środa, 2 stycznia 2013

LIV

Eksperyment - panowanie chrześcijaństwa to tylko igraszka rasy panów: byli ciekawi dokąd prowadzi i ta droga.


35 komentarzy:

  1. Czytałaś może moje "Przybliżenie" nr 3 o Nietzschem? Chodzi o taki problem: jak siły reaktywne, czyli z natury siły słabe i nietwórcze (które Nietzsche wiąże z moralnością niewolników, a tę z chrześcijaństwem) mogły zwyciężyć siły aktywne, czyli silne, twórcze (związane z moralnością panów). W "Przybliżeniu" przedstawiam interpretację Deleuze'a, który sugeruje, że działaniem sił reaktywnych jest osłabianie sił aktywnych (ich zatruwanie, zarażanie chorobą). Tutaj natomiast proponuję własną interpretację: siły aktywne podjęły pewne ryzyko (związane z każdym eksperymentem).

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli w innych sytuacjach siły aktywne nie podejmują ryzyka ?

    OdpowiedzUsuń
  3. Moim zdaniem "zawsze" podejmują, to należy do ich "natury" i dlatego próbuję (na razie jeszcze w formie aforyzmu, czyli "pomysłu", "konceptu" niż "traktatu", "wykładu") polemizować z interpretacją Deleuze'a (bardzo mocną moim zdaniem).

    OdpowiedzUsuń
  4. Aha ( przeczytałam ), czyli nihilizm nie jest ' dziełem ' sił reaktywnych a tylko aktywnych, przystających na ów eksperyment ? :)

    Szczerze, to ja widzę zupełnie na odwrót przyczyny upowszechnienia się chrześcijaństwa. Wyszło od prawdziwej aktywności na przekór gnuśności klasy panującej Rzymu. Uwiodło serca nową ideą, poczuciem lepszego błogostanu od przyjemności materialnych i komfortu władzy, było na tyle silne, że nie tylko ideologicznie zwyciężało w wiekach. Bardzo aktywna siła, wielkie zaangażowanie w budowanie siebie.
    Z oczywistymi nadużyciami w praktyce.
    Zapładnia nadal. Jeżeli posługiwać się pojęciami sił, to wg mnie na 100 % siły aktywne tylko były w stanie chrześcijaństwo z mocą wyznawać i rozpowszechniać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki za interwencję w cyferki i literki czasami nie do odczytania !

    OdpowiedzUsuń
  6. To nie taka prosta sprawa. Sam nihilizm nie jest ani dobry, ani zły, ani aktywny, ani reaktywny - może mieć różne funkcje. Np. tak popularny w naszych czasach hedonistyczno-ironiczny nihilizm jest reaktywny, jest niewiarą w wartości i niemocą stworzenia wartości. Natomiast jest też nihilizm aktywny, ten związany właśnie z tworzeniem wartości: bowiem by coś stworzyć, trzeba coś innego zniszczyć. To jedna kwestia.
    Druga jest taka, że chodziło mi raczej o to, że siły aktywne robią coś gotowe są podjąć ryzyko, to znaczy gotowe są również przegrać. Siły reaktywne są natomiast zawsze zachowawcze, nigdy nie podejmują ryzyka, zrobią wszystko by przetrwać. Nihilizm chrześcijański jest dziełem sił reaktywnych, które wygrały (zapewne na zasadzie odejmowania, o którym pisze Deleuze - moja i jego interpretacja nie koniecznie się wykluczają), jednakże wygrać mogły tylko dlatego, że siły aktywne nie działały zachowawczo, nie pragnęły utrwalić istniejącego porządku, ale szukały nowych możliwości, nowych dróg.

    Druga sprawa: prawdziwa aktywność chrześcijaństwa "na przekór gnuśności klasy panującej Rzymu"... Polecam bardzo uważną lekturę II i III tomu "Historii seksualności" Foucaulta. Analizuje on tam teksty filozofów, moralistów i lekarzy Greckich (IV i III wieku p.n.e.) oraz helleńskich i Rzymskich (I i II wieku n.e.). I cóż z tych analiz wynika? Otóż to, że większość - jeśli nie wszystkie - wątków związanych z moralnością i krytyką "rzymskiej gnuśności", które znajdujemy w pismach pierwszych chrześcijańskich myślicieli i później w rozwoju tej religii (od wspólnot zakonnych w przód) pochodzą nie z Biblii, nie z ST czy NT, ale z tradycji greckiej. Już helleńscy i rzymscy moraliści proponowali etykę inną niż owa "gnuśność", o której mówisz. Jeśli nie masz czasu na lekturę tych 2 potężnych tomów zajrzyj chociaż do rozdziału "Kultura Siebie" w tomie III, to raptem 20 stron. Foucault pokazuje też, jak przyswojenie owej kultury Siebie przez ruch chrześcijański zaraziło ją reaktywnością.
    I właśnie dlatego ważna jest genealogia. Żeby wiedzieć skąd pochodzą różne praktyki, gdzie istniała prawdziwa krytyka, a gdzie tylko ją powtarzano oraz jak pewne praktyki raz miały wymiar pozytywny (twórczy i wyzwolicielski), a innym razem negatywny (petryfikujący i zniewalający).

    OdpowiedzUsuń
  7. Nihilizm w swych funkcjach zawsze jest jakiś, nihilizm który tworzy wartości ( a nie pseudowartości - jak hedonizm ) - być nim przestaje. Ja tak to pojęcie odczytuję. Wydaje mi się również, że zapisana jest w nim obojętność wobec wartości.
    " Siły reaktywne są zawsze zachowawcze, nigdy nie podejmą ryzyka, zrobią wszystko by przetrwać. " No to spójrzmy z tej perspektywy na pierwszych chrześcijan, na represje ze strony władzy, na areny i lwy choćby, na ukrzyżowania. Chcieli przetrwać ?

    Historia seksualności - jest w necie ? Chętnie poczytam. Wiesz, mam świadomość wpływologii czy trwania idei równoległych. Jeszcze wcześniej niż grecka czy rzymska był pełen empatii buddyzm. Filozofia jest jednak dla węższej populacji odbiorców, religia ma zasięg ( wtedy o wiele istotniejszy ) szerszy. I bardziej emocjonalny.
    Dalej nie rozumiem, dlaczego ruch chrześcijański, wiara w Ideał, która przeniknęła w wieki, tworząc kulturę Zachodu, miałaby być reaktywna. No cóż perspektywizm ... :)
    Genealogia - mesjasza zapowiedzieli prorocy w ST. Nie jestem mocna w religioznawstwie, i mam mały margines zaufania do interpretacji, wolę poznać tekst autorski i sama go odczytać. Słowa na temat słów biorę pod uwagę w następnym ruchu przyswajania. Nikt nie jest obiektywny, wolny od ducha epoki, mód interpretacji itd.
    Najbardziej ... ufam jednak sobie, z prawem do błędów rzecz jasna :).

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie nie... Nie twierdziłem, że nihilizm tworzy wartości. Nihilizm wiąże się wyłączeni z destrukcją wartości i kropka. Tylko ta destrukcja może być wykorzystana w różnym celu, czyli mówiąc po "mojemu": opanowana przez różne siły - jeśli przez reaktywne to jest hedonizmem czy pesymizmem, jeśli przez aktywne to twórczością.

    Co do przetrwania. Masz rację, owi chrześcijanie nie przetrwali. Ale ja pisałem o siłach, nie o ludziach. Chrześcijaństwo to siła, to praktyka - i właśnie dzięki ofiarom ta praktyka przetrwała. Inaczej jest natomiast z siłą/praktyką aktywną: ona podejmuje ryzyko nieprzetrwania. Materialnie ten czy tamten chrześcijanin nie przetrwał, ale chrześcijaństwo jako pewna duchowość dzięki temu przetrwała.

    Niestety nie mam pojęcia, czy jest w necie.

    Zauważ, że nie napisałem "filozofia", ale: "filozofowie, moraliści i lekarze". Zwróć też uwagę na większą "popularność" filozofii w starożytności. Ponadto Foucault sugeruje, że "oczywistość" jaka towarzyszy tym wątkom w pismach myślicieli sugeruje, że była ona czymś, co było głęboko wrośnięte w kulturę grecką.

    Reaktywność chrześcijaństwa... najłatwiej będzie jeśli sięgniesz po "Z genealogii moralności" oraz "Antychrysta" (najlepiej w takiej właśnie kolejności) Nietzschego. Są dostępne w necie za darmo i legalnie (bo tłumaczenia Staffa trafiły do domeny publicznej). Chodzi o wiele czynników, także nie da się tego napisać krótko (krócej niż wspomniane książki, same w sobie niezbyt obszerne). Np. w "Antychryście" Nietzsche pokazuje pewien rozwój tej religii: od wczesnych ksiąg ST, gdzie judaizm był jeszcze silną religią silnego ludu, do ksiąg kolejnych, kiedy Żydzi osłabłszy "postanowili" przetrwać za wszelką cenę (reaktywność), zmienili swoją religię, na czoło wysunęli się kapłani (dla Nietzschego praktycznie tożsami z siłami reaktywnymi), zreinterpretowali wcześniejszą wersję judaizmu, potem pojawia się Chrystus, który proponuje coś na kształt buddyzmu, religię dla słabych, ale będącą raczej powolnym wygasaniem (czyli: nie przetrwaniem), a nie reaktywnym zatruwaniem oraz cała działalność Pawła, w którym po raz kolejny objawia się Żydowski kapłan i zatruwa nauki Chrystusa reaktywnością, resentymentem.

    OdpowiedzUsuń
  9. To co piszesz w 2. akapicie narzuca definicję sił aktywnych jako woli dążącej do unicestwienia, nieprzetrwanie = prawdziwa aktywność "panów " :)

    Wątpliwe, weźmy pod uwagę ówczesną strukturę społeczną, niewolnik, sługa, analfabeta nie bywał w Akademii czy choćby na agorze, nie poznawał i nie dyskutował o np. stoicyzmie czy hedonizmie.
    Plebs tłumnie oddawał się praktykom religijnym, w związku z podbojami ileż tych bóstw i religii było. Żadna jednak nie koncentrowała się na godności człowieka.

    Nie znam dobrze podziału w judaizmie, wiem natomiast gdzie chrześcijaństwo rozwijało się szybko, nie była to Judea.
    Na rolę kapłana można patrzeć różnie, czasy wtedy takie były, że ani radia, ani gazet, książki makabrycznie drogie, szkoły dla bogatych ... :)
    Jeżeli przesłanie Dekalogu ST wzbogacone o Słowa z Góry Błogosławieństw stały się czynnikiem kulturotwórczym, zbiorem praw regulujących życie społeczne na tysiąclecia, a przynajmniej pułapem do którego dążenie pozwala zapobiegać nieprawościom - to musi nim władać siła aktywna. Że ludzie nie potrafili i nie potrafią autentycznie realizować nauki Chrystusa - nie wińmy autora.

    OdpowiedzUsuń
  10. Poniekąd. Ale nie do unicestwienia totalnego, tylko do zmiany, nieustannej zmiany. Pamiętaj, że jesteśmy w ontologii stawania się, a nie bytu. Siły aktywne muszą "samounicestwiać" się, tzn. niszczyć swój aktualny stan, by powoływać do istnienia stan nowy, zmieniać się, tworzyć, przetwarzać. Prawdziwą aktywnością "panów" jest nieustannie się zmieniać. Przeciwnie jest z siłami reaktywnymi: dla nich najważniejsze jest zachować to, co jest, są petryfikujące, konserwatywne. Niewolnik chce za wszelką cenę (nawet za cenę własnej godności) przetrwać. Pan chce za wszelką cenę (nawet za cenę własnego życia) zmienić się.

