co każe ludziom przystanąć i zastanowić się nad sobą i swoimi relacjami z bliźnimi... to dobre dla życiowych nieudaczników - ten, kto odniósł życiowy sukces może to udowodnić stanem konta).

      [A co do lenistwa... pomyślałem sobie, że to, że oskarżasz o nie ludzi/dzieci jest takie typowo chrześcijańskie - cóż bowiem mówi ta religia: z natury jesteś grzeszny, zły, a więc również leniwy...]

      Usuń
    30. Ale mam nadzieję , że społeczeństwa ( pojęcie abstrakcyjnej wspólnoty coś narzucającej członkom ) nie winisz za brak kultury wysokiej ? Ludzie egzystencjalnie leniwi są o niebo lepszymi konsumentami, stąd nachalność i precyzyjność przekazu wszelkiej maści kampanii reklamowych działających na zlecenie tych " od robienia kasy ". Oni są matriksem oraz ci , którzy wykonują ich zlecenia. To ogólnoświatowa akcja , której próbują przeciwstawiać się pisarze,artyści ( też nie wszyscy), naukowcy, dobrzy nauczyciele , religie.
      Ich " wytwórczość" znajdziesz , ale czy w świecie tak skonstruowanym , bazującym na atawistycznej walce o byt , ma ona szansę na powszechność odbioru ? Wiadomo ,że nie.
      A na praktyczne zastosowanie w życiu odbiorcy ? Jeszcze rzadziej - to oczywiste .
      Niemniej, leży ( ów wybór ) w gestii każdego człowieka. Łatwiejszy jest dla młodych ludzi z rodzin inteligenckich , nie preferujących konsumpcji , trudniejszy dla miłośników tv, marketów , piwska itd.
      Im wyjść poza " wzorzec lenistwa " otoczenia znacznie trudniej.

      Nie wiem czy zarzucanie lenistwa jest takie " typowo chrześcijańskie " , już bardziej spartańskie, antyczne, co ?
      :)
      Lenistwo wg mnie jest spadkiem o proweniencji czysto biologicznej , czyli zasadą nietracenia energii w czasach kiedy jej sobie dostarczenie bywało prawdziwym trudem. A dziś ? Dzisiaj mamy zbędne kilogramy ... :)

      Usuń
    31. Wybacz moja droga, ale akurat religie - a konkretniej: ich instytucjonalne realizacje - przez wieki odpowiadały za to, za co dziś odpowiada reklama. Jeśli już mówisz o lenistwie to właśnie tym zawsze była dla mnie religia: przejawem egzystencjalno-intelektualnego lenistwa (dzisiaj zastąpiła ją konsumpcja).
      A co do społeczeństwa w ogóle... Tak, winię je - przynajmniej te znane nam formy (może - ale podkreślam: może - starożytna Grecja i Renesans były tu jakimiś wyjątkami) - ponieważ społeczeństwo jako takie tłamsi te wyjątkowe indywidua, które chcą wznieść je na wyższy poziom (owych pisarzy, artystów, naukowców, nauczycieli, filozofów).

      Ale wróćmy do wyboru... Powiedz mi: jak młody człowiek, którego otacza wyłącznie konsumenckie środowisko może wybrać? Chodzi mi o taką sytuację, w której on nawet nie jest świadom, że można żyć inaczej? (A nawet jeśli taki pozna... skoro już mowa o atawizmach, to jednym z najsilniejszych jest potrzeba bezpieczeństwa, a to daje nam to, co dobrze znane, to co pewne, sprawdzone.) Weźmy inny przykład: żona bita przez męża. Jeszcze kilka wieków temu było to czymś zupełnie normalnym, cieszyła się, jeśli nie bił jej bardzo mocno. Ba... jeszcze w takim PRLu gdyby kobieta zadzwoniła na milicję ze skargą na to, że bije ją mąż zostałaby wyśmiana, a w najlepszym wypadku by nie zareagowano. A dziś... Dziś jest inaczej. Czy dlatego, że te kobiety nagle same z siebie inaczej wybrały niż robiły to przez wieki? Nie - dlatego, że stworzono im możliwość, której wcześniej nie miały (policja i społeczeństwo reaguje - ale robi to, bo zostały do tego "wychowane", "zmuszone") i dlatego, że im pokazano tę możliwość i "wmuszono" (socjalizacja) ją w nie (różne kampanie społeczne). Dokładnie to samo tyczy się stylu życia - moim zdaniem w większości to brak świadomości, że istnieją inne możliwość i brak realizacji tych możliwości (społeczeństwo baaardzo utrudnia wszelkie próby życia w sposób wolny), a także ogólnospołeczny atak na inne - niż ogólnospołecznie akceptowalne - style życia. Jak siedzisz przed tv i pijesz piwsko z marketu to jesteś w porządku, ale jeśli np. angażujesz się w jakieś organizacje pozarządowe, malujesz awangardowe obrazy i chadzasz na wieczorki poetyckie to jesteś co najmniej dziwakiem... A nie daj boże jesteś bardziej politycznie (ale nie w sensie tego, co się w tv pokazuje, tylko w sensie rzeczywistej partycypacji w życiu publicznym) zaangażowany w przeciwstawianie się panującym wzorcom i nakłaniasz do własnego - wtedy już tak ulgowo cię nie potraktują.


      Kiedy mówiłem o chrześcijańskości chodziło mi o to, że w tej religii z natury, z urodzenia, z własnego, ludzkiego wnętrza się jest złym (grzech pierworodny) i wydaje mi się, że tak samo widzisz powody takiego, a nie innego postępowania ludzi: "to wyłącznie ich wina, są leniami, nie chce im się wybrać lepiej" (= są grzeszni). Ja natomiast twierdzę, że wina w dużym stopniu stoi (również?) po stronie tego, co od indywiduum niezależne: instytucji, społeczeństwa, kultury.
      A co tam antyczni by o tym powiedzieli... nie wiem... Może, że są dwa typy ludzi: arystokracja i niewolnicy (Arystoteles usprawiedliwiał niewolnictwo) - ale nie wiem, tylko gdybam.

      Usuń
    32. Zacznę od ostatniego akapitu.
      Po pierwsze.
      Też tkwiłam latami w katolicyzmie , ale poza uzasadnieniem mitycznego wygnania z raju za nieposłuszeństwo skutkującego tzw. grzechem pierworodnym - wszystko inne ( brak/posiadanie grzechów)zależy od wyborów człowieka , więc nie wmawiaj mi, że zło "widzę" jako fundament osobowości. Zadziwiasz mnie , ja ciągle podkreślam rolę każdej , najmniejszej nawet rangą decyzji człowieka w budowaniu swego - ja - skąd więc u licha to posądzanie mnie o czarny determinizm ?
      Owszem, w protestantyzmie bycie złym/dobrym leży w "gestii" Boga, i to jest niejako spadek antycznej wiary w Ananke , przeznaczenia od jakiego zależni byli nawet władcy Olimpu.
      Po drugie.
      Dla praktykującego katolika , autentycznie wierzącego , przestrzegającego dekalogu , próbującego wypełniać wzór wartościowego człowieka , jaki nakreślił Jezus w przypowieściach czy swoich czynach opisywanych przez Ewangelistów - zagrożenia dla autentyczności nie ma , im konsumpcyjny "matriks" niegroźny.

      Owszem , rozumiem że dla Ciebie lenistwem umysłowym jest brak samodzielnego dochodzenia do ontologii , etyki itd. , ale pamiętaj o uniwersalizmie religii , PRZEKAZIE dla wszystkich , czyli także dla tych , którzy zwyczajnie nie potrafią takich samodzielnych prób podejmować jak np. teolog czy filozof , bo są niewykształconymi w tym zakresie jednostkami a pytania : skąd , dokąd , po co - nurtują także ich.Nie mozna wszystkiego mierzyć własną miarą .:)

      Sorry , nic mnie bardziej nie wnerwia niż konformizm tych , ktorych stać ( dobre wykształcenie i środowisko) na autentyczny rozwój - tylko i wyłącznie lenistwo i brak odwagi bycia sobą sprawiają , że kołtuństwo egzystencjalne ma się dobrze jako powszechny wzorzec.
      Trudniej rozwijać się uboższym czy wychowanym w środowiskach patologicznych , muszą mieć więcej samozaparcia i wiary w siebie a także zwyczajnej siły psychicznej do pokonywania barier.

      Rola środowiska - to wpływ akceptowanej przez większość jej członków - takiej a nie innej przyjmowanej w czasie obyczajowości - obyczajowości narzucanej przez grupy lub jednostki stojące u władzy. Albo owe " zasady bytu " są wymuszane prawem albo są efektem trendów silnie " wspomaganych " przez trzymających władzę finansową , religijną , polityczną - tak więc nie społeczeństwo jest autorem kampanii reklamujących i "wymuszających "taki a nie inny tryb życia , ale konkretne osoby.

      Nonkonformiści bywają różni , nie zawsze są zaangażowani w pracy nad kształtowaniem pożądanych dla ludzi wzorców postaw. O tym też pamiętajmy.
      Wiem o czym mówisz, o lekceważeniu , pogardzie, ośmieszaniu lub całkowitej obojętności wobec tych , co chcą w życiu zdziałać więcej , o takich którzy burzą "święty " spokój , próbują pokazać lub zrobić , postępować inaczej .
      To cena za wypływanie ze stojącej wody stawu , ale warto aby mieć dla siebie szacunek być nawet , o kurczę śmiesznym Don Kichotem lub Rejtanem. Trzeba tego chcieć , po prostu lub ze strachu , lenistwa , przyzwyczajenia tkwić w utartych koleinach.
      Jednostki , grupy narzucają światu swoje przekonania , po praktyce przerobionej w masach - widać efekty.
      Oby takich odważnych , działających w dobrym celu , było jak najwięcej.
      Masz rację , odrzucających poczucie bezpieczeństwa jest mało, ochrona siebie to atawizm do bólu - dlatego " rozgrzeszam :) leniwych " , ale podobno zwierzęcy " altruizm " przynosi korzyści gatunkowi , ludzki też.

      Usuń
    33. Istota sporu między nami tkwi w tym, że ty przyjmujesz istnienie wolnej woli, a ja nie. Stąd np. inne interpretacje chrześcijaństwa - twoja jest słuszna, przy twoich założeniach (chociaż myślę, że wciąż dałoby się podyskutować o niej, np. a) cóż oznacza grzech pierworodny? to, że człowiek jest z natury zły i jedyny sposób, żeby z tego zła się wydostać to chrzest, czyli wejście do wspólnoty chrześcijańskiej, ergo wszyscy niechrześcijanie są źli, w naszym przypadku byłoby to: leniwi; b) Chrystus ponoć umarł za grzechy nas wszystkich, więc nie tylko taka procedura jak spowiedź nie ma sensu, ale - przekładając to na temat naszej rozmowy - być może da się z tego wyciągnąć wniosek, że to czy ludzie są leniwi czy nie jest nieistotne, bo i ta zostaną zbawieni, więc nie muszą się starać - to oczywiście wszystko tylko hipotezy).

