środa, 26 grudnia 2012

Perspektywizm i genealogia

Dwa tygodnie temu pisałem, że planuję na razie zawiesić używanie kategorii "aktywne" i "reaktywne". Dziś chcę jednak poświęcić im odrobinę uwagi; nie dlatego, że jestem niesłowny, ale po to, by wskazać na pewien istotny - dla perspektywizmu i ontologii opartej na funkcjonowaniu - rys. Z drugiej strony samo zawieszenie owych kategorii jest czynione nie po to, żeby od nich odejść, ale właśnie po to, by do nich powrócić.


DOBRE I ZŁE. AKTYWNE I REAKTYWNE
Da się czasem słyszeć pełne patosu głosy, że dobro nie może istnieć bez zła. Ale to nie prawda. W myśl klasycznej definicji (której mniej lub bardziej świadomie się trzymamy) zło jest brakiem dobra. Zło to niebyt, a dobro to byt. Usunąć wszelki byt to ustanowić królestwo czystego zła, zaś wypełnić wszystkie luki bytem, to ustanowić niebiańską krainę dobra. Możemy sobie wyobrazić obie te sytuacje. Przywołajmy jedną: wszelki niedostatek, wszelki głód, ból, strach, głupota, wszelka wojna, przemoc zostają usunięte, istnieje tylko powszechny dobrobyt, powszechna szczęśliwość. W takim świecie, świecie bez zła, nie istnieje dobro - wszystko jest neutralne. Ale to tylko sposób mówienia: mówienia o tym, że bez różnicy nie da się mówić (bez różnicy między niedostatkiem i dostatkiem nie da się tak ich nazwać, gdyby istniał tylko niedostatek nie byłby niedostatkiem, tylko neutralnym stanem, niewidocznym dla nas jak powietrze). Poza mową, w samej-rzeczywistości mielibyśmy jednak, w takim przypadku, do czynienia z dobrem. Wszystko wypełniałby byt.

Jednakże nie ma ani bytu, ani niebytu, "jest" tylko stawanie-się, siły: aktywne lub reaktywne. Aktywne i reaktywne zaś nie mogą istnieć bez siebie nawzajem. Dlaczego? Ponieważ bycie siłą polega na walce z innymi siłami, na próbie podporządkowania ich sobie, nakarmienia się nimi, wykorzystania ich. Ta walka może jednak skończyć się także przegraną. Siły wygrane to siły aktywne, siły przegrane to siły reaktywne. Gdyby istniała pojedyncza siła być może byłaby neutralna (choć bardziej prawdopodobne jest, że zaatakowałaby samą siebie), jednakże istnieje ich nieprzeliczona wielość: walczą one ze sobą i dominują lub zostają zdominowane. Typ siły (aktywny lub reaktywny) określa się w jej relacji do innej siły. Oznacza to, że dana siła raz może być aktywna, a raz reaktywna - nie mają one z góry ustalonego typu. Typ jest ciągle na nowo wywalczany, negocjowany, wyznaczany. Przeciwnie niż w wypadku dobra i zła, te są określone raz na zawsze (wykute w kamiennych tablicach, albo racjonalnie wywiedzione z imperatywu kategorycznego).

Ta różnica pomiędzy podziałami na dobro i zło oraz aktywne i reaktywne ma jeszcze jedną ważną konsekwencję. Zło, jako brak dobra, musi być zwalczane, "wypełniane bytem", usuwane. Dobro pragnie całkowitego zniszczenia zła (tak jak zło istnieje tylko po to, by unicestwiać wszelkie dobro). Natomiast siły aktywne nie mogą dążyć do całkowitej anihilacji sił reaktywnych, ponieważ musiałyby wyeliminować totalnie wszystko (bo reaktywność to tylko funkcja wyznaczana przez pozycję w relacji, usunięcie reaktywnego członu tej relacji sprawia, że coś innego wchodzi na jego miejsce i owo coś staje się reaktywne). Eliminując wszystko nie miałyby nad czym panować, z czym walczyć, czym się żywić. Siła przestałaby być siłą. Aktywne wymaga reaktywnego, a raczej: oba są tylko efektem starcia się dwóch "neutralnych" sił, zwycięstwa jednej nad drugą. Co więcej: reaktywne również ma swoją, istotną funkcję do spełnienia. Aktywny pan nie dąży do eliminacji reaktywnych niewolników. Wie on, że mają oni swoje zadanie do wykonania, że przepływ Życia wymaga i jego i ich. Przeciwnie dobry pasterz: w swej zachłanności i krótkowzroczności chciałby wyeliminować wszystkie złe wilki, by zachować każdą z owiec.