    Masz rację, ale pisząc to myślałem o kulturze greckiej, czyli kulturze białych, wolnych mężczyzn - słudzy czy niewolnicy nie przynależeli do tak rozumianej kultury greckiej, więc przywoływanie ich to trochę jak użalanie się, że Mickiewicz nie jest wieszczem narodowym Niemców. Niewolnicy i słudzy tworzyli - w pewnym sensie - oddzielną kulturę. Czy to było dobre, czy złe to zupełnie inna kwestia niż kwestia tego, że temat ów dotyczył każdego Greka (białego, wolnego mężczyzny).


    Przypominam, że i Nietzsche nie winił autora - tzn. Chrystusa. Jezus dla Nietzschego był raczej pozytywną postacią (ale dodajmy - żeby nie było wątpliwości - pozytywną nie dlatego, że stworzył on religię dla aktywnych, twórczych, ale stworzył religię, która pomoże słabym i nieudanym spokojnie wygasnąć), negatywną postacią jest przede wszystkim Paweł. Ale Nietzsche podkreśla stwierdza również, że nauki Jezusa skończyły się wraz z jego śmiercią na krzyżu, reszta - całe dwa tysiące lat, o których mówisz - to dzieje przeinterpretowanego przez Pawła reaktywnego tworu.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ale to zmiana dla samej zmiany, czy cel jakiś sensowniejszy ?

    Biały, wolny, mężczyzna Grek zajmował się handlem, wojowaniem, rzemiosłem, uwodzeniem pań i panów :) niekoniecznie wolnych i białych, religią ( np. skazanie Sokratesa )itd.
    ... no nie wiem czy zagadnienia filozoficzne były w centrum uwagi tej nacji, chyba są one pochodną edukacji. Ale faktem jest, że stworzyli zręby filozofii.
    To jest perspektywizm Nietzschego i Twój, jakoś mimo dwóch tysiącleci Przekaz jest ciągle żywy dla ponad miliarda ludzi albo więcej. Co bardziej może świadczyć o sile, ' aktywności' tej nauki ?
    Jakaż instytucja może się poszczycić dłuższym bytem niż KK ?
    Co do Pawła z Tarsu, jego aktywność życiowa i duchowa były imponujące.
    Oczywiście, jeżeli aktywność ma polegać ma na ciągłej zmianie postaw, reinterpretacji przed chwilą wyznawanego poglądu, to miał ją jedną : z judaizmu do chrześcijaństwa.

    Ale na czym, dalej nie rozumiem, miał polegać eksperyment panów ?

    OdpowiedzUsuń
  12. W pewnym sensie zmiana dla zmiany, ale dla nieustannej zmiany: zmiana ma prowadzić do takiego stanu, który sam będzie dążył do zmiany, a nie do petryfikacji. A mówiąc nieco inaczej: witalizm - celem jest życie, pomnażanie życia. Ale samo życie znowuż jest zmianą, stawaniem się. Żadnego celu zewnętrznego.

    Ale przecież pisałem, że to nie o centralną pozycję filozofii chodziło, ale o to, że troska o siebie jest integralną częścią tej kultury i to dopiero "stamtąd" "przenosi się" do filozofii.

    Ciągle żywy Przekaz... Nie: ciągle żywe złudzenie ciągłości. Jedyne podobieństwo między chrześcijanami dziś, 100 lat temu i 2000 lat temu, między chrześcijanami w Europie, Azji, Afryce i Ameryce jest takie, że odnoszą się do tych samych imion i po części tych samych terminów. Wszystko inne podobieństwa są złudzeniem wynikającym z braku "zmysłu historycznego"... zmysłu (empirii) w ogóle. To nie żadna żywość przekazu, to jedynie żywość wykorzystywania go do "swoich" celów. Przyjrzyj się bez uprzedzeń, bez założeń, szczerym okiem historii - nie zobaczysz tam żadnej tradycji chrześcijańskiej, tylko serię różnych interpretacji, różnych praktyk, różnych tłumaczeń nawet. Pierwsi "chrześcijanie" pożerani przez lwy w cyrku, poznający ewangelie (i to nie tylko te 4) z greckich tłumaczeń i wierzący, że powrót Jezusa dokona się jeszcze za ich życia, a Polscy "chrześcijanie" którzy uczestniczą w obrządku organizowanym przez hierarchiczną instytucję KK z główną siedzibą w Watykanie, dla których powrót Jezusa to daleka, nieokreślona przyszłość, a biblię znają z oficjalnego, jedynego słusznego tłumaczenia na polski różnią się od siebie jak ogień i woda. Słowa, jak zwykle słowa sprawiają złudzenie ciągłości i podobieństwa. Podkreślam: słowa. Bo ty, twoi dziadkowie, twoi rówieśnicy z innego kontynentu, ludzie żyjący w średniowieczu i w starożytności nie wierzycie w tego samego Jezusa - jedynie reagujecie na to samo słowo, na ten sam dźwięk/napis i pewien zbiór innych słów (ale nie zawsze tych samych - vide: różne tłumaczenia) zawartych w ST i NT.

    A eksperyment panów... O cóż chodzi z aforyzmem? Ma on być tak wykuty, aby był formą podatną na różne interpretacje, możliwą do oglądania z różnych perspektyw, do zamieszkania przez różne siły. Aforyzm się wykuwa po to, by ktoś inny go wyłożył i by tym samym pokazał, jaką siłą jest: aktywną czy reaktywną. Właściwie nie powinienem wyjaśniać moich aforyzmów... Ciekaw za to jestem twojej interpretacji. A więc: na czym miał polegać eksperyment panów?

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak, tak - żadnych celów , żadnego Transcendensu :)
    Ale zauważ, że matka natura utrwala ( petryfikuje )rozwiązania ( zmiany) korzystne dla rozwoju, dla trwania, a nawet mamy do czynienia z organizmami, które co najmniej od miliarda lat pozostają takie same. To samo z prawami fizyki. Nie może wszystko i stale się zmieniać, bo albo byłby to nieracjonalny, szaleńczy kalejdoskop odsłon bytu albo tylko nawzajem unicestwiające się zaledwie prawdopodobieństwa bez szansy zaistnienia. Wystarczy , że czas się zmienia i zmienia status quo. I skąd pewność , że zmiana to zawsze coś lepszego ? Degradująca się aktywnie osobowość, to też zmiana ... ale na gorsze.
    Potrzebujemy stałości pędząc na naszej planecie po czasoprzestrzeni. Potrzebujemy lojalności, wierności w przyjaźni czy miłości, potrzebujemy sensu śmierci, ostatniej naszej tu zmiany.

    Mylisz obyczajowość epok z istotą Przekazu.
    I to fakt, że gorliwość jego wypełniania jest i BYŁA różna, zależnie od potrzeb pojedynczego wyznawcy, grupy, ducha epoki. Jezus wyznaczył szczyty człowieczeństwa oparte na miłości, trudno im sprostać, czy nawet trochę przybliżyć się. Ale to jedyny plan, który zrealizowany, uczyniłby życie pięknym. Został przekazany w słowach.
    Ciągłość to wiara w ich sens. On i Jego słowa, bo nieliczni doświadczyli bezpośredniego kontaktu, przenikają ( i tu zgoda, że może nie do końca wiernie - ewangelie pisane po czasie, ich wybór itd.) do umysłów i ducha kolejnych pokoleń. To żywy płomień znicza niesiony w Słowach przez kolejne sztafety.
    I dziś też są one narażone na na maczety, pożary, w wielu punktach świata ( Afryka, Azja ). Aktualnie najwięcej z powodu wyznawanej wiary ginie chrześcijan. Areny i lwy w nowych odsłonach.

    Nie wiem, faktem jest że cesarz Rzymu ustanowił chrześcijaństwo religią państwową, że lokalni, pomniejsi władcy wczesnego średniowiecza po kolei narzucali poddanym ową wiarę. Oczywiście zadziała zasada : czyja władza, tego religia. Czy był to ' spisek ' możnych tamtych czasów , czy raczej skuteczna strategia dochodzenia do poziomu cywilizacyjnego Cesarstwa, uzyskania spokoju, suwerenności ?
    To chyba nie był eksperyment - to konieczność tamtych czasów.

    OdpowiedzUsuń
  14. "Tak, tak - żadnych celów , żadnego Transcendensu :)" - zaczynamy się rozumieć ;)

    Oczywiście, że pewna stałość jest potrzebna - ja temu nie przeczę (Nietzsche również). Pisałem o tym we wpisie o genealogii: reaktywne nie oznacza złe. Siły reaktywne nie są czymś złym, co należy usunąć ze świata. One również są potrzebne, ważne, wartościowe. Chodzi jedynie o to, by nie dominowały, by nie rozrosły się ponad miarę. Mają dbać o pewną (relatywną) stałość podstawy, na której działają siły aktywne - wówczas wszystko jest okay. Nie jest okay, gdy rozrastają się ponad miarę i tłumią siły aktywne. Chrześcijaństwo jest właśnie takim nadmiernym rozrostem, buntem niewolników na polu moralności jak mówi Nietzsche. Jest taką religią-nowotworem, tkanką, która nadmiernie się rozrasta i niszczy organizm.

    I nie powinnaś pisać po naszych rozmowach, że śmierć jest końcem. Z życiem jest jak z tym lasem...

    Ale mi nie chodzi o żadną obyczajowość epoki, o mniejsze lub większe różnice przy wspólnym rdzeniu. Chodzi mi o to, że złudzeniem jest, że istnieje jakiś rdzeń chrześcijaństwa (poza stosunkowo pustymi treściowo słowami typu "Jezus") - tym co faktycznie (rzeczywiście, a nie w urojeniach pewnych ludzi) istnieje są różne interpretacje. Nawet KK nie jest jakąś jednolitą interpretacją: najpierw dominował w nim augustynizm (który całkiem nie zaniknął), potem tomizm, teraz pojawił się jeszcze personalizm (oczywiście tomizm czerpał z augustynizmu, a personalizm z ich obu). I nie chodzi mi również o gorliwość wypełniania - bo gorliwie lub nie trzeba coś wypełniać, a to coś... to za każdym razem inna interpretacja.

    Dla mnie to nie areny i lwy w nowych odsłonach - moim zdaniem to nowe odsłony inkwizycji, która zwalcza heretyków i innowierców.

    Ja Ci tylko proponuję coś, możesz to potraktować jako zabawę jeśli chcesz: zinterpretuj aforyzm. Długo już ze mną dyskutujesz, masz sporo wiedzy o moich poglądach (a w razie czego możesz się cofnąć do poprzednich postów), spróbuj na podstawie tego dokonać wykładni.
    Tylko pamiętaj pan, aktywny nie oznacza możny, nie oznacza arystokraty, szlachcica czy pana w sensie społecznym. Pan jest typem "egzystencjalnym", "ontologicznym". Panem, aktywnym - w sensie nietzscheańskim - może być zarówno osoba o społecznej randze arystokraty jak i o społecznej randze niewolnika.

    OdpowiedzUsuń
  15. Jeżeli już coś niszczy ' zdrową tkankę naszych organizmów ' to obyczajowa hucpa neoliberalizmu, walczę na co dzień ze skutkami niewiary w sens fundamentu Dekalogu, przecież wiesz. Proste ludziska na zasadzie : hulaj dusza , Boga nie ma( mądrale tak powiedzieli w TV i internecie)innych i siebie krzywdzą. Ci niby wykształceni ( choć bez zaglądania do Zbrodni i kary ) idą śladem durnego ducha Raskolnikowa.

    Jest ostatecznym końcem świadomości w Twojej wersji , pewnie można znaleźć pociechę w tym, że kwanty ciała, kiedyś powstałe w stosach gwiazd, po nas pójdą dalej i staną się częścią jakiejś zołzy czy łobuza:), ale ja więcej oczekuję.

    Dobrze rozumiem ? Masz pretensje, że rdzeń chrześcijaństwa daje się różnie interpretować ? I jeżeli daje - to go nie ma ? Mówimy o etyce, polu wartości... ale nawet gdyby wziąć pod mędrca szkiełko i oko algebrę : 2 + 2 -- > to dziś wcale wiemy, że suma nie musi wynosić 4. Ale okej, masz prawo od czynnika pozaziemskiego, spoza czasoprzestrzeni oczekiwać niewzruszonej stałości. Tyle, że nie są nimi wyznawcy, zgodnie z Twoją wykładnią panta rei - wszystko się zmienia, inne czasy - inne filtry. Zresztą chyba nawet w otoczeniu Chrystusa ludzie mieli problemy z odbiorem : Kochać wroga ? Kiedy tak trudno czasem najbliższego człowieka ? Zderzamy się z tym Rdzeniem na miarę swoich sił pojmowania i konkretnego działania.

    Wiedziałam, że tak odpowiesz :) i fakt masz rację.

    :)) Okej, chcesz wykładni ? Wezwanie mocnego ontologicznie i egzystencjalnie Jezusa - (niedowiarki) mocni aktywni ' panowie ' postanowili wesprzeć swoim poparciem i krzewieniem z nadzieją, że się ' wykopyrtnie ' :). Igraszka u niektórych zamieniła się w osobistą wiarę.

    OdpowiedzUsuń
  16. Upraszczasz wrzucając do jednego wora pracę w więzieniu, niewiarę w dekalog i obyczajową hucpą. Za komuny działacze Solidarności też lądowali w więzieniach bo łamali prawo - a pewnie tego nie nazwałabyś obyczajową hucpą. A przecież dla takich jak ty, pracowników instytucji państwowych, byli oni faktycznymi przestępcami. Możesz twierdzić, że obecnie państwo i prawo jest sprawiedliwe, a wtedy nie było - ale tak (prawie) zawsze mówią ci, którzy pracują w państwowych instytucjach; w końcu każdy chce wierzyć, że to co robi jest dobre.
    I myślę, że dziś jest podobnie. Jeden łamie prawo bo jest małym i podłym człowiekiem, a inny dlatego, że to prawo nie jest sprawiedliwe.
    No i czymże jest ubita siekierą lichwiarka w porównaniu do milionów wysyłanych na śmierć przez Państwa i milionów niewolonych przez Kapitalistów. Ale przecież tych, którzy mają w swym ręku władzę się nie sądzi - sądzi się ubogich Raskolnikowów.


    I nie, ja nie mam pretensji do chrześcijaństwa, że daje się różnie interpretować. To tak jak miałbym pretensję do tego, że (w klasycznym ciele liczb rzeczywistych) 2+2=4... Chrześcijaństwo daje się różnie interpretować, bo... bo wszystko daje się różnie interpretować, bo nigdzie nie ma rdzeni. Jedyna "pretensja" jaką mam to ta do poglądu, że istnieją jakieś rdzenie i wyciąganie na tej podstawie wniosków (takich wniosków jak to, że istnieje coś takiego jak ogólne - ponad historyczne i ponad geograficzne - chrześcijaństwo: że ludzie dziś i w średniowieczu, ludzie tu w Polsce, w USA, w Azji i Afryce wierzą w tego samego Jezusa i te same nauki).


    No to mamy jakąś wykładnię. Ale spróbuj jeszcze raz. Tym razem uwzględnij to, co pisałem wcześniej: osoba aktywna w znaczeniu nietzscheańskim, nie jest równoznaczna z kimś kto faktycznie należy do wyższej klasy społecznej, nie jest również równoznaczna z autorytetem, który wszystko z góry wie najlepiej (tzn. nie ma tu mowy o jakimś "niedowiarkostwie", ono nie należy do bycia aktywnym, za to należy do niego samodzielne myślenie - ale to jest czymś innym niż bycie niedowiarkiem). Weź również pod uwagę, że liczenie na to, że się coś "wykopyrtnie" jest raczej przejawem resentymentu, który należy do reaktywności, a nie aktywności. Aktywność polega na tworzeniu, a jeśli coś niszczy, to jest to tylko "pochodną" tego tworzenia.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wystarczyłoby, aby każdy postępował tak, jakby chciał by wobec niego postępowano, wtedy zakłady karne nie byłyby potrzebne.I nie byłoby Twej irytacji. Oczywiście, że prawo bywa niesprawiedliwe i trzeba wtedy zmieniać ( walczyć ) jego literę. Dziś też nie jest idealne, zamykanie za kilka gram konopi, czy nieuiszczenia grzywny, gdy nie ma się na nią środków ( bezrobocie lokalne, liczna rodzina ) to przegięcie. Więźniów politycznych na szczęście nie ma. Jaki był stosunek klawiszy i całej reszty w ówczesnych czasach - różny - o czym mówią byli działacze. Warto tu pochylić głowę przed osadzonymi w czasach stalinowskich - Ci przeszli piekło.
    Nie jest winą natomiast pracowników ZK nie pociąganie do odpowiedzialności i zamykanie za murem - ludzi władzy. Podstawą aresztu i osadzenia jest wyrok sądu na podstawie oskarżenia prokuratury, a ta jest z politycznego nadania, więc ( mamy demos ) wrzucajmy kartę do urny wyborczej po głębokim namyśle nad tymi aspektami życia zbiorowego.
    W sumie podejrzewam, że przede wszystkim odczuwasz dyskomfort wobec siły , która może cię pozbawić wolności. Tak na wszelki wypadek jesteś wściekły na to, bo nie podejrzewam, że chciałbyś stać się tzw. klasycznym przestępcą ( kradzieże, rozboje, nie mówiąc o większym ciężarze gatunkowym - gwałty, morderstwa ). Prawda ? Przecież siła aktywna, nie będzie niska i podła.
    Raskolnikow najbardziej bał się kary. I nie rozumiał, że życie każdego jest na każdym etapie i w każdych warunkach - wartością bezwzględną. Na szczęście odeszliśmy od kary śmierci.

    Mój Drogi, oczywiście masz rację, że ludzie różnie interpretują - ale coś co kiedyś było, to istniało, i ten fakt ( jak i fakt istnienia Twego prapradziadka i babki ) jest nie do wymazania. Z tego powodu zaistniałeś Ty, a z Przekazu Jezusa istnieje chrześcijaństwo. Od rdzenia, od grupy genów - które gdzieś tam kiedyś musieliśmy dzielić :).

    Poddaję się, jestem za cienka wobec tego aforyzmu. Czemu ci aktywni, nawet dla zabawy, chcieli wg Ciebie - resentymentu, reaktywności ?

    OdpowiedzUsuń
  18. Nie twierdziłem, że to wina pracowników ZK. Poza tym ja w ogóle staram się z mojego słownika wykluczyć pojęcie winy.
    Nie jestem też wściekły na wszelki wypadek - po prostu pod wieloma (ale nie wszystkimi) względami bardzo blisko mi do anarchizmu. Jestem negatywnie nastawiony do religii - czy będzie ona wiarą w Boga, czy w Państwo bez różnicy.

    Mylisz (choć to typowa dla metafizyków pomyłka ;) ) rdzeń, czyli istotę, z elementem w łańcuchu historii. Ja nie uderzam w to, że był jakiś Jezus i coś tam powiedział, nie uderzam w ten historyczny "fakt", tylko w uznawanie tego "faktu" za jakiś rdzeń, który zawsze byłby ten sam i dzięki temu łączył wszystkich chrześcijan i tworzy jedno chrześcijaństwo, jedną religię. Moim zdaniem faktycznie jest to seria zupełnie różnych religii, które tożsame/ciągłe/oparte na jednym rdzeniu są jedynie w wyobraźni.


    Siły aktywne ze swej natury próbują opanować inne siły. Chrześcijaństwo (jako nauki Chrystusa) może mieć swoją funkcję również w społeczeństwie aktywnych, o ile przybierze raczej formę "europejskiego buddyzmu", tzn. religii pokojowej, pomagającej spokojnie wygasnąć tym, którzy są słabi. Jednakże walka pomiędzy siłami (i o tyle jest to eksperyment, igraszka) niesie za sobą ryzyko (które aktywni są w stanie podjąć) przegranej. A ta przegrana to nadmierny rozrost sił reaktywnych (chrześcijaństwo w wersji Pawłowej), które niszczą siły aktywne.
    Ale może to mieć też taki wymiar dla sił aktywnych: kolejny wróg do pokonania, kolejna przeszkoda do przezwyciężenia. Aktywność to nieustanny wysiłek i walka - wymaga wroga, nawet takiego, którego trzeba sobie wynaleźć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze jeden wymiar: chrześcijaństwo przyczyniło się również do wyprodukowania nowych zjawisk, które siły aktywne mogą zawłaszczyć. Np. dzięki swojemu uniwersalizmowi uprawomocniło mieszanie się ras i klas co z jednej strony miało skutki negatywne (wyrugowanie hierarchii), ale z drugiej pozytywne (nowe możliwości życiowe, nowe typy fizjologiczne). Albo nieczyste sumienie, które produkuje chrześcijaństwo, chociaż samo jest czymś reaktywnym, zatruwa duszę, zatruwa jednostkę, to jednocześnie może u silnej jednostki może przerodzić się w wewnętrzną wojnę z samą sobą i przez to przyczynić się do jakiejś twórczości (ale raczej o tyle, o ile samo nieczyste sumienie zostanie pokonane) [być może Witkacy byłby tu jakimś przykładem - dawno się nim nie zajmowałem, ale zdaje mi się, że był u niego taki wewnętrzny konflikt wartości chrześcijańskich z innymi].

      Usuń
  19. W ponad dobrem i złem - winy być nie może - logika ! ;)

    A dla nietzscheanisty - słowa Nietzschego ciągle takie same są, czy ich sens zmienia się w czasie ?
    Czy różne interpretacje, doznania estetyczne z oglądania Nike z Samotraki - sprawiają że ten przez nas dziś oglądany posąg jest inny od tego ze starożytności ?
    Czy różnorodność doznań płynących z oglądania tego samego obiektu może być powodem zanegowania ich ' istoty ' - czyli doznawania ?
    ------------------------
    Trzy wymiary : opanowanie innego, potwierdzenie sensu istnienia ( aktywność = walka ), wykorzystanie takich elementów, które generują kreację.
    Ciekawość drogi ?

    OdpowiedzUsuń
  20. Bycie nietzscheanistą (moim zdaniem oczywiście) polega wyłącznie na interpretowaniu. Ba, powiedział bym nawet, że na wykorzystywaniu. Bierzesz co ci pasuje, robisz z tym co uważasz, co ci się nie podoba odrzucasz.

    A co do Nike z Samotraki. Pewnie w starożytności był mniej zniszczony ;P Ale tak na poważnie. Na pewno była przyczyną zupełnie innych doznań, choćby dlatego, że miała wówczas silnie sakralne znaczenie, którego dziś jest pozbawiona. To na pewno wpływało na interpretację. A czymże byłby ten posąg bez tego interpretującego, perspektywicznego wzroku? Jedynie kupą atomów. Ale jeśli pytasz o tę kupę atomów - jeśli znasz podstawy fizyki, to wiesz co się z nimi dzieje. Być może, patrząc z daleka i bardzo ogólnie jest to dziś ten sam posąg co wówczas - ale w końcu przyjdzie jego pora, skruszeje i rozpadnie się. A myślę, że religijne odnoszenie się do Jezusa i jego nauk nie jest takie jak ten kawał kamienia, tzn. nie ma mowy o jakimś skruszeniu i rozpadnięciu się rdzenia, istoty (czym innym jest zapomnienie nauk, nie o tym mówię). Chodzi mi o to, że analogia kamiennego posągu i nauk Jezusa nie jest właściwa.

    A co do twojego ostatniego (nad kreską) pytania. Nie mogę na nie odpowiedzieć, bo stawiasz w nim tezę, z którą się nie zgadzam, tzn. że ogląda się ten sam obiekt. Myślę, że wszystko rozbija się o to, że przyjmujesz bardzo zdroworozsądkową epistemologię: jest podmiot, który ogląda i przedmiot, który jest oglądany, a podmiot i przedmiot są do siebie w stosunku zewnętrznym. Moim zdaniem natomiast nie ma (przynajmniej bazowo) ani podmiotu, ani przedmiotu, tym bardziej jako zewnętrznych sobie - jest jakaś wewnętrzna relacja pomiędzy nie do końca określonymi "istnościami". Przekładając to na klasyczne (i baaardzo nieadekwatne) kategorie powiedziałbym, że "ten sam" przedmiot oglądany przez różne podmioty, jest za każdym razem inny, bo w inne relacje wchodzi. Ale to wszystko przy klasycznej czy też potocznej epistemologii brzmi paradoksalnie.

    ----
    Jasne, że ciekawość. Nic z góry nie jest przesądzone. Chociaż (dla nietzshceanistów) chrześcijaństwo jest praktycznie synonimem reaktywności i resentymentu, to podchodząc do sprawy sumiennie trzeba stwierdzić, że nic z góry nie było w chrześcijaństwie przesądzone. I o tyle "aktywni" nie mogli wiedzieć co z tego wyniknie, musieli się przekonać "na własnej skórze".

    OdpowiedzUsuń
  21. Ale na interpretowaniu słów Nietzschego ? Bo jeśli autor nieistotny, to metoda uniwersalna i stara jak świat. :)

    Nike jest symbolem zwycięstwa, mocno w tym symbolu 'umocowanym'. Bez perspektywicznego wzroku autora by nie powstała. Analogia jest z zapisem materialnym !( nie odbiciem w umysłach ) słów Jezusa , czyli NT. Oczywiście, oczywiście podkreślisz różnicę ( zwoje, kartki, tłumaczenia ), ale tak jak nośnikiem, no dobra - czegoś - jest pomnik, tak nośnikiem Słów jest NT w różnych formach materialnych.

    Poszłam poza przedmiot w tym akapicie, chodzi o istotę doznań podmiotu, różnych doznań i na nawet różnych podmiotów - o dziwo częściowo ze względu na budowę organizmu, częściowo też ze względu na rzeczywistość - doznających DOZNAŃ. Tego niezrelatywizujesz, życie to jego doznawanie.
    Cezary, ja nie mogę, nie potrafię zaakceptować, zrozumieć, braku istotności podstawowych, one są. Istotą życia jest jego śmierć. Nie wywiniesz się z tego :), chyba że przyjmiesz Zmianę istnienia świadomości po śmierci :).

    ---
    Jakby nie było ' aktywnym ' w niczym ono nie zaszkodziło . :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Tak, na interpretowaniu słów Nietzschego, ale interpretowali je i faszyści, i konserwatyści, i marksiści, i postmoderniści itd. A te interpretacje są do siebie często tak niesamowicie niepodobne, że... A nawet jeśli słowa brzmią podobnie, to inne praktyki rodzą... Czy metoda stara czy nie można by dyskutować, ale w sumie nie widzę potrzeby, niezbyt ważne jest, czy ktoś tysiąc albo dwa tysiące lat temu z niej korzystał, tylko jakie efekty za jej pomocą się osiąga.

    Wiesz, nie badałem nigdy historii idei zwycięstwa. Bo jeśli miałbym oceniać na podstawie swoich wyobrażeń, powszechnych mniemań i hollywodzkich filmów to powiedziałbym, że zawsze oznaczała to samo. Ale myślę, że nie są to wartościowe dla nauki źródła. Ale wiem co nieco na temat historii miłości "erotycznej" i chociaż wydawałoby się, że kochać to zawsze znaczy kochać, to jednak uważne badanie dziejów pokazuje, że dla starożytnych Greków miłość (eros) była niesymetryczna relacją, gdzie ten, który kocha był aktywny, ten który był kochany był bierny i większą wartość miał ten, który jest kochany; dla pierwszych chrześcijan miłość (agape) również była niesymetryczną relacją, gdzie większą wartość miał ten, który kocha; natomiast na średniowiecznym dworze miłość (minne) była relacją symetryczną, gdzie oboje kochanków było aktywnych i oboje miało taką samą wartość. Za każdym razem była to miłość, jako miłość była przeżywana, miłością nazywana. A jednak miłość miłości nie równa. Być może zatem i zwycięstwo nierówne zwycięstwu.

    "Istności podstawowe" to tak ogólna kategoria, że nic nie mówi, nie da się z niej żadnego użytku zrobić, jest w pewnym sensie pusta. Zgodzę się, że się nimi posługujemy. Ale nie zgodzę się, że zawsze w ten sam sposób, że zawsze znaczyły to samo. Ale nie oznacza to, że postuluję jakiś brak. Ja tylko opowiadam się za różnicą - używano ich w różnych znaczeniach, różnie je rozumiano.

    ---
    Zaszkodziło. To, że - być może - aktywnym udało/uda się wyciągnąć dla siebie z tego wszystkiego "korzyść" nie oznacza, że nie było negatywnych skutków. Być może przyjdzie taki dzień, że aktywni zwyciężą i wówczas "wyzyskają" dla siebie chrześcijaństwo. Jednak te 2 tysiące lat dominacji chrześcijaństwa, to też wiele negatywnych efektów. Nietzsche pisze np. że chrześcijaństwo zniszczyło tak wspaniały umysł jak Pascala - wtrąciło go w pesymizm. Myśl o tym, jak o wojnie. Nawet jeśli ostatecznie aktywni wygrają, to nie oznacza, że nie poniosą żadnych szkód po drodze.

    OdpowiedzUsuń
  23. Chodziło tylko o doprecyzowanie pojęcia nietzscheanisty ; )

    Nie badałam historii pojmowania zwycięstwa, owszem wiem , że może być pyrrusowe, nieznaczne, gorzkie, wielkie, niesprawiedliwe,pozorne, olśniewające ... cóż przymiotniki odróżniają ' jakości ' wygranej w bitwie, szachach, miłości, w piaskownicy, w pracy... z wrogiem, z sobą samym, z ideą ...
    Ale w ruchu Nike, w pochyleniu nieznacznym, w rozpostartych skrzydłach jest SZLACHETNA ODWAGA do walki - a taka odwaga , to lepsza część istoty walki. Bez niej nie mamy do czynienia ze zwycięstwem, tylko pozornie ' wygrywamy ', w rzeczywistości pozostając małymi przegranymi.
    Znasz Rilkiego ? " ten kształtujący duch trudzący się nad istnieniem ... " Tego ducha zwycięskiej odwagi wyraził nieznany rzeźbiarz.
    Bo ja chyba patrzę nad wyraz pionowo :) Miłości wyrazów wiele, interpretacji multum również, ale jest to podstawowe odczucie, fundament fundamentu, cisza po łuku wzruszenia.

    To już jakiś kompromis :)! Ja jednak cholernie tradycyjnie, po Platońsku ( ale w nowszej wersji )ciągle je odczuwam.

    -------------
    Jeżeli coś wygrywa z ' aktywnymi ' to znaczy, że jest/ było aktywniejsze. ;)

    OdpowiedzUsuń
  24. Ja obstaję przy tym, co pisałem w naszej dyskusji o edukacji. Ta miłość czy zwycięstwo bez przymiotników, bez interpretacji, jako to podstawowe odczucie, fundament fundamentu to jak grawitacja pomiędzy konikiem polnym i Ziemią - może i opis adekwatny do modelu, ale sam model jest bardzo, bardzo odległy od rzeczywistości.

    ----
    Nie no, pisałem o tym w Przybliżeniu o Nietzschem. Siły reaktywne mogą wygrać z siłami aktywnymi, ale nie dlatego, że w sumie tworzą siłę większą, aktywniejszą, ale dlatego, że odbierają moc tamtej, osłabiają ją. Poza typ pamiętaj, że aktywność i reaktywność to jakości sił. Upraszczając: aktywność polega na twórczości, reaktywność na petryfikowaniu - to, że coś wygrywa nie oznacza z konieczności, że to coś jest bardziej twórcze.

    OdpowiedzUsuń
  25. Bez tworzenia modelu - nie byłoby nauki. No fakt ... i edukacji :)
    Nawet perspektywicznie zawsze uogólniasz - szukasz róznic i podobieństw, budujesz strukturę - a jej budowa to teoria.

    Moc oddziałania sił aktywnych i reaktywnych sprawdza się dość konkretnie poprzez wybory ludzi, którzy się im przyglądają , efektom ich działania. To problem wielki czy można było wybrać alternatywną wersję dróg pokoleń , aby w ogóle przetrwały.
    Niemniej, dzięki. Masz tez rację.

    OdpowiedzUsuń
  26. Też tworzę model, z tym się zgodzę (z tym jak go tworzę - że przez uogólnianie, nie koniecznie... ale mniejsza o to). Tyle, że staram się wyjść poza model jabłka, planety i grawitacji między nimi, razem z założeniami jakie się za tym wszystkim kryją, ku bardziej skomplikowanemu i adekwatnemu modelowi. Nie wiem, czy idę w dobrym kierunku, ale jeśli nie przejdę tej drogi, to się nie przekonam.

    OdpowiedzUsuń
  27. Nic nie jest bardziej skomplikowane niż przestrzeń rzeczywistości ... biliony i biliony ma odsłon w mega powiązań ujętych.
    Więc co ? Można tylko konstruować hipotetyczne modele.
    Mam nadzieję, że to ślepa uliczka a nie piękny trakt, sorry ! :)

    OdpowiedzUsuń
  28. Jasne, że nie jest. Ale to nie oznacza, że mamy pozostać przy prostackich modelach i nie budować bardziej skomplikowanych.
    I oczywiście - to wszystko to tylko hipotezy.

    W sumie jeśli liczysz na to, że to ślepa uliczka, to nie do końca rozumiem po co tu zaglądasz :P Chcesz mnie zniechęcić? :P

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie prostackich tylko mniej ' pojemnych '.

    Skądże, mi wygodnie tu, wiesz ? :) Nie chcę zniechęcać - aktywność cenię , a że intuicja mi podpowiada - nie tędy droga, to co, mam udawać ?
    Akceptacja nie pomaga na takim szlaku, szkoda że nie mam odpowiednich narzędzi, aby Ci pomóc. Trafił Ci się dyletant - sorry.

    OdpowiedzUsuń
  30. Skrajnie uproszczonych :P Pojemne to one zazwyczaj są cholernie - każdą bzdurę da się w nie wcisnąć (jak teoria sympatii i antypatii, w której grawitacja jest wyjaśniona jako efekt miłości pomiędzy ciałami ;) ).

    Nie przepraszaj. Tylko pytałem :) a poza tym publikuje w sieci też ze względu na aspekt popularyzatorsko-dydaktyczny. Każda pomoc się przyda (krytyka również coś daje: wskazuje miejsca, które muszę dopracować, albo sformułowania, które są niejasne dla innych), ale gdyby zależało mi tylko na pomocy nie prowadziłbym bloga, ale męczył profesorów na konsultacjach ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. :) Ależ piękna ' teoria ' , aż się prosi o liryk - erotyk.

    Jasne, sam dajesz radę, tylko czas Ci zabieram, wykrztuś to wreszcie ;)
    Niemniej, pamiętaj że jestem wdzięczna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdybym uważał, że zabierasz czas już dawno bym uciął tę wymianę komentarzy :P

      Usuń