      Odnośnie tego jak wyjaśniasz funkcję religii. Wydaje mi się, że chociaż jedną ręką potępiasz lenistwo (przez większość komentarzy), to drugą (w tym właśnie miejscu) je usprawiedliwiasz. Jeśli ktoś jest konsumentem to jego wina, bo nie szuka innych sposobów życia, ale jeśli ktoś wyznaje jakąś religię to nie dlatego, że jest leniwy, tylko po prostu jest za mało zdolny, żeby szukać... Czemu stosujesz tak różne kryteria oceny dla tak podobnych przypadków? Może konsumenci to Ci, którzy są za mało zdolni żeby szukać? A może ludzie religijni to ludzie leniwi? Przecież nikt im nie każe być odkrywczymi w filozofii - chodzi tylko o to, by po nią sięgnęli i przemyśleli to co czytają, w tym konkretnym przypadku, by być ze samymi sobą fair powinni sięgać przede wszystkim po książki, które krytykują (oczywiście sensownie, chodzi mi o krytykę, a nie krytykanctwo) przyjmowaną przez nich wiarę i powinni głęboko, gruntownie, szczerze, wewnętrznie, rozumiejąco przemyśleć przedstawione argumenty.

      A co do konkretnych ludzi stojących za kampaniami reklamowymi itp. - i tak i nie. Tak: bo faktycznie da się wskazać konkretne jednostki nakazujące wykonanie reklamy oraz konkretne jednostki wykonujące te reklamy - to oczywiste. Nie: ponieważ te jednostki są takimi samymi "ofiarami" machiny społecznej jak konsumenci - chodzi mi o to, że oni nie wybrali sobie tego stylu życia (narzucania konsumpcji) tylko zostali do niego zdeterminowani przez istniejącą aktualnie strukturę społeczną. Czyli: usunięcie tych jednostek nic nie da, ponieważ na ich miejsce pojawią się inne (nie dlatego, że istnieją inni źli ludzie, ale dlatego, że struktura społeczna - kapitalizm w naszym wypadku - wymusza zaistnienie takich jednostek). Jeśli chcemy coś z tym zrobić, to musimy zmienić ową strukturę społeczną - zastąpić kapitalizm innym systemem [nie, nie komunizmem :P].

      Usuń
    34. Grzech pierworodny jest metaforą zła , obecnego w tym świecie nawet bez naszej woli, egzystujemy zabijając inne istoty czy kładąc kres roślinom - tak ja sobie tłumaczę , plus podkreślenie wartości Transcendencji, Absolutu , Boga - wiara w którego " ułatwia " życie.
      Spowiedź - hmm... przed człowiekiem bywa upokarzająca , wieki nie byłam. I myślę , że samokrytycyzm autentyczny - wystarczy.

      "Lenistwo" wierzących , to przecież nie to samo , mój Drogi.:)
      Zauważ , że dla wielu wyznawców , wielu kultów - sama myśl o antyargumentach już jest grzechem , może zaboleć Boga , którego autentycznie się kocha . Tutaj podporządkowanie się czyjemuś kierownictwu ( święte księgi , kapłani , szamani) jest podstawowym obowiązkiem, cnotą a nie aktem pejoratywnym.
      " Niepełnoletność to niezdolność człowieka do posługiwania się swym rozumem , bez obcego kierownictwa. Zawinioną jest ta niepełnoletność wtedy , kiedy jej przyczyną jest nie brak rozumu , lecz decyzji i odwagi posługiwania się nim bez obcego kierownictwa " ( Kant)
      I o takim lenistwie mówię.

      Nie rozumiemy się , może faktycznie dlatego , że Ty za brakiem woli , wyboru - optujesz . Struktury społeczne , od niewolnictwa po komunizm ( de facto rózne postaci socjalizmu) nie powstają z próżni , jednostki je budują , narzucają itd.
      Nowy system ? Wg mnie tylko wtedy powstanie , kiedy staniemy się bardziej etyczni wobec innych i świata.
      Wczoraj oglądałam po raz 3. " Przesłuchanie " z Jandą w roli głównej. Ot , jak marzenia o nowym , sprawiedliwym systemie rodzą upiory i zniewolenie.

      Usuń
    35. Ależ ja również odnoszę się do tych słów Kanta. Tyle, że ja rozciągam je na religię. Ba... sam Kant na dobrą sprawę rozciągał je na religię. Uważał, że religia jest właśnie dla tych "niepełnoletnich" ludzi, którzy własnym rozumem nie potrafią dojść do praw moralnych.

      Nie, marzenia o nowym systemie nie rodzą upiorów i zniewolenia. Myślę, że nie chciałabyś, aby kilka wieków temu nie zburzono feudalizmu. Upiory i zniewolenie rodzą się z czegoś innego: z wykorzystania czyichś marzeń i pracy w kierunku urzeczywistnienia tych marzeń do własnego, starego i reaktywnego, zawsze tego samego celu: podtrzymania swojej marnej wegetacji, zamiast pomnażania Życia.

      Usuń
    36. A ja uważam ( zauważyłes jak mój filozoficznie niekształcony umysł bezczelnie podważa tezy uznanych myślicieli ? :), że i Kant i Ty nie raczycie brać pod uwagę desygnatu słowa : wiara. Wiara to nie dowody i polemika na kontr- i argumenty.
      Przyjmowanie na wiarę jest poza polem dyskusji. W zasadzie szukanie dowodów na potwierdzenie swej wiary - jest pierwszym krokiem jej zaprzeczania w sobie. Tutaj " lenistwo " jest łaską wiary . Ale tylko tutaj - żeby nie było.

      Ja się mogę zgodzić , że rewolucje oprócz morza krwi wydają z czasem i pozytywy , ale myślę również iż bezkrwawe i bezcierpienne : Kochaj bliźniego jak siebie samego - uczciwie stosowane, w ciągu kilku dekad uczyniłoby życie tutaj naprawdę pięknym.

      Usuń
    37. Wiem czym jest wiara. Dlatego postuluję antyteizm (taki, jak go kiedyś zdefiniowałem - czyli szukanie, szukanie, szukanie, szukanie... polemika, krytyka, sceptycyzm, konstruowanie, sprawdzanie, obalanie, znowu konstruowanie, znowu sprawdzanie...).


      Kochaj bliźniego... Pięknym z czyjego punktu widzenia? Nie sądzę, że z punktu widzenia silnych (afirmatywnych i aktywnych). Ale zapewne dla słabych witalnie, którzy nie są w stanie tworzyć (bo tworzenie wymaga wcześniejszego niszczenia), którzy nie rozumieją, że częścią Życia jest również panowanie nad tym co słabsze (żebyś mi zaraz nie wyjeżdżała z nazistami to np. panowanie nad swoimi prymitywnymi, cielesnymi żądzami) oraz cierpienie.
      Chyba, że potraktować to maksymalnie dosłownie, bez pozostałej religijnej otoczki. "Kochaj bliźniego jak siebie samego" - ja tak właśnie postępuje: dużo od siebie wymagam, niszczę to co w sobie słabe i chore, zadaje sobie cierpienie, jakie konieczne jest do wyzwolenia większej witalności i tak też (zgodnie z przykazaniem) traktuję bliźnich. Pasuje?

      Usuń
    38. Jest inny termin : suprateizm :) . Biedaku , zmuszam Ciebie do rozważań teistycznych i tym samym , nie chcąc " legitymizujesz " wszak ten Obszar. :)
      Naprawdę tak te zagadnienie definiowałeś ?
      No ale przyznaj ,poprawne rozumienie pojęcia : wiara , uniemożliwia zarzucanie jakiegokolwiek "lenistwa".

      Dla wszystkich kochających pięknym.
      Kochasz siebie ? Wtedy będzie "pasować":)

      Usuń
    39. Nie zrobiłem tego w takiej formie jak teraz, ale tak - o to mi chodziło w tym moim dziwacznym wpisie (na usprawiedliwienie dodam, że to był pierwszy, musiałem się wyrobić... no i przyznaję, pewne idee tam zawarte musiały dojrzeć do bardziej zrozumiałej - również dla mnie - artykulacji).
      Rozumiem o co Ci z tą wiarą chodzi, ale powiem tak: dla mnie wiara = lenistwo.

      Kocham. Ale pytam, czy taka miłość, o jakiej napisałem, odpowiada Ci - tzn. temu pięknoduchowstwu, jakie kryjesz za przykazaniem miłości. Bo ja jestem skłonny i do cierpienia sobie zadanego i do opanowywania tego, co we mnie słabe... ergo powinienem być skłonny do zadawania cierpienia innym i do panowania nad słabymi - pasuje?

      Usuń
    40. A mnie zdziwiło , że można zakładać poprzez nieartykułowanie teizmu i ateizmu "śmierć" pojęcia Boga.
      To co raz zwerbalizowane zostało - nie umiera a szczególnie tak intrygujące, niepoznawalne, pełne nadziei / lub groza jej braku ...
      Dla każdego -- nie tylko antyteisty ale i ateisty , agnostyka rownież -- wiara jest zbiorem pustym , zero realnego desygnatu. Dla dotkniętego , wręcz zaskoczonego obezwładniającą siłą Przekazu , czymś bardziej realnym niż rzeczywistość i sama świadomość. Wierząc jest się szczęśliwym.

      Wiesz , z tym mam problem , wyłuszczyłeś go dobitnie:),poddaję się z tym kochaniem siebie... ale postaram się wybrnąć. To nie pięknoduchostwo a wrażliwość na cudzy ból , po pierwsze.
      Secundo, bezprawnie zrównujesz swoją immanencję a raczej ją przenosisz , uzurpatorze:), na wnętrza innych. Nie , nie masz prawa zadawania cierpienia a tym bardziej panowania nad innymi. Jakkolwiek ułomna( zdeterminowana) jest nasza osobowa wolność to jednak jest największym darem i sposobem budowania swej tożsamości. Kochając ludzi - nie możesz pozbawiać ich godności.
      Możesz apelować o samodoskonalenie ... hmm generować potrzebę opanowywania słabości aż do cierpienia , ale nic więcej.
      Dzięki , prowokacje pozwalają lepiej rozumieć to co w nas siedzi i czego należy bronić.

      Usuń
    41. Nie no, czemu... bardzo prosta sprawa... W powiedzeniu "Bóg umarł" nie chodzi o Boga dokładnie takiego, jak rozumie go osoba wierząca, ale o system wartości i postawę człowieka wobec nich - oznacza to zaprzestanie odnoszenia się człowieka i jego podległości wobec transcendentnego systemu wartości (ale nie przez zastąpienie go immanentnym system wartości, ale poprzez popadnięcie w relatywizm, a ostatecznie - nihilizm). Chociaż faktem jest, że Nietzsche chciał przez to wyrazić również to, że współczesny człowiek (nawet jeśli wydaje mu się, że jest inaczej) zatracił pojęcie sacrum.
      Ja bym trochę rozróżnił: ateista - wierzy, że Boga nie ma; agnostyk - nie wie, czy Bóg jest czy go nie ma i albo go szuka, albo zaprzestał szukania wierząc, że człowiek nie jest w stanie odnaleźć odpowiedzi; antyteista - ten, który w ogóle nie akceptuje czegoś takiego jak wiara.

      Wyłuszczyłem, żebyś dostrzegła pewną konkretną rzecz: ty nie pragniesz, by ludzie zaczęli żyć wyłącznie zgodnie z przykazaniem miłości, ale również z jego judeo-chrześcijańską otoczką. A dla mnie problem jest przede wszystkim w tej otoczce... jest ona reaktywna, chce osłabienia typu ludzkiego. Ja też jestem wrażliwy na ból, ale trzeba odróżnić wrażliwość i współczucie od litości. Litość to zgoda na to, by istniało to, co istnieć nie powinno (jako zbyt słabe, nieudane). Chrześcijaństwo jest religią litości.

      Usuń
    42. Litość ( nawet bierna)jest lepsza od sadystycznej , aktywnej agresji.
      Co Ty z tą otoczką ! Niech tylko autentycznie kochają , nawet będąc suprateistami. SERIO !

      Dziś nierówności w skali globalnej można opisać zasadą Pareto , gdzie 15 % ludzkości konsumuje aż 85 % wytworzonych dóbr.
      W 2010 wg danych Banku Światowego ponad 1, 29 mld ludzi żyło za mniej niż 1, 25 dolara dziennie !
      Dorzuć inne plagi - choroby , skutki naturalnych katastrof , brak edukacji minimalnej , horror autorytarnych kacyków, chciwość możnych tego świata ... i wtedy dalej się nabijaj z kochania bliźniego.

      Usuń
    43. Zawsze jest otoczka - pamiętaj, ja "wyznaję" holizm... Przykazanie miłości nie jest samodzielnym bytem, ale zależnym od pewnej całości - w innej całości, w innej konfiguracji, przybiera inne znaczenie. I nie musisz mi mówić tego wszystkiego, ja to wiem, mam świadomość tego, ba... co więcej rozumiem to... i nie, nie nabijam się.
      Ja tylko uznaję hierarchę. Jedni ludzie są wyżej, a inni niżej na szczeblu rozwoju. Tym wyżej trzeba czegoś więcej niż przykazania miłości, muszą podążać nową drogą... A tym niżej... no cóż, jak to każdej istocie na niższym szczeblu: trzeba jej wspiąć się na wyższy (być może do tego przyda się przykazanie miłości).

      Usuń
    44. A kryterium hierarchii -stopień natężenia woli ?
      Jeżeli podejmowane wyzwania ( nowe drogi ) będą choćby tylko wzmacniać niwelowanie ogromnych kontrastów bytowych - zgoda.

      Usuń
    45. Kryterium... Oto pytanie... Powiedziałbym: witalność. Ale myślę, że jest ono o wiele bardziej złożone, aczkolwiek witalność (wola aktywna i afirmatywna) jest tu warunkiem koniecznym. Oprócz niej istotny wydaje mi się również poziom świadomości i samoświadomości oraz coś co nazwałbym dobrym smakiem, związanym nie tylko ze sztuką.

      Co do niwelowania kontrastów bytowych - okay, ale to skomplikowana kwestia. Dla przykładu: "my" (Zachód) powinniśmy oduczyć się konsumpcji oraz nauczyć pewnej zaradności (różnych "rzemiosł" na - przynajmniej - poziomie podstawowym, np. wyrabiać proste ubrania, gotować, robić jakieś proste meble itp.), po to by pozbawić naszych pieniędzy tych, którzy oferują nam różnego rodzaju g... (tzn. produkty niepotrzebne lub szybko psujące się); ale obawiam się, że wówczas cały konsumpcjonizm zostałby przeniesiony na ubogą obecnie część globu - poprawiłyby się tam warunki życia, ale wpadli by w sidła, w których obecne "my" tkwimy [paradoksalnie: "oni", którzy teraz posiadają zaradność, o której pisałem].

      Usuń
    46. Załóżmy hipotetyczną rzeczywistość w dalekiej przyszłości homo sapiens , otóż każdy człowiek jest już maksymalnie witalny, do granic możliwości świadomy i samoświadomy, i każdy prawdziwym " arystokratą " życia ( smak). Wpadasz na tam jak śliwka w kompot i próbujesz całe to globalne towarzystwo jakoś po nowemu , sensownie , uhierarchizować. Już się nie da - czy da się ? ?

      A to racja , szczepionka na konsumpcyjność by się przydała , bo nożyce coraz bardziej i bardziej się rozwierają .
      Co do małpowania naszego stylu życia , jak na razie tej większości państw okreslanych mianem Trzeciego Świata( ubogich) bądź upadłych to nie grozi, nie mają szans na pościg. Pomoc państw Północy w ramach ODA prowadzi do regresu niż poprawy. Donorzy zarabiają w dwójnasób, " beneficjenci " tracą. Na " pomocy" można nieźle się obłowić , celuje w tym witalna Ameryka a od niedawna Chiny.
      Kasa rządzi rzeczywistością a nie jakieś tam pożal się Panie Boże - kochanie bliźniego.
      Te 15 % zżerających nie zdobędzie się na wyrżnięcie w pień niedojadających 85 %( lichych) , bo się po prostu to nie opłaca.

      Usuń
    47. Z witalnością chodzi o to właśnie, że się nie da być maksymalnie witalnym. Zobacz jaki postęp witalności mamy od pierwszego "planktonu" zamieszkującego praocean do dziś, do człowieka. Co będzie za kolejne miliony lat? Najbliższym "celem" witalności jest nadczłowiek ;)
      Poza tym nie sądzę, żeby każdy człowiek mógłby być w tym samym stopniu witalny (+ świadomy + samoświadomy), zawsze musi być ktoś bardziej, kto będzie reszcie przecierał szlak.
      W świecie nie ma równości i być jej nie powinno.

      Wiem, że się nie zapowiada to w tamtych krajach, ale sugerowałem, że gdybyśmy my z tego zrezygnowali (co, na skalę masową, jest mało prawdopodobne raczej), to konsumpcjonizm zostałby zaszczepiony gdzie indziej.
      Tylko proszę Cię, jeśli już używasz nietzscheańskich terminów (lichy) to rób to poprawnie, albo wcale :P Niedojadający człowiek z kraju trzeciego świata nie jest z definicji lichy, może być lichy lub dostojny, ale to zależy od zupełnie innych czynników niż jego sytuacja ekonomiczna.

      Usuń
    48. Mylisz witalność z pogłębianiem struktur , najbardziej witalne są cząstki pierwotne , pomyśl o prędkości światła.

      :) A hierarchia wśród nadludzi ?

      Lichy -- na szczęście jeszcze funkcjonuje nie tylko w nietzscheańskim znaczeniu , liche życie materialne naprawdę jest w ogromnej przewadze.

      Usuń
    49. Nie, to ty mylisz witalność z... ja wiem... energią, swobodą cząstek... czymś takim... Stąd "aforyzm", który dodałem wczoraj: dla mnie witalność to również (nie tylko, ale również) złożoność struktury, nowe jakości, nowe funkcje jakie ona posiada (życie - w sensie biologicznym -, potem ruch, psychika, świadomość, kultura... kto wie co będzie dalej).

      Zgodnie z logiką wywodu (przyjmowanej ontologii) nadludzie również powinni się zhierarchizować, różnić między sobą. Ale nie mówmy o nich, póki ich jeszcze nie ma - są oni najbliższym celem, do zrealizowania dla nas.

      W twoim poprzednim komentarzu słowo "lichy" w kontekście wygląda tak, jakby było użyte do oceny moralnej tych ludzi, a nie ich stanu posiadania... ale może błędnie zrozumiałem tamtą wypowiedź.

      Usuń
    50. Od iluś tam lat pod słowem witalność rozumiem : energię , zdrowie , siłę niezbędną do życia , żywotność .
      Ty, dodajesz nowe znaczenia.
      Zawsze będzie z tym kłopot w odbiorze, może jakiś neologizm na tak pojemne leksykalnie słowo ?

      Wiesz co znosi każdą z licznie funkcjonujących hierarchii ludzi , w każdym czasie i miejscu ?
      Postawa mega empatii , miłości do wszystkich form życia i taki będzie CZłowiek dalekiej przyszłości , nadludzi oby nigdy nie było.

      Usuń
    51. W neologizmy bawił się Heidegger... miał swoje powody... Ja nie mam, być może, do tego talentu, więc robię tak jak inni filozofowie od wiek wieków: wykorzystuję do tworzenia pojęć słowa z języka potocznego (bo trzeba odróżnić "słowo" od "pojęcia"). Dla przykładu: wprowadzony przez Arystotelesa, bardzo abstrakcyjny termin "hyle" - tłumaczony na polski jako "materia" - oznaczał oryginalnie ni mniej ni więcej tylko "drewno". Przykładów pewnie można by mnożyć na setki. Taka uwaga, gdybyś zabierała się za filozoficzne teksty (choćby Nietzschego): uważaj, by nie wciskać pod stosowane słowa własnych pojęć, tylko wyłuskuj pojęcia tworzone przez autora.

      Podobna sytuacja, jak ta opisana powyżej, ma się z pojęciem hierarchii. To, co znosiło wszystkie funkcjonujące dotąd hierarchie nie za bardzo mnie "obchodzi", bo u mnie to pojęcie ma nieco inny sens. Ale zostańmy nawet przy zwykłym: jakoś nie widzę, żeby ta empatia zniosła skalę siły, inteligencji, mądrości, zamożności, władzy/wpływów itp. Hierarchie (te klasycznie rozumiane) mają się w miarę dobrze, tylko muszą nieco zmieniać formy, kryć się pod różnymi maskami.

      Usuń
    52. Świetny mecz Rosjan , kurczę jak sobie z nimi poradzić za kilka dni ? Po emocjach sportowych - potyczki na blogu :).
      Kwestia nowych pojęć umieszczanych w starych , utrwalonych desygnatach słów ... wiesz , nie wiem do końca co lepsze.
      W zasadzie budzi to mój opór , nakazywanie nowego rozumienia jest trochę " bezczelne " :) , sorry - tak trudno stworzyć słowo? Chociażby przez dodanie przedrostka lub złożenia: wszechwitalność , panwitalnośc , konstruktowitalność , witbios ... znaczenie to by eliminowało problemy z rozumieniem tekstu filozoficznego , nie prowadziło na manowce leksykalne, nie zmuszało niefilozofów do wyłuskiwania , bo być może śmiertelnicy :) mają liczne inne pracochłonne zajęcia , więc czasu na owe przyjemne rozmyslania o wiele mniej. Słownik znaczeń przed bibliografią i w przypisach - jakże ułatwiałyby życie amatorom .