KOMPLIKACJA
Cóż wynika dla nas z tej "historyjki"? Otóż to, że nie ma funkcji, praktyk, które zawsze byłyby "dobre" (aktywne), albo "złe" (reaktywne). Albo, mówiąc ogólniej - i zawieszając wreszcie (tak jak obiecałem) podział na aktywne i reaktywne - nie ma żadnych stałych istot funkcji, funkcje określają się nawzajem poprzez relacje w jakie wchodzą.

Jest to powtórzenie (tylko nieco z innej strony) tego, o czym pisałem ostatnio. Podałem wówczas przykład ćwiczeń fizycznych. Zależnie w jakie relacje ta praktyka wchodziła z innymi miała inny sens: raz była pokazem odwagi, raz gracji, raz mechanicznej automatyzacji. Inaczej też działała: raz ćwiczenia skupiały się na brutalnej sile, raz na finezji, raz na wyznaczonej ścisłym regulaminem powtarzalności.

Jednakże ten model jest zbyt uproszczony, należy go teraz skomplikować dodając do niego czas. Nie jest tak, że owe funkcje istnieją sobie w jakiejś czystej postaci, która raz jest przyłączana do tej, raz do innej maszyny (struktury). Każda z nich ma swoją historię i chociaż zmienia swój sens, mutuje jej sposób działania to jednak niesie ona swój spadek. Od razu należy jednak zaznaczyć, że nie chodzi tu o żadne dziedzictwo, wciąż takie samo, wywodzące się z pierwotnego źródła. Ten spadek to raczej pozostałość po relacjach, w których dana praktyka ostatnio działała, a które odcisnęły ślad na sposobie jej funkcjonowania.

Chociaż przyłączona do nowej maszyny działa jeszcze w stary sposób. Minie jakiś czas, zanim zostanie dostosowana. Ale ten okres, to również okres jej oddziaływania zwrotnego, wtłaczania swoich "nawyków" w nową sytuację. Owe funkcje noszą często na sobie piętno nie tylko poprzedniej maszyny, do której należały, ale jeszcze wcześniejszych - piętno zapewne słabsze i bardziej zatarte, ale czasem jeszcze wystarczająco żywe, by dało o sobie znać. Czas nie jest liniowy, to raczej seria nawarstwień, gdzie elementy "przeszłości" występują obok "teraźniejszości".

Wracając jeszcze na chwilę do kategorii typów sił: jeśli dana funkcja zajmowała dotąd w relacji miejsce zdominowane i działała reaktywnie, to przeniesie na nową maszynę ten swój reaktywny sposób działania, nawet jeśli stała się w nim siłą dominującą, czyli aktywną.


GENEALOGIA
Dlatego też ważne okazuje się badanie pochodzenia poszczególnych funkcji. Chociaż "same z siebie" nie są one nigdy całkowicie określone, to jednak maszyny (struktury), do których dotąd należały odciskają na nich swoje piętno. Musimy sobie uzmysłowić na czym polega specyfika takiego badania, które nie jest klasycznym, znanym nam ze szkoły badaniem historycznym, ale badaniem genealogicznym.

Historia jest służebnicą metafizyki, przyjmuje zawsze jakąś istotę: czy to w postaci źródła, z którego wszystko pochodzi, czy celu, do którego dąży. Pierwszy model, to model deterministyczny: Mieszko "zjednoczył" plemiona słowiańskie, przyjął chrzest, powstała Polska, która potem walczyła z zewnętrznymi wrogami, raz wygrywając (Grunwald), raz przegrywając (rozbiory), a która wciąż istnieje (pomimo rozbiorów, pomimo komuny znowu wytrysnęło nasze pierwotne, piastowsko-maryjne źródło). We wszystkich epokach wciąż przejawia się ta sama, źródłowa istota polskości - czasem widoczna bardziej (zrywy narodowe), czasem zaś zatarta przez obce siły (PRL). Obce siły, które grożą jej jeszcze dziś: łże elity, żydo-masoneria, lewactwo. Drugi model to model teleologiczny, heglowski: wszystko to, co działo się w dziejach, to tylko przejawy chytrości rozumu, który miał doprowadzić do tego, co istnieje dziś. Zjednoczenie, chrzest, Grunwald, rozbiory, PRL były tylko narzędziami, które miały na celu powołanie do życia demokratycznego państwa polskiego. Przykładowo: do rozbiorów doszło po to, by mieszkańcy krainy nad Wisłą uświadomili sobie, że tworzą jeden naród, by uzyskali świadomość narodową, która bez tego by się nie wykształciła i po to, by ujawnili się ci, którzy stanowią o jego zwyrodnieniu: skażona arystokracja sprzedająca się obcy mocarstwom, czy innowiercy odcinający od Watykanu. Od 966 roku wszystko było podporządkowane celowi, jakim jest wykształcenie polskości. Istota i ciągłość, oto znamiona historii.

Przeciwnie genealogia. Bada ona pochodzenie i wyłanianie odrzucając metafizyczne źródło, Ursprung (czy to w postaci arche czy celu). Pochodzenie nie odsyła do jakiejś wciąż przekazywanej identyczności, tożsamości najgłębszej warstwy, która nie zmieniona przemieszcza się w czasie, w którym zmieniają się tylko jej powierzchniowe ornamenty (zawsze ta sama ręka, tylko różnie używana). Badanie pochodzenia to badanie niezliczonych "początków", tysięcy zdarzeń i składników, które składają się na daną rzecz - jednych silnych i żywych, innych słabych i wyblakłych, jednych wyraźnych, innych zatartych. Analiza pochodzenia (Herkunft) ma na celu rozbicie pozornych tożsamości i wydobycie faktycznego rozproszenia: drobnych wypadków i nieznacznych odchyleń, albo całkowitych odwróceń, wielkich skoków, błędów, mylnych ocen, chybionych kalkulacji, niespodziewanych zwycięstw, udanych zagrywek. W naszym przykładzie z historią Polski badanie genealogiczne podkreślałoby raczej faktyczność każdego zdarzenia, przez co należy rozumieć, że Polska nie składa się z polskości i obcych dodatków, ale że jest wyłącznie efektem setek różnorodnych przepływów, w pewnym sensie wszystkich obcych: prawodawstwo wywodzące się z Rzymu, powszechna edukacja "wymyślona" przez państwa Oświecenia (głównie Francję i Niemcy), religia mająca swe korzenie w Izraelu, kultura przejmowana głównie z zachodu (przede wszystkim od Niemców, jak choćby romantyzm), system gospodarczy - kapitalistyczny - ponownie przyjęty z zachodu, wiele rozwiązań ustawodawczych wprowadzonych przez zaborców (Niemcy, Rosję) i później, w PRLu, przez ZSRR, albo mających swe źródło w kodeksach napoleońskich (Francja) - jak przy tym wszystkim, tak dobrze nam znanym, obce wydaje się to, co pierwotnie było na tych ziemiach: słowiańskie-pogańskie obyczaje, święta i wierzenia (ale i one składają się jeszcze na tę całą, nieprzeliczoną różnorodność).Genealogia nie ogranicza się jednak tylko do takiego wyliczenia, ma świadomość, że te obce wpływy same składają się z setek kolejnych; ma również świadomość tego, że wszystko to, przyniesione na polskie ziemie ulegało rozlicznym i nieustannym modyfikacjom. O ile Ursprung odsyła ostatecznie do sfery duchowej, o tyle Herkunft wiąże się z ziemią i ciałem: wszystkie, różnorodne składniki określające pochodzenie odciskają się na ciele.

Badanie wyłaniania się, to analiza ryzykownej gry dominacji. Dane zjawisko (praktyka, funkcja) - jak już wielokrotnie podkreślałem - nie ma z góry określonej istoty. Wyłonienia się, to te (liczne, rozgrywane wciąż na nowo) "momenty" dziejów, w których dochodzi do walki o dominację pomiędzy poszczególnymi siłami, a w których określają się one wzajemnie. Genealogiczna analiza wyłaniania się (Entstehung) to analiza konfliktu, pola bitwy pomiędzy maszynami, które chcą przyłączyć do siebie daną funkcję, analiza tego jak doszło do zwycięstwa jednej i porażki innej. W naszym przykładzie chodziłoby tu o analizę różnych "punktów zwrotnych" (ale również tych, które wydają się przedłużeniem tego, co było) takich jak unia polsko-litewska, albo kontrreformacja, by zbadać na ile zadecydowała tu siła ("trwałość") jakiegoś procesu, na ile strategia, na ile przypadek - jakim rzutem kośćmi zadecydowano o tym, że Polska będzie katolicka a nie protestancka, jak inaczej by potoczyły się jej losy. Te wyłonienia się nie są nigdy czymś ostatecznym, są zawsze tylko aktualnymi epizodami.

Genealogia bada wyłonienie się danego efektu z heterogenicznych serii. Pomyślmy o drzewie. Oświetlane przez słońce, skrapiane przez deszcz, ryjące w glebie - z tych wszystkich, różnych czynników rodzi zupełnie do nich niepodobny owoc. Ma on w sobie znamię ich wszystkich, sam jest jednak czymś innym. Jeszcze czymś innym jest zaś ukryte w nim nasiono. Powiecie, że nasiono rodzi to samo drzewo, z tymi samymi owocami. Rzućcie je jednak na inną glebę, w inne warunki: nie przyjmie się i obumrze, albo wytworzy owoce słabe i skarłowaciałe, albo przeciwnie - większe i bardziej soczyste. Genealogia zajmuje się właśnie badaniem tych różnorodnych warunków, które tworzą różnorodne efekty.

Poza tym aspektem czysto badawczym genealogia ma też wymiar krytyczny, wartościujący. Analizując mieszaniny heterogenicznych sił sprawdza, które z nich miały funkcję wzmacniającą, a które osłabiającą. W ostateczności ocenia, czy coś wzmaga życie, czy też je umniejsza.

Genealogia jest badaniem dziejów funkcji: ich przekształceń, mutacji, rozwoju lub regresu, dominacji nad innymi lub zdominowania przez inne. O tyle też jest niezbędnym składnikiem perspektywizmu. Badając jakąś maszynę (czyli złożony układ funkcjonowań) nie można abstrahować od dziejów jakie ma za sobą dany element (funkcja) maszyny, aby dobrze zrozumieć daną maszynę należy zrozumieć co z poprzednich maszyn się w niej odłożyło, a co jest tylko pozornym podobieństwem. Aby dobrze zrozumieć daną funkcję należy prześledzić jej zmienne koleje losu.


Źródła: F. Nietzsche "Z genealogii moralności"
            M. Foucault "Nietzsche, genealogia, historia" 

19 komentarzy:

  1. Otóż niezmiernie ciekawe są owe 'neutralne stany', to co jest tak oczywiste, że niezauważalne. Otwarta tajemnica bytu i niebytu, nie sądzisz ?
    Dobro i zło - imperatyw Kantowski to za mało. Bo dobro nie będzie WALCZYŁO, walka jest czynieniem gwałtu na różnych polach.
    Tak więc więcej bytu - nie oznacza maksymalizowanie Dobra.
    Dobro to miłość, które z definicji nie może krzywdzić, nawet za cenę swej przegranej ( ale to złuda, nie traci nic, tylko się potwierdza ).
    Jest zło , dobro , i pole neutralne, nieocenne.

    Jest - piszesz - tylko stawanie się. Siły aktywne ( zwycięskie ) i reaktywne(zdominowane). Podstawowa relacja - opozycja, porządek TEGO w czasie poza bytem i niebytem. Przenosisz Darwinowską walkę o byt do tego modelu. Zadziwiająca jest siła tego memu. Wszystko przez metabolizm i imperatyw reprodukcji. Ale jakby tak było, czy ' trwania = siły nie zniosłyby się w niebyt ?
    No i ten 100 % relatywizm - za dużo jak na mnie :)
    Genealogia perspektywizmu. Perspecto --> do końca oglądać. Tyle, że nie ma nieskończonych opcji oglądu, różne ' widzenia 'rzeczywistości fizycznej i sfery duchowej generuje całkiem mała, skończona aktywność kulturowa człowieka, wybitne jednostki tworzą modele oglądu, powstają szkoły, prądy, kanony, schematy myślenia nawzajem sobie zaprzeczające. Aż powstaje pragnienie, aby zupełnie odciąć się od spadku, być odkrywcą prawdziwym albo przynajmniej maksymalnie rozszerzyć badanie.
    Zapominamy o polach neutralnych. Z nich powstają fundamenty.
    Można je z furią kwestionować :), widząc biliony przepływów bez zamykania ich w strukturze ? Nie wiem w czym.
    Ale patrząc na historię perspektywy w malarstwie, widzimy trud wymyślania iluzyjnych technik oddawania głębi na dwuwymiarowej przestrzeni obrazu. Rosła w czasie potrzeba coraz pełniejszej percepcji i artyści ( ale także optycy, fizycy, matematycy ) rozwiązywali problem głębi coraz doskonalej. Niemniej zawsze było to hokus - pokus, bo budowa ludzkiego oka, z jego ograniczeniami jest naturalnym punktem odniesienia. Nie stworzymy techniki, która zmieni jego widzenie, 'oszukamy' je proporcjonalnością odcinków w rzucie, natężeniem barwy, piramidami widzenia wielu najdalszych punktów na płaskiej powierzchni, tworząc ułudę głębi.
    I po co ten przykład ?
    Nie rozpraszać się nadmierną perspektywą oglądu, nie ma ich zresztą, jak pisałam dużo i zauważać wpływ aktywności myśli ( ducha ) na wyłanianie się w historii i to bardziej na zasadzie wspólnego działania ( celu ) niż konfliktu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Przez neutralność, powietrze miałem na myśli coś banalnego, codziennego - jest w tym w pewnym sensie tajemnica (o tyle, że zwykle tego nie zauważamy i warto to badać), ale raczej nie "tajemnica bytu".
    Możesz sobie to nazwać miłością: chodzi o wypełnianie bytu (miłość przecież daje, a nienawiść zabiera - a nie odwrotnie, prawda?).

    Jaka tam Darwinowska walka o byt. Zupełnie nie. Darwin znał tylko siły reaktywne, siły przystosowania (reakcji na środowisko). Siły aktywne to siły twórcze - tego zupełnie u Darwina nie ma.


    A co do perspektyw. Nie wierzę w absolutnie neutralne pole, w boski punkt widzenia, w widzenie bez perspektywy, absolutnie obiektywne. Czym innym jest zaś próba stworzenia nowej perspektywy i/lub zejścia poziom niżej, pod dotychczas obowiązujące perspektywy, do perspektywy bardziej ogólnej, obejmującej tamte - myślę, że to zawsze było przyczyną postępów w nauce, filozofii i sztuce.

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej, ale miłość ( dobro ) nie zmieni swego wektora na przeciwny, tak jak Twoje siły raz to aktywne, raz reaktywne.
    Wypełnianie bytu ... hmm, myślę że tak łatwo mijamy sekundy, w pamięci kodujemy ery, jakby trwanie być musiało, jakby z życiem nie było żadnego zachodu. Żadnych twórczych sił istnienia ?
    Inaczej to widzę.

    Ale przyznasz, że wszystkie perspektywy służą, nazwijmy to , badaniu faktu, czyli neutralnej, empirycznej rzeczywistości.

    OdpowiedzUsuń
  4. No tak, ontologia dobra(miłości)/bytu/prawdy nie jest ontologią zmiany, ani ontologią relacji. Jest raczej ontologią rzeczy: to zawsze tożsame rzeczy (zawsze taka sama miłość) wchodzą w relacje. Perspektywizm zaś przyjmuje inne stanowisko: to relacje (a raczej praktyki, funkcjonowania), które nie są tożsame ze sobą, ale nieustanie "mutują", tworzą rzeczy (rzeczy, które mają pewną tożsamość, ale tylko czasową, krótkotrwałą). I wydaje mi się - może niesłusznie - że ontologia rzeczy nie jest w stanie wyjaśnić zmian zachodzących w świecie oraz opisać pewnych dziedzin "bytu" - dlatego opowiadam się za ontologią antysubstancjalistyczną ("nie-rzeczową"), której konsekwencją jest perspektywizm.

    To z Darwina by wynikało, że istnieniu (życiu) barak sił twórczych, że tylko reaguje, dostosowuje się ;P Mi raczej chodzi o coś totalnie przeciwnego niż to co zasugerowałaś: istnieją przede wszystkim siły twórcze - a tym co wymaga wyjaśnienia jest istnienie sił nietwórczych, zachowawczych.


    Neutralnej rzeczywistości... Hmm... O tym jeszcze nie pisałem chyba, ale skłaniam się ku poglądowi, że owe perspektywy współkreują ową rzeczywistość (bo same są elementami tej rzeczywistości, nie są gdzieś poza nią - jak Bóg czy Hegel ;) ). Przyznam, że rzeczywistość jest - idealizm (chociaż ma wiele - wbrew pozorom - mocnych stron) mi nie odpowiada. Ale czy ona jest neutralna? Jeśli składa się z twórczych, wciąż twórczych sił, to nie może być neutralna: i perspektywy są zaangażowane i rzeczywistość sama (w pewnym sensie: cała rzeczywistość to zbiór perspektyw, nie ma elementu, który sam by nie był perspektywą - w pewnym sensie podkreślam).

    OdpowiedzUsuń
  5. Relacje muszą być miedzy czymś, czyli są wtórne albo równoległe z zaistnieniem czegoś. No ale może moje ' środowisko pojęciowe ' jest za ubogie, żeby zrozumieć.

    Matematyczna wykładnia fizycznych praw ewolucji potwierdza 'twórczość ' poprzez otwartość nieliniowych układów dynamicznych na fluktuacje, subtelną emergencję w relacji. Żadna z rzeczy sama z siebie nie jest w stanie się dostosować.

    W jaki sposób perspektywy współkreują rzeczywistość ? I z czym ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Zgoda, musi być pomiędzy czymś, a czymś, ale tym czymś mogą być też relacje. Relacja może być pomiędzy innymi relacjami, powiedzmy: relacja nadrzędności (tzn. hierarchicznego układu) może dotyczyć relacji uporządkowania elementów w zbiorze, które to elementy mogą być znowuż relacjami - powiedzmy - następowania po sobie (ciągami) (które znowuż mogą być... itd.), czyli mamy taki obrazek: im dane ciągi w zbiorze są lepiej uporządkowane tym wyżej w hierarchii taki zbiór stoi.
    Tyle, że relacje brzmią dla mnie strasznie statycznie, dlatego wolę mówić o praktykach, funkcjach a wręcz: funkcjonowaniach. (W jednym z powakacyjnych wpisów dawałem przykład praktyki dotyczącej innej praktyki, która też dotyczy praktyki).
    Chcę zbadać możliwość takiej ontologii relacji, czy też raczej: ontologii funkcji. Wydaje mi się, że da się obejść bez przedmiotów (tzn. przedmioty byłyby raczej wytworami relacji, byłyby wtórne niż uprzednie). Sama fizyka sugeruje taki trop, bo czy energia jest przedmiotem? Chyba nie, chyba bliżej jej właśnie do jakiegoś funkcjonowania - a to ona jest podstawowym budulcem naszej rzeczywistości.

    No dobra, ale "matematyczna wykładnia fizycznych praw ewolucji" (twój ostatni komentarz) i "Przenosisz Darwinowską walkę o byt..." (twój przed-przedostatni komentarz) to nie jest to samo. Darwin dał to tylko jeden z fundamentów, choć zapewne najważniejszy (a na pewno najsłynniejszy), dzisiejszego ewolucjonizmu - ale ten nie trzyma się go ślepo, jak każda dobra teoria naukowa rozwija się, tworzy różne odgałęzienia (jak neoewolucjonizm) itp. Pisałaś o Darwinie, więc odniosłem się do Darwina. Bo widzisz, znowuż taki Lamarck, który przedstawił teorię ewolucji w dziele wydanym w 1809 roku (czyli roku urodzin Darwina !!!), mówił o siłach plastycznych, twórczych, a nie tylko przystosowawczych (jak Darwin). Jego teoria była słabiej ugruntowana niż Darwinowska, więc nie zrobiła takiej furory - ale "przypomniano" sobie o niej, kiedy dostrzeżono niedostatki w propozycji Darwina.

    Z czym tworzą: to zależy, za którą z wersji się opowiemy. Albo tworzą ze sobą nawzajem (gdy istnieją tylko perspektywy), albo tworzą ze sobą nawzajem i nie posiadającą perspektywy częścią rzeczywistości (jakąś "materią"). A jak współkreują? Po pierwsze tak, że same są częścią tej rzeczywistości jako całości i każda zmiana w nich jest jakąś zmianą w uniwersum. Po drugie - i to jest ważniejsze - tak, że nie chodzi mi tu absolutnie o żaden bierny ogląd, tyle, że z ograniczonego, a nie transcendentnego punktu widzenia, ale o to, że każda perspektywa zawiera już w sobie jakieś oddziaływanie. Z perspektywą zawsze nierozerwalnie wiąże się interpretacja, a z interpretacją praktyka. Perspektywa-interpretacja-praktyka są swego rodzaju jednością, rozdzielaną wyłącznie na potrzeby opisu. Jeśli chcesz wiedzieć jak perspektywy współkreują rzeczywistość pomyśl o tym przez pryzmat/analogię do interpretacji. Interpretacja jest zawsze wkładem od siebie w to co interpretowane (wypełnieniem luk, nadaniem sensów, itp.).

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakby nie było pomijasz ontologię pierwszej relacji.
    Oczywiście,zanim powstały rzeczy ( materia ) już były funkcjonowania.
    Relacje między siłami ( prawami fizycznymi ) matematyczna teoria prawdopodobieństwa potrafi wyjaśnić.

    Lamarkizm bodajże legł u podstaw tzw. Inteligentnego Projektu, tyle że nie zostawił miejsca punktom niestabilności, przypadkowości wpisanej w zamysł.

    No okej, ale perspektywy ' analizują i interpretują ' to co już jest.
    Nie kreują rzeczywistości, wzbogacają, może inspirują, ale to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie pomijam, uważam, że nie było pierwszej relacji. Już Schopenhauer pokazał, że pierwsza przyczyna nie jest konieczna, a współczesna fizyka z koncepcją cykli wszechświata zdaje się to potwierdzać.

    Kreują. Myśl holistycznie ;) rzeczywistość to całość - człowiek, "podmiot" też do niej należy - tworząc coś tworzy też element rzeczywistości. Nie chodzi mi o to, że perspektywa kreuje całą rzeczywistość, tylko współkreuje ją (takiego słowa właśnie użyłem).

    OdpowiedzUsuń
  9. Ale ... już pisałam, że nieskończoność jest dla mnie po prostu nie do ogarnięcia. Zostanę przy Początku, przynajmniej pierwszego Wszechświata :)

    Na to przystaję.

    OdpowiedzUsuń
  10. Myślę, że Początek jest tak samo nieogarnialny jak Nieskończoność. Jak coś mogło być pierwsze, niepoprzedzone niczym? Równie dziwne. W sumie dla mnie dziwniejsze niż nieskończoność.

    OdpowiedzUsuń
  11. Początek jest wpisany w nasze doświadczenie ziemskie, dlatego może potrafię sobie wyobrazić jakiś niebyt i byt.

    Wyzwań, zaskoczeń i zadziwień, i radości w 2013 !
    Choć de facto ten odcinek jest tylko wynikiem zgody zainteresowanych podziałem.

    OdpowiedzUsuń
  12. Wpisany w doświadczenie? Chyba to nieuważne. Czy początkiem są narodziny? A co z poprzedzającym je zapłodnieniem? A co z tym, że Ci, którzy "uczestniczą w zapłodnieniu" sami musieli się urodzić... dla mnie ten ciąg jest nieskończony i to jest doświadczenie ziemskie. Każdy mój czyn poprzedza inny, chociaż bardzo często heterogeniczny (różny) od niego. Np. czytanie książki poprzedza (inne od niej) jej kupienie. Ale jakiś Początek? Istnieje tylko jeśli go sami arbitralnie stworzymy, nazwiemy coś Początkiem (np. owe narodziny) będąc ślepi na to, co go poprzedza (tu: zapłodnienie).


    Zgadzam się. W ogóle dziwi mnie ta data strasznie. Zimą. Większość cywilizacji przedchrześcijańskich (np. Słowianie czy Grecy) początek roku obchodziło na wiosnę lub tuż przed wiosną - co jest, przynajmniej dla mnie, zrozumiałe. Ale dzięki i wzajemnie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Jakby nie patrzeć, moi protoplaści aż do afrykańskiej Ewy czy pierwotniaka w prastarym zasiarczonym zbiorniku - mną nie byli. Jesteśmy samoistni, niepowtarzalni jak linie papilarne. Nawet jednojajowi bliźniacy nie mają wspólnej tożsamości i to wychowując się razem.
    No i banalniej, las się gdzieś zaczyna, drzewo kończy, jest pierwsza i ostatnia strona książki itd. itd. Są granice, nad niektórymi szczerze ubolewam.

    U nas zima, u tych co wyznaczali w tym czasie klimat był znacznie cieplejszy. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Las się kończy? A czy nie skrapia go woda z nieba? Czy nie czerpie energii ze słońca? Czy nie owiewa go wiatr znad miasta niosąc trujący smog? Czy nie odwiedzają go owady i ptaki mieszkające na łące, by zapylać kwiaty lub spożywać owoce i orzechy? Albo czy on sam nie rozrzuca swych nasion i liści na łąkę, czy nie przerabia trującego CO2 napływającego z miasta, na życiodajne O2, które potem do miasta wraca? Koniec jest tylko złudzeniem, niedopatrzeniem, nieuwagą. Tak samo początek.

    OdpowiedzUsuń
  15. Holizm, holizm ... jasne, też mi to bliskie.
    Idzie jedynie o to, że widać zewnętrzne granice, tak na co dzień.
    Piękne zdanie napisałeś - to ostatnie. Kiedy kwanty mego ciała, pochodzące z materii gwiazd pójdą po mnie dalej, to tożsamość też nie zniknie i może wcześniej , w jakiejś ' rdzeniowej ' formie już była.
    Nieuważnie ' oglądamy ' byt. Pełna racja. Najbardziej wyrafinowana forma bytu tutaj - samoświadomość i świadomość - nie może jako jedyna być skazana na koniec.

    OdpowiedzUsuń
  16. No i właśnie ta codzienność nas myli: popełniamy błąd stosując do nauki potoczne poznanie i zdrowy rozsądek.

    Tożsamość? Co najwyżej "trwałość" zmiany, stawania się, przepływu. "Tożsamość" energii - ale energia, tak myślę, jest tym właśnie: zmianą, przepływem... czyli nietożsamością.

    OdpowiedzUsuń
  17. Można by podyskutować, szczególnie w obrębie nośności języka potocznego. " wszystko ujdzie "

    Kiedyś się przekonamy lub nie. Wolałabym wiedzieć. :)

    OdpowiedzUsuń
  18. 4 razy ' odczytywałam ' kody , nie możesz ich usunąć ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na próbę mogę. Ale to do ochrony przed spamem.

      Usuń