piątek, 14 grudnia 2012

Przybliżenia (4): (Post)strukturalizm (i) Foucault

Jak zwykle niespodziewanie, również dla mnie, pojawia się na Filozofii.TV kolejne z moich historyczno-filozoficznych przybliżeń. Tym razem poświęcone strukturalizmowi, poststrukturalizmowi oraz Michelowi Foucaultowi. Wpis znajdziecie pod tym adresem: Przybliżenia (4): (Post)strukturalizm (i) Foucault. Zachęcam, bardziej niż zwykle, do lektury ze względu na związek tego tekstu z rozwijaną przeze mnie, na tym blogu, koncepcją perspektywizmu. Obie publikacje doskonale zgrały się w czasie.

16 komentarzy:

  1. Jesteśmy (nasze ja ) ' wynikiem ' dynamicznych relacji, konstytuowani przez przygodność ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Może po kategorię przygodności bym nie sięgał (przynajmniej na tyle, na ile zrozumiałem ją w czasie lektury Kronosa), ale ogólnie skłaniam się właśnie ku takiej wizji: "ja" empiryczne istnieje, okay, ale na poziomie transcendentalnym nie ma żadnego "ja", a są wyłącznie dynamiczne relacje, funkcje, których efektem jest owo empiryczne, zmienne i kontyngentne "ja".

    OdpowiedzUsuń
  3. Czy Saussure wyjaśnia ontologię struktury języka, co buduje strukturę ?
    Umowność( zderzenia w różnicy ) mgławicy fonetycznej jest oczywista, interesująca jest zdolność ludzi ( a także zwierząt po części ) do komunikowania się.
    Te matryce gramatyki języka, umożliwiające opanowanie każdego ( w tym sztucznego - esperanto ) sposobu porozumiewania się, były przed ' ja ' empirycznym ?
    Ontologia struktur. Kapitalne zagadnienie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie, de Saussure nie zajmuje się ontologią, on był tylko językoznawcą (i w ogóle - w kwestii tego nazwiska ważna sprawa - sytuacja wygląda tak, że on nie zdążył opublikować nic na temat językoznawstwa strukturalistycznego, bo umarł, dopiero jego uczniowie zebrali skrypty i swoje notatki z wykładów i wydali je jako książkę sygnowaną jego nazwiskiem).

    Rozumiem, że chodzi Ci o "ja" empiryczne jako takie (bo, zauważ, "ja" empiryczne zawsze jest konkretne, to ja moje, twoje, albo jakiegoś Egipcjanina sprzed 3 tyś. lat). Jeśli chodzi o de Saussure'a to wydaje mi się, że nic na ten temat nie powiedział, a to po części dlatego, że nie zajmował się wymiarem genetycznym języka. Natomiast Noam Chomsky, który owym wymiarem genetycznym się zajmuje (ale nie w ramach strukturalizmu) powiedziałby (tak mi się wydaje), że te matryce umożliwiające opanowanie każdego istnieją przed "ja" empirycznym. Ze strukturalizmem jest ten problem, że on pomija genezę, stąd pojawienie się poststrukturalizmu, który chce do tego pierwszego "dodać" właśnie wymiar historyczny.
    Ale jeśli chodzi o jakiś konkretny język i konkretne "ja" empiryczne, to strukturalista powiedziałby, że jest ono poprzedzane przez ów język, którego używa (u de Saussure'a pada gdzieś CHYBA takie stwierdzenie, że to nie człowiek mówi językiem, ale język mówi człowiekiem, tzn. że to, co twoje "ja" empiryczne wypowiada jest już z góry określone: przez gramatykę języka, przez słownictwo, przez kontekst itd.).

    Co do ontologii struktur. Od początku bardzo zainteresowała mnie ta kwestia. Ale warto bardzo wyraźnie zaznaczyć jedną kwestię: do zwykłej wersji strukturalizmu ontologii dorobić się nie da (taka próba wpada w regres do nieskończoności), a co więcej: nawet się nie powinno, gdyż STRUKTURALIZM to przede wszystkim METODA badań, a nie ontologia (obie te kwestie - regresu i metody - ładnie wyjaśnił Umberto Eco, bodajże w książce "Nieobecna struktura"). Mój błąd, że tego nie napisałem w artykule.
    Ontologię "produkuje" dopiero Deleuze i robi to ze stanowiska poststrukturalistycznego uzupełnionego o różne elementy z dziejów filozofii. I te jego struktury do struktur strukturalistów są coraz mniej podobne.

    OdpowiedzUsuń
  5. Genezy nie da się na dłuższą metę pominąć, jest dla żywych, inteligentnych umysłów najbardziej ' wabiącym ' lądem do odkrycia.
    Matryce gramatyczne ( przypuszczam ) są odpowiedzią na ' potrzeby ' ewoluującego w coraz bardziej skomplikowane struktury - życia, konkretnie układu nerwowego, a potem mózgów naszych zwierzęcych przodków. Przetrwanie gatunkowe i indywidualne było skuteczniejsze, gdy zadziałały najpierw pozawerbalne formy komunikacji, a później słowa. Ale najpierw musiała, prawdopodobnie z emocji, odczuć wygenerować się myśl- forma świadomości relacji z otaczającym światem. Wraz z coraz bardziej ustrukturyzowanym mózgiem - myśl ' wyodrębniała się' z kłębowiska uczuć i 'budowała' świadomość innego życia, potrzebę komunikowania się z nim, a potem pewnie i samoświadomość.
    Stąd matryce języka są wtórne. Następna sprawa to narządy artykulacyjne umożliwiające świadome nazywanie ( przez różnicowanie )obiektów. Pisze świadome, bo np. papugi potrafią naśladować dźwięki ludzkiej mowy.
    Mam nadzieję, że Deleuze znajdzie się w przybliżeniach ?

    " Wszelka filozofia ukrywa również jakąś filozofię; wszelkie mniemanie jest także kryjówką, a wszelkie słowo maską."
    ( Friedrich N. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. I faktycznie tak się stało: strukturalizm i poststrukturalizm dzieli zaledwie kilkanaście lat.

    Matryca języka wtórna? To zależy... Faktycznie pierwsze chronologicznie były jakieś gardłowe dźwięki i "coś kłębiącego się we łbie", ale tego ostatniego nie nazwałbym myślą dopóki nie pojawi się język. Popatrz na to jak na sen: coś tam w umyśle faktycznie się dzieje, ale raczej w jego nieświadomej części, jedynie z przebitkami do świadomości. Znasz tę sytuację, kiedy po przebudzeniu ze snu, w którym miałaś bardzo długie i żywe marzenie senne, a którego na jawie nie jesteś w żaden sposób zwerbalizować, bo zlewają się obrazy, dźwięki, uczucia, postaci zawierają w sobie po kilkanaście innych, są kimś, ale tego kogoś nie przypominają, albo przypominają kogoś innego, albo kilka osób jednocześnie, następują niewytłumaczalne przeskoki, zmiany czasu, fabuły, miejsca - i gdy próbujesz coś z tego wyrazić nie tylko brak Ci słów ale nagle brak Ci myśli, bo gubisz się sama w tym, co przytrafiło się tobie i już nie wiesz co było czym, co w jakiej kolejności? To właśnie jest to, co określam mianem mgławicy (tu, powiedzmy: mgławicy mentalnej). Jakaś aktywność mózgu/umysłu? Zapewne. Ale czy to są myśli? Nie sądzę - raczej myśli pojawiają się dopiero, gdy ta "chaotyczna (mgławicowa) masa" zostanie podzielona na części. A to dzielenie odbywa się poprzez arbitralne zestawienie z czymś równie mgławicowym. W wyniku tych zestawień powstają konkretne dźwięki (słowa) i konkretne reprezentacje mentalne (myśli), powiązane ze sobą, niczym dwie strony medalu o nazwie "znak". Zaś cały system tych znaków to język. Także chronologicznie to zapewne mgławica dźwiękowa i mgławica mentalna poprzedzają język, ale język poprzedza (logicznie) słowa i myśli.

    Deleuze jest zarazem "szarą eminencją" i celem wszystkich Przybliżeń, tzn. główne (bo może nie ostatnie) z przybliżeń będzie poświęcone właśnie Deleuze'owi, ale w tym celu muszą zostać wprowadzone pewne wiadomości z historii filozofii. Po to pisałem o Kancie i warunkach możliwości, o Bergsonie i ewolucji twórczej itd. Aby zrozumieć Deleuze'a trzeba będzie uruchomić całą tę wiedzę. Chociaż przyznam szczerze, że im bliżej jestem, tym bardziej boję się napisać to Przybliżenie, tym bardziej zwlekam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli, definiujesz myśli jako logiczne, znaczące,( poza fonetyczne) komunikaty słowne. I że tylko człowiek z wbudowaną matrycą języka jest w stanie ' sensownie ' myśleć. Czy dziecko, które jeszcze nie opanowało sztuki mówienia, dysponuje jedynie mgławicami? A zwierzęta : delfiny, psy, naczelne w końcu ? Nie zgadzam się. Pewnie, że różne mogą być owe matryce komunikowania się, ale najpierw ( przed jakimkolwiek kodem : pisk, mruczenie itp.) musiała zaistnieć emocja i jej wyrażenie fonetyczne, potem potrzeba komunikowania się w obrębie najbliższych przedstawicieli gatunku - i - tworzenie matryc
    'języków' pozaludzkich , które wszak w genomach utrwalane, stały się macierzą naszego kodu. Tenże coraz silniej wchodził w relacje z myślą a ona z nim, wpływologia skutkująca wyrafinowaniem myślenia, ot Deleuzem w końcu. Czyli najpierw myśl ( nie wiem czym wyrażona ), potem kody. To tylko moja intuicja.
    Co do snu. Ja tam śnię 'znacząco' nie mgławicowo, owszem zaburzenia czasowo - przestrzenne są i fragmentaryzacje, ale sadzę że po tak ścisłym mariażu języka i myślenia - nie potrafimy we śnie od gramatycznych matryc już się ' oderwać '. Przez to tracimy pewnie wiele, bo racjonalizując doznawanie świata w języku, pozostajemy w korycie jego wygenerowanych znaczeń. Jak trudno budować pojęcia wychodzące od intuicji czegoś zupełnie innego ! Słowa są jedną z ' najtwardszych ' form naszego rozumu. Wielkość ludzkiego intelektu polega na tym, że w przeciwieństwie do zwierzęcego rozumu, potrafi czasami wyrwać się, wykoleić z toru utartych znaczeń. Uchwycić myśl w nowe językowe pojęcie. Wycisnąć z matrycy Nowe.
    Jesteśmy bardzo silnie powiązani z całym życiem planetarnym, a nawet z tym co je poprzedzało. Podobało mi się Twoje zdanie z poprzedniego wpisu kwestionujące materię i energię. Łączy nas na najbardziej elementarnym z elementarnych poziomie z Wszechświatem wszystko.
    Czy to jest bycie członem relacji, czy siłą ... ?

    Chyba musisz znaleźć w jego filozofii coś niezgodnego z Twoją intuicją. Nie ma to jak dystans, choćby niewielki. ( bo najtrudniej określać siebie )

    OdpowiedzUsuń
  8. No widzisz: wyłączasz "zmysł historyczny" twierdząc to, co twierdzisz. Najpierw pisałaś, że geneza to strasznie ciekawa rzecz, ale to co piszesz teraz to nie jest geneza, ale jedynie odkrywanie wciąż tego samego: wciąż to samo myślenie - u dorosłych, dzieci, delfinów, naczelnych, psów - tylko zwerbalizowane lub nie, może nieco bardziej subtelne, skomplikowane, ale różne co najwyżej ilościowo, a nie jakościowo.
    Jeśli coś jest nadzwyczaj ważnego w tym a-genetycznym strukturalizmie, to to, że opisuje on badane zjawiska takie, jakie są, nie zakładając ich podobieństwa do innych zjawisk (to, że nie zakłada, nie oznacza, że w efekcie nie może ich odkryć). Jeśli strukturalista bada procesy mentalne to nie zakłada z góry, że u dziecka i u dorosłego są takie same, tylko, że dziecko wie mniej i nie może jeszcze mówić.
    I jeśli potem poststrukturalizm wprowadza wymiar diachroniczny to cały czas ma w pamięci tę strukturalistyczną lekcję opisywania bez założeń. Dlatego poststrukturaliści nie pokazują w historii ciągłości, nieustannego przejawiania się tego samego (metafizycznego), ale zerwania, skoki, mutacje, różnice, zmiany jakościowe.
    Dlatego, z pozycji (post)strukturalistycznej (ale i rzetelnie fenomenologicznej) nie można przyjąć jakichś ciągnących się od zwierząt do ludzi, na głębokim poziomie tożsamych "matryc" (językowych, mentalnych czy innych).
    Przygotowuję właśnie wpis o tym (czyli o genealogii), ale już uchylę rąbka tajemnicy (co jest z resztą konsekwencją tego, co już pisałem): w (post)strukturalizmie żaden element nie znaczy nic sam z siebie, uzyskuje swój sens dopiero dzięki miejscu, jakie zajmuje w strukturze. Oznacza to, że nawet jeśli u zwierząt albo dzieci istnieje jakieś "myślenie" albo jakiś "język" to ze względu na swoją przynależność do zupełnie innych struktur jest czymś zupełnie innym niż myślenie i język u człowieka dorosłego.
    I człowiek i zwierzę ma oko. Ale zwierzęciu służy ono do zdobywania pożywienia, wykrywania niebezpieczeństwa i odnajdywania partnera seksualnego. Człowiekowi służy ono do poznawania albo przyjemności estetycznej (oczywiście jakieś pozostałości, "nawarstwienia" tej zwierzęcości są, ale jak zupełnie inny sens i funkcję zyskują one u człowieka).

    Jeśli chodzi o genezę języka, to niektórzy antropologowie wskazują na taki ciąg: gest i powtarzalny ruch ciała -> taniec -> śpiew (na zasadzie powtarzalnych, rytmicznych dźwięków, jak doskonale nam znane, bezsensowne "lalala" albo "nana na na") -> mowa. Zdaje się, że pokrywa się to z tym co ty pisałaś ("onomatopeje" -> mowa), ale tylko pozornie. W tej koncepcji sugestia jest taka, że język nie powstał ze "zwierzęcego kodu" (warczenie = groźba), tylko z nauczenia się przez człowieka pewnej regularności, powtarzalności (taniec, jest tańcem a nie drgawką, kiedy odbywa się zgodnie z regułami). Kody zwierzęce działają na zasadzie bodziec-reakcja, są automatyczne i pozaświadome (pewnie nie jeden chciałby, żeby i człowiek taki działał jak automat, stąd zapewne popularność takich teorii genezy języka), natomiast język to poziom abstrakcyjnych symboli, których używanie, chociaż ograniczone pewnymi zasadami (słownictwo, gramatyka - czyli te regularności, jak w tańcu) jest w dużej mierze swobodne i przede wszystkim świadome. Warto też zwrócić uwagę jakich trudnych ćwiczeń krtani i jamy ustnej (trwale zmieniających te organy) wymaga nauczenie się jakiegoś języka - natomiast zwierzęce dźwięki-sygnały są jak najbardziej "przyrodzone". Ciągłość między zwierzęcymi porykiwaniami a ludzką mową jest tylko pozorna (empiryczna), faktycznie mamy tu przeskok do zupełnie innej struktury.


    Niezgodności u Deleuze'a będę szukał jak go już zrozumiem ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Metoda, że tak określę pozioma, wyizolowane punkty na płaszczyźnie zyskujące byt ( znaczenie ) dzięki strukturze, która je 'łączy', uruchamia. Biliony różnych relacji rozpatrywanych w niewpływających na siebie strukturach. To brak odwagi, tak to czuję, ale może i uczciwość badawcza ?
    W naszym życiu płodowym powtarzamy etapy życia zwierzęcego, to fakt świadczący o ciągłości, o rozwoju w historii życia biologicznego. Metoda powinna uwzględniać czasowość, wpływy jak i nagłe różnice, skoki jakościowe, bazujące wszakże na czymś co już jakoś było ukształtowane.Struktura powinna być jak najprostsza. Czy to metafizyka ? Nie, to ucieczka od nieuniknionych sprzeczności, które wolę życia by zniosły.
    Podstawową funkcją oka u każdej żywej istoty jest widzenie środowiska zewnętrznego, do czego może dodatkowo służyć ( wrażenia estetyczne ) to ornamenty, nie fundament. Podobnie z warczeniem i wulgaryzmami - forma inna, cel ten sam. Dostrzegajmy różnice, zachwycajmy się pomnażaniem funkcji, ale nie uciekajmy od struktury struktur.( celu )

    No nie, oświeceniowy zachwyt nad idealnością zwierzęcia - maszyny, ja psa kijem, a on wyje z bólu. Bodziec - podświadoma reakcja. Pies na ruchliwej autostradzie odciągający na pobocze martwego już towarzysza ( uchwycone okiem kamery ) to jaka niby nieświadoma reakcja ?
    Język ludzki to najpierw zupełnie nieabstrakcyjne a konkretne ( niekiedy dźwiękonaśladowcze ), dobranie zespołu głosek w wyraz na dany desygnat, który przyjmuje się w grupie (jak nasze neologizmy, niektóre się utrwalają , inne zanikają ).
    Taki sam mechanizm relacji : myśl - kod, jak u wielorybów, delfinów, małp - wybór pewnej formacji fonetycznej na np. określenie jednego z ich przedstawicieli, zagrożenie, pokarm. To mamy wspólne.
    Czy ptasie powtarzające się trele, godowe tańce tym 'niektórym' antropologom nie dały impulsu do snucia swej hipotezy ?
    Oczywiście myślenie ludzi i zwierząt jest odmienne, nasz język je usprawnił, a ono kody. Zależność niewątpliwa. To mega rozbudowana struktura tej samej zwierzęcej.

    Dasz radę. :)


    OdpowiedzUsuń
  10. Strukturalizm to metoda tak, a nie inaczej określona i strukturaliści (z definicji) musieli się jej trzymać. Ten (diachroniczny) krok dalej poszli ci, którzy są określani mianem poststruktualistów, tzn. nie tych, co odrzucają strukturalizm (nie-strukturaliści, jak np. hermeneutycy, czy analitycy), ale tych, co go twórczo przekształcają, czerpią z jego osiągnięć. A czerpią właśnie to, żeby widzieć owo uzyskiwanie sensów zależne od "poziomej" struktury, jeśli wprowadzają tam element "pionowy", to nie robią tego na zasadzie regresu do przed-strukturalizmu, do tradycyjnej, liniowej historii.

    Ornamenty mówisz. Nie sądzę. Użycie takiej ogólnej kategorii, jak widzenie środowiska zewnętrznego może stwarzać taki pozór. Wybierzmy sobie zatem inny, analogiczny przykład (żeby uniknąć babrania się w biologię, bo biologiem nie jestem): demokracja. Demokracja w starożytności i dziś - to i to demokracja (jak: to i to oko), czyli rządy wszystkich obywateli sprawowane za pomocą głosowania (upraszczając). Czy to ta sama demokracja jedynie z innymi ornamentami? Wydaje mi się, że nie, że to, co ty nazywasz ornamentem (czyli wszystkie poboczne kwestie) zupełnie zmieniają sens całego tego ustroju społecznego. W starożytności demokracja dotyczyła tylko wąskiej grupy osób (białych, wolnych mężczyzn, będących posiadaczami ziemskimi), była podporządkowana wierzeniom religijnym i ograniczona do obszaru polis. Dziś demokracja obejmuje wszystkich (poza wąską grupą: nieletnich oraz niepełnosprawnych umysłowo), jest laicka oraz za cel stawia sobie swoje rozprzestrzenianie się na tereny, których jeszcze nie obejmuje. (By wyliczyć tylko kilka cech.) Ornamenty? Raczej zerwanie, skok jakościowy z jednej do drugiej funkcji. Pod koniec wpisu "Perspektywizm: reaktywacja" podaję inny przykład: ćwiczeń fizycznych, tego jak ich funkcja zmieniała się na przestrzeni dziejów.


    W ogóle to co piszesz dalej o zwierzętach i języku. Rozpisałem się z odpowiedzią na to, ale... Dochodzę do wniosku, że nie tędy droga. Musimy sobie wyjaśnić pewną podstawową kwestię, być może słabo przeze mnie zaznaczoną: (post)strukturaliści odrzucają dualizm: albo język, albo brak języka, albo zwierzę działa jak automat, albo jest w nim coś więcej (bo odciąga martwego towarzysza). Albo jest, albo nie ma. Nie, (post)strukturalista tak nie myśli. Poststrukturalista nie mówi: albo dana funkcja jest, albo jej nie ma. On bada funkcje w ich stawaniu się, tzn. w tym jak ich działanie/sens zmienia się, jak "mutuje" poprzez wchodzenie w relacje z innymi (też zmieniającymi się wciąż) funkcjami. Myślenie jakie tu przedstawiasz musi prowadzić do tak absurdalnego wniosku, że ręka od początku służyła do pisania na klawiaturze (wersja teleologiczna), albo że wciąż służy do używania ciosaka (mam na myśli to neolityczne narzędzie). Nie wiem jak ty, ale ja nigdy z ciosaka nie korzystałem, podejrzewam też, że moi pra-...-prawnukowie nie będą posługiwali się klawiaturą. "Ta sama" ręka, ale jej funkcja/sens zmienia się (chodzi o rzeczywiste, faktyczne użycie - bo to interesuje strukturalistów - a nie o nasze wyobrażone możliwości). Człowiek odciąga ciało towarzysza i pies odciąga ciało towarzysza - "to samo" odciąganie ("ręka"), ale zupełnie inna funkcja/sens. Tylko nasze przywiązanie do warstwy empirycznej każe nam wierzyć, że to i to jest tym samym. Pewnie nasze ludzkie zachowanie jest jakoś zakorzenione w tym psim, ale podlega tak wielu mutacjom, zerwaniom, skokom, że uzyskuje totalnie inny sens. A to zakorzenienie je odsyła do "tego samego" ale do "obcego".
    Niektóre ptaki łączą się w pary na całe życie i niektórzy ludzie łączą się w pary na całe życie. "To samo". Ale ptaki robią to dla spłodzenia potomstwa i wspólnego "spędzania czasu", a ludzie robią to dla spłacenia kredytu mieszkaniowego ;) ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Regres :) ... zauważam u poststruktualistów ' ornamentacyjny ' zachwyt, dumę, zauroczenie wynikami cywilizacji, a przecież proporcjonalnie do pozytywnych jej osiągnięć trzeba zauważać homogeniczną papkę kulturową, udoskonalenie metod destrukcji fizycznej i psychicznej grożące zagładą gatunkową, brak podstawowych więzi etc. etc., bo brak właśnie myślenia teleologicznego w masach. Jest zrozumiała zgoda decydentów ( zysk) i niestety całej reszty bezmyśnej.
    I co tu mi imputujesz z ręką i klawiaturą, co ? :) Mózg ' wykorzystał ciosaki, udoskonalał za pomocą ręki w coraz precyzyjniejsze narzędzia, ale zapewne uwsteczni się ona( dłoń a także noga - jak drzewiej kość ogonowa ), kiedy będziemy za pomocą technik pozwalających na wytwarzanie ( li tylko za pomocą myśli ) czegokolwiek bez niej się obejść. I to będzie prawdziwa zmiana, faktyczny regres funkcji i narządu.
    Ręka obrabiająca krzemień w siekierkę i wciskająca shift wypełnia taką samą funkcję, obsługuje narzędzie, służące zabijaniu czy zachowaniu poprawności ortograficznej.
    Wyobraź sobie, że znalezionym krzemiennym nożem znakomicie obierało mi się warzywka, mam tez szalenie interesujący, surowy, krzemienny akt sztuki - głowę człowieka z zaznaczoną linią nosa, ócz, źrenic, brwi, ust, jakby zarostu.
    Ta metoda strukturalna bliska jest fenomenologii. Okej, ale wyniki trzeba wiązać w szerszych ujęciach, głębszych strukturach. Więcej odwagi wobec stojącego na poboczu sensu działań natury ! :)
    Ona 'chce ' po prostu trwać !

    Ale w porządku z tym badaniem funkcji w stawaniu się jej, tzn. jej ornamentacyjnych ' odnóży '. Wielość metod zapewnia pełniejszy ogląd, bliższe prawdy wnioski.

    Demos, przecież jakby nie było definiuje się ten mechanizm w kontrze do autorytaryzmu, tyranii ( nawet oświeconych ). Prawa wyborcze, czy dzisiejsza subtelna indoktrynacja medialna - to kwestia zmiany obyczajowości i praw ekonomii. Strukturalista na agorze czy na Szerokiej będą musieli wyłowić ową najistotniejszą cechę : dopuszczenie obywateli do aktu wyborczego, ten cel podstawowy.

    To już nie wolni ludzie, to niewolnicy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jeszcze raz.

    „Musiałem przeto zawiesić wszystkie założone z góry formy ciągłości, wszelkie syntezy, których się nie problematyzuje, których istnienie uznaje się za prawomocne. Nie idzie oczywiście o to, by je definitywnie odrzucić, ale o to raczej, by naruszyć beztroskę, z jaką są przyjmowane: dowieść, że nie rozumieją się same przez się, że wynikają zawsze z jakiejś konstrukcji, której reguły trzeba poznać, a uzasadnienia – kontrolować; określić pod jakimi warunkami i do jakich analiz mogą być w sposób pewny zastosowane; wskazać te spośród nich, których w żadnym razie nie powinno się już akceptować. Jest bardzo możliwe na przykład, że pojęcia >>wpływu<< i >>ewolucji<< wymagają krytyki, która – na dłużej lub na krócej – usunęłaby je z obiegu. A >>dzieło<<, a >>książka<<, a inne jednostki takie jak >>nauka<< lub >>literatura<< – czy mamy pozbyć się ich na zawsze? Czy trzeba uznać je za złudzenia, za konstrukcje bezpodstawne, za rezultaty niewłaściwe? Czy trzeba zrezygnować z tymczasowego bodaj oparcia, jakie dają, oraz z wszelkiej próby ich określenia? W rzeczywistości chodzi o coś innego: należy je wyrwać z ich quasi-oczywistości, wyzwolić problemy, jakie stawiają; zrozumieć, że nie są spokojnym miejscem, z którego mają padać kolejne pytania (tyczące ich struktury, ich spójności, ich systematyczności, ich przekształceń), ale że same stanowią splot pytań (czym są? jak je określić bądź rozgraniczyć? jakie specyficzne zjawiska ujawniają się w polu dyskursu?) Trzeba uznać, iż w istocie nie są może tym, czym się zdawały być na pierwszy rzut oka; że, krótko mówiąc, wymagają teorii i że teoria ta nie może powstać, jeśli nie ukaże się – w całej swej nie syntetycznej czystości – pole faktów dyskursywnych, z którego owe jednostki się biorą.” (M. Foucault, "Archeologia wiedzy)

    Rozumiesz już o co chodzi (post)strukturalistom? Oni chcą badać fakty. Ty już z góry wszystko wiesz: wiesz, że to ta sama ręka używała ciosaka i pisze na klawiaturze, wiesz, że jeśli ręka nie będzie potrzebna, to się uwsteczni, jak kość ogonowa, wiesz, że jest ewolucja, wiesz, że jeśli pies ratuje ciało martwego towarzysza to kierują nim te same pobudki co człowiekiem w takiej sytuacji, wiesz, że natura ma sens i cel. Bardzo dużo wiesz.
    Filozofia natomiast od początku była nie-wiedzeniem, pragnieniem by nie wiedzieć. I właśnie (post)strukturaliści nie chcą nic wiedzieć. Oni chcą badać, opisywać fakty i wyciągać z nich wnioski by się czegoś do-wiedzieć, ale za cenę ciężkiej pracy i ryzyka błędu. O czym jest ten cały, przytoczony z Foucaulta cytat? O tym właśnie: nic nie przyjmować z góry, ale badać, badać, badać... Może ewolucja jest a może jej nie ma - Foucault tego nie wie: będzie badał i zobaczy co mu z tego wyjdzie.
    Filozofia = nie-wiedzieć. Religia = wiedzieć. Filozofia = sceptycyzm. Religia = objawienie. Dlatego nie może być tu dialogu, dlatego kapłan nigdy nie zrozumie filozofa (i być może dlatego ciągle rozbijamy się o te same problemy w naszych rozmowach, ewo).

    OdpowiedzUsuń
  13. Sorry, ale nic na nie poradzę, że wydaje mi się to naiwne. Ta wiara, że można BADAĆ niepionowo. Dlaczego ? Bo badacze ' wyrastają ' z kształtowanej przez tysiąclecia naszej kultury, posługują się obarczonymi naszą ludzką specyfiką - pojęciami, ba wspólną fizjologią ( reakcje na bodźce, emocjonalność itd.) a marzą o wyeliminowaniu wpływologii. Poststruktualistami prawdziwymi mogliby być jedynie badacze z innej planety.
    Fakty to zdarzenia nieocenne. Ich filozoficzne 'badanie' to opinie.
    Opinie zawsze powstają na bazie zgromadzonych doświadczeń, wiedzy, światopoglądów. Nie rozumiem na czym praktycznie ma się opierać metoda Foucaulta ? Jaka teoria zapewnia syntetyczną czystość oglądu?
    Jak filozof chce potwierdzić lub odrzucić ewolucję ? Ciekawe to nawet.

    Rozbijamy się, bo możliwości są dwie : filozofia przypadku lub celu.
    Zgoda. Ale przecież, warto się wzajemnie przekonywać ( i siebie samego też :).


    OdpowiedzUsuń
  14. Czekaj, czekaj. Jakie niepionowo? Przecież Foucault bada jak najbardziej pionowo. Tylko po prostu stara się z góry nic nie zakładać, że są jakieś ewolucje, ciągłości, ogólniej: że to co nam się wydaje podobne, jawi jako podobne, faktyczne jest podobne.
    Badacz z innej planety. Myślę, że znowu źle interpretujesz sprawę (znowu myślisz w kategoriach albo byt, albo niebyt, jest/nie ma). Żaden strukturalista czy poststrukturalista nie uważa, że jest całkowicie wolny od wpływów. On raczej stara się uwolnić od kolejnych wpływów. Poststrukturalizm jest samozwrotny: u Foucaulta jest wiele takich, świetnych momentów, w których bada on własną pozycję, własne uwarunkowania, własne założenia - wszystko po to, by uzasadnić te, które wydają mu się właściwe i odrzucić te, które uważa za ograniczające. Tu nie chodzi o czystość oglądu, tylko o jego oczyszczanie: tzn. uświadamianie sobie różnych przesłanek, na jakich się opiera i korzystanie z nich.
    Postaram się wyjaśnić to przez przykład przeciwstawny: Dawkins. Dawkins jest biologiem, zna doskonale teorię ewolucji i kiedy zajmuje się badaniem kultury to najzwyczajniej - i najbezmyślniej - w świecie przenosi na ten obszar metodę z biologii. Z góry zakłada, że są to takie same dziedziny i można je opisać za pomocą tych samych narzędzi. Natomiast (post)strukturalista będzie raczej starał się za każdym razem konstruować nowe narzędzia opisu albo przynajmniej sprawdzać, które z tych, którymi się posługuje, będą przydatne w tym nowym obszarze i na ile trzeba je zmodyfikować by były adekwatne.

    Może nie wiesz, ale ewolucja nie jest świętym słowem, do którego ma prawo wyłącznie nauka. Kiedy Foucault mówi o ewolucji (o jej przyjęciu lub odrzuceniu) nie mówi o biologicznej teorii ewolucji, tylko o samym pojęciu ewolucji, to raz. Dwa: chce właśnie uniknąć tego, co robi taki Dawkins, czyli przyjmować, że pojęcie ewolucji nadaje się tak samo do opisu wszystkiego: i świata organicznego i świata kultury. Trzy: on chce to pojęcie przede wszystkim zawiesić, co oznacza mniej więcej coś takiego: "okay, dotąd posługiwaliśmy się pojęciem ewolucji i wyjaśnialiśmy za jego pomocą różne rzeczy, może warto by podjąć teraz próbę usunięcia, chociaż na chwilę, tego pojęcia i spróbowania opisu tych samych zjawisk bez niego, spróbowania innego wyjaśnienia tych samych zjawisk, zobaczymy co się nam wtedy ukarze, może okaże się, że coś nowego, coś wartego uwagi, a jeśli nie, to wrócimy do pojęcia ewolucji".

    OdpowiedzUsuń
  15. Każdy milowy krok w nauce u podstaw miał odrzucenie utartych kolein, więc szacun dla tej metody w filozofii.
    Dzięki za wyjaśnienia.

    OdpowiedzUsuń