      Nie rozumiesz :) , postuluję naturalny podział ludzi wg określonych kategorii -- znosić empatią , ot taki kaprys aby ludzie w odbiorze czuli się równi.

      Usuń
    53. Takie słowotwórcze eksperymenty też nie koniecznie są przyjazne czytelnikowi i to nawet "wykwalifikowanemu" - lektura takiego tekstu jest o wiele trudniejsza, najlepszym przykładem Heidegger (zwłaszcza późny). Z drugiej strony często wykorzystuje się stare słowa właśnie po to, by pracować na języku, by odkrywać przed czytelnikiem nowe horyzonty. Czasami robi się to po prostu nieświadomie.
      Poza tym zwróć uwagę, że to nie jest jakiś totalny gwałt na języku, nie podstawia się pod słowo "krowa" pojęcia warunków możliwości, tylko nieco poszerza się lub modyfikuje znaczenie słowa, pozostając jednak w miarę blisko związanej z nim konwencji.

      Idę ulicą, wchodzę do sklepu, rozmawiam z kimś, kogoś przypadkowo podsłuchuję, jadę pociągiem - wszędzie ci czujący się równymi ludzie. I do jakiego wniosku dochodzę? Że większość z nich to głupcy (rozum) i niegodziwcy (emocje), którzy nie chcą tego zmienić, nie chcą rozwijać się, ale wręcz przeciwnie: hamują tych, którzy się rozwijają. Ja mam empatię, dużo empatii: dla tych, którzy chcą się rozwijać. I ta moja empatia każe mi postulować Hierarchię.

      Usuń
    54. Czy ja wiem , ale - rozszerzając zakres leksykalny słowa w sytuacji , kiedy owe rozszerzenia mają już swoje słowa - czym się kierujesz ? Chyba w ogóle trudno określić ten zabieg jako stworzenie nowego pojęcia , to raczej forma przebudowy , żonglerki ...
      W zasadzie bardzo trudno "wpaść" , "odkryć/stworzyć" nowe pojęcie.

      Kiedyś też tak miałam, dziś potrafię w imię tej empatii " spuszczać z tonu " a nawet udawać pierwszą naiwną. :)

      Usuń
    55. Nie no, jasne, że trudno. Ale tym jest i zawsze była filozofia: tworzeniem nowych pojęć. Pojęcie ma swoje składowe, więc nieistniejące dotąd połączenie owych, choćby znanych dotąd, elementów już jest jakimś stworzeniem nowego pojęcia. Przyznaję jednak, że Immanencja nie jest moim pojęciem, ale pojęciem Deleuze'a. Jak dotąd większość tekstów, jakie tu prezentuję była oparta na pojęciach innych filozofów (poza "antyteizmem" - ale widać jak niepewny był to krok). Chociaż z drugiej strony czasem wykorzystując pojęcia innych do własnych analiz coś tam się do tych pojęć dodaje, reinterpretuje je, do pewnego stopnia modyfikuje.

      Moim zdaniem to jest przyczyna tego, że jest jak jest. Bez Hierarchii, bez przekonania, że trzeba się rozwijać, bez pragnienia rozwijania się będzie zawsze tak jak jest.

      Usuń
    56. Pojęcia to w ogóle bardzo ciekawy temat , jego ukonstytuowanie zależne jest od wielu czynników , w tym kulturowych i biologicznych ( np. uszkodzenia mózgu).

      Pojęcie to przecież myslowy odpowiednik czegoś , trzeba je jeszcze zdefiniować w znakach ( graficznych , obrazkowych itp.) , aby stało się dostępne innym. Jest niezależny od nas byt ( rzeczy , procesy ) i nasza próba objęcia jego wszystkich elementów - najpierw w akcie myslowym a potem nazewniczym .
      Czyli jest rzecz -- > pojęcie rzeczy -- > znak

      A potem sprawność aktu poznania musi jeszcze z tym znakiem trafić w powszechną komunikację ludzką -- i tego się czepiłam.:)

      Usuń
    57. Jeśli już to raczej jest tak:

      rzecz --- znak --- pojęcie

      [W tym sensie, że istnieje "materialna" rzecz, "umysłowe" pojęcie oraz element pośredniczący między nimi - znak, który jest na poły materialny (jego graficzna reprezentacja), a na poły umysłowy (to nasz intelekt dopiero nadaje temu znakowi jakiś sens i jakieś znaczenie).]

      Ale podoba mi się rozróżnienie, które wprowadzają Deleuze i Gauttari. Typowe mentalne przedstawienie i rozumienie czegoś (czyli to co klasycznie nazywamy pojęciem) należałoby nazwać raczej reprezentacją, a proces z nim związany - reprezentowaniem. Od reprezentacji należy odróżnić coś, co oni określają francuskim słowem "concept", a które oznacza zarówno "pojęcie", jak i "koncept, pomysł"; proces z nim związany jest natomiast myśleniem. Na co dzień, w naszej codziennej działalności intelektualnej jedynie reprezentujemy. Myślimy natomiast zajmując się filozofią (za pomocą pojęć), nauką (za pomocą... bodajże funktywów) oraz sztuką (za pomocą perceptów i afektów).
      W tak rozumianym pojęciu najważniejszy jest element twórczy, element nowości, także uwarunkowania biologiczne (czy np. uszkodzenie mózgu) oraz kulturowe są drugorzędne.

      Czym innym (obojętnie którą koncepcję przyjmiemy - klasyczną czy Deleuze'a) jest jednak znak (słowo), a czym innym pojęcie. Znak na dobrą sprawę może być w dowolny sposób powiązany z pojęciem [i tak jest: czy znak graficzny "kot" albo zbiór dźwięków 'k'+'o'+'t' w jakikolwiek sposób przypominają realnego kota lub pojęcie kota? nie, połączenie jest całkowicie arbitralne], dlatego pod słowo "krowa" mogę podłożyć pojęcie witalności, dobra, transcendensu czy cokolwiek zechcę. Ale pewna pragmatyka językowa sugeruje jednak, żeby używać słów przez tradycję związanych z danym pojęciem.

      Ale jeszcze jedna kwestia. Marketing też próbuje tworzyć pojęcia (tzn. "wlewać" nowe sensy w stare słowa), po to, by podnieść sprzedaż, napędzać Kapitalizm. Filozof robi to po to, by ukazać innym nowe możliwości życiowe (bytowe i intelektualne). Kto jest bardziej bezczelny?

      Usuń
    58. No tak , znak łączy nie tyle rzecz ze sobą , ale myslowe pojęcie rzeczy ze swym obrazem graficznym lub innym.

      Oczywiście trzeba wyróznic dwie sytuacje , ową nietwórczą reprezentatywnośc odtwarzanych pojęć ( czyli to co mamy na mysli wypowiadając dany znak , mysląc o danym znaku ) i sytuację conceptu - czyli szukanie nowych powiązań między istniejącymi pojęciami i superakt twórczy - odkrywanie nowych przedstawień bytu , jeszcze nieupojęciowanych ( czy to możliwe w ogóle dzisiaj ? )
      Ale chyba tak , wgryzamy się w istotę świata - pojęcie nieoznaczoności mikrocząstek a za tym winno pójść uzmysłowienie sobie granic poznania ...

      Znaki to faktycznie tylko przyjęty kod , istotniejsza jest umiejętność mentalnego pojmowania , jak i " wszczepienie" gramatyki języka w ludzkie mózgi . Ludzkie dzieci nauczyć sie potrafią każdego języka od naturalnego do sztucznego.
      Zgadzam się , tradycja językowa to ważna sprawa , bez sensu jest " buntowanie się " , strata czasu .
      Jak myslisz , czy dla nas istnieje tylko to co nazwane ?

      Nie postępuj jak reklamodawcy , tym przykładem trafiłeś w sedno mej dezaprobaty :)!
      Hieny nakręcające konsumpcjonizm tylko czekają na mozliwość dostepu do naszych mózgów , a potem manipulując słowem i obrazem , dźwiękiem narzucają hasło być=mieć .

      Usuń
    59. Ano, masz rację - to podział wprowadzony przez de Saussure'a: na znaczone (pojęcie) i znaczące (obraz akustyczny lub graficzny).

      Ale "koncept" to nie tylko tworzenie nowych powiązań, między tym co istnieje, to również tworzenie nowych elementów.

      Czy istnieje tylko to, co nazwane. Ciekawe pytanie. Od razu nasuwa się kilka przykładów: a) greckie rozróżnienie zoe i bios, które u nas nie występuje - mamy jeden termin: życie (ang. life, niem. Leben)... pewien antropolog sugerował, że z tego powodu nie rozumiemy czym jest zoe... a moja dyskusja z tobą i kilkoma innymi osobami by to potwierdzała; b) mówi się, że tęcza ma siedem kolorów... ale ten siódmy w polskim nie jest wyróżniany, natomiast Anglicy znają go jako indygo - i tu znowuż: psychologowie, z którymi rozmawiałem, twierdzili, że Polacy nie rozróżniają tego siódmego koloru, nie znają indygo, nie percypują go wręcz (jest dla nich fioletowym)... Także to wszystko potwierdzałoby (hipo)tezę, że istnieje dla nas tylko to, co nazwane.
      Z drugiej jednak strony te nazwy nie biorą się same z siebie. Tymi nazwami określane są pewne doświadczenia, przeczucia, doznania, odkrycia.
      Myślę, że jest dokładnie tak, że coś tam przeczuwamy, coś nam się jawi, ale póki tego nie nazwiemy zostaje dla nas tylko jakimś majakiem, czymś mglistym, czymś czym nie możemy "operować".

      Tzn. moja teza była odwrotna. To nie ja (filozof) postępuję jak spec od reklamy - to on postępuje tak jak ja. Filozofia zawsze była tworzeniem nowych możliwości życiowych (rozplenianiem witalności), natomiast marketing przywdziewa tę maskę: udaje, że tworzy nowe możliwości życiowe, jednak tak naprawdę utrwala jeden i ten sam: konsumpcyjny = kapitalistyczny = stadny.

      Usuń
  9. Nietzsche rozpoznał, że egoizm to część ludzkiej natury, a krok w kierunku altruizmu jest nienaturalny.

    Żeby współegzystować trzeba się wybić ponad innych egoistów poprzez bycie lepszym od nich - przez większy egocentryzm. Społeczność w ten sposób pomaga sobie nawzajem w nabieraniu siły i umiejętności dzięki troszczeniu się o dyscyplinę. W Grecji zazdrość była uważana za pozytywną emocję, ponieważ grecka moralność polegała na samorozwoju.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy o jakiej zazdrości i egoizmie mówisz. Jeśli o tym, by być silnym, przebogatym, darzącym (niczym gwiazda) ego - to jak najbardziej. Ale jeśli chodzi o ten kapitalistyczny egoizm facetów z małymi fiutkami, to zdecydowanie nie ;)

      Usuń