czwartek, 13 grudnia 2012

Perspektywizm: reaktywacja

Na początku tego roku przedstawiłem na blogu wstępną wizję mojej koncepcji perspektywizmu. Pisałem wówczas o pewnych "formach", "strukturach" (takich jak społeczeństwo, religia, człowiek, dzieło sztuki, aforyzm), które wypełniane są przez pewne siły (które to mogą mieć różne typy, np. afirmarywny-aktywny, albo afirmatywny-reaktywny). Był to, w pewnym sensie, odwrócony arystotelizm: formy były tam bierne (były jakby pustymi naczyniami), a materia - czyli siły - była aktywna (była tym, co wypełnia, a tym samym, co decyduje o "istocie", a raczej: interpretacji "formy"). W ten sposób zamiast szukać jakiejś jednej, idealnej, aczasowej istoty zjawiska (np. etyki, państwa, czy religii), co pozwalałoby nam krytykować niezgodne z tą istotą realizacje zjawiska jako fałszywe, możemy uzasadnić różnorodność (i - na pewnym poziomie - równoprawność) urzeczywistnień danej "formy". Przykładowo: prawdziwą religią (abstrahuję tu od kwestii objawienia) nie jest już chrześcijaństwo, buddyzm, czy kult Dionizosa - wszystkie one są "równie prawdziwymi" (co do "istoty") religiami, tyle, że zamieszkanymi przez siły o innych typach.


WĄTPLIWOŚCI
Takie ujęcie okazało się dla mnie jednak niezadowalające z kilku powodów. Po pierwsze uzależnione było ono od kategorii formy i materii (choć w zmodyfikowanej wersji), których chciałbym uniknąć, gdyż wydają mi się one nieadekwatnymi do opisu rzeczywistości elementami wiedzy potocznej.

Po drugie takie rozwiązanie, pomimo moich deklaracji, nie było w stanie uniknąć przyjmowania jakiejś wersji platońskiego świata idei. "Formy"/"struktury", o których pisałem, miały naturę transhistoryczną, aczasową - tzn. same, jako takie, nie podlegały zmianom, a jedynie były zmiennie wypełniane. Wydaje się jednak, że dzieje, to nie tylko zmiana w realizacji danych form, ale również zmiana samych form
(choćby budowy społeczeństwa), zanik niektórych z nich (np. instytucji gladiatora - nie została ona wypełniona przez inne siły, inaczej realizowana: ona już nie istnieje) oraz pojawienie się nowych (np. instytucji szpitala psychiatrycznego, który nie miał swojego odpowiednika ani w starożytności, ani w średniowieczu). Albo - uwzględniając to, co pisałem akapit wyżej - raczej: nie ma żadnych form (czy to trwających, czy zmieniających się, zanikających lub nowo powstałych).

Po trzecie perspektywę, czyli wypełnianie danej formy przez siłę, ujmowałem zbyt punktowo, zbyt atomistycznie. Chociaż sugerowałem, że tym, co wypełnia formę nie jest jakaś pojedyncza siła, ale pewna ich powiązana relacjami wielość, to jednak nie wynikało to z samej konstrukcji pojęciowej, którą zaproponowałem.

Po czwarte wreszcie: forma/struktura wedle tamtej koncepcji była nie tylko statyczna (aczasowa, transhistoryczna), ale bierna: nie działała ona zwrotnie, np. czytelnik podczas lektury jakiegoś aforyzmu interpretuje go zgodnie z typem sił, jaki reprezentuje, tzn. oddziałuje na aforyzm, ale sam aforyzm nie jest już w stanie oddziałać na niego, co jest konsekwencją, z którą nie mogę się zgodzić.


KIERUNEK
Przede wszystkim chciałbym odejść od tej ontologii obiektów na rzecz ontologii "dynamicznych relacji". Zaliczam do nich różne oddziaływania, np. nauczanie, ćwiczenie muskulatury, interpretowanie rzeczywistości, zarządzanie społeczeństwem, przeprowadzanie eksperymentów naukowych - wszystkie je określam szerokim mianem praktyk - ale również oddziaływania elektromagnetyczne czy grawitacyjne, albo zależności gospodarcze. Na określenie tych oddziaływań będę używał również terminu "siła", poprzez który rozumiem nie jakiś obiekt, jakiś byt, substancję, ale właśnie dynamiczną relację, jakieś stawanie się.

Co więcej, chciałbym w ogóle zrezygnować z obiektów, czy też uznać je co najwyżej za "produkt", efekt relacji-oddziaływań, coś co istnieje tylko na poziomie empirycznym, zjawiskowym. Wydaje się, że relacjom nie potrzeba żadnych obiektów. "Przedmiotem" relacji może być inna relacja, przykładowo: "przedmiotem" praktyki zarządzania może być praktyka nauczania, która z kolei kieruje się na - powiedzmy - praktykę interpretowania tekstu literackiego. Można by uznać, że na krańcach tego ciągu są jakieś obiekty: menadżer oraz tekst literacki. Chciałbym jednak spróbować uznać również je za jakiegoś rodzaju relacje-oddziaływania (coś na zasadzie: menadżer jako złożona struktura relacji organiczno-psychicznych oraz tekst jako struktura relacji znakowych itd. itd. itd.). Jeśli miałaby być tu mowa o jakichś obiektach to tylko jako empirycznych efektach działania relacji, przykładowo: praktyka nauczania wytwarza obiekt-uczącego (nauczyciela) oraz obiekt-nauczanego (ucznia). Upraszczając można by powiedzieć, że realne są tylko relacje, a obiekty to pewne złudzenia (chociaż prawidłowo należałoby tu rozróżnić modusy istnienia: istnieją i relacje i obiekty, jednak na różny sposób, powiedzmy: relacje istnieją transcendentalnie/ontologicznie, a obiekty empirycznie/ontycznie). Tak czy siak: pierwotne są relacje (siły), obiekty to tylko ich pochodne (a może wręcz: epifenomeny). Albo jeszcze inaczej (wciąż rozważam różne koncepcje): efekt to nazwa na dany, tymczasowy układ sił/relacji.

Siły (relacje, praktyki, oddziaływania) oraz ich efekty nie są wariantem na temat formy i materii. Nie ma formy i materii: są tylko nieustannie oddziałujące między sobą, tworzące rozmaite układy siły. Efekt to tylko coś dla nas (a w każdym razie: dla naszego potocznego odnoszenia się do świata, dla zdrowego rozsądku), pewna "widzialna, ontyczna maska", którą "przywdziewa" to, co "niewidzialne", ontologiczne.


"PERSPEKTYWY"
Podane przykłady mogą być nieco mylące. Nie mam zamiaru ponownie wprowadzić na scenę aczasowych istot, tym razem jednak przypisanych do siły/relacji, zamiast do obiektów. Tamte ilustracje służyły innemu celowi, więc starałem się zbytnio ich nie komplikować. Przywołajmy teraz sytuację nieco bardziej złożoną. Pomyślmy o praktyce jaką są (wojskowe) ćwiczenia fizyczne. Pojawiają się one w różnych czasach i miejscach: wśród średniowiecznego rycerstwa, wśród dworzan w XVII wieku, czy w napoleońskiej armii. Czy jest to jedna i ta sama praktyka? Bynajmniej. W społeczeństwie wieków średnich celem tego rodzaju działań cielesnych było przede wszystkim pokazanie odwagi: potyczki w czasie turniejów i treningów miały udowadniać nieustanną gotowość do dowiedzenia walką swojej pozycji społecznej. Z tego względu liczyła się w nich przede wszystkim siła fizyczna oraz wytrzymałość. Zupełnie inaczej było w XVII wieku: tam ćwiczenia miały przede wszystkim na celu doskonalenie zręczności, zwinności oraz panowania nad ruchami swojego ciała. Ideałamiami przestały być brutalna przemoc i odwaga, zastąpiły je: estetyzacja gestów, dbałość o wygląd zewnętrzny, a w walce: spryt. Wraz z wykształceniem się społeczeństwa typu dworskiego o pozycji społecznej przestała decydować odwaga i siła, a zaczęło piękno sylwetki i ruchów. Bywa, że na turnieju pierwsza nagroda przypada nie temu, kto trafił najbliżej środka tarczy, ale temu, kto uderzył w nią z największym wdziękiem. Do obowiązkowych ćwiczeń dołącza taniec. Jeszcze inaczej rzecz ma się od drugiej połowy XVIII wieku. Tam przestaje się liczyć zarówno odwaga jak i efektowność. Ćwiczenia mają na celu efektywność: maksymalizację militarnego potencjału żołnierza. Nie ważna jest jego odwaga, siła czy piękno ruchów, ale jak najwydajniejsze wkomponowanie się w wojskową masę. Jeszcze inną funkcję ćwiczenia fizyczne pełniły w starożytnej Grecji: były częścią procesu estetyzacji egzystencji mającego na celu podporządkowanie w sobie tego co niskie temu co wysokie. Zupełnie odrębną mają w dziedzinach pozamilitarnych, np. w procesie publicznej edukacji jako lekcje wychowania fizycznego: mają dbać o dobrą kondycję ciała, tak by było ono zdrowe i maksymalnie wydajne, by można było je później jak najskuteczniej wykorzystywać w procesie produkcji. Zapewne jeszcze inną mają wśród członków neonazistowskich bojówek czy młodej kadry menadżerskiej.

Podsumowując: nie ma praktyki jako jakiejś quasi-substancji, nie ma jakiejś aczasowej istoty praktyki, jest tylko funkcja (a mówiąc jeszcze precyzyjniej: funkcjonowanie). Praktyka, siła, relacja - to właśnie owa funkcja, to ją mam na myśli, to ją chciałbym uczynić postawą ontologii. Owe funkcje są bardzo różne, jednak dotyczą pewnej wspólnej dziedziny: ćwiczeń fizycznych. Chociaż lepiej tu powiedzieć o pewnej mgławicy, czy rodzinie. Bo znowuż: nie ma żadnych ćwiczeń fizycznych, które miałyby jakąś istotę, ale nie oznacza to też żadnej totalnej chaotyczności, relatywności. Jest to raczej pewien nieostry, otwarty zbiór tego, co rzeczywiście, materialnie zachodzi, a co łączy się z różnymi obszarami, tak że raz coś do owych ćwiczeń należy, innym razem zaś nie, np. do ćwiczeń rycerstwa nie należało stanie na baczność oraz pewien regulamin przebiegu dnia.


Złożony układ, strukturę takich sił-funkcji najlepiej byłoby określić (za Deleuzem i Guattarim) mianem maszyny. Maszyna działa, maszyna wiąże różne siły, maszyna funkcjonuje. Szkoła jest maszyną, społeczeństwo jest maszyną, człowiek jest maszyną (ale nie taką jak u La Mettriego), nauka jest maszyną, książka jest maszyną, ten blog również jest maszyną. "Wszystko jest maszyną. Niebiańska maszyna, gwiazdy lub tęcze na niebie, alpejska maszyna [...]. Nieustanny warkot maszyn." (Deleuze & Guattari) [Zabawne, że wracam do pojęciowości (a przynajmniej terminologii) Deleuze'a dokładnie w momencie, w którym przestałem się nim zajmować.] 

Na koniec mała dygresja. Przykład ćwiczeń fizycznych pokazuje doskonale, że "etyczny" model czterech typów sił jest zbyt uproszczony dla opisania wielości faktycznych praktyk. Nie oznacza to jednak, że jest błędny i że całkowicie z niego rezygnuję. Rozróżnienie sił (czy praktyk, funkcji) na aktywne i reaktywne ma pewien (funkcjonalny właśnie) sens - jednakże dobrze by było, przynajmniej na jakiś czas tę kwestię zawiesić, by nie przesłaniała różnorodności rzeczywistych zjawisk